Prezenty dla PiS-u
Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla rządu Mateusza Morawieckiego. Kraj toczą mniejsze i większe kryzysy. W rolnictwie, które jest ważną częścią naszego bezpieczeństwa wewnętrznego, bo mowa w końcu o bezpieczeństwie żywnościowym, ukraińskie zboże oraz inne produkty rolne i hodowlane z Ukrainy stają się nieuczciwą konkurencją dla polskich rolników. Na domiar złego hydrologiczna susza uderza w nich na dokładkę. Do tego dochodzi ciągła presja organów Unii Europejskiej, które chcą wpływać na wewnętrzną politykę Polski, nie wspominając już o zagrożeniu za naszą wschodnią granicą, które jest kontekstem do wielu kosztownych procesów zachodzących w naszym kraju.
W trudnych czasach ludzie szukają zmiany
Koszty życia Polaków cały czas rosną przez inflację, która może i maleje, ale tylko dlatego, bo dzisiejsze ceny porównujemy z tymi sprzed roku, a przecież już wtedy były mocno podwyższone. Według różnych szacunków podaje się, że skumulowana inflacja w latach 2020-2023 wynosi aż 40%! To oznacza, że dziś ponosimy o połowę wyższe koszty życia niż przed pandemią. Ludzie to czują, nie da się tego zatrzeć mówieniem, że przecież inflacja spadła z 16% do 14%. Oczywiście jest w tym pewne zrozumienie obywateli, bo okres lockdownów, a później wojny to czas zrozumiałych dla nas zawirowań, które były niezależne od naszych polityków. Ciężko winić za obecną sytuację rząd. Ba, można się w zasadzie cieszyć, że rząd RP w dużym stopniu zamortyzował oba kryzysy. Polska jest w czołówce państw UE, w których obywatele są najmniej zagrożeni bezrobociem i ubóstwem. To niebywały sukces, bo przecież dobrze pamiętamy, czym skończył się kryzys gospodarczy w 2008 r. czy transformacja ustrojowa, która nie brała jeńców. Dziś za poradzeniem sobie z bardzo ciężką sytuacją gospodarczą i geopolityczną płacimy właśnie wyższą inflacją. Więcej wydajemy, ale więcej też zarabiamy.
Jednak gdy czasy się pogarszają, a pogarszają się względem spokojnych i rozwojowych lat 2015-2019, to ludzie zaczynają szukać zmiany. To trochę jak próba poradzenia sobie z marazmem w grze klubu piłkarskiego. By tchnąć nowe życie w zespół wymieni się trenera na nowego, by ten wykrzesał nową energię w tych samych piłkarzach. Bo czy zmiana rządu w Polsce sprawi, że efekt pandemicznych lockdownów i wojny na Ukrainie magicznie zniknie? Nie, ale mimo to część ludzi myśli sobie, że co tam zaszkodzi zmienić “trenera”, a nuż się uda?
Poza tym dwie kadencje rządów to wystarczająco długo, by ludzie zwyczajnie się znużyli obecnie rządzącymi politykami, którzy w miarę osiadania na stołkach zaczęli też pokazywać swoją pychę.
“Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność, a przede wszystkim słuchanie obywateli, to są zasady, którymi będziemy się kierować. Koniec z arogancją władzy i koniec z pychą“
- to słowa Beaty Szydło z jej pamiętnego expose w 2015 r. Dziś sama była premier mówi, że "Popełniliśmy wiele błędów i zapewne jeszcze będziemy popełniać, bo takie jest życie i taka jest dynamika polityki”.
Jednym z tych błędów było niesmaczne wykorzystanie historii obozu Auschwitz-Birkenau to uderzenia w planowany przez Donalda Tuska marsz 4 czerwca. Naprawdę nie powinno się robić polityki na tak strasznych wydarzeń z naszej historii i mieszać pamięć ofiar hitlerowców z aktualną polityką. Nie trzeba też sięgać po tak brudne chwyty, by uderzyć w Donalda Tuska. Ten ma wystarczająco dużo brudów za uszami, a jego partia tak marną propozycję na rządzenie państwem, że wystarczy to pokazać.
W PiSie najwyraźniej spanikowano w obawie przed marszem, a nerwowymi reakcjami jeszcze bardziej nakręcono ludzi, by w tym marszu wzięli udział - na przekór PiSowi. Konsekwencją tych wydarzeń jest rezygnacja szefa sztabu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. I gdy już się wydawało, że opozycja z Donaldem Tuskiem na czele będzie kroczyć ku zwycięstwu przez całe lato, okazało się, że różne siły i elity polityczne, również te zewnętrzne, znów tak kreują rzeczywistość, że Zjednoczona Prawica może postawić się jako gwarant bezpieczeństwa Polski.
Prezent pierwszy - relokacja imigrantów
No nie nauczyli się w tej Europie, nie nauczyli. Napór nielegalnych imigrantów to dziś jeden z bardziej palących problemów Unii Europejskiej, a konkretnie Południa Europy, choć jak dobrze wiemy i Polska wraz z państwami bałtyckimi została dotknięta tym problemem na własnej skórze. W przypadku Polski problem jest o tyle bardziej złożony, że owych imigrantów pod granicę zwożą nam wrogie białoruskie służby we współpracy z przemytnikami. Jest to zaplanowana akcja ukierunkowana na destabilizowanie naszego państwa. To dostrzegają wszyscy, którym naiwna poprawność polityczna nie przesłoniła oczu.
Wracając zaś do południa Europy. Tam codziennie na statkach, barkach, kutrach przybywają setki nowych imigrantów, których przez morze przetransportowali przemytnicy. Są to w dużej mierze młodzi mężczyźni, którzy zapragnęli wygodnego i dostatniego życia w Europie. Taką wizją zarazili ich liderzy państw starej Unii, którzy upatrzyli sobie w nich taniej siły roboczej, która będzie napędzać europejskie gospodarki wobec wyraźnych problemów demograficznych w Europie. Tacy niewolnicy na socjalu. Niestety skala tej imigracji wyraźnie przerosła możliwości UE. „Herzliche Willkommen” Angeli Merkel podziałało tak, że zamiast zdolnych i wykształconych imigrantów na przejściach granicznych, Europa zastała rzesze imigrantów na plażach i wybrzeżach Włoch, Grecji czy Hiszpanii. Możliwości kontroli takiej imigracji są bardzo ograniczone. Tych ludzie nie da się już „cofnąć” za granicę, bo za ich plecami jest wyłącznie morze. Przemytnicy wypuszczają ich w ciasnych pontonach by sami dopłynęli do brzegu, podczas gdy oni w porę oddalają się ze swoimi łódkami głębiej w Morze Śródziemne, by nie zostać złapanym przez służby graniczne UE.
Państwa południa UE mierzą się z rosnącą liczbą nielegalnych imigrantów, dla których nie ma ani pracy, ani mieszkań. Przypomnę, że sytuacja socjalna we Włoszech czy Grecji jest o wiele gorsza niż w Polsce. Bezrobocie sięga 20%, a większość ludzi do 30 roku życia mieszka z rodzicami z uwagi na niemożność zakupu mieszkania. Dla niewykwalifikowanych, nieznających języka imigrantów tym bardziej tej pracy, ani dachu nad głową nie ma. Gromadzi się ich w obozach dla uchodźców, a przecież oni mają swoje oczekiwania. Chcieli dobrobytu i dostatku. Z tego rodzi się frustracja i agresja. Co z nimi zrobić? Relokować! Mów Bruksela. Trzeba porozwozić ich po całej Unii, to problem się, że tak powiem, rozwodni. Trochę tu, trochę tam i jakoś się ich upcha.
Tylko ani my, nie chcemy by ich upychać w Polsce, ani oni nie chcą być upychani jak bydło w zagrodach. Niestety władze UE obrały ten właśnie kurs jako właściwe rozwiązanie problemu, rodzące spory opór m.in. polskich obywateli.
I tu pojawia się Prawo i Sprawiedliwość, ubrane całe na biało, słusznie głoszące, że nie zgodzi się na żadną relokację nielegalnych imigrantów do Polski. Polskie władze podkreślają przy tym, że same musiały i dalej muszą się mierzyć z podobnym problemem na granicy z Białorusią. Tu jest najistotniejsza różnica: Polska nie ulega nielegalnej imigracji, tylko ją zwalcza, hamuje, stopuje. Tak samo powinna zachować się Unia Europejska. Fakt, o wiele trudniej robić to na morzu, ale nie zmienia to faktu, że nielegalnych imigrantów trzeba po prostu odesłać do domu, jeśli nie spełniają warunków legalnego pobytu w UE.
Dopóki unijni dygnitarze tego nie zrozumieją i dalej będą forsować swoją strategię polegającą na uleganiu nielegalnej imigracji, dopóty polski rząd będzie miał bardzo mocny atut w swoich rękach. I dobrze, bo rząd RP powinien być gwarantem bezpieczeństwa dla obywateli, a nielegalna, niekontrolowana imigracja jest źródłem wielu zagrożeń.
Prezent drugi - Turów
Europa znów przypomniała sobie o Turowie, choć wydawało się, że sprawa jest zamknięta. Strona polska dogadała się z czeską, wdrożono mechanizmy zabezpieczające lokalną ludność i region, na czym zależało Czechom, Grupa PGE zarządzająca kopalnią i elektrownią wydaje na to niemałe pieniądze, ale wszystko zostało dopięte w ramach rozsądnego, choć spóźnionego kompromisu.
Jednak temat kopalni znowu wydostał się na światło dzienne i co ciekawe, za sprawą polskiego sądownictwa, bo to Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wstrzymał - do czasu rozpoznania skargi - wykonanie decyzji środowiskowej dotyczącej koncesji na wydobycie węgla dla kopalni w Turowie po 2026 r.
Oznacza to nie ni mniej ni więcej, że kopalnia nie może dalej wydobywać węgla brunatnego, bo jak argumentuje WSA: “Kontynuacja eksploatacji złoża węgla brunatnego Turów, realizowanego w gminie Bogatynia”.
Już nie wchodząc w szczegóły przyrodniczo-środowiskowe, to na litość boską. Tak nagłe zamknięcie tak ważnej kopalni i sprzężonej z nią elektrowni to zamach na polskie społeczeństwo i gospodarkę.
Kompleks w Turowie dostarcza do 8 proc. energii elektrycznej w Polsce. To znaczy, że daje energię ok. 4 milionom gospodarstw domowych. Pracuje w nim przeszło 4700 pracowników, a kopalnia i elektrownia współpracuje z 1400 innymi podmiotami gospodarczymi. Co się stanie, gdy nagle, praktycznie z dnia na dzień, zamkniemy kopalnie?
Katastrofa. Bez węgla dostarczanego do kopalni elektrownia straci rację bytu, bo koszt sprowadzania węgla z innego regionu mijałby się kompletnie z celem. Na bruk wyrzucono by wspomnianych 4700 pracowników, którzy nijak nie znaleźliby pracy w regionie, który jest powiązanymi nićmi gospodarczymi właśnie z kopalnią i elektrownią. Bo po nich upadłyby inne firmy, choćby te 1400 przedsiębiorstw, które żyły w symbiozie z Turowem. Do tego dziesiątki sklepików, fryzjerów, restauracji i innych usług, które miały rację bytu dzięki temu, że w Turowie, Bogatyni mieszkają tysiące osób żyjących z pracy kompleksu energetycznego. Jednoosobowe wyroki sądu podyktowane dobrem środowiska są jednocześnie wyrokiem dla zwykłych ludzi. Czy na tym ma polegać sprawiedliwość?
I tu znów Prawo i Sprawiedliwość pojawia się w roli obrońcy interesów obywateli.
Na straży Polaków
Rząd Mateusza Morawieckiego ma nie tylko moralny, ale też prawny obowiązek do obrony polskich obywateli przed różnymi zagrożeniami czy niesprawiedliwością. Rząd silnego państwa musi dbać o obywateli i pełnić rolę obrońcy, gwaranta bezpieczeństwa, wyciągać dłoń do tych, od których los się odwrócił.
A to, że zbija na tym dobry kapitał polityczny i wizerunkowy, to już problem opozycji, a nie rządu. Ochrona granicy, stopowanie nielegalnej imigracji, zwalczanie działalności obcych służb, dbanie o bezpieczeństwo energetyczne, zabezpieczenie zatrudnienia i minimum socjalnego to powinna być oczywistość. To, że rząd Zjednoczonej Prawicy urasta do rangi bohatera w tych sprawach jest zasługą opozycji i unijnych liderów. Gdyby politycy polskiej opozycji jasno stanęli po stronie bezpieczeństwa Polski i polskich obywateli, to PiS nie zyskiwałby wizerunkowo aż tak dużo jak teraz. Ci jednak z różnych względów tego nie robią. Z jednej strony kierując się naiwnością, jak w przypadku kryzysu na naszej granicy, dając się zmanipulować obcym służbom. Z drugiej strony próbując zaskarbić sobie sympatię i wpływy wśród unijnych elit, działając bardziej na rzecz interesu “europejskiego”, aniżeli polskiego.
I tak oto Prawo i Sprawiedliwość w trudnym dla siebie czasie dostało bardzo ładne prezenty od swoich przeciwników politycznych. Tymi prezentami jest możliwość obrony polskich interesów. Gwiazdka w lato.