[Tylko u nas] Rafał Woś: Test z suwerenności
To nie jest jakaś przypadkowa sekwencja wydarzeń. Na naszych oczach naprawdę dochodzi do przesilenia. Establishment Unii Europejskiej – zapewne za wiedzą najważniejszych stolic – postanowił zagrać w otwarte karty. I wysadzić z siodła nielubiany przez siebie demokratyczny rząd w Warszawie. A najchętniej zastąpić go innym. Na czele z politykiem, który przez kilka lat przebywał u nich na naukach.
Oczywiście to nie jest tak, że jesteśmy pierwszymi, którzy to przeżywają. Tak samo było kilka lat temu z Włochami, gdy nieznośnie bombastycznego (ale jednak wybranego przez ludzi) Berlusconiego zastąpił stuprocentowy technokrata Mario Monti. Pozbawiony wprawdzie cienia społecznego mandatu, ale za to dający gwarancje prowadzenia polityki, która doprowadziła do zubożenia sporej części Włochów, lecz chciała jej Bruksela i domagały się tego rynki finansowe. Tak było, gdy Syriza wygrała demokratyczne wybory w Grecji, ale Unia robiła wszystko, by ich ubezwłasnowolnić i nie pozwolić działać. Dziś grają tak z nami. Unia nie ukrywa już nawet, że nie interesuje jej wola polskich wyborców. Zaś debata w Parlamencie Europejskim pokazała dobitnie, że zgromadzeni tam unijni europosłowie wiedzą lepiej, co dobre dla mieszkańców Radomia, Pułtuska czy Suwałk. Lepiej niż wybrani w tych miejscach polscy parlamentarzyści.
Najpierw nakaz natychmiastowego zamknięcia kopalni w Turowie. Potem groźba, że nie będzie pieniędzy (a właściwie możliwości wspólnego z resztą Europy zadłużenia się na pocovidowe inwestycje) dla Polski. No i kompletne pozamykanie na argument, że „terapia szokowa” unijnej polityki klimatycznej bardzo mocno uderza w nasze energetyczne bezpieczeństwo. Wszystko razem to pałki mające wymusić nasze posłuszeństwo.
I to jest ten ważny test. Test dla polskich elit politycznych oraz medialnych. Test z tego, czy rozumieją słowa „suwerenność”, „niezależność” i „samostanowienie”. I ile one dla nich znaczą. Wyborcy na to patrzą. Patrzą też obywatele. I kiedyś będą z tego rozliczać nasze elity.