Boimy się śmierci, ale szukamy możliwości „podglądania jej” z bezpiecznego dystansu
Pochwalony bądź, Panie mój, przez naszą siostrę śmierć cielesną,
której żaden człowiek żywy uniknąć nie może.
Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych;
Błogosławieni ci, których [śmierć] zastanie w Twej najświętszej woli,
albowiem śmierć druga nie wyrządzi im krzywdy.
Chwalcie i błogosławcie mojego Pana,
i dziękujcie Mu, i służcie z wielką pokorą
– czytamy w „Pieśni słonecznej św. Franciszka” przypisywanej „biedaczynie z Asyżu”. Dziś określanie śmierci mianem „siostry” wydaje się niemal herezją, a jednocześnie cała nasza kultura przesycona jest tematami związanymi z umieraniem – i to na ogół gwałtownym. Trudno o netfliksowy serial, w którym motyw śmierci – nierzadko ukazanej niezwykle naturalistycznie – byłby nieobecny. W ostatnich latach w okresie poprzedzającym uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny polskie ulice, witryny sklepowe i restauracyjne przyozdobione są dekoracjami szkieletów, duchów i demonów. Estetyka halloweenowa zagościła u nas na dobre, co roku wywołując dyskusję na temat zagrożeń duchowych związanych z obrzędami, przed którymi przestrzegają egzorcyści.
Bal Wszystkich Świętych
„Zajmowałam się okultyzmem, nie wiedząc, że robię coś złego. Podobnie bawiłam się w Halloween, nie mając pojęcia, że jest to największe święto satanistów. Nikt mi nie uświadomił tego, że chociażby symbolika wydrążonej podświetlonej dyni wystawionej przed dom to nie jest zabawa, ale konkretny staroceltycki gest rytualny wyrażający to, że oddaję mój dom pod opiekę złym duchom i oddaję im cześć” – powiedziała w rozmowie z SalveTV Patrycja Hurlak, autorka książki „Nawrócona wiedźma”. „A przecież możemy bawić się zupełnie inaczej – chociażby na imprezach «Holy Wins», na które przybywamy w stroju ulubionego świętego. Czas jest u nas, w Niebie nie ma czasu, więc możemy w tej sposób wziąć udział w realnie odbywającym się tam «Balu Wszystkich Świętych». Dlaczego mamy czekać do śmierci z wbiciem się na tę wielką imprezę? Dlaczego mamy wciskać kit Panu Jezusowi i mówić Mu: «wiesz co, ja idę na imprezę do szatana, bo on ma fajniejszą?»” – pyta młoda kobieta.
„Listopad jest ostatnim miesiącem w roku liturgicznym, a więc jest to miesiąc dojrzałości pokazujący nam cel, do którego zmierzamy – Niebo albo ewentualnie czyściec. […] Święci to ludzie spełnieni, szczęśliwi, ci, w których życiu objawił się Chrystus. My z kolei przeżywamy potworny kryzys kulturowy i duchowy, nie potrafimy się cieszyć. A im mniej człowiek umie się cieszyć, tym bardziej pragnie zabawy. Bawimy się, bo się boimy. Żyjemy w obsesji śmierci, bo oddaliliśmy się od idei żywego Boga. Tu chodzi nie tylko o śmierć fizyczną, ale i o śmierć egzystencjalną. Nasze rozrywki i zabawy przypominają narkotyk, który przyjmujemy, żeby nie czuć” – podkreśla w tej samej rozmowie ks. prof. Robert Skrzypczak.
Czym różni się katolickie „memento mori”, hasło nierzadko ozdabiane symbolem czaszki nawiązującym do przemijania od halloweenowych upiorów? Najkrócej rzecz ujmując: celem. Używana przez kamedułów, kartuzów czy trapistów maksyma „pamiętaj o śmierci” stanowiła przypomnienie o ostatecznym celu życia – wieczności i nawoływała do właściwego stosunku do przemijających spraw doczesnych, ustanawiając horyzont ludzkiego życia poza jego wymiarem ziemskim. Wskazywała na konieczność dokonywania takich wyborów moralnych w życiu doczesnym, aby nadać jak najpiękniejszy kształt swojej duszy i uczynić ją gotową do stanięcia w swoim czasie przed Stwórcą.
Pamiętanie o śmierci po to, aby lepiej żyć, jest czymś diametralnie innym niż oswajanie tematyki śmierci po to, aby o niej de facto… zapomnieć. Halloweenowe zabawy banalizują i komercjalizują śmierć, odwracając zarazem uwagę od polskich i katolickich tradycji modlitwy za dusze czyśćcowe i proszenia o wstawiennictwo wszystkich świętych – tych oficjalnie kanonizowanych i tych anonimowych, orędujących za nami u Boga.
Gra w umieranie
Boimy się śmierci, ale szukamy możliwości „podglądania jej” z bezpiecznego dystansu. Członkowie facebookowej grupy „Prosektorium/Pro-morte – tematy pogrzebowe” mieli bardzo różne motywacje dołączenia do tego forum. „Ja tu jestem ze strachu przed śmiercią. Przeraźliwie boję się śmierci”. „Fascynacja? Ciekawość? Mieliśmy w podstawówce eksponaty w formalinie w sali biologicznej... Potrafię zachować zimną krew w sytuacjach, kiedy inni panikują? Medycyna była zawsze moim hobby, ale nigdy nie miałam szansy na start, więc teraz cieszę się że jest internet”. „Bo już zgorzknieliśmy. Gołe d… dawno się znudziły. Piękni ludzie się znudzili... Ciekawe, czego będziemy ciekawi za 10 lat”. „Liczę na to, że choć trochę uodpornię się na takie widoki i w razie potrzeby, wypadku kogoś, nie będę stał jak słup, tylko pomogę mimo krwi czy gorszych scen”. „Grupa arcyciekawa.
Oglądam i czytam komentarze, bo życie chcę poznać z każdej strony. A kiedy przyjdzie czas na autopsję w tym temacie – będzie już za późno”. „Jak byłam dzieckiem, śnił mi sąsiad, który powiesił się na klatce schodowej w bloku. Widziałam go, jak stał w stroju mnicha, kaptur na głowie, przepasany sznurkiem. Wiedziałam, że to on, bo znałam głos. I prosił o modlitwę... Później był wujek, który został zabity… To samo. Oni przychodzą we śnie i pewnie to, co możemy jeszcze dla nich modlić, to zamawiać mszę.... Bo to życie po śmierci istnieje. Taka refleksja przez Zaduszkami”. „W naszym społeczeństwie śmierć, pogrzeb to są tematy tabu, zakazane w rozmowach przy stole. I ludzi to zwyczajnie ciekawi” – piszą internauci.
Śmierć jest tajemnicza, otoczona mitami. „Ale one wszystkie mają tyle samo sensu, co nietoperz wkręcający się we włosy. Chyba najsłynniejszym mitem jest łamanie zmarłym kości przez pracowników zakładów pogrzebowych w trakcie ubierania ciała do trumny. Inna wersja tego mitu to rozcinanie ubrań, by założyć je na sztywne ciało. Jedno i drugie to zupełna nieprawda. Po pierwsze, stężenie pośmiertne mija po kilku lub kilkunastu godzinach, a nawet jeśli nie mija do końca, stawy dają się «rozćwiczyć». Po drugie… czy przygotowując danie z kurczaka, próbowała pani złamać kurczęcą kość? Prawie niewykonalne. A co dopiero ludzką” – mówią w rozmowie z Małgorzatą Węglarz, autorką książki „Zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej”, Anna i Jacek, mistrzowie ceremonii świeckich.
Cytowana na łamach tej samej książki Anna Charko, psycholog zdrowia, współtwórczyni kart konwersacyjnych „Rozmawianie o śmierci cię nie zabije” (Jest ich tyle, ile w „normalnej” talii. Na awersie umieszczone zostały symboliczne grafiki, rewers to natomiast myśl, sentencja czy zarysowane zagadnienie otwierające przestrzeń do dyskusji), opowiada o swoim projekcie: „Karty dzielą się na pięć kategorii, są to obszary do rozmowy, refleksji: «umieranie», czyli te wszystkie myśli związane z procesem odchodzenia i dyspozycjami dotyczącymi na przykład leczenia, uporczywej terapii, bólu czy cierpienia. Jest kategoria «beze mnie» – co zostanie, kiedy mnie już nie będzie? Kategoria «fundamenty» zawiera podstawowe pytania, które mogą być istotne, żeby się do tej rozmowy przygotować. Dotyczą nie tyle samej śmierci, ile tego, co jest dla mnie ważne w życiu. Mamy również kategorię «zamykanie», która wydaje mi się bardzo ważna, ponieważ zawiera szereg tematów związanych z porządkowaniem tego, co po sobie zostawiamy, przekazywaniem informacji, między innymi jak mają wyglądać nasze konta internetowe po śmierci, jak pożegnać się z ważnymi dla mnie osobami, ale również jak wybaczyć komuś i sobie. Można powiedzieć, że jest to taki przekrój tematów: od praktycznych po emocjonalne. Ostatnia kategoria to «odradzanie». Na karcie znajduje się motyl. To wszystkie wątki związane z odradzaniem się po stracie czy dzięki stracie. Doświadczenie choroby może wzbogacić, można je przekształcić w proces wzrostu osobistego, może nieść zalążek czegoś dobrego. Ta kategoria kart powstała dlatego, że wielu uczestników warsztatów – pacjentów, seniorów – zgłaszało ten temat jako dla nich istotny”.
O ile pojawienie się nowych zawodów związanych z umieraniem – takich jak mówca pogrzebowy, „towarzysz/ka w żałobie” czy doula umierania [Doula to „kobieta, która towarzyszy, służy”, istnieją także doule rodzenia – przyp. A.Ż.] może budzić niepokój dotyczący profesjonalizacji, a co za tym idzie – komercjalizacji kolejnych, najbardziej intymnych przestrzeni naszego życia i złamanie istniejącego dotychczas porządku pozostawania tych sfer w gestii rodziny i kapłanów, o tyle może tu wystąpić efekt synergii, ponieważ – jak podkreślają doule umierania – ich rolą jest wsparcie nie tylko odchodzącej osoby, ale i jej najbliższych, nie tylko w wymiarze emocjonalnym, ale także praktycznym.
„Siedząc przy kimś, sprawiam, że rodzina może odpocząć, coś zjeść, pójść na zakupy, zrobić coś zwyczajnego, normalnego. Są spokojni, bo wiedzą, że ktoś jest w domu i dba o ich bliskiego. I że, jeżeli pojawi się jakiś problem, to od razu do nich zadzwonię. Na ostatnim etapie umierania ludzie mogą mnie zawołać o każdej godzinie. Kiedy sytuacja jest jeszcze w miarę stabilna, proszę, żeby raczej nie dzwonili do mnie o drugiej w nocy. Ale kiedy zaczyna się ostatni etap, jestem całkowicie dostępna” – mówi w rozmowie opublikowanej na portalu sprawyostateczne.pl brytyjska doula umierania Lizzie Neville.
Cierpienie to nie trąd
„Kiedy zbadamy etymologię wyrazu «żałoba», możemy zauważyć, jak bardzo wiąże się ona z tym, co tak naprawdę żałoba obejmuje. W bardzo mocnym uproszczeniu – można znaleźć odniesienia do prasłowiańskiego: *żelja («żal, skarga, ból»), *žalь («cierpienie, żal, ból») czy praindoeuropejskiego: *gʷel– («kłuć, kłujący ból»)” – pisze na blogu Instytutu Dobrej Śmierci językoznawca Kamila Midor.
Instytut ten stawia sobie za cel „odczarowanie” tematu śmierci i żałoby, uczynienie z nich normalnych części życia, o których można i wypada rozmawiać – oczywiście z poszanowaniem granic osoby, którą dotknęło cierpienie. W książce Beaty Sabały-Zielińskiej „TOPR – nie każdy wróci” autorka uwieczniła relacje rodzin ratowników TOPR, którzy zginęli na służbie. Część z nich zaznaczała, że wolała zostać ze swoim bólem sama, odizolować się w poczuciu, że obecność ludzi dodaje im tylko cierpienia, inni z kolei przeciwnie – wyrażali żal z powodu swoistego „ostracyzmu”, jaki dotknął ich po stracie kogoś bliskiego. Znajomi, którzy nie wiedzieli, jak się zachować i o czym wypada rozmawiać, w efekcie unikali ludzi w żałobie, jakby mogła ona w jakiś sposób stać się „zaraźliwa”.
Według reguł psychologii żałoba dzieli się na pięć podstawowych faz: zaprzeczenia, buntu, „targowania się”, depresji i akceptacji. Nie muszą one występować w konkretnej kolejności, mogą się między sobą przeplatać. „Trzeba jednak pozwolić sobie na ich przeżywanie. Nie daj sobie wmówić, że nie wypada Ci płakać, że musisz się trzymać, że masz się zachowywać w określony sposób. Możesz pozwolić sobie na płacz, tęsknotę, krzyk i wiele innych, które pomogą Ci w przeżyciu żałoby. Tłumienie emocji nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, bo zazwyczaj powoduje jedynie odwleczenie w czasie całego procesu terapeutycznego, jakim w sensie psychologicznym jest żałoba” – pisze na swojej stronie spokojwglowie.pl psycholog i psychoterapeuta Monika Chrapińska-Krupa.
Mariana, kolumbijska doula umierania, w rozmowie z Katarzyną Borowczak z Instytutu Dobrej Śmierci wspomina swojego ojca, Manuela Darío García Ramóna, który – jak mówi – „był w pewnym sensie miłośnikiem śmierci. W 1972 r. miał doświadczenie z pogranicza śmierci i od tego czasu zawsze spoglądał na proces umierania i śmierć z nadzieją i przygotowywał się do niej, wypowiadając i pisząc słowa Teresy od Jezusa: «Umieram, bo nie umieram»”.
Córka przytacza wiersz napisany przez ojca niedługo przed jego przejściem do wieczności:
Mój czas na tej ziemi się skraca
…ja odchodzę, a Ty zostajesz…
Jako człowiek pochodzący ze wsi mówię Ci
że byłaś, Córko, moim najlepszym plonem
[…]
Przez dwadzieścia sześć lat pokazywałem Ci drogę,
Nie chciałem Cię wyręczać, ale miałem rękę przygotowaną, by Cię wesprzeć!
Dziś, wiedząc, że umiesz chodzić, odchodzę szczęśliwy,
wiedząc, że nie żyłem na próżno!
Tekst pochodzi z 44. (1763) numeru „Tygodnika Solidarność”.