Cezary Krysztopa dla "TS": Ja też tak chcę!
Dlatego tak się cieszę, kiedy spotykam się z jakimś wyjątkiem. Takim wyjątkiem, z niewątpliwymi niedociągnięciami, ale odważnym i emocjonalnym, był dla mnie „Smoleńsk”. Jeszcze większym zapewne będzie „Wołyń”, kiedy wreszcie odważę się go obejrzeć. Jednak ostatnio, zupełnie dla mnie nieoczekiwanie, pozytywnie zaskoczył mnie film „Za niebieskimi drzwiami” w reżyserii Marusza Paleja, na podstawie książki Marcina Szczygielskiego pod tym samym tytułem.
Na film zaciągnął mnie mój starszy Syn, przy okazji mikołajkowych zakupów. Obiecałem mu kino, więc specjalnie się nie broniłem, ale wiedząc że film jest polski, przygotowałem się na to, że obydwaj się rozczarujemy. I co? A siedziałem z otwartą buzią prawie od pierwszych minut. Ten film ma (jak rozumiem, głównie dzięki książce, choć niejedna dobra książka została przecież skrzywdzona scenariuszem) doskonały pomysł na opowieść, ma efekty specjalne, które nie tylko nie wprawiają w zażenowanie, ale potrafią nadać mu wyjątkowy klimat, ma rolę Ewy Błaszczyk – genialną, brawurową. Może nie jest idealny – rola Mamy głównego bohatera, którą gra Magdalena Nieć, zalatywała mi lekko serialową płaskością, ale, czego sam jestem najlepszym dowodem, na tym świecie absolutna doskonałość nie istnieje.
Popłynąłem nurtem historii Chłopca, którego Mama jest w śpiączce po wypadku. Przyszło mi to dość łatwo, ponieważ moja Mama zmarła, kiedy sam byłem chłopcem. Filmowy Chłopiec ma to rozdzierające serce szczęście w nieszczęściu, że ma okazję odkrywać elementy życia swojej Mamy, których wcześniej nie znał, łącznie z ich baśniową, choć nieco przerażającą stroną. Może mieszkać w Jej pokoju z dzieciństwa, spać na Jej łóżku, może słyszeć Jej głos, kiedy dzwoni na sekretarkę w jej wyłączonym telefonie komórkowym. W jakimś sensie cały czas z Nią być. W końcu musiałem przyznać się przed sobą do zapewne infantylnej myśli – ja też tak chcę!
I to uczucie zazdrości zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie niż wyjątkowe, jak na polską kinematografię, efekty specjalne. Zakończenie je jeszcze bezlitośnie pogłębiło. Oczywiście nie napiszę dlaczego. Zobaczcie sami.
Cezary Krysztopa
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (51/2016) dostępnego też w wersji cyfrowej tutaj