Beata Sławińska: Kiedy mój dziadek wspominał „Warszyca”, zawsze miał łzy w oczach
Etos przedwojennego oficera
– Dziś mija 77. rocznica zamordowania przez komunistycznych oprawców kpt. Stanisława Sojczyńskiego, ps. „Warszyc”. Czy może Pani przybliżyć jego postać?
– „Warszyc” to był jeden z kilku pseudonimów kpt. Stanisława Sojczyńskiego, przedwojennego nauczyciela języka polskiego, który w czasie II wojny światowej został zaprzysiężony jako żołnierz Armii Krajowej. W oddziale dowodzonym przez „Warszyca” działali mój śp. dziadek Władysław Witaszczyk, ps. „Dąb”, oraz moja Babunia Wacława Witaszczyk – łączniczka AK. Kapitan Sojczyński walczył z Niemcami w rejonie Radomska i Łodzi. Z relacji mojej mamy, wujka i cioci wynika, że był przez swoich podkomendnych (m.in. mojego dziadka i babcię) ogromnie szanowany. Dużą wagę przykładał do tego, żeby żołnierze byli dobrze wyszkoleni i odpowiednio uzbrojeni, przyzwoicie umundurowani, żeby zachowywali etos przedwojennego oficera Wojska Polskiego. „Warszyc” planując akcje, dążył zawsze do tego, aby do minimum ograniczyć ewentualne straty. Bardzo cenił życie swoich żołnierzy i nigdy nim lekkomyślnie nie szafował. Moja mama i jej rodzeństwo opowiadali o tym, że podwładni zapamiętali go jako człowieka o nieprawdopodobnej wręcz odwadze. To także wzbudzało wielki podziw i szacunek u jego żołnierzy. Był dla nich wzorem. Po tym, kiedy został aresztowany przez komunistów – niestety w wyniku zdrady – i zamordowany strzałem w tył głowy 19 lutego 1947 roku, moja mama wspominała, że kiedy jej ojciec, a mój dziadek wspominał „Warszyca”, zawsze miał łzy w oczach. Bardzo go kochał jako dowódcę i jako człowieka. Szczątki kpt. Sojczyńskiego do dzisiaj nie zostały odnalezione. Istnieje teoria, że został on zamordowany na terenie poligonu w okolicach Łodzi. Odwiedziłam to miejsce w czasie, kiedy trwały tam prace Instytutu Pamięci Narodowej. Jest to ogromny teren i prace według zapowiedzi prof. Krzysztofa Szwagrzyka będą kontynuowane.
– O ile IPN nie zostanie przez nową władzę zlikwidowany, jak jest to zapowiadane.
– Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Jest to bardzo ważna dla państwa polskiego instytucja, która zresztą przetrwała już poprzednie rządy Platformy Obywatelskiej. Z pewnością obecnie rządzący będą utrudniali działalność Instytutu, ponieważ jest ona nie na rękę byłym funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa, którym obecny rząd planuje podwyższyć emerytury.
„My nigdy nie poddamy się”
– Jak odniesie się Pani do tego, że postacie takie jak „Inka” i inni Żołnierze Wyklęci mają zniknąć ze szkolnej podstawy programowej?
– Jest to bardzo smutne i bardzo niepokojące. Żołnierze Wyklęci byli przywracani polskiej zbiorowej pamięci dzięki oddolnej ciężkiej pracy mnóstwa ludzi dobrej woli i środowisk patriotycznych. Włożyliśmy ogromny wysiłek w to, żeby nareszcie naszych Bohaterów godnie upamiętnić i żeby wiedza o ich życiu stała się powszechna. Chcieliśmy, aby z bycia „Wyklętymi” weszli do panteonu „Niezłomnych”. Ta praca trwała bardzo długo, po 2015 roku stała się łatwiejsza dzięki polityce historycznej państwa, a obecnie znów będą nam ją utrudniać przedstawiciele środowisk postkomunistycznych, dla których Wyklęci – Niezłomni są wyrzutem sumienia. Jesteśmy jednak zaprawieni w pracy u podstaw i działaniach w trudnych warunkach, także nas to nie zniechęci. W latach 2007 – 2015 sporo przeżyliśmy, składaliśmy się nieraz z prywatnych pieniędzy po kilka złotych na to, żeby naszych Bohaterów upamiętnić wieńcem i zniczami, czy oddolnie organizowaliśmy spotkania z Weteranami. Jesteśmy zahartowani, będziemy dalej działać. Mamy doświadczenie i siłę, którą dają nam Wyklęci z Nieba. Zacytuję w tym miejscu ostatnie słowa majora Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora”: „My nigdy nie poddamy się”.
Beata Sławińska jest wiceprezesem Fundacji „Łączka”, autorką książek, działaczem społecznym na rzecz przywracania pamięci o Żołnierzach Niezłomnych.
Rozmawiała: Agnieszka Żurek
CZYTAJ TAKŻE: [Felieton „TS”] Tadeusz Płużański: Pomnik Błękitnego Generała w Warszawie!