Fornale ze stajni Manfreda Webera wypowiedzieli Polsce wojnę?
W ocenie pełnego temperamentu europosła PiS Dominika Tarczyńskiego uchwalona właśnie rezolucja „to wypowiedzenie wojny politycznej” państwu polskiemu i „de facto podważenie jego istnienia”, gdyż między innymi uznaje Trybunał Konstytucyjny za nielegalny. Zrównoważony w swych ocenach europoseł PiS profesor Zdzisław Krasnodębski uznał, że uchwalony dokument „podważa polską państwowość”.
Czytaj również: Polska zapłaci karę za nieprzyjęcie migrantów? Jourova: Nie nazywałabym tego karą
Szydło: PE przegłosował rozwiązania, które zniszczą rolnictwo i przemysł w Polsce
Tak głosowali
Za przyjęciem dokumentu głosowali europosłowie z PO, Polski 2050, Nowej Lewicy i SLD:
- Magdalena Adamowicz (Pomorze),
- Bartosz Arłukowicz (Zachodniopomorskie i Lubuskie),
- Marek Belka (Łódzkie),
- Robert Biedroń (Warszawa),
- Jerzy Buzek (Śląsk),
- Włodzimierz Cimoszewicz (Warszawa),
- Jarosław Duda (Dolny Śląsk i Opolszczyzna),
- Tomasz Frankowski (Warmińsko-Mazurskie i Podlasie),
- Andrzej Halicki (Warszawa),
- Danuta Hübner (Warszawa),
- Łukasz Kohut (Śląsk),
- Ewa Kopacz (Wielkopolska),
- Bogusław Liberadzki (Zachodniopomorskie i Lubuskie),
- Janina Ochojska (Dolny Śląsk i Opolszczyzna),
- Jan Olbrycht (Śląsk),
- Radosław Sikorski (Kujawsko-Pomorskie),
- Róża Thun und Hohenstein (Małopolska i Świętokrzyskie),
- Sylwia Spurek (Wielkopolska).
Europosłowie PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Wprawdzie siedzieć na płocie niewygodnie, bo sztachety uwierają, ale idą wybory i trzeba patrzeć na obie strony, żeby nie stracić szansy korzystnego sprzedania się na koalicjanta.
Zastąpić, zagłodzić, poprowadzić
Manfred Weber, szef Europejskiej Partii Ludowej, w niedawnej rozmowie z niemieckim dziennikiem „Frankfurter Allgemeine Zeitung” stwierdził buńczucznie: „Jesteśmy jedyną siłą, która może zastąpić PiS w Polsce i poprowadzić ten kraj z powrotem do Europy”. Nie sprecyzował, czy to szerokie „my”, które ma zastąpić PiS, obejmuje tylko europosłów EPL, czy może również dziennikarzy FAZ lub to generalnie Niemcy mają sprowadzać Polskę z powrotem do Europy. Czyżby Niemiec Weber chciał prowadzić Polskę do Europy drogą wojny? A jeśli tak, to na co liczą ci europosłowie, którzy głosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego, a swój mandat dostali od Polaków ze swoich okręgów wyborczych? Wszak europoseł reprezentujący Toruń nie liczy chyba na powrót przepisów, że „obywatele polscy obojga płci mają obowiązek ustępować z drogi przed reprezentantami władzy niemieckiej”, zaś „obywatele polscy płci męskiej mają obowiązek kłaniania się przez zdejmowanie nakrycia głowy”, jak to obwieścił administrator policji Herr Weberstedt w piątek 27 października 1939 roku na łamach „Thorner Freiheit”. Podobnie europosłanki wybrane głosami z Ostrowa Wielkopolskiego nie chcą chyba zafundować wyborcom powrotu do przepisu: „Polakom zakazane jest iść chodnikiem w grupach trzech lub więcej osób. Nakazuje się przy tym schodzić z chodnika i ustępować drogi Niemcom rozpoznawalnym po mundurze lub odznakach. Chodnik należy do Niemców”, jak to zarządził 10 czerwca 1940 roku powiatowy „Leiter” NSDAP porucznik Delong. Trudno też podejrzewać, że europoseł reprezentujący Kutno tęskni do czasów, kiedy w mieście zarządzono, że „każdy, kto uśmiecha się ironicznie lub patrzy pogardliwie i nie kłania się Niemcowi w mundurze lub z opaską na ramieniu, będzie traktowany z najwyższą surowością”.
Dzielna przewodniczka polskich europosłów EPL w ich powrocie do Europy, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley z całą otwartością mówiła o Polakach: „Musimy ich zagłodzić”. Brzmi w tych słowach echo przemówienia, które szef Deutsche Arbeitsfront Robert Ley wygłosił 31 stycznia 1940 roku. Udowadniał w nim, że naród o „wyższej kulturze” musi mieć wyższy standard życiowy niż naród o „niższej kulturze”, taki jak Polacy, którzy „potrzebują mniej żywności”. Zgodnie z takimi wytycznymi oberburmistrz Poznania Dr. Scheffler nakazał 8 listopada 1940 roku „sprzedaż owoców i mleka wyłącznie dla niemieckich dzieci i młodzieży”. Natomiast w Łodzi dziennik „Litzmannstaedter Zeitung” zawiadamiał 22 listopada 1940 roku, że Polacy nie mają prawa wchodzić do sklepów „między 8 a 10.30 przed południem i między 3 a 4 po południu” zaś obsługiwać ich można (również na targowiskach i jarmarkach) dopiero, kiedy wszyscy Niemcy zakończą swoje zakupy. Czy taki model handlu planuje dla swoich wyborców profesor nauk ekonomicznych i europoseł z Łodzi?
Przykłady można mnożyć. Niemcy celują w promulgowaniu obwieszczeń, zarządzeń, instrukcji itp. Kanclerz Olaf Scholtz wiedział, co robi, kiedy apelował, aby „nie szperać w książkach historycznych”. Można się bowiem z nich dowiedzieć, że na polskich ziemiach włączonych do Rzeszy Polacy nie mieli wstępu do parków, na basen lub na plażę. Natomiast na całym terytorium Polski pod okupacją niemiecką Polacy mogli podróżować tylko pociągami osobowymi w wagonach obecnie nieistniejącej trzeciej klasy, gdzie ławki były z drewnianych desek. Europosłom, którzy tak ochoczo gardłują o „wolnych mediach”, warto tu przypomnieć poufny okólnik rozesłany do redakcji w marcu 1940 roku przez Służbę Informacyjną Prasy Regionalnej ministerstwa propagandy Goebbelsa. We fragmencie dotyczącym obsługi problematyki polskiej zapisano: „przestrzegać należy zasady, że wszystko, co pozytywne, a dotyczy sfer cywilizacji i życia gospodarczego na ziemiach polskich, winno być przypisywane korzeniom niemieckim”.
„Polska jest naszym wrogiem”
Cytowane wyżej dokumenty pisali niemieccy narodowi socjaliści. Obecnie unijne rezolucje i postanowienia sądowe współtworzą niemieccy eurosocjaliści. Etykiety się zmieniają. Niemcy nie. Profesor Roland Asch, jeden z najbardziej cenionych historyków niemieckich, pisał na Twitterze: „Polska pod obecnymi rządami nie jest naszym partnerem, jest naszym wrogiem” i warto polecić tę opinię do przemyślenia wyborcom europosłów, którym marzy się powrót do praworządnych czasów, kiedy w sądach obowiązywała reguła, że Polak nie może wygrać z Niemcem (co roztrząsał narodowosocjalistyczny „Das Schwartze Korps” 31 października 1940 roku), natomiast w urzędach, sklepach, restauracjach itp. obowiązywała gradacja: najpierw Reichdeutsche, potem Volksdeutsche, potem inne nacje i w dalszej kolejności Polacy.