Bogusław Hutek: Bez własnych surowców nie będziemy bezpieczni
– Panie Przewodniczący, Polakom starczy węgla na zimę?
– Polskiego węgla nie wystarczy. Nie jesteśmy już w stanie zabezpieczyć tak zwanego rynku komunalno-bytowego po tym, jak od 2020 roku do dzisiaj obniżyliśmy wydobycie w polskich kopalniach o 9 milionów ton w związku z polityką Unii Europejskiej i polskiego rządu oraz decyzjami energetyki.
Dlatego, żeby węgla jednak wystarczyło, rząd po nałożeniu embarga na surowce rosyjskie musiał zaimportować znaczne ilości węgla. I teraz trzeba sobie jasno powiedzieć, że te 9 milionów ton węgla, które mogliśmy wydobyć z polskich kopalń, inwestując ok. 700 mln – 1 mld złotych, kupiliśmy z zagranicy za 18-19 mld zł.
– W ubiegłym tygodniu Agencja Rozwoju Przemysłu podała, że wynik finansowy netto z pierwszych trzech kwartałów sektora górnictwa węgla kamiennego to 7,34 miliardów wobec straty z analogicznego okresu w ubiegłym roku na poziomie 2,28 miliardów. Wydaje się, że w obecnych warunkach węgiel jest jednak opłacalny.
– Taki zysk należy w większości do Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która wydobywa węgiel koksowy. Jeżeli natomiast chodzi o kopalnie węgla energetycznego, to też przynoszą zyski, ale mniejsze. Mam tu na myśli kopalnie Polskiej Grupy Górniczej, Tauronu Wydobycie, Bogdankę i Węglokoks Kraj. My sprzedajemy dalej węgiel do energetyki po bardzo niskich cenach. Dzisiaj to jest pomiędzy 350 a 400 zł za tonę, przy cenach na światowych giełdach obecnie na poziomie ok. 270 dolarów za tonę, a kilka miesięcy temu cena tony węgla dochodziła do niemal 400 dolarów! To jest ogromna różnica. Dzięki tej niskiej cenie nasz prąd jest stosunkowo tani w porównaniu do reszty krajów UE. Polska energetyka też podniosła ceny prądu, ale nadal otrzymuje tani, rodzimy surowiec.
– Odchodzimy jednak od węgla. Czy to jest dobry kierunek?
– Solidarność od dawna stała na stanowisku, żeby nie odchodzić od węgla. Ale byliśmy w tym osamotnieni. Dlatego w 2020 roku po strajkach usiedliśmy do stołu z rządzącymi i przez 9 miesięcy negocjowaliśmy umowę społeczną. W maju 2021 roku podpisaliśmy z polskim rządem umowę o stopniowym odchodzeniu od węgla przez następne 29 lat. Zgodziliśmy się na to, bo policzyliśmy, że większość górników do tego czasu przejdzie już na emeryturę. Rząd polski nie uważa za właściwe, by dalej węgiel funkcjonował w polskiej energetyce, bo zachłysnął się OZE i energią atomową. W kwietniu, gdy rząd ogłosił embargo na węgiel importowany z Rosji, my wskazywaliśmy, że w tej sytuacji konieczna jest korekta zapisów umowy społecznej, abyśmy mogli zwiększyć wydobycie. Ale nie ma takiej woli. Polski rząd dalej jest zdeterminowany, żeby odchodzić od węgla. A jeśli tak jest, to my uważamy, że jak najszybciej powinien notyfikować umowę społeczną w kształcie uzgodnionym w maju 2021 roku.
– Lepiej byłoby zainwestować w kopalnie?
– Jestem realistą. Energetyka chce się pozbyć elektrowni węglowych. Teraz żaden bank nie chce finansować niczego, co jest czarne. Nie wiem więc, co musiałoby się stać, żebyśmy stali się świadkami spektakularnego powrotu do węgla. Dzisiaj niejeden mógłby powiedzieć: a nie mówiliśmy, że węgiel będzie jeszcze potrzebny, i to bardzo potrzebny! Przykro, że trzeba było aż wojny na Ukrainie, żeby ktoś zrozumiał w końcu, że mamy własny surowiec, węgiel kamienny i brunatny i on jest potrzebny, żebyśmy mogli mieć bezpieczeństwo energetyczne Polski. Ale jak widać, ta lekcja nikogo nie nauczyła. Idziemy w OZE, przy którym technologicznie uzależnimy się od Chińczyków i Niemców. Idziemy w atom, który technologicznie uzależni nas od Koreańczyków i Amerykanów. Paliwo będziemy sprowadzać. I dalej będziemy uważać, że jesteśmy bezpieczni. No, nie będziemy. Jeśli musimy surowce kupować na zewnątrz, to trudno mówić o bezpieczeństwie energetycznym Polski. To nie jest interes Polski. Interesem Polski byłaby budowa niskoemisyjnych elektrowni, które spalają własny surowiec pod nazwą węgiel kamienny i węgiel brunatny. Takie, jakie buduje się np. w Japonii.
– Słyszymy jednak, że Niemcy czy Norwegowie choć na chwilę wstrzymują się z likwidacjami ostatnich kopalni.
– Do nas na Śląsk przyjechał pan premier Mateusz Morawiecki i powiedział, że potrzebuje większego wydobycia przez dwa, trzy lata. Mnie to nie interesuje. Inwestowanie w wydobycie na tak krótki okres nie ma sensu. Przecież żeby zwiększyć wydobycie, musimy nie tylko ponieść ogromne nakłady finansowe, ale przyjąć też ludzi do pracy. I potem za dwa lata powiemy im, że ich zwalniamy? Uważam, że jeżeli nie ma perspektywy na zwiększenie wydobycia na dekadę lub dłużej, to nie ma o czym dyskutować.
– Jakie są perspektywy dla Śląska po 2049 roku? Czy istnieją mechanizmy, które powstrzymałyby wzrost bezrobocia wśród osób, które wejdą w następnych latach na rynek pracy, a nie znajdą, jak poprzednie pokolenia, zatrudnienia w górnictwie?
– Już jest problem. Dziś w górnictwie pracuje 75 tys. ludzi. Razem z tzw. otoczeniem to około 300 tys. miejsc pracy. One w ciągu niecałych trzydziestu lat znikną. I nie ma na razie perspektyw, żeby coś w ich miejsce powstało. Miała powstać IZERA, miały powstać inne fabryki. Są tereny pogórnicze. Ale nie widać zarówno ze strony rządu, jak i inwestorów żadnych konkretnych projektów i pomysłów, które zaowocowałyby powstaniem nowych miejsc pracy. Mówi się o tym, że będzie zatrudnienie przy projektach infrastrukturalnych typu budowa dróg czy chodników. No, ale drogi się wybuduje i praca się skończy. Nam chodzi o stabilne miejsca pracy. To będzie duży problem.
– Zasiadają Państwo teraz do rozmów w zespole rząd – Solidarność. O czym chcecie rozmawiać?
– Wkrótce ma zacząć funkcjonować zespół rząd – Solidarność i podzespół (a ma taki być) dotyczący szeroko rozumianej polityki energetycznej i klimatycznej państwa. W tym zespole mają zasiadać między innymi przedstawiciele Solidarności z górnictwa i branż energochłonnych. My przede wszystkim domagamy się od polskiego rządu, aby doprowadził do zawieszenia, a najlepiej zniesienia, sytemu handlu emisjami EU ETS, który uderza bardzo mocno w przemysł energochłonny i w nasze ceny prądu. Będziemy namawiać stronę rządową, by całkowicie zrewidowała swoją politykę klimatyczną i energetyczną. A czy rząd jest w stanie zrobić coś, by przeciwstawić się Unii? Nie wiem. Natomiast z tym przesłaniem pójdziemy.
Jeżeli natomiast okaże się, że ze strony rządu nie ma woli dogadania się w tej kluczowej dla nas kwestii, to nie widzę sensu takich rozmów. Kolejne zakłady energochłonne za chwilę będą wychodzić nie tylko z Polski, ale i z Europy, bo uznają, że u nas są zbyt wysokie koszty pozyskiwania prądu. Przeniosą się więc do tych krajów, które nie przejmują się polityką klimatyczną, gdzie produkcja węgla jest tania, jak np. Chiny i inne kraje azjatyckie. Dlatego uważam, że rozmawialiśmy już dość długo. Czas rozmów się skończył, teraz jest czas decyzji.
Tekst pochodzi z 49. (1768) numeru „Tygodnika Solidarność”.