Waldemar Krysiak: Skandal w polskim środowisku trans. Oskarżenia o gwałt

Kiedy przypominamy sobie wiadomości dotyczące działaczy LGBT w Polsce, maluje nam się obraz środowiska dość ponurego. Na samym wierzchu tęczowej góry lodowej mamy aktywistów, którzy rozpowszechniają na temat Polski fałszywe informacje za granicą, anarcho-komunistów, którzy napadają na katolickie organizacje i ogromne zbiórki, które rozpływają się na trudne do zweryfikowania cele.
Komentator Fox News zszokowany hołdem wiceministra rządu Tuska dla Komunistycznej Partii Chin
Skandal za skandalem
Mamy też historie oszustwa i przemocy: nie tak dawno Polska była świadkiem „wojny skłotów” w Warszawie, podczas której miało dojść do pobić i postrzelenia kobiety w brzuch, oraz fejkowe doniesienia o zamachach na życie „niebinarnych” feministek. Chyba wszyscy pamiętamy jeszcze, jak „Lu” ze Stop Bzdurom twierdziła, że ktoś wepchnął ją pod tramwaj, choć późniejsze ustalenia pokazały, że cała historia mogła być całkowicie zmyślona, a „Lu” przyznała się później do ciężkich zaburzeń psychicznych?
Jakby tego było mało, członkowie słynnego Homokomando też byli oskarżani o łamanie prawa. W przypadku tej grupy sprawa była wyjątkowo poważna: chodziło o potencjalne przymuszanie mężczyzny do seksu, grożenie bronią, obezwładnienie ofiary narkotykami, molestowanie taksówkarzy i wielokrotne próby uciszenia dziennikarzy, którzy chcieli sprawę nagłośnić. Homokomando przejdzie więc pewnie do historii jako organizacja kompletnie zdyskredytowana.
Oprócz wszystkich tych okropnych historii to na łamach Tygodnika Solidarność zwracaliśmy uwagę na procedery z „trans serwerów” - tajnych czatów na Discordzie, na których dorośli handlowali hormonami wśród nieletnich. Obok rozprowadzania hormonów wśród dzieci dochodziło również do zachęcania ich do samookaleczenia.
Aktywiści LGBT nie mają więc w Polsce szczęścia. Szczególnie mroczny zdaje się być świat działaczy gender, a dowodem na to są wpisy na grupach aktywistów trans z ostatnich dni. Te donoszą o możliwych gwałtach w tym środowisku i próbach zatajenia tematu przed policją i opinią publiczną.
Oskarżenia o gwałty
„Istnieją przekonujące przesłanki, że jeden z administratorów warszawskiej grupy wsparcia dla osób trans, AA (pseudonim zmieniony)., dopuścił się w zeszłym tygodniu gwałtu na jednej z osób uczęszczających na grupę.”
- czytamy na jednej z największych grup dla transseksualistów na Facebooku. Ta sama informacja, opatrzona w zrzuty ekranu z rozmów działaczy gender, pojawiła się na kilku „tęczowych” profilach i stronach. Autorzy postu dalej informują:
„Sytuacja miała mieć miejsce poza spotkaniami grupy. Dwoje administratorów dowiedziało się o zajściu od samego oskarżonego. Dodatkowo usłyszeli, że domniemany poszkodowany nie był jedyną osobą, wobec której oskarżony miał wyrażać podobne intencje.”
Oskarżenia o wielokrotny (?) gwałt wobec jednego z działaczy rozniosły się na tyle daleko, że do skomentowania sytuacji zmuszeni zostali inni działacze biorący udział w organizowaniu spotkań transseksualistów z Warszawy. Jedną z osób, która według wpisów skomentowała wydarzenia, jest BB (pseudonim zmieniony), który urodził się jako kobieta, jednak obecnie funkcjonuje pod męskim imieniem. Osoba identyfikująca się jako BB jest dobrze znana w tęczowym środowisku: nagrywa regularnie filmy o transseksualizmie, promując w swoich materiałach ideologię gender. BB, dowiedziawszy się o zarzutach wobec AA., miał zadecydować o „banie” dla mężczyzny* i polecić przekazanie sprawy dalej nie do policji, ale do The Warsaw House.
The Warsaw House Foundation to organizacja LGBT, która – według jej własnych słów – zajmuje się pomaganiem „osobom LGBT”, szczególnie tym bezdomnym, wykluczonym ekonomicznie i poszkodowanym przez przemoc.
Zarzuty pojawiają się jednak również wobec biologicznej kobiety, która obecnie przedstawia się jako BB:
„Po zakulisowych rozmowach AA. z BB, oraz BB z TWH, dwójka administratorów, którzy zgłosili sprawę, dostała informację, że nie powinni byli zawieszać Jana w funkcji administratora. Według Kaja sytuacja powinna zostać wyjaśniona jeden na jeden pomiędzy oskarżonym a osobą domniemanie poszkodowaną (miało paść określenie “prywatna sprawa”).”
- czytamy we wpisach działaczy gender na Facebooku. Transseksualistka BB rozmawiała więc rzekomo z oskarżonym o gwałt oraz z organizacją LGBT, która ma pomagać ofiarom przemocy, i nalegała na to, by sprawa gwałtu nie została poznana przez szerszą publikę.
Domniemana ofiara gwałtu miała dodatkowo – według informacji z grup dla transseksualistów – zgłosić się po pomoc do Feminoteki, organizacji feministycznej. Z informacji przekazanej na lewicowych forach wynika, iż Feminoteka odesłała domniemaną ofiarę do innej organizacji, twierdząc, że „policja nic nie zrobi w sprawie”. Reakcja transseksualistki, The Warsaw House i Feminoteki nie spodobała się działaczom trans, którzy poinformowali, że:
„Reakcja BB., The Warsaw House i Feminoteki jest dla nas bardzo rozczarowująca. Wedle naszej najlepszej wiedzy ani Kaj, ani TWH, nie byli chętni podjąć rozmowy z osobą, która miała doświadczyć przemocy po otrzymaniu informacji o zajściu.”
Jak dowiadujemy się ze zrzutów ekranu zamieszczonych w oświadczeniu, sprawa gwałtu ma być dodatkowo skomplikowana, bo do zajścia miało dojść w stanie upojenia alkoholowego.
Reakcja aktywistów
Działacze gender różnie zareagowali na ujawnione informacje i zarzuty. Część z nich stanęła rzekomo po stronie zatajania informacji i zostali przez to nieformalnie usunięci z warszawskiej grupy spotkań: mają już więcej się na nich nie pojawiać. Inni tęczowi społecznicy ubolewają natomiast na tym, jaki wydźwięk historia może mieć w Polsce. „Fajna antyreklama dla osób trans w TV będzie” - czytamy w jednym z komentarzy.
Informacje o możliwych gwałtach i ewentualnych próbach ukrycia przestępstw pojawiły się w Internecie wczoraj. Podług informacji zawartych w komunikacie, policja została już o wszystkim poinformowana.
*prawdziwa płeć osoby rzekomo zgwałconej i osoby oskarżonej o gwałt nie jest potwierdzona