Trump wypowiedział wojnę gangom w Chicago. Z politycznego punktu widzenia - nieszczęście
Stąd 33 tys. najróżniejszych grup przestępczych (dane pochodzą z Federalnego Biura Śledczego z roku 2014) uwija się na amerykańskich ulicach i w więzieniach, które już wcale nie są miejscami odosobnienia dla łamiących drastycznie prawo, ale często wygodnym miejscem, z którego prowadzi się interesy. Więzienia są poza tym sprywatyzowane. Z jednej strony przebywają w nich bezwzględni mafiozi, dyrygujący życiem przestępczym wewnątrz i na zewnątrz, z drugiej mamy do czynienia z pseudokryminalistami. Ci drudzy, to młodociane ślamazary, które dały się przyłapać na posiadaniu śniadaniówki z marihuaną. Ich zaletą jest młodość, zdrowie i siła, a prywatne więzienie musi mieć określoną frekwencję, aby otrzymać dotację od państwa. Niemal wszystkie prycze mają być zapełnione. W prywatnym więzieniu młodzi, zdrowi więźniowie są siłą roboczą tańszą niż mieszkańcy Mozambiku czy Tanzanii. Mogą kopać rowy, budować nowe domy znajomym właściciela zakładu karnego.
(...) Prezydent Trump wypowiedział wojnę gangom w Chicago, na co mafie z tego miasta zareagowały różnorodnie. Jedne wpisały go na listę osób niewygodnych, co nie jest bezpieczne, inne dyplomatycznie zapewniły prezydenta o swoim szacunku, obiecały powstrzymać się od strzelanin i nie jest wykluczone, że dotrzymają gangsterskiego słowa. Z humanitarnego punktu widzenia – wspaniale, ale z politycznego – nieszczęście. Obecny odzew mediów to niekończące się potępienie prezydenta. Komplikacji jest znacznie więcej. Obecna, już zarządzona przez prezydenta Trumpa, akcja wyłapywania nielegalnych nie wróży niczego dobrego; najłatwiej bowiem wygarnąć nieudokumentowanych emigrantów, niezwiązanych z przestępczością. Wprawdzie wiedzą, jak unikać policji, ale są znacznie łatwiejszym łupem niż gangsterzy.
Halina Kaczmarczyk
Korespondencja z USA
Cały artykuł w nanowszym numerze "TS" (08/2017) dostępnym także w wersji cyfrowej tutaj