Kijowski: "Miałem być rycerzem na białym koniu", a media zachowały się jak "zawiedzona kochanka"

W ostatnich miesiącach media więcej piszą o problemach byłego lidera KOD niż o jego działalności politycznej. Mateusz Kijowski wciąż jednak aktywnie działa, ale jak twierdzi jest "wycinany przez media".
Między innymi z tego powodu działacz w maju napisał gorzki list do red. nacz. "Gazety Wyborczej" Adama Michnika CZYTAJ WIĘCEJ.
„Wierzę, że wartości, które spowodowały, że się spotkaliśmy i polubiliśmy, nadal są dla nas obu ważne. Co prawda rok temu napisałeś, że nie znajdziesz w najbliższym czasie okienka, żeby ze mną porozmawiać, ale to na pewno wynikało z Twojego napiętego harmonogramu w obronie polskiej demokracji i wolnych mediów” – tłumaczy w liście Kijowski, który ma pretensje, że Michnik broni białoruskich opozycjonistów, a nie pomaga "obrońcom demokracji" w Polsce.
Rycerz na białym koniu
O ten właśnie list Kijowskiego zapytał dziennikarz „Rzeczpospolitej”, który chciał się dowiedzieć czy były lider KOD wraca do działalności publicznej.
– Napisałem do Adama, bo z przedstawicieli mediów z nim byłem chyba najbliżej i liczyłem na zrozumienie. Ja nigdzie nie muszę wracać, bo działam cały czas. Tyle że media mnie celowo wycinają – nawet ze zdjęć z organizowanych przeze mnie akcji – tłumaczy działacz.
– Na początku media rozdmuchały ogromne oczekiwania wobec mnie, próbowały mnie obsadzić w roli rycerza na białym koniu. Później chyba uznały, że nie spełniam tych oczekiwań. Zachowały się jak zawiedziona kochanka. Teraz mnie ignorują – skarży się dalej Kijowski.