Mocny wywiad z Andrzejem Rozpłochowskim - opowiada o żonie i o ojcu, którzy na niego donosili SB
– Od złamania w internowaniu mojej żony, ona ma cały czas depresję. Okazało się, że gdy jeździła do mnie w internowaniu, przyjechała do Uherc, dowiedziała się, że mnie nie ma, a była tam dwie doby. Ostatnie osoby wychodziły z wizyt, a przyjechały wraz z nią, np. żona szefa regionu – Leszka Waliszewskiego, zostawili ją tam zimą, w przeddzień Bożego Narodzenia. Żona tam zasłabła, był lekarz, karetka, zaopiekował się nią nawet wartownik. Kazali jej pojechać do domu, ale ona powiedziała, że nie pojedzie dopóki mnie nie zobaczy żywego, albo ktoś jej na piśmie nie da informacje gdzie ja jestem. Ona już wtedy była chora
– opowiada Rozpłochowski.
Co działacz przeczytał w dokumentach SB o swojej żonie?
– Gdy byłem w Ameryce to znajomi mi zdobyli „papiery” mojej żony. Tam jest życiorys, informacja, że jest TW, jest imieniem i nazwiskiem napisane co robiła przed stanem wojennym w „Solidarności”. Jest donos po tym, jak wyszła z internowaniu, że składała pod „Wujkiem” kwiaty. Ona SB-ekowi podała jak to tam było. To był 1982 lub 1983 r. Żona poszła tam w grupie kilku osób i ich złapała bezpieka, że złożyli te kwiaty. W tych dokumentów, które ja znam to więcej tam nie ma. Jest wyraźne zwerbowanie, że została pozyskana dobrowolnie w trakcie internowania w więzieniu na Radosze. Jako zwerbowana została zwolniona. W papierach są też stwierdzenia raportowe SB-ka, że zadaniowana jest na kierunku Andrzeja Rozpłochowskiego i nie chce odpowiadać, bo twierdzi, że Rozpłochowski nie jest groźny i nic nie robi. Wedle SB ona miała mnie namawiać żebym się poddał. Nie znam konkretnych zadań, nie czytałem tego, ale była zadaniowana na mnie, żebym zrozumiał swoje błędy. Drugim kierunkiem był oddziaływanie na wspólnych znajomych. Jest raport SB-ka, że żona mówi, że „Andrzej Rozpłochowski zakazał jej działalności i nie ma czasu się z nikim spotykać, bo Andrzej sam działa. Poza tym jestem chora i mam chore dziecko.” To są tego typu wypowiedzi
– opowiada Rozpłochowski.
– Gdy dostałem telefon z informacją o współpracy mojej żony z „SB” to poczułem szok. To było dla mnie przerażające, jednak nie miałem w pierwszym odruchu, żeby pójść do mieszkania i wziąć broń, a miałem mieszkając w Stanach broń. Różnie ludzie mogliby reagować. To mi się nie mieściło w głowie, żeby sponiewierać żonę w reakcji emocjonalnej. Łączyła nas ta miłość i głębokie przejścia, trzy lata poniewierki przez połowę więzień w Polsce. Nie mogłem być wobec niej taki, nawet nie wiedząc co ona robiła. Nie wiedziałem czy to w ogóle prawda, dlatego poprosiłem znajomych o dokumenty. Czytając dokumenty miałem dwa uczucia. To jest pewna forma upadku, załamania się kobiety. Załamała się, podpisała, nigdy mi się nie przyznała. Jedni się nie załamywali, ale nie ona jedna się akurat, nawet arcybiskupi się załamywali. To była prosta 20-paro letnia córka górnika, nie szkolona. Na Śląsku była pustynia, dostała się w tryby śląskiej bezpieki i ją zmielili. Nie mogłem jej sponiewierać, rzucić, zostawić. W 2009 r. dostałem ostatecznie zawału serca, to się gotowało we mnie. Największym zarzutem było to, że się nie przyznała mi nigdy. Ona twierdziła, że bała się, że ją zostawię
– zakończył Andrzej Rozpłochowski.
/ Źródło: Telewizja Republika
#REKLAMA_POZIOMA#