[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Pierożki z płodów, czyli o podzielonej moralności
Kilka dni temu na Twitterze Nowak wyraził opinię na temat znaczenia istot ludzkich na płodowym etapie życia. „Płód nie jest człowiekiem, więc who cares? Mogą nawet robić z płodów farsz do pierożków, co za różnica?” – oznajmił. Zacząć należy od tego, że z punktu widzenia niemal każdego współczesnego systemu etycznego jest to opinia bzdurna. Nawet jeśli bowiem uznaje się, że płód człowiekiem nie jest (a w sensie ścisłym uznaje się, że choć należy do gatunku ludzkiego – co jest faktem bezspornym – to nie jest osobą i/lub nie przysługują mu pewne podstawowe prawa człowieka, w tym prawo do życia), to i tak nie traktuje się jego tkanek jak jakichkolwiek innych tkanek roślinnych lub zwierzęcych. Z samego faktu tego, że są to tkanki ludzkie, należy im się odpowiednie traktowanie. Nie ma systemu prawnego i moralnego, przynajmniej w świecie zachodnim, który uznawałby, że ludzkie zarodki czy płody są całkowicie pozbawione znaczenia moralnego, i to do tego stopnia, że można z nich uczynić dowolny użytek. Z perspektywy filozofii czy etyki klasycznej, zakorzenionej w myśleniu chrześcijańskim i łacińskim, opinia Nowaka jest nie tylko fałszywa, absurdalna, ale i skandaliczna, bowiem oznacza ona, że traktuje się istotę, która jest w pełni człowiekiem (a konkretniej posiada ludzką godność, jest osobą), jak coś całkowicie pozbawionego znaczenia. I to musi rodzić oburzenie.
Podzielona moralność
Niestety – i tu dochodzimy do drugiego elementu tej analizy – oburzenie to jest coraz mniej zrozumiałe, bowiem żyjemy w świecie, w którym jedność doświadczenia moralnego przestała już istnieć. Świat zachodni funkcjonuje w radykalnie odmiennych systemach etycznych, opartych na innych założeniach, posługujących się innymi metodami analizy rzeczywistości i różnych aksjologiach. Systemy te – w pewnych kwestiach – są nie tylko sprzeczne we wnioskach, ocenach moralnych, ale także w postrzeganiu rzeczywistości, jej zakorzenienia moralnego, a nawet źródłach moralności i fundamentalnym rozumieniu rzeczywistości. Jeśli sprzeczność myślenia i analizy zachodzi już na tym poziomie – to ostateczne porozumienie może okazać się niemożliwe. A nawet głębiej: może okazać się, że systemy te są dla siebie wzajemnie – przynajmniej na poziomie debaty społecznej – niezrozumiałe i nieakceptowalne.
I wiele wskazuje na to, że w takiej właśnie sytuacji się znajdujemy. Zdecydowani obrońcy życia odwołujący się do myślenia metafizycznego kompletnie nie są w stanie zrozumieć odmiennego systemu moralnego opartego na myśleniu utylitarnym czy pragmatycznym i uznają go za nihilistyczny. Z drugiej strony zwolennicy radykalnego utylitaryzmu, często połączonego z jakimiś formami głębokiego myślenia ewolucyjnego, nie są w stanie zaakceptować, że w myśleniu metafizycznym nie chodzi o zniewolenie kogokolwiek, ale o ochronę godności jednych przeciwko postulatom drugich. W debacie publicznej często podkreśla się, że spór dotyczy tego, czy w analizie moralnej wyżej stoi wolność kobiety, czy godność istoty ludzkiej w jej łonie, ale w gruncie rzeczy problem sięga głębiej i dotyczy tego, jak rozumiemy wolność, godność, człowieczeństwo, jakie są źródła moralności, a nawet, jak rozumiemy świat. Jedna moralność już nie istnieje, żyjemy w odmiennych aksjologicznie i ontycznie światach.
Diagnoza ta nie kończy jednak rozumowania. Tak się bowiem składa, że musimy żyć w jednym realnym świecie, musimy stworzyć jeden – w miarę spójny system prawny i wreszcie musimy funkcjonować jako społeczeństwo. To zaś wymaga szukania choćby zupełnie podstawowych zasad etyki globalnej, uniwersalnej, pluralistycznej. Wielu próbowało ją stworzyć, wielu próbowało jej szukać, ale wciąż nie ma odpowiedzi na pytania, na ile w ogóle jest to możliwe i jak budować system prawny, w którym żadna ze stron tego sporu nie będzie się czuła ograniczona w swoich prawach, a także nie będzie miała wrażenia, że najbardziej fundamentalne zasady jej myślenia są lekceważone.
Jak się zdaje, myślenie papieża także zmierza w kierunku próby budowania bardziej wspólnej moralności. Franciszek opiera ją na zasadach ekologicznych, próbując oprzeć uzasadnienie tradycyjnych norm moralnych na odmiennym fundamencie. I niezależnie od tego, jak ocenia się skuteczność tej metody, warto ją zauważyć i docenić. Innej drogi niż szukanie wspólnego języka i obrazowania jak się zdaje nie ma. Narzucenie innym swojej moralności nie zdaje na dłuższą metę egzaminu, a z perspektywy katolickiej i konserwatywnej warto zauważyć, że w większości krajów Zachodniej Europy to odmienna od chrześcijańskiej etyka bywa narzucana jako obowiązująca chrześcijanom. Proces ten raczej nabiera rozpędu, niż wyhamowuje.