„Wyborcza” broni studentek medycyny, które chciały mścić się na pacjentach prolajferach

Niedawno sieć obiegły zdjęcia komentarzy studentek położnictwa i medycyny dotyczące działaczy pro-life. Komentarze miały się pojawić pod postem dotyczącym słynnej sprawy matki, którą do urodzenia dziecka namawiała aktywistka pro-life Zuzanna Wiewórka.
– Niech no ja sobie zapamiętam te buźki… Jeśli któreś do mnie trafi w oddział, to choćby wszędzie były zielone i różowe wenflony, to z podziemi k*rwa wyciągnę biały (...) Na górze róże na dole bzy, miałam dać miligram, a dałam trzy – pisała deklarująca się na swoim profilu jako studentka położnictwa na Uniwersytecie Medycznym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu [dane już zostały usunięte] Adrianna Palus.
– Ba, jak już będę lekarką, to u mnie w przychodni poczekają sobie kilka godzin – pisała z kolei inna studentka.
Jak poinformowało w czwartek Radio Poznań, Uniwersytet Medyczny zapowiedział zdecydowane kroki wobec dwóch studentek.
„Takie zachowanie studentek nie spotyka się z aprobatą kadry akademickiej poznańskiej uczelni medycznej, gdzie obie studiują. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się także, że wobec kobiet zostanie wszczęte postępowanie dyscyplinarne, a kroki mają być bardzo zdecydowane. Adrianna Palus od dwóch dni nie odbiera od nas telefonu, ale do sprawy będziemy wracać” – donosi poznańska rozgłośnia.
Atak na studentki
W artykule „Gazety Wyborczej” o tytule „ Studentki nie chciały, żeby antyaborcjoniści zatruwali życie pacjentkom szpitala. Rządowe media wzięły je na celownik ” dziennikarz Tomasz Nyczka twierdzi, że media wykorzystały zdjęcia rozmowy dwóch studentek żeby je zaatakować.
„Bo obie, oprócz tego, że uczą się na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, są też lewicowymi działaczkami. W ostatnią sobotę obie brały udział w proteście przed szpitalem ginekologicznym przy ul. Polnej. Palus była przewodniczącą tego zgromadzenia, które - jak podkreślała - było legalne, bo zarejestrowane w urzędzie miasta” – dodano.
„Działaczki próbowały nie dopuścić do tego, by aktywiści pro life pokazywali pod szpitalem płachty ze zdjęciami usuniętych płodów. Ale to „antyaborcjoniści” wdarli się na teren szpitala. Interweniowała ochrona, aktywiści pro life się z nią szarpali. Ze szpitala wyprowadziła ich policja. Po całym zdarzeniu jeden z ochroniarzy pojechał złożyć w tej sprawie zeznania na komisariacie policji na Jeżycach" – czytamy w „Wyborczej”.