Waldemar Krysiak: Być może o tym nie wiesz, ale prawdopodobnie i Ty „jesteś gwałcicielem”

Feministki kolejny już raz próbują z Polaków zrobić gwałcicieli. Według nich gwałtem nie jest przymuszanie do czynności seksualnych, a każdy intymny akt, na który nie było wyraźnej, entuzjastycznej zgody słownej. „Większość gwałtów w Polsce jest legalna!” – trąbi więc Maja Staśko.
 Waldemar Krysiak: Być może o tym nie wiesz, ale prawdopodobnie i Ty „jesteś gwałcicielem”

Feminizm powinien był dawno temu zdechnąć śmiercią naturalną – przynajmniej w Europie i Ameryce. W tych właśnie rejonach świata osiągnął bowiem swoje cele – równość prawną płci – i od lat stara się wymyślać nowe, autentycznie szkodliwe inicjatywy w odpowiedzi na sztucznie wytworzone „problemy”. Od równości feministki przeskoczyły więc do promowania aborcji, która dzięki nim zabija setki tysięcy ludzi na świecie (większość z nich to kobiety nienarodzone), a potem do promowania ideologii gender, która jest naturalnym wynikiem feministycznego twierdzenia, że nie ma niby różnic między płciami. Jedno jednak pozostało w feminizmie niezmienne: demonizowanie mężczyzn i straszenie kobiet gwałtem.

 

Gwałt jest złem. Na szczęście w statystykach Polska wypada świetnie

Gwałt jest bowiem – obok mordu – jedną z najgorszych tragedii, jaką jedna osoba może drugiej wyrządzić. Gwałt jest też złem, którego nie da się całkowicie wytępić ze świata. Obok zabójstwa, kradzieży i innych przestępstw będzie niestety zawsze istniał. Feministki wykorzystują więc gwałt jako narzędzie do siania strachu i obrzydzania kobietom płci przeciwnej, choćby sugerując, że niebezpieczeństwo jest tam, gdzie go nie ma.

Liczby pokazują jasno: Polska ma najniższe statystyki przemocy seksualnej wobec kobiet w Europie. Nie oznacza to oczywiście, że taka przemoc w naszej ojczyźnie nie istnieje, ale trudno mówić też o jakiejś epidemii molestowania i gwałcenia w Polsce. W europejskich statystykach Polska widnieje na samym końcu, a kontynentalnymi stolicami przemocy wobec kobiet okazują się kraje skandynawskie, które oprócz feminizmu postawiły na masową migrację z krajów muzułmańskich, gdzie mężczyźni często mają realnie wyższy status prawny i kulturowy niż ich żony, matki i siostry. Szczególnie dobrze jest to widać w reprezentatywnych statystykach, które pytają kobiety bezpośrednio: czy byłaś zgwałcona? Czy byłaś molestowana? Polki najczęściej w Europie odpowiadają, że nie.

 

„Facet to świnia”

Feminizm jest jednak bękartem marksizmu, jego założenia są więc dogmatyczne i żadne dane naukowe tego nie zmienią. Facet w feminizmie to tylko świnia, facet to agent patriarchatu, a kobiety to pionki w rewolucji, która ma dopiero nadejść. Mesjańska rewolucja marksistów jednak nie nadchodzi naturalnie, mimo iż jej wyznawcy czekają na wybawienie (i możliwość do mordu i zemsty), trzeba jej więc pomóc sztucznie. Skoro odmienianego przez wszystkie przypadki „piekła kobiet” w Polsce nie ma, to trzeba przynajmniej wmówić ludziom, że jest.

Tutaj z pomocą przychodzą feministyczne fikołki semantyczne: dzięki nim można doskoczyć do celu. Skoro gwałtu rozumianego jako przymuszanie przemocą (gwałt pochodzi nawet od niemieckiego „Gewalt”, czyli przemoc) wiele w Polsce nie ma, to… wystarczy zmienić jego definicję na bardziej rozwodnioną.

Dlatego feministki zmieniają narrację i manipulują definicjami. Według nich gwałtem staje się więc każda intymność, przed którą nie było jasnej, entuzjastycznej, werbalnej zgody. A tylko „tak” oznacza (rzekomo) „tak”, i tylko „nie” oznacza (rzekomo) „nie”, feministki krzyczą więc, że jeżeli nie było przed zbliżeniem werbalnego „tak”, to wszystko, co po braku „tak” było, jest zgwałceniem.

 

Potencjalna zmiana prawna

Niektórzy nie rozumieją w pierwszym momencie, jak ogromna byłaby to zmiana prawna. W klasycznej, rozsądnej definicji gwałtu musi być zastosowana przemoc, która pozostawia realne ślady, da się więc jej dowieść przed sądem. Dodatkowo tradycyjna definicja jest o tyle mądra, że rozumie, iż szantaż też jest rodzajem przemocy. Szantażu słownego nie da się może tak łatwo dowieść, jak ran zadanych w miejscach intymnych, ale wszystkie inne formy szantażu (np. w postaci SMS-ów) już swoje ślady pozostawiają. Poza tym jeżeli mówimy o przemocy i szantażu, których da się dowieść przed sądem, to zachowana zostaje podstawa całego cywilizowanego prawa: domniemanie niewinności. Wobec oskarżonego trzeba dowieść jego winy, oskarżony nie jest z automatu przestępcą.

Feministyczna definicja gwałtu sprowadza natomiast ludzką tragedię do absurdu. W tej samej kategorii ląduje zboczeniec, który z ciemnej uliczki porwał kobietę i ją skrzywdził, oraz mąż żony, który podczas porannego zbliżenia zaraz po przebudzeniu nie zapytał swojej drugiej połówki, czy ma prawo ją dotknąć.

Kochanie, czy mogę cię pocałować? Kochanie, czy wolno mi tu położyć rękę? Kochanie, czy zgadzasz się na współżycie? Takie pytania nie padają w małżeństwie czy trwałym związku. Bo ludzie nie są robotami i lubią romantyczność, i grę wstępną. Consent – czyli zgoda na pożycie – jest wyrażana przez zgodę na pozostawanie w intymnej relacji i nie musi być uzyskiwana za każdym razem werbalnie, gdy dojść ma do bliskości. Dodatkowo katolicy (nadal większość Polaków i Polek) obiecuje sobie pożycie w świadomej przysiędze małżeńskiej, a obywatele innych wyznań i ateiści też nie są głupi. Jeżeli są dorosłymi ludźmi, to ustalają ze sobą na własną rękę zasady pożycia.

Oczywiście jeżeli jedna ze stron wyrazi w intymnej sytuacji sprzeciw, to druga powinna przestać. Wzajemny szacunek jest elementem katolickiej przysięgi małżeńskiej, a niewierzący i innowiercy też są ludźmi, a nie dzikimi zwierzętami – rozumieją, że do tanga trzeba dwojga. Dla większości „nie” oznacza „nie” i tutaj feministki mogą mieć częściowo rację. „Tak” oznacza „tak”, „nie” oznacza „nie”.

No więc BRAK „TAK” NIE OZNACZA „NIE”. Jeżeli ktoś jest w związku, nie protestuje, nie ucieka przed dotykiem, zgadza się na czynności seksualne – to nie jest to gwałt. Na tym polega też największe feministyczne przekłamanie: że skoro ktoś nie wyszeptał trzech fonemów, to został skrzywdzony. Krzywda jednak nie może być nieodróżnialna od niekrzywdy.

 

Chcą niszczyć

Feministki natomiast – uważam, że świadomie – chcą zniszczyć małżeństwo, trwałe związki, religijne i racjonalne relacje. Dla nich rodzina to patriarchat, bycie żoną to poniżenie, bycie matką (jakkolwiek by było – częsty skutek zbliżeń między kobietami i mężczyznami) to bycie inkubatorem. Feminizm widzi w tradycyjnej rodzinie ucisk, a na ciążę proponuje aborcję.

Feministki stawiają też na wyzwalanie kobiet z poprawnych instynktów i wstydu. Podczas gdy ja rozpisuję się tutaj o stabilnych relacjach męsko-żeńskich, one celują w przelotne relacje w klubach, barach, na imprezach i randkach z Tindera. Tamten świat, oczywiście, rządzi się nieco innymi zasadami i feministki o tym wiedzą.

Na przelotnych randkach nie znamy bowiem naszego partnera czy partnerki. Nie było żadnej przysięgi małżeńskiej, nie było pewnie nawet sensownej rozmowy o wzajemnych granicach. W pijackim, narkotykowym seksie nie było nawet pełnej świadomości swoich czynów z obu stron. Co więcej, w skakaniu z kwiatka na kwiatek często wskakuje się nawet w sytuacje, w których trudniej powiedzieć „nie”, czego się potem żałuje.

 

Podryw

Kiedy byłem młodszy i głupszy, sam lubiłem jednorazowe randki i częste imprezy. I moja obserwacja – dokonana na mnie i ludziach wszystkich obu płci – jest taka: podrywanym ludziom nie przychodzi łatwo odmowa. Szczególnie pewnie jest to prawda w przypadku kobiet, które różnią się od mężczyzn strategiami podrywu i asertywnością. Asertywność kobiety mają czasem niższą od mężczyzn i kobietom schlebia bycie podrywaną. Jeżeli więc kobieta jest podrywana, to często będzie się tym cieszyć nawet wtedy, gdy jej adorator nie jest do końca w jej typie. Nawet jeżeli kobieta nie ma co do niego dalszych planów – np. intymnej relacji – to może pozwolić mężczyźnie na zbliżanie się do niej. Adoratorzy odbierają jednak brak stawiania jasnych granic jako zachętę do „więcej”. I tak dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, gdzie kobieta nie powiedziała jasno „nie”, a mężczyzna przekroczył jej prywatne granice, nawet o tym nie wiedząc, odczytując jej bierność jako zachętę.

 

„Dobre rady” feministek

Nie można jednak zmieniać definicji podstawowych słów i wywracać na głowę całego systemu prawnego, żeby dopasować świat do wybryków w barach i promiskuityzmu „nowoczesnego” środowiska. Jeżeli feministkom zależy na tym, żeby kobiety czuły się lepiej i były mniej krzywdzone przez mężczyzn i własną lekkomyślność, to feministki powinny stawiać na budowanie asertywności kobiet i wybijanie im z głowy, że przelotny seks nie ma czasem (często?) negatywnych konsekwencji. Mężczyźni, oczywiście, też powinni rozwijać swoją wrażliwość na to, że płeć przeciwna nie sygnalizuje zainteresowania tak, jak robią to oni. Ale z racji tego, że nie da się – niestety! – wszelkiego zła ze świata wyplenić, kobiety muszą pomagać innym kobietom dbać o swoje własne bezpieczeństwo. Kiedyś robiły to matki, babki i siostry, tłumacząc młodym dziewczynom, że facet czasem jest świnią i powinny się szanować i uważać. Teraz świat i moralność tłumaczą dziewczynom samotne wariatki, nienawidzące mężczyzn i zapychające pustkę po zabortowanych dzieciach tuzinem kotów.

Feministki jednak nie będą kobietom radzić dobrze: jeżeli kobiety będą szczęśliwe w udanych związkach, to nie będą potrzebowały feminizmu. Feministki nie będą mogły wykorzystać ich niezadowolenia do osiągania swoich celów, nie będą mogły obrzydzać im małżeństwa i mężczyzn. Podobnie jak komunistom zawsze zależy na budowaniu i wykorzystywaniu niezadowolenia robotników, tak feministki chcą tylko powodować u kobiet strach i gniew, a potem go wampirycznie instrumentalizować. Bo feminizm to bękart marksizmu.


 

POLECANE
Rzecznik MSZ Iranu o czerwonych liniach. Chodzi o rozmowy z USA ws. programu nuklearnego Wiadomości
Rzecznik MSZ Iranu o "czerwonych liniach". Chodzi o rozmowy z USA ws. programu nuklearnego

Rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych Esmaeil Baghaei przypomniał o "czerwonych liniach" Teheranu w kwestii rozmów z USA ws. programu nuklearnego. Podkreślił, że negocjacje muszą odbywać się "uzgodnionych wcześniej ramach".

Nawrocki przypomniał, jak głosował Trzaskowski. Czemu kazał pan to kobietom? z ostatniej chwili
Nawrocki przypomniał, jak głosował Trzaskowski. "Czemu kazał pan to kobietom?"

Podczas debaty "Super Expressu" Karol Nawrocki przypomniał Rafałowi Trzaskowskiemu, że głosował przeciwko ustawie, która obniżała wiek emerytalny dla kobiet. W odpowiedzi Trzaskowski wymieniał inicjatywy skierowane dla kobiet, realizowane podczas jego rządów w Warszawie.

Rafał Trzaskowski się zaplątał tylko u nas
Rafał Trzaskowski się zaplątał

"Najgorsze, co może być, to ten sam rząd, ten sam prezydent - z jednej partii, którzy tylko słuchają jednej osoby w trudnych czasach." Który polityk jest autorem tych słów?

Blackout w Europie. Hiszpański rząd zdecydował Wiadomości
Blackout w Europie. Hiszpański rząd zdecydował

– Stan wyjątkowy zostanie zastosowany w regionach, które o to poproszą – przekazało hiszpańskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Decyzja rządu w Madrycie jest spowodowana ogromną awarią prądu, która dotknęła Hiszpanię i Portugalię.

Nowy sondaż prezydencki. Nawrocki ma powody do radości z ostatniej chwili
Nowy sondaż prezydencki. Nawrocki ma powody do radości

Najnowszy sondaż CBOS: Rafał Trzaskowski 31 proc. poparcia, Karol Nawrocki 27 proc., Sławomir Mentzen 16 proc. Frekwencja na poziomie 73 proc.

Ja nie będę tego słuchał. Trzaskowski opuścił mównicę po słowach Brauna z ostatniej chwili
"Ja nie będę tego słuchał". Trzaskowski opuścił mównicę po słowach Brauna

– To było powstanie w getcie. O czym pan opowiada? To są bohaterowie naszej historii! Ja tego nie będę słuchał – odpowiedział Grzegorzowi Braunowi kandydat KO Rafał Trzaskowski, po czym odszedł od pulpitu.

Podmieniono tablicę na pomniku UPA w Monasterzu. Jest decyzja konserwatora zabytków Wiadomości
Podmieniono tablicę na pomniku UPA w Monasterzu. Jest decyzja konserwatora zabytków

Przywrócenie do stanu pierwotnego pomnika żołnierzy UPA w Monasterzu (Podkarpackie) nakazał właścicielowi terenu - Nadleśnictwu Lubaczów - wojewódzki konserwator zabytków. Na zbiorowej mogile nielegalnie umieszczono dwie tablice. Jedna z nich trafi do policyjnego depozytu.

Debata prezydencka. Karol Nawrocki zapytany o powszechny pobór do wojska z ostatniej chwili
Debata prezydencka. Karol Nawrocki zapytany o powszechny pobór do wojska

Podczas debaty "Super Expressu" kandydat popierany przez PiS Karol Nawrocki oświadczył, że pobór do wojska powinien się odbywać na zasadzie dobrowolności i on nie chce tego zmieniać. Dodał, że należy przyspieszyć system rekrutacji do Wojska Polskiego.

Ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Według propozycji ukraińskiej z identyfikacji wypadłyby niemowlęta i dzieci Wiadomości
Ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. "Według propozycji ukraińskiej z identyfikacji wypadłyby niemowlęta i dzieci"

W zeszły czwartek w dawnej wsi Puźniki na zachodzie Ukrainy rozpoczęły się ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Głos w tej sprawie zabrał były ambasador Polski w Kijowie Bartosz Cichocki.

Debata prezydencka. Stanowski nie odpuścił Trzaskowskiemu: Sprawdziłem pana wypowiedzi z ostatniej chwili
Debata prezydencka. Stanowski nie odpuścił Trzaskowskiemu: "Sprawdziłem pana wypowiedzi"

– Sprawdziłem pana wypowiedzi w Google. Nie ma żadnej pana wypowiedzi sprzed wyborów parlamentarnych, która zawiera "wojna hybrydowa". Wymyślił pan to hasło dopiero, gdy PO doszła do władzy i ten "zły PiS" przestał być odpowiedzialny za sytuację na granicy – mówił do Rafała Trzaskowskiego w debacie prezydenckiej "Super Expressu" twórca Kanału Zero Krzysztof Stanowski.

REKLAMA

Waldemar Krysiak: Być może o tym nie wiesz, ale prawdopodobnie i Ty „jesteś gwałcicielem”

Feministki kolejny już raz próbują z Polaków zrobić gwałcicieli. Według nich gwałtem nie jest przymuszanie do czynności seksualnych, a każdy intymny akt, na który nie było wyraźnej, entuzjastycznej zgody słownej. „Większość gwałtów w Polsce jest legalna!” – trąbi więc Maja Staśko.
 Waldemar Krysiak: Być może o tym nie wiesz, ale prawdopodobnie i Ty „jesteś gwałcicielem”

Feminizm powinien był dawno temu zdechnąć śmiercią naturalną – przynajmniej w Europie i Ameryce. W tych właśnie rejonach świata osiągnął bowiem swoje cele – równość prawną płci – i od lat stara się wymyślać nowe, autentycznie szkodliwe inicjatywy w odpowiedzi na sztucznie wytworzone „problemy”. Od równości feministki przeskoczyły więc do promowania aborcji, która dzięki nim zabija setki tysięcy ludzi na świecie (większość z nich to kobiety nienarodzone), a potem do promowania ideologii gender, która jest naturalnym wynikiem feministycznego twierdzenia, że nie ma niby różnic między płciami. Jedno jednak pozostało w feminizmie niezmienne: demonizowanie mężczyzn i straszenie kobiet gwałtem.

 

Gwałt jest złem. Na szczęście w statystykach Polska wypada świetnie

Gwałt jest bowiem – obok mordu – jedną z najgorszych tragedii, jaką jedna osoba może drugiej wyrządzić. Gwałt jest też złem, którego nie da się całkowicie wytępić ze świata. Obok zabójstwa, kradzieży i innych przestępstw będzie niestety zawsze istniał. Feministki wykorzystują więc gwałt jako narzędzie do siania strachu i obrzydzania kobietom płci przeciwnej, choćby sugerując, że niebezpieczeństwo jest tam, gdzie go nie ma.

Liczby pokazują jasno: Polska ma najniższe statystyki przemocy seksualnej wobec kobiet w Europie. Nie oznacza to oczywiście, że taka przemoc w naszej ojczyźnie nie istnieje, ale trudno mówić też o jakiejś epidemii molestowania i gwałcenia w Polsce. W europejskich statystykach Polska widnieje na samym końcu, a kontynentalnymi stolicami przemocy wobec kobiet okazują się kraje skandynawskie, które oprócz feminizmu postawiły na masową migrację z krajów muzułmańskich, gdzie mężczyźni często mają realnie wyższy status prawny i kulturowy niż ich żony, matki i siostry. Szczególnie dobrze jest to widać w reprezentatywnych statystykach, które pytają kobiety bezpośrednio: czy byłaś zgwałcona? Czy byłaś molestowana? Polki najczęściej w Europie odpowiadają, że nie.

 

„Facet to świnia”

Feminizm jest jednak bękartem marksizmu, jego założenia są więc dogmatyczne i żadne dane naukowe tego nie zmienią. Facet w feminizmie to tylko świnia, facet to agent patriarchatu, a kobiety to pionki w rewolucji, która ma dopiero nadejść. Mesjańska rewolucja marksistów jednak nie nadchodzi naturalnie, mimo iż jej wyznawcy czekają na wybawienie (i możliwość do mordu i zemsty), trzeba jej więc pomóc sztucznie. Skoro odmienianego przez wszystkie przypadki „piekła kobiet” w Polsce nie ma, to trzeba przynajmniej wmówić ludziom, że jest.

Tutaj z pomocą przychodzą feministyczne fikołki semantyczne: dzięki nim można doskoczyć do celu. Skoro gwałtu rozumianego jako przymuszanie przemocą (gwałt pochodzi nawet od niemieckiego „Gewalt”, czyli przemoc) wiele w Polsce nie ma, to… wystarczy zmienić jego definicję na bardziej rozwodnioną.

Dlatego feministki zmieniają narrację i manipulują definicjami. Według nich gwałtem staje się więc każda intymność, przed którą nie było jasnej, entuzjastycznej, werbalnej zgody. A tylko „tak” oznacza (rzekomo) „tak”, i tylko „nie” oznacza (rzekomo) „nie”, feministki krzyczą więc, że jeżeli nie było przed zbliżeniem werbalnego „tak”, to wszystko, co po braku „tak” było, jest zgwałceniem.

 

Potencjalna zmiana prawna

Niektórzy nie rozumieją w pierwszym momencie, jak ogromna byłaby to zmiana prawna. W klasycznej, rozsądnej definicji gwałtu musi być zastosowana przemoc, która pozostawia realne ślady, da się więc jej dowieść przed sądem. Dodatkowo tradycyjna definicja jest o tyle mądra, że rozumie, iż szantaż też jest rodzajem przemocy. Szantażu słownego nie da się może tak łatwo dowieść, jak ran zadanych w miejscach intymnych, ale wszystkie inne formy szantażu (np. w postaci SMS-ów) już swoje ślady pozostawiają. Poza tym jeżeli mówimy o przemocy i szantażu, których da się dowieść przed sądem, to zachowana zostaje podstawa całego cywilizowanego prawa: domniemanie niewinności. Wobec oskarżonego trzeba dowieść jego winy, oskarżony nie jest z automatu przestępcą.

Feministyczna definicja gwałtu sprowadza natomiast ludzką tragedię do absurdu. W tej samej kategorii ląduje zboczeniec, który z ciemnej uliczki porwał kobietę i ją skrzywdził, oraz mąż żony, który podczas porannego zbliżenia zaraz po przebudzeniu nie zapytał swojej drugiej połówki, czy ma prawo ją dotknąć.

Kochanie, czy mogę cię pocałować? Kochanie, czy wolno mi tu położyć rękę? Kochanie, czy zgadzasz się na współżycie? Takie pytania nie padają w małżeństwie czy trwałym związku. Bo ludzie nie są robotami i lubią romantyczność, i grę wstępną. Consent – czyli zgoda na pożycie – jest wyrażana przez zgodę na pozostawanie w intymnej relacji i nie musi być uzyskiwana za każdym razem werbalnie, gdy dojść ma do bliskości. Dodatkowo katolicy (nadal większość Polaków i Polek) obiecuje sobie pożycie w świadomej przysiędze małżeńskiej, a obywatele innych wyznań i ateiści też nie są głupi. Jeżeli są dorosłymi ludźmi, to ustalają ze sobą na własną rękę zasady pożycia.

Oczywiście jeżeli jedna ze stron wyrazi w intymnej sytuacji sprzeciw, to druga powinna przestać. Wzajemny szacunek jest elementem katolickiej przysięgi małżeńskiej, a niewierzący i innowiercy też są ludźmi, a nie dzikimi zwierzętami – rozumieją, że do tanga trzeba dwojga. Dla większości „nie” oznacza „nie” i tutaj feministki mogą mieć częściowo rację. „Tak” oznacza „tak”, „nie” oznacza „nie”.

No więc BRAK „TAK” NIE OZNACZA „NIE”. Jeżeli ktoś jest w związku, nie protestuje, nie ucieka przed dotykiem, zgadza się na czynności seksualne – to nie jest to gwałt. Na tym polega też największe feministyczne przekłamanie: że skoro ktoś nie wyszeptał trzech fonemów, to został skrzywdzony. Krzywda jednak nie może być nieodróżnialna od niekrzywdy.

 

Chcą niszczyć

Feministki natomiast – uważam, że świadomie – chcą zniszczyć małżeństwo, trwałe związki, religijne i racjonalne relacje. Dla nich rodzina to patriarchat, bycie żoną to poniżenie, bycie matką (jakkolwiek by było – częsty skutek zbliżeń między kobietami i mężczyznami) to bycie inkubatorem. Feminizm widzi w tradycyjnej rodzinie ucisk, a na ciążę proponuje aborcję.

Feministki stawiają też na wyzwalanie kobiet z poprawnych instynktów i wstydu. Podczas gdy ja rozpisuję się tutaj o stabilnych relacjach męsko-żeńskich, one celują w przelotne relacje w klubach, barach, na imprezach i randkach z Tindera. Tamten świat, oczywiście, rządzi się nieco innymi zasadami i feministki o tym wiedzą.

Na przelotnych randkach nie znamy bowiem naszego partnera czy partnerki. Nie było żadnej przysięgi małżeńskiej, nie było pewnie nawet sensownej rozmowy o wzajemnych granicach. W pijackim, narkotykowym seksie nie było nawet pełnej świadomości swoich czynów z obu stron. Co więcej, w skakaniu z kwiatka na kwiatek często wskakuje się nawet w sytuacje, w których trudniej powiedzieć „nie”, czego się potem żałuje.

 

Podryw

Kiedy byłem młodszy i głupszy, sam lubiłem jednorazowe randki i częste imprezy. I moja obserwacja – dokonana na mnie i ludziach wszystkich obu płci – jest taka: podrywanym ludziom nie przychodzi łatwo odmowa. Szczególnie pewnie jest to prawda w przypadku kobiet, które różnią się od mężczyzn strategiami podrywu i asertywnością. Asertywność kobiety mają czasem niższą od mężczyzn i kobietom schlebia bycie podrywaną. Jeżeli więc kobieta jest podrywana, to często będzie się tym cieszyć nawet wtedy, gdy jej adorator nie jest do końca w jej typie. Nawet jeżeli kobieta nie ma co do niego dalszych planów – np. intymnej relacji – to może pozwolić mężczyźnie na zbliżanie się do niej. Adoratorzy odbierają jednak brak stawiania jasnych granic jako zachętę do „więcej”. I tak dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, gdzie kobieta nie powiedziała jasno „nie”, a mężczyzna przekroczył jej prywatne granice, nawet o tym nie wiedząc, odczytując jej bierność jako zachętę.

 

„Dobre rady” feministek

Nie można jednak zmieniać definicji podstawowych słów i wywracać na głowę całego systemu prawnego, żeby dopasować świat do wybryków w barach i promiskuityzmu „nowoczesnego” środowiska. Jeżeli feministkom zależy na tym, żeby kobiety czuły się lepiej i były mniej krzywdzone przez mężczyzn i własną lekkomyślność, to feministki powinny stawiać na budowanie asertywności kobiet i wybijanie im z głowy, że przelotny seks nie ma czasem (często?) negatywnych konsekwencji. Mężczyźni, oczywiście, też powinni rozwijać swoją wrażliwość na to, że płeć przeciwna nie sygnalizuje zainteresowania tak, jak robią to oni. Ale z racji tego, że nie da się – niestety! – wszelkiego zła ze świata wyplenić, kobiety muszą pomagać innym kobietom dbać o swoje własne bezpieczeństwo. Kiedyś robiły to matki, babki i siostry, tłumacząc młodym dziewczynom, że facet czasem jest świnią i powinny się szanować i uważać. Teraz świat i moralność tłumaczą dziewczynom samotne wariatki, nienawidzące mężczyzn i zapychające pustkę po zabortowanych dzieciach tuzinem kotów.

Feministki jednak nie będą kobietom radzić dobrze: jeżeli kobiety będą szczęśliwe w udanych związkach, to nie będą potrzebowały feminizmu. Feministki nie będą mogły wykorzystać ich niezadowolenia do osiągania swoich celów, nie będą mogły obrzydzać im małżeństwa i mężczyzn. Podobnie jak komunistom zawsze zależy na budowaniu i wykorzystywaniu niezadowolenia robotników, tak feministki chcą tylko powodować u kobiet strach i gniew, a potem go wampirycznie instrumentalizować. Bo feminizm to bękart marksizmu.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe