"Desperacja i bezsilność". 53 lata temu wybuchł strajk łódzkich włókniarek

Dziś mijają 53 lata od wybuchu strajku łódzkich włókniarek - jednego z największych w historii powojennej Polski. Zainicjowany 10 lutego 1971 roku protest zakończył się wycofaniem przez komunistyczną władzę podwyżek cen żywności.
Strajk łódzkich włókniarek
Strajk łódzkich włókniarek / fot. ipn.gov.pl

Bunt, który wybuchł dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach na Wybrzeżu, był ostatnią fazą protestów polskich robotników na początku lat 70. Jego bezpośrednią przyczyną była informacja o obniżeniu zarobków od początku 1971 roku o ok. 200–300 zł. To, w połączeniu z grudniową podwyżką cen żywności wprowadzoną przez rząd Władysława Gomułki, oznaczało znaczne pogorszenie sytuacji bytowej pracowników przemysłu włókienniczego, który w 80 procentach opierał się na kobietach.

Kropla, która przelała czarę goryczy

Prof. Krzysztof Lesiakowski z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z PAP zaznaczył, że napięcia i przypadki protestów pojawiały się wcześniej, a "kroplą, która przelała czarę robotniczej goryczy były wypłaty za styczeń, które okazały się niższe od tych za grudzień i z pewnością niższe od tych, których spodziewano się po zapowiedzi nowego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka o podwyżce płac dla najniżej zarabiających".

Dodał też, że duży wpływ na wybuch buntu miały bardzo trudne warunki pracy zatrudnionych w łódzkim przemyśle lekkim. Pracowało w nim ok. 130 tys. osób (w tym 90 tys. kobiet), a ich zarobki - poniżej 2000 zł - były o 450 zł niższe od średniej krajowej i znacznie gorsze od wynagrodzeń w przemyśle ciężkim, na który stawiało państwo.

"W dużej mierze bunt wynikał z desperacji i bezsilności. Z jednej strony wymagano od pracowników wyśrubowanych norm produkcji, a z drugiej zupełnie nie dbano o sprzęt, który pochodził jeszcze sprzed I wojny światowej i pracował przez całą dobę. Do tego była to trzyzmianowa praca na akord w potwornych warunkach – upale, wilgotności, hałasie i zapyleniu. W nieremontowanych i wyniszczonych przez wojny XIX-wiecznych fabrykach brakowało pryszniców i jadalni, przez co włókniarki często posiłki spożywały przy maszynach, których nie można było zatrzymać, bo wiązałoby się to ze zmniejszeniem produkcji" – opisał warunki pracy prof. Lesiakowski i zaznaczył, że protest był walką o "godność codziennego życia".

Stanęły 32. fabryki

Pierwsze maszyny 10 lutego 1971 r. stanęły w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego (dawnej Fabryce Izraela Poznańskiego), które stały się centralnym miejscem strajków. Była to jedna z największych łódzkich fabryk przemysłu lekkiego, w której pracowało ok. 9 tys. osób. Strajk rozpoczął się w przędzalni odpadkowej, ale dziś nawet badaczom tamtych wydarzeń trudno oszacować ilu pracowników zapoczątkowało bunt, który rozlewał się na kolejne funkcjonujące w Łodzi zakłady branży bawełnianej. W następnych dniach pracę przerwały kolejne wydziały ZPB im. Marchlewskiego.

W sumie do strajku przyłączyły się 32 fabryki, m.in. ZPB im. Obrońców Pokoju, im. 1 Maja, im. Armii Ludowej, im. Feliksa Dzierżyńskiego, im. Harnama oraz kilkanaście innych przedsiębiorstw przemysłu wełnianego i dziewiarskiego.

Według szacunków w kulminacyjnym momencie - 15 lutego - protestowało ok. 55 tys. osób, z czego 80 proc. stanowiły kobiety. Prof. Lesiakowski zaznacza, że dopiero w ostatniej fazie strajku miał on charakter okupacyjny, ale historyk uważa go za jeden z największych w powojennych dziejach Polski. Aby zobrazować jego skalę przypominał, że w kolejnej fali protestów w 1976 r. liczba strajkujących w całym kraju była podobna.

Bunt włókniarek – jak przekonywał profesor - nie był zaplanowany i zorganizowany. Nazywa go "oddolnym", "spontanicznym" i "płynnym". Według niego świadczy o tym m.in. to, że nie zawiązano komitetu strajkowego prowadzącego negocjacje i przekazującego strajkującym komunikaty, nie było właściwej komunikacji pomiędzy strajkującymi fabrykami oraz nie stworzono listy postulatów, wśród których cały czas pojawiały się nowe.

Najważniejszymi żądaniami było przywrócenie poprzednich cen artykułów żywnościowych oraz podniesienie płac (w różnych kwotach). Domagano się również m.in. poprawy warunków pracy, lepszego traktowania przez kierownictwo, wyrównania przywilejów pracowniczych, wprowadzenia przerwy śniadaniowej, gwarancji bezpieczeństwa dla strajkujących, obniżenie płac ministrom oraz ukarania winnych za Grudzień'70.

Charakter buntu obrazuje też trudność wskazania jego przywódców. Prof. Lesiakowski nazywa ich "lokalnymi liderami", wśród których wymienił mechanika Wojciecha Lityńskiego i tkaczkę Czesławę Augustyniak. Podkreślił jednak, że ich rola nie była tak znacząca, jak w przypadku liderów "Solidarności".

CZYTAJ TAKŻE: Upamiętniono 42. rocznicę Świdnickich Spacerów

Zaskoczenie dla władzy

Historyk uważa, że bunt łódzkich włókniarek był zaskoczeniem dla nowej komunistycznej władzy. Rządzący protestów spodziewali się w grudniu 70. roku. Dlatego początkowo go zlekceważyli, a rozmowy ze strajkującymi - najpierw przedstawicieli władz lokalnych, a następnie centralnych (m.in. ministra przemysłu lekkiego Tadeusza Kunickiego oraz wicepremiera Jana Mitręgi) - zakończyły się fiaskiem i eskalacją konfliktu. Do legend przeszła opowieść o tym, jak jedna z rozwścieczonych tkaczek pokazała wicepremierowi gołe pośladki, co w "Dziennikach politycznych" opisał Mieczysław F. Rakowski.

Przełomowy okazał się dopiero przyjazd do Łodzi premiera Piotra Jaroszewicza. W zakładach im. Marchlewskiego i Obrońców Pokoju nowy szef rządu spotkał się z włókniarkami 14 lutego.

Prof. Lesiakowski tak opisał ich przebieg: "Premierowi trudno było dojść do głosu, bo kobiety wybuchały płaczem lub był przekrzykiwany. Kilka razy pytał salę, czy wrócą do pracy, ale za każdym razem w odpowiedzi słyszał głośne +nie+. Kiedy ponownie zaczął namawiać do przerwania strajku jedna z włókniarek wyrwała mu mikrofon, delegacja rządowa w ogromnym zamieszaniu i pośpiechu opuściła salę".

Według historyka to właśnie po tej wizycie rząd zdecydował się na ustępstwa. "Może przekonała ich determinacja kobiet, a może fatalne warunki pracy, jakie zobaczyli w Łodzi, bo spotkania odbywały się na halach produkcyjnych. Nowe władze z Gierkiem na czele, która przyszła w opozycji do krwawych stłumień stoczniowców przez ekipę Gomułki nie mogła pozwolić sobie na kolejne rozwiązanie siłowe, tym bardziej w stosunku do kobiet. Dlatego postanowiono rozwiązać strajk decyzją polityczną. Rozważano podniesienie płac w przemyśle lekkim, lecz w obawie przed protestami innych branż, ostatecznie zdecydowano się od 1 marca powrócić do cen żywności sprzed grudnia 1970 r. Fakt ten oznaczał, że łódzkie prządki i tkaczki zwyciężyły i udało im się to, o co bez skutku walczono na Wybrzeżu" – podkreślił historyk.

Sukces

Decyzję Rady Ministrów ogłoszono wieczorem 15 lutego, co oznaczało zakończenie strajku. Ostatnie zakłady pracę wznowiły dwa dni później. Mimo gwarancji bezpieczeństwa najaktywniejsi strajkowicze po latach zostali zwolnieni z pracy pod różnymi pretekstami lub zmuszeni do odejścia. Zakłady im. Marchlewskiego upadły w 1991 roku, a dziś dawna fabryka jest częścią kompleksu handlowego Manufaktura.

Według historyka, włókniarki zatrzymując maszyny wykazały się dużą odwagą, ale również "mądrością, rozwagą i odpowiedzialnością". Jak podkreślił, wyciągnięto wnioski z Grudnia'70, nie wychodząc na ulicę, gdzie mogło dojść do nieprzewidzianych sytuacji. Dzięki temu nikt nie zginął, a aresztowania zdarzały się sporadycznie. Nie niszczono też maszyn, a wręcz dbano o nie.

Prof. Lesiakowski zwrócił uwagę, że choć strajk zakończył się osiągnięciem celu oraz doprowadził do powstania pierwszego krajowego planu modernizacji Łodzi, jest on dziś mniej pamiętany nie tylko od wydarzeń grudniowych, ale i łódzkiego strajku studentów z 1981 roku.

Wpływ na to – stwierdził – ma kilka powodów. "W Łodzi strajk odbywał się w napiętej, ale mimo wszystko pokojowej atmosferze. Nie było w nim ofiar i nie ma miejsca upamiętniającego bunt. Do tego jego liderami byli zwykli robotnicy, którzy później nie zaistnieli w polityce oraz nie potrafili przypominać o swoich dokonaniach. Warto jednak podkreślać, że jest to bardzo ważna karta w historii kraju" – zauważył prof. Lesiakowski.

CZYTAJ TAKŻE: Skandal w Radio Zachód. Rozkręca się akcja protestacyjna w obronie zwolnionych pracowników


 

POLECANE
Pożar popularnego targowiska w Warszawie. Policja zatrzymała podejrzanego pilne
Pożar popularnego targowiska w Warszawie. Policja zatrzymała podejrzanego

Stołeczna policja zatrzymała 36-letniego obywatela Polski, który może mieć związek z pożarem targowiska przy ulicy Bakalarskiej w Warszawie. Ogień nie został jeszcze całkowicie opanowany.

Pałac Buckingham. Pierwsza taka wizyta króla Karola III od blisko 20 lat Wiadomości
Pałac Buckingham. Pierwsza taka wizyta króla Karola III od blisko 20 lat

Brytyjski monarcha Karol III złoży prawdopodobnie w kwietniu 2026 r. oficjalną wizytę w USA – poinformował w piątek „Times”, powołując się na źródło bliskie sprawie. W nadchodzącym roku, Stany Zjednoczone ma także odwiedzić, ale w innym terminie, syn króla, książę Walii William.

Wojna na Ukrainie obnażyła bezsilność projektu europejskiego superpaństwa tylko u nas
Wojna na Ukrainie obnażyła bezsilność projektu europejskiego superpaństwa

Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział w sobotę podczas rozmowy z dziennikarzami, że Ukraina potrzebuje silnych gwarancji bezpieczeństwa. Problem w tym, że te ostatnie mogą dać jedynie Stany Zjednoczone, ale wcale nie jest pewne, czy będą mogły i czy zechcą to uczynić.

Rosyjska gospodarka hamuje. Wzrost bliski zera, miliony na skraju ubóstwa z ostatniej chwili
Rosyjska gospodarka hamuje. Wzrost bliski zera, miliony na skraju ubóstwa

Po dwóch latach napędzania wzrostu wydatkami wojennymi rosyjska gospodarka wyraźnie wyhamowała. Dane pokazują stagnację, a jej skutki coraz mocniej uderzają w zwykłych obywateli.

Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego

Świąteczni goście zaczęli wyjeżdżać z Zakopanego, a na ich miejsce przyjeżdżają turyści, którzy planują spędzić pod Tatrami Sylwestra. Wymiana turnusów spowodowała w sobotę duże utrudnienia w ruchu na popularnej Zakopiance oraz w samym Zakopanem.

Przyszłość Lewandowskiego w Barcelonie. Sprawa trafiła na okładkę Wiadomości
Przyszłość Lewandowskiego w Barcelonie. Sprawa trafiła na okładkę

Przyszłość Roberta Lewandowskiego w FC Barcelonie wciąż pozostaje otwarta i wzbudza coraz większe emocje w Hiszpanii.

Korupcja w ukraińskim parlamencie. Działania służb NABU blokowane przez ochronę państwa gorące
Korupcja w ukraińskim parlamencie. Działania służb NABU blokowane przez ochronę państwa

Ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne informuje o utrudnianiu czynności śledczych w parlamencie. W tle pojawia się wątek zorganizowanej grupy przestępczej, w której skład mieli wchodzić obecni deputowani.

30 grudnia ogólnopolski protest rolników przeciwko umowie UE z Mercosur gorące
30 grudnia ogólnopolski protest rolników przeciwko umowie UE z Mercosur

„30 grudnia rolnicy w całym kraju staną w obronie polskiej wsi i naszego bezpieczeństwa żywnościowego” - o planowanym proteście poinformował Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników.

Zełenski: Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa z ostatniej chwili
Zełenski: Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa

Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział w sobotę podczas rozmowy z dziennikarzami, że Ukraina potrzebuje silnych gwarancji bezpieczeństwa, a w obecnej sytuacji nie ma możliwości przeprowadzenia referendum w sprawie porozumienia pokojowego z Rosją. Zełenski jest w drodze do USA.

IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia: gołoledź i silny wiatr uderzą w wiele regionów Polski z ostatniej chwili
IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia: gołoledź i silny wiatr uderzą w wiele regionów Polski

IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia przed gołoledzią oraz silnym wiatrem. Alerty obejmują kilkanaście województw – lokalnie drogi i chodniki będą śliskie, a porywy wiatru mogą sięgać nawet 100 km/h, powodując zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa.

REKLAMA

"Desperacja i bezsilność". 53 lata temu wybuchł strajk łódzkich włókniarek

Dziś mijają 53 lata od wybuchu strajku łódzkich włókniarek - jednego z największych w historii powojennej Polski. Zainicjowany 10 lutego 1971 roku protest zakończył się wycofaniem przez komunistyczną władzę podwyżek cen żywności.
Strajk łódzkich włókniarek
Strajk łódzkich włókniarek / fot. ipn.gov.pl

Bunt, który wybuchł dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach na Wybrzeżu, był ostatnią fazą protestów polskich robotników na początku lat 70. Jego bezpośrednią przyczyną była informacja o obniżeniu zarobków od początku 1971 roku o ok. 200–300 zł. To, w połączeniu z grudniową podwyżką cen żywności wprowadzoną przez rząd Władysława Gomułki, oznaczało znaczne pogorszenie sytuacji bytowej pracowników przemysłu włókienniczego, który w 80 procentach opierał się na kobietach.

Kropla, która przelała czarę goryczy

Prof. Krzysztof Lesiakowski z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z PAP zaznaczył, że napięcia i przypadki protestów pojawiały się wcześniej, a "kroplą, która przelała czarę robotniczej goryczy były wypłaty za styczeń, które okazały się niższe od tych za grudzień i z pewnością niższe od tych, których spodziewano się po zapowiedzi nowego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka o podwyżce płac dla najniżej zarabiających".

Dodał też, że duży wpływ na wybuch buntu miały bardzo trudne warunki pracy zatrudnionych w łódzkim przemyśle lekkim. Pracowało w nim ok. 130 tys. osób (w tym 90 tys. kobiet), a ich zarobki - poniżej 2000 zł - były o 450 zł niższe od średniej krajowej i znacznie gorsze od wynagrodzeń w przemyśle ciężkim, na który stawiało państwo.

"W dużej mierze bunt wynikał z desperacji i bezsilności. Z jednej strony wymagano od pracowników wyśrubowanych norm produkcji, a z drugiej zupełnie nie dbano o sprzęt, który pochodził jeszcze sprzed I wojny światowej i pracował przez całą dobę. Do tego była to trzyzmianowa praca na akord w potwornych warunkach – upale, wilgotności, hałasie i zapyleniu. W nieremontowanych i wyniszczonych przez wojny XIX-wiecznych fabrykach brakowało pryszniców i jadalni, przez co włókniarki często posiłki spożywały przy maszynach, których nie można było zatrzymać, bo wiązałoby się to ze zmniejszeniem produkcji" – opisał warunki pracy prof. Lesiakowski i zaznaczył, że protest był walką o "godność codziennego życia".

Stanęły 32. fabryki

Pierwsze maszyny 10 lutego 1971 r. stanęły w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego (dawnej Fabryce Izraela Poznańskiego), które stały się centralnym miejscem strajków. Była to jedna z największych łódzkich fabryk przemysłu lekkiego, w której pracowało ok. 9 tys. osób. Strajk rozpoczął się w przędzalni odpadkowej, ale dziś nawet badaczom tamtych wydarzeń trudno oszacować ilu pracowników zapoczątkowało bunt, który rozlewał się na kolejne funkcjonujące w Łodzi zakłady branży bawełnianej. W następnych dniach pracę przerwały kolejne wydziały ZPB im. Marchlewskiego.

W sumie do strajku przyłączyły się 32 fabryki, m.in. ZPB im. Obrońców Pokoju, im. 1 Maja, im. Armii Ludowej, im. Feliksa Dzierżyńskiego, im. Harnama oraz kilkanaście innych przedsiębiorstw przemysłu wełnianego i dziewiarskiego.

Według szacunków w kulminacyjnym momencie - 15 lutego - protestowało ok. 55 tys. osób, z czego 80 proc. stanowiły kobiety. Prof. Lesiakowski zaznacza, że dopiero w ostatniej fazie strajku miał on charakter okupacyjny, ale historyk uważa go za jeden z największych w powojennych dziejach Polski. Aby zobrazować jego skalę przypominał, że w kolejnej fali protestów w 1976 r. liczba strajkujących w całym kraju była podobna.

Bunt włókniarek – jak przekonywał profesor - nie był zaplanowany i zorganizowany. Nazywa go "oddolnym", "spontanicznym" i "płynnym". Według niego świadczy o tym m.in. to, że nie zawiązano komitetu strajkowego prowadzącego negocjacje i przekazującego strajkującym komunikaty, nie było właściwej komunikacji pomiędzy strajkującymi fabrykami oraz nie stworzono listy postulatów, wśród których cały czas pojawiały się nowe.

Najważniejszymi żądaniami było przywrócenie poprzednich cen artykułów żywnościowych oraz podniesienie płac (w różnych kwotach). Domagano się również m.in. poprawy warunków pracy, lepszego traktowania przez kierownictwo, wyrównania przywilejów pracowniczych, wprowadzenia przerwy śniadaniowej, gwarancji bezpieczeństwa dla strajkujących, obniżenie płac ministrom oraz ukarania winnych za Grudzień'70.

Charakter buntu obrazuje też trudność wskazania jego przywódców. Prof. Lesiakowski nazywa ich "lokalnymi liderami", wśród których wymienił mechanika Wojciecha Lityńskiego i tkaczkę Czesławę Augustyniak. Podkreślił jednak, że ich rola nie była tak znacząca, jak w przypadku liderów "Solidarności".

CZYTAJ TAKŻE: Upamiętniono 42. rocznicę Świdnickich Spacerów

Zaskoczenie dla władzy

Historyk uważa, że bunt łódzkich włókniarek był zaskoczeniem dla nowej komunistycznej władzy. Rządzący protestów spodziewali się w grudniu 70. roku. Dlatego początkowo go zlekceważyli, a rozmowy ze strajkującymi - najpierw przedstawicieli władz lokalnych, a następnie centralnych (m.in. ministra przemysłu lekkiego Tadeusza Kunickiego oraz wicepremiera Jana Mitręgi) - zakończyły się fiaskiem i eskalacją konfliktu. Do legend przeszła opowieść o tym, jak jedna z rozwścieczonych tkaczek pokazała wicepremierowi gołe pośladki, co w "Dziennikach politycznych" opisał Mieczysław F. Rakowski.

Przełomowy okazał się dopiero przyjazd do Łodzi premiera Piotra Jaroszewicza. W zakładach im. Marchlewskiego i Obrońców Pokoju nowy szef rządu spotkał się z włókniarkami 14 lutego.

Prof. Lesiakowski tak opisał ich przebieg: "Premierowi trudno było dojść do głosu, bo kobiety wybuchały płaczem lub był przekrzykiwany. Kilka razy pytał salę, czy wrócą do pracy, ale za każdym razem w odpowiedzi słyszał głośne +nie+. Kiedy ponownie zaczął namawiać do przerwania strajku jedna z włókniarek wyrwała mu mikrofon, delegacja rządowa w ogromnym zamieszaniu i pośpiechu opuściła salę".

Według historyka to właśnie po tej wizycie rząd zdecydował się na ustępstwa. "Może przekonała ich determinacja kobiet, a może fatalne warunki pracy, jakie zobaczyli w Łodzi, bo spotkania odbywały się na halach produkcyjnych. Nowe władze z Gierkiem na czele, która przyszła w opozycji do krwawych stłumień stoczniowców przez ekipę Gomułki nie mogła pozwolić sobie na kolejne rozwiązanie siłowe, tym bardziej w stosunku do kobiet. Dlatego postanowiono rozwiązać strajk decyzją polityczną. Rozważano podniesienie płac w przemyśle lekkim, lecz w obawie przed protestami innych branż, ostatecznie zdecydowano się od 1 marca powrócić do cen żywności sprzed grudnia 1970 r. Fakt ten oznaczał, że łódzkie prządki i tkaczki zwyciężyły i udało im się to, o co bez skutku walczono na Wybrzeżu" – podkreślił historyk.

Sukces

Decyzję Rady Ministrów ogłoszono wieczorem 15 lutego, co oznaczało zakończenie strajku. Ostatnie zakłady pracę wznowiły dwa dni później. Mimo gwarancji bezpieczeństwa najaktywniejsi strajkowicze po latach zostali zwolnieni z pracy pod różnymi pretekstami lub zmuszeni do odejścia. Zakłady im. Marchlewskiego upadły w 1991 roku, a dziś dawna fabryka jest częścią kompleksu handlowego Manufaktura.

Według historyka, włókniarki zatrzymując maszyny wykazały się dużą odwagą, ale również "mądrością, rozwagą i odpowiedzialnością". Jak podkreślił, wyciągnięto wnioski z Grudnia'70, nie wychodząc na ulicę, gdzie mogło dojść do nieprzewidzianych sytuacji. Dzięki temu nikt nie zginął, a aresztowania zdarzały się sporadycznie. Nie niszczono też maszyn, a wręcz dbano o nie.

Prof. Lesiakowski zwrócił uwagę, że choć strajk zakończył się osiągnięciem celu oraz doprowadził do powstania pierwszego krajowego planu modernizacji Łodzi, jest on dziś mniej pamiętany nie tylko od wydarzeń grudniowych, ale i łódzkiego strajku studentów z 1981 roku.

Wpływ na to – stwierdził – ma kilka powodów. "W Łodzi strajk odbywał się w napiętej, ale mimo wszystko pokojowej atmosferze. Nie było w nim ofiar i nie ma miejsca upamiętniającego bunt. Do tego jego liderami byli zwykli robotnicy, którzy później nie zaistnieli w polityce oraz nie potrafili przypominać o swoich dokonaniach. Warto jednak podkreślać, że jest to bardzo ważna karta w historii kraju" – zauważył prof. Lesiakowski.

CZYTAJ TAKŻE: Skandal w Radio Zachód. Rozkręca się akcja protestacyjna w obronie zwolnionych pracowników



 

Polecane