„Właściwie przygniotło ich tymi, którzy byli z tyłu”. Dramatyczna relacja pasażerów po katastrofie polskiego autokaru w Chorwacji

Wypadek autokaru z polskimi pielgrzymami
Koszmarny wypadek polskich pielgrzymów jadących na pielgrzymkę do Medjugorie miał miejsce w sobotę nad ranem na autostradzie A4 niedaleko Zagrzebia. Bilans ofiar jest wstrząsający – 12 osób zginęło, a 32 zostały ranne.
Czytaj więcej: Cztery osoby ranne w wypadku w Chorwacji opuściły szpital
„To była wieczność”
– Pamiętam niewiele, bo było ciemno, była noc. To wszystko działo się szybko. Nie spałam, ale miałam zamknięte oczy. Wielki huk, później byłam przygnieciona dwoma siedzeniami. Byłam przytomna, nie straciłam przytomności. Cały czas byłam świadoma – opowiada w rozmowie z „Super Expressem” pani Beata, uczestniczka pielgrzymki z Mazowsza, która leży obecnie w szpitalu w Zagrzebiu.
– Widziałam malutko miejsca, wszystko było przewrócone, więc obraz trochę się rozmywał. Czekaliśmy aż nas rozetną, bo byliśmy zakleszczeni – powiedziała. Dodała, że oczekiwanie na pomoc „trwało wieczność”.
– Dla nas to wieczność, ale podobno krótko, po 13 minutach przyjechali, ale ja miałam wrażenie, że to trwało dłużej. Jestem w szoku, nic mi się nie stało, nie jestem połamana, mam tylko złamaną łopatkę i trochę stłuczoną nogę. Siedziałam w drugiej części, po prawej stronie, za drugimi drzwiami – relacjonuje pani Beata.
O dramatycznej śmierci pielgrzymów opowiedział ks. Leszek, który na szczęście uniknął obrażeń.
– Niewiele pamiętamy, bo to było nad ranem. Wszyscy spaliśmy, więc usłyszeliśmy tylko trzask pobocza, ten trzask nas obudził. No i potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Wyszedłem, można powiedzieć bez szwanku, bo siedziałem bardziej z tyłu. Autobus wpadł do pobocza z prawej strony i Ci, którzy byli z przodu, to ich właściwie przygniotło tymi, którzy byli z tyłu – wstrząsająco opisał duchowny.