[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Byłem tam. Krew, płonące auta, przemoc. Tak się bawi Antifa w Berlinie

Obok mnie przelatuje kilka butelek. Jedna trafia w stojącą obok mnie kobietę prosto w twarz. Odruchowo robię unik, ale tłum za mną napiera. “Cały Berlin nienawidzi policji!” - krzyczą zamaskowani mężczyźni za moimi plecami. Tuzin policjantów przede mną otacza mężczyznę, który właśnie upadł na ziemię. Wokół mnie słychać wybuchy. Bo to 1 maja w Berlinie, a ja jestem w środku demonstracji Antify.
Berlin. Rozruchy 1 maja [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Byłem tam. Krew, płonące auta, przemoc. Tak się bawi Antifa w Berlinie
Berlin. Rozruchy 1 maja / Screen TT Myślozbir

Samo południe

Odbieram Dziennikarza z jego hotelu. W Berlinie jest ciepły, choć pochmurny dzień, jeden z pierwszych dni wczesnego lata. W drodze do jego hotelu mija mnie pierwsza demonstracja: Deutsche Wohnen Enteignen, socjalistyczna inicjatywa, która kilka miesięcy temu wygrała tutaj referendum: dzięki niej mieszkania prywatnej firmy zostaną wykupione po zaniżonej cenie i oddane – rzekomo – potrzebującym.

Z Dziennikarzem ustalamy, że nie publikujemy na żywo. On musi też wyciąć mnie ze swoich filmików, a ja jego z moich. Gdyby ktoś zobaczył mnie i zidentyfikował, moje życie i zdrowie mogłoby znaleźć się w niebezpieczeństwie — tłumaczy. Nie wrzucamy też niczego online na żywo, bo zdradzilibyśmy swoją pozycję.

Ja sprawdzam internetowe grupy i fora lokalnych anarcho-komunistów, do których udało mi się dostać. Tylko tam podawana jest stale informacja, gdzie znajdują się poszczególne demonstracje. Jeżeli zaczną się rozróby w oddalonej od nas części miasta, tak dowiemy się o nich najszybciej. Nasz cel? Udokumentować przestępstwa Antify.

 

Cisza przed burzą

Czekamy na busa, który nigdy nie przyjeżdża. Większa część miasta zablokowana jest co rok w pierwszy dzień maja, ale tym razem blokad jest wyjątkowo wiele. Mają one na celu odciąć agresywnych demonstrantów od Hermannplatz. Hermannplatz to centrum najbardziej lewicowej, studenckiej, muzułmańskiej dzielnicy. Tam zawsze coś się dzieje. „Coś się dzieje” oznacza: tam co roku płoną auta i napadani są ludzie.

Bierzemy w końcu taksówkę. Jadąc z centrum miasta na wschód Berlina, widzimy, jak tłumy na ulicach gęstnieją. Za kilka godzin trudno się będzie przez nie przecisnąć. Wieczorem nie będzie tędy można przejechać również samochodem. Możliwe, że nawet metro, dzięki któremu usprawniony jest transport w niemieckiej dzielnicy, będzie zablokowane.

Dojeżdżamy do Hermannplatz. Barykady dopiero są stawiane, plac jednak już jest zapełniony chmarą ludzi. Na ten moment wszystko wygląda jeszcze pokojowo.

Są stragany. Są studenci i matki z dziećmi, którym towarzyszą partnerzy wyrwani z fotografii lat 60tych z hipisami. Na obrzeżach placu stoją stragany: niektóre sprzedają jedzenie, inne sprzedają flagi różnych lewicowych grup. Jeszcze inne handlują świecami w kształcie penisów i rzeźbami kobiecych organów rozrodczych. Jest dziwnie spokojnie.

Ta cisza nie będzie jednak trwała wiecznie.

 

Islamistan

Pytam kilka osób, do której demonstracji powinniśmy się przyłączyć, jeżeli chcemy „zobaczyć trochę akcji”. Pytani przez nas noszą anarchistyczne koszulki, dredy, zdają się obeznani w temacie. To Niemcy spoza Berlina, którzy przybyli tu specjalnie na komunistyczne święto. Uważam, żeby dopasować się do nich językowo: nie mówię „rozróby”, tylko „zabawa”, nie mówię „policjanci”, tylko „psy”. Sam mam na sobie tylko czarne rzeczy: raz, że to berliński trend, a dwa: tak właśnie ubiera się czarny blok, czyli specjalizująca się wyłącznie w przemocy i agresji część Antify.

Idźcie w tę stronę – tłumaczy nam jeden z anarchistów – bo queerowa demo już się kończy. A akcja będzie dopiero, jak się zrobi ciemno.

Wielkie dzięki – odpowiadam.

Tylko się nie dajcie złapać, chłopaki – dodaje drugi z anarchistów – J*bać psy!

J*bać psy! - odpowiadam.

Udajemy się w wyznaczonym kierunku, skręcając w jedną z ulic odchodzących od Hermannplatz. I nagle przestajemy być w Niemczech.

Cała ulica udekorowana jest flagami z arabskimi napisami, których nie rozumiem. Im dalej w ulicę, tym więcej Turków, Arabów, imigrantów, a coraz mniej Europejczyków. Ja z moją bladą twarzą rzucam się nagle w oczy, albo tak mi się wydaję, dla niepoznaki zaczynam więc podrygiwać w rytm muzyki i uśmiechać się, jakbym wiedział, o co chodzi. Dziennikarz cały czas zasłania twarz maską antycovidową: w Niemczech nadal wiele osób nosi je na zewnątrz. Dzięki temu trudniej go rozpoznać i nie musi się przynajmniej uśmiechać.

W pewnym momencie trafiamy na stoły: stoją one porozstawiane na ulicy. Przy stołach siedzą rodziny imigrantów, a środek ulicy zajmują ogromne głośniki. Dobiega z nich na zmianę arabska muzyka i obce nam slogany po turecku i kurdyjsku.

- To jest jeszcze Berlin..? - zwraca się do mnie po cichu dziennikarz. To jego pierwsza wizyta tutaj od ponad dekady. On pamięta jeszcze niemieckie Niemcy. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło.

Na jednym z większych skrzyżowań kończą się stoły, a zaczyna kordon policji. W oddali słychać pierwsze slogany po niemiecku i angielsku.

Precz z patriarchatem! Czas na światową rewolucję! - krzyczy ktoś w oddali.

My wiemy, że znaleźliśmy naszą demonstrację.

 

Komuniści, anarchiści

„Żadnej walki prócz walki klas!” - takie hasło widnieje na głównym transparencie demonstracji. Obok kolorowych liter ułożonych na czerwonym tle ktoś namalował zerwane łańcuchy i symbol transseksualizmu. Za głównym transparentem powiewają inne: większość z epoki w Polsce słusznie minionej.

„Prostytucja to prawdziwy zawód!”,”Złączeni w oporze”, „Czas na Rewolucję!” - pierwszy raz na żywo widzę hasła, o których opowiadali mi tylko rodzice. To, przed czym przestrzegali mnie oni, teraz maszeruje o metr ode mnie ulicami Berlina. Komunizm odrodzony, komunizm o smaku tęczy. Jest mi zwyczajnie niedobrze.

Razem z Dziennikarzem udaje nam się wtopić w tłum. On zna niemiecki, ale koncentruje się na nagrywaniu. Ja, kiedy się dobrze postaram, mogę uchodzić za Bawarczyka lub Szwajcara, ale decyduję się przymusić do oduczonego dawno temu polskiego akcentu. Domyślam się, że lata antypolskiej propagandy zrobiły swoje i łatwiej będzie mi sprzedać historię o Polaku, który przybył do Niemiec zaznać wolności w komunistyczne święto.

U was to są te strefy wolne od LGBT, prawda? - pyta mnie dziewczyna z symbolem Antify na koszulce. Ja przytakuję, udając smutek.

Razem z komunistami i anarchistami idziemy przez miasto. Dzięki temu, że uznali nas za swoich, pozwalają nam na robienie zdjęć z bliska. Obcym nie wolno nawet czasem fotografować transparentów. Nic dziwnego: niektóre sugerują, że powinno się atakować terrorystycznie Izrael. Niosący je ludzie odsłaniają tylko oczy.

 

Opętanie

Ludzie czasem mówią, że nie ma czegoś takiego, jak opętanie demoniczne. Ja właśnie słyszę dowody, że ono istnieje: nieznana mi aktywistka wykrzykuje od godziny te same hasła przez megafon. Wyzywa, bluźni, rzuca wulgaryzmami, przeklina świat i państwo, w którym żyje. Wrzeszczy, że trzeba zniszczyć świat, by na jego zgliszczach odbudować nowy, ten wspaniały. Kiedy przestaje pluć własnymi wiązankami, powtarza w kółko „międzynarodowa solidarność, międzynarodowa solidarność!”. Opętany podobnie jak ona tłum skanduje za nią.

Ja i Dziennikarz idziemy w tym tłumie, skandując razem z nimi. Ja poruszam tylko ustami, bo brzydzi mnie skanowanie komuszych haseł.

Powoli robi się ciemno i dochodzimy do parku. Tutaj, pomiędzy drzewami, demonstracja zamienia się w piekło.

 

Czyste Zło

Najpierw przód demonstracji zakręca, mimo że powinien iść dalej. Tym samym demonstracja zajmuje cały plac i otaczający go park. Zdezorientowana policja stara się jednocześnie otoczyć demonstrację, ale też znaleźć w jej centrum. Nie udaje się im: w środku tłumu lądują pojedyncze grupki mundurowych, które otaczają agresywni demonstranci.

Jesteśmy tu, by rozbić faszyzm! - krzyczy opętana aktywistka. I jak na magiczne hasło wszystko się zmienia, a z drugiego megafonu, którego nie mogę zlokalizować, ktoś wrzeszczy: „Wypi*rdalać, psy!

Agresywny tłum zamienia się w dzicz. Wszyscy jednym głosem skandyują wulgarne hasło zwracając się do policjantów. To oni okazują się „faszyzmem”, który trzeba rozbić. Grupy niosące flagi Antify zaczynają otaczać funkcjonariuszy, którzy – niczym antyczni Rzymianie – zbierają się formacje przypominające żółwie. Każdy widzi, co dzieje się przed nim, zwrócony plecami do kolegów, trzymając jednocześnie najbliższych mu policjantów za ramię.

To nie chroni ich jednak przed tym, co leci w ich stronę: w tym momencie rzucane są bowiem pierwsze butelki.

Ja i Dziennikarz łapiemy się za ręce, w wolnych dłoniach trzymając włączone kamery. Nagrywamy to, co dzieje się wokół nas, ale z każdą sekundą jest się to trudniejsze. Serce zamiera mi na chwilę, gdy niedaleko nas wybuchają pierwsze petardy (małe bomby?). Na to nie byłem – całkiem naiwnie – przygotowany. Bum! Bum! Bum!

Obok mnie przelatuje kilka butelek. Jedna trafia w stojącą obok mnie kobietę prosto w twarz. Odruchowo robię unik, ale tłum za mną napiera. “Cały Berlin nienawidzi policji!” - krzyczą zamaskowani mężczyźni za moimi plecami. Tuzin policjantów przede mną otacza mężczyznę, który właśnie upadł na ziemię.

Niechcący puszczam rękę Dziennikarza. Staram się odnaleźć go wzrokiem, kiedy mijają mnie ratownicy: ubrani w jasne, pomarańczowe stroje, odróżniają się od tłumu. Niektórzy z demonstrujących robią im miejsce, inni – specjalnie utrudniają przejście.

Policja gromadzi się w jedno miejsce: to dla nich i zaleta, i wada. Widzą, kto biegnie w ich stronę i mogą w ostateczności użyć gazu pieprzowego, odpędzając napastnika, ale napastników jest wielu. Poza tym, policjanci zebrani w jedno miejsce są łatwym celem dla tysiąca agresorów, rzucających w nich butelkami i petardami. W pewnym momencie, w powietrze wzlatują też kamienie.

Wracam na miejsce, gdzie straciłem Dziennikarza. Udaje mi się dostrzec go w tłumie antyfiarzy: jako jeden z niewielu filmuje to, co się dzieje. Biegnąc do niego mijam miejsce, gdzie przypadkowa kobieta dostała butelką w twarz. Kobiety już nie ma, zabrali ją ratownicy. W miejscu, gdzie ona stała jest teraz wielka, czerwona plam, powoli wsiąkająca w asfalt.

 

Obrzydzenie

Filmujemy jeszcze około godziny. W pewnym momencie Dziennikarz mówi, że powinniśmy się wycofać. Mówi, że ma złe przeczucie, że może stać się coś jeszcze gorszego. Ma rację: kiedy udaje się nam opuścić plac walki, na jego drugim końcu płonie pierwszy kontener ze śmieciami. Niedługo po nim w płomieniach staje zaparkowane obok auto, a w powietrzu śmiga coraz więcej petard.


Dobiegamy do metra, które zabiera nas daleko od demonstracji. On jest w lekkim szoku: wracają wspomnienia z innych rozrób. Ja czuję w sobie obrzydzenie: pierwszy raz spotkałem się z takim Złem. Z czystym Złem, które chce ludzkiej krzywdy, cierpienia i zniszczenia. Nigdy więcej nie chcę tego widzieć.


 

POLECANE
MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe polityka
MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe

Rzecznik francuskiego MSZ Christophe Lemoine komentując w poniedziałek nakaz aresztowania premiera Izraela Benjamina Netanjahu wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny oznajmił, że Francja respektuje prawo międzynarodowe.

Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii polityka
Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii

W poniedziałek gościem Przemysława Szubartowicza w programie "Punkt Widzenia" w Polsacie News był Mariusz Błaszczak. Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS został zapytany o kwestię bezpartyjności Karola Nawrockiego.

Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie z ostatniej chwili
Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie

Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie, ale robimy wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo naszym żołnierzom w Europie - powiedział w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. W sposób zawoalowany przyznał, że USA zezwoliły Ukrainie na używanie ATACMS wewnątrz Rosji.

Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce z ostatniej chwili
Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce

Niemiecka gazeta „Bild” poinformowała, że Berlin jest zaniepokojony ewentualnym atakiem Rosji na NATO. W tym celu niemieckie władze mają opracowywać plan budowy bunkrów.

KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty z ostatniej chwili
KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty

Rzecznik Komisji Europejskiej Thomas Regnier powiedział dziennikarzom w poniedziałek podczas briefingu w Brukseli, że platforma Bluesky narusza unijne przepisy dotyczące m.in. nakazu ujawniania informacji o liczbie użytkowników.

Protesty rolników w Europie. Ardanowski: los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach tylko u nas
Protesty rolników w Europie. Ardanowski: los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach

- Protesty rolnicze moim zdaniem będą się rozszerzały i będą miały coraz większy wpływ na rządy, jeżeli już nie na Komisję Europejską, to na rządy krajów członkowskich, żeby ratowały rolnictwo europejskie - mówi Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z Moniką Rutke.

Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier polityka
Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier

Węgry zamierzały zorganizować unijną konferencję międzyrządową. Budapeszt liczył na otwarcie przez Serbię kolejnych rozdziałów negocjacyjnych z Unią Europejską. 

Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich pilne
Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich

Od 14 do 18 listopada w Tartu (Estonia) odbywały się XXXV Zawody Matematyczne Państw Bałtyckich (Baltic Way). Polska reprezentacja zajęła w nich pierwsze miejsce, pozostawiając konkurentów w tyle.

Waldemar Nawrocki: Karol miał charakter do boksu polityka
Waldemar Nawrocki: Karol miał charakter do boksu

Dziennikarze "Super Expressu" przeprowadzili wywiad z wujem dr. Karola Nawrockiego Waldemarem Nawrockim, wieloletnim zawodnikiem oraz trenerem klubu bokserskiego Stoczniowiec Gdańsk. 

Ogromny pożar w Rudzie Śląskiej. Strażacy walczą z żywiołem z ostatniej chwili
Ogromny pożar w Rudzie Śląskiej. Strażacy walczą z żywiołem

Około godziny 16 doszło do pożaru o dużej skali w Rudzie Śląskiej. Ogień objął w całości budynek tzw. Chińskiego Marketu. Na miejscu zdarzenia operuje 9 zastępów straży pożarnej, jednak skala pożaru wskazuje, że może być potrzebne dodatkowe wsparcie.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Byłem tam. Krew, płonące auta, przemoc. Tak się bawi Antifa w Berlinie

Obok mnie przelatuje kilka butelek. Jedna trafia w stojącą obok mnie kobietę prosto w twarz. Odruchowo robię unik, ale tłum za mną napiera. “Cały Berlin nienawidzi policji!” - krzyczą zamaskowani mężczyźni za moimi plecami. Tuzin policjantów przede mną otacza mężczyznę, który właśnie upadł na ziemię. Wokół mnie słychać wybuchy. Bo to 1 maja w Berlinie, a ja jestem w środku demonstracji Antify.
Berlin. Rozruchy 1 maja [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Byłem tam. Krew, płonące auta, przemoc. Tak się bawi Antifa w Berlinie
Berlin. Rozruchy 1 maja / Screen TT Myślozbir

Samo południe

Odbieram Dziennikarza z jego hotelu. W Berlinie jest ciepły, choć pochmurny dzień, jeden z pierwszych dni wczesnego lata. W drodze do jego hotelu mija mnie pierwsza demonstracja: Deutsche Wohnen Enteignen, socjalistyczna inicjatywa, która kilka miesięcy temu wygrała tutaj referendum: dzięki niej mieszkania prywatnej firmy zostaną wykupione po zaniżonej cenie i oddane – rzekomo – potrzebującym.

Z Dziennikarzem ustalamy, że nie publikujemy na żywo. On musi też wyciąć mnie ze swoich filmików, a ja jego z moich. Gdyby ktoś zobaczył mnie i zidentyfikował, moje życie i zdrowie mogłoby znaleźć się w niebezpieczeństwie — tłumaczy. Nie wrzucamy też niczego online na żywo, bo zdradzilibyśmy swoją pozycję.

Ja sprawdzam internetowe grupy i fora lokalnych anarcho-komunistów, do których udało mi się dostać. Tylko tam podawana jest stale informacja, gdzie znajdują się poszczególne demonstracje. Jeżeli zaczną się rozróby w oddalonej od nas części miasta, tak dowiemy się o nich najszybciej. Nasz cel? Udokumentować przestępstwa Antify.

 

Cisza przed burzą

Czekamy na busa, który nigdy nie przyjeżdża. Większa część miasta zablokowana jest co rok w pierwszy dzień maja, ale tym razem blokad jest wyjątkowo wiele. Mają one na celu odciąć agresywnych demonstrantów od Hermannplatz. Hermannplatz to centrum najbardziej lewicowej, studenckiej, muzułmańskiej dzielnicy. Tam zawsze coś się dzieje. „Coś się dzieje” oznacza: tam co roku płoną auta i napadani są ludzie.

Bierzemy w końcu taksówkę. Jadąc z centrum miasta na wschód Berlina, widzimy, jak tłumy na ulicach gęstnieją. Za kilka godzin trudno się będzie przez nie przecisnąć. Wieczorem nie będzie tędy można przejechać również samochodem. Możliwe, że nawet metro, dzięki któremu usprawniony jest transport w niemieckiej dzielnicy, będzie zablokowane.

Dojeżdżamy do Hermannplatz. Barykady dopiero są stawiane, plac jednak już jest zapełniony chmarą ludzi. Na ten moment wszystko wygląda jeszcze pokojowo.

Są stragany. Są studenci i matki z dziećmi, którym towarzyszą partnerzy wyrwani z fotografii lat 60tych z hipisami. Na obrzeżach placu stoją stragany: niektóre sprzedają jedzenie, inne sprzedają flagi różnych lewicowych grup. Jeszcze inne handlują świecami w kształcie penisów i rzeźbami kobiecych organów rozrodczych. Jest dziwnie spokojnie.

Ta cisza nie będzie jednak trwała wiecznie.

 

Islamistan

Pytam kilka osób, do której demonstracji powinniśmy się przyłączyć, jeżeli chcemy „zobaczyć trochę akcji”. Pytani przez nas noszą anarchistyczne koszulki, dredy, zdają się obeznani w temacie. To Niemcy spoza Berlina, którzy przybyli tu specjalnie na komunistyczne święto. Uważam, żeby dopasować się do nich językowo: nie mówię „rozróby”, tylko „zabawa”, nie mówię „policjanci”, tylko „psy”. Sam mam na sobie tylko czarne rzeczy: raz, że to berliński trend, a dwa: tak właśnie ubiera się czarny blok, czyli specjalizująca się wyłącznie w przemocy i agresji część Antify.

Idźcie w tę stronę – tłumaczy nam jeden z anarchistów – bo queerowa demo już się kończy. A akcja będzie dopiero, jak się zrobi ciemno.

Wielkie dzięki – odpowiadam.

Tylko się nie dajcie złapać, chłopaki – dodaje drugi z anarchistów – J*bać psy!

J*bać psy! - odpowiadam.

Udajemy się w wyznaczonym kierunku, skręcając w jedną z ulic odchodzących od Hermannplatz. I nagle przestajemy być w Niemczech.

Cała ulica udekorowana jest flagami z arabskimi napisami, których nie rozumiem. Im dalej w ulicę, tym więcej Turków, Arabów, imigrantów, a coraz mniej Europejczyków. Ja z moją bladą twarzą rzucam się nagle w oczy, albo tak mi się wydaję, dla niepoznaki zaczynam więc podrygiwać w rytm muzyki i uśmiechać się, jakbym wiedział, o co chodzi. Dziennikarz cały czas zasłania twarz maską antycovidową: w Niemczech nadal wiele osób nosi je na zewnątrz. Dzięki temu trudniej go rozpoznać i nie musi się przynajmniej uśmiechać.

W pewnym momencie trafiamy na stoły: stoją one porozstawiane na ulicy. Przy stołach siedzą rodziny imigrantów, a środek ulicy zajmują ogromne głośniki. Dobiega z nich na zmianę arabska muzyka i obce nam slogany po turecku i kurdyjsku.

- To jest jeszcze Berlin..? - zwraca się do mnie po cichu dziennikarz. To jego pierwsza wizyta tutaj od ponad dekady. On pamięta jeszcze niemieckie Niemcy. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło.

Na jednym z większych skrzyżowań kończą się stoły, a zaczyna kordon policji. W oddali słychać pierwsze slogany po niemiecku i angielsku.

Precz z patriarchatem! Czas na światową rewolucję! - krzyczy ktoś w oddali.

My wiemy, że znaleźliśmy naszą demonstrację.

 

Komuniści, anarchiści

„Żadnej walki prócz walki klas!” - takie hasło widnieje na głównym transparencie demonstracji. Obok kolorowych liter ułożonych na czerwonym tle ktoś namalował zerwane łańcuchy i symbol transseksualizmu. Za głównym transparentem powiewają inne: większość z epoki w Polsce słusznie minionej.

„Prostytucja to prawdziwy zawód!”,”Złączeni w oporze”, „Czas na Rewolucję!” - pierwszy raz na żywo widzę hasła, o których opowiadali mi tylko rodzice. To, przed czym przestrzegali mnie oni, teraz maszeruje o metr ode mnie ulicami Berlina. Komunizm odrodzony, komunizm o smaku tęczy. Jest mi zwyczajnie niedobrze.

Razem z Dziennikarzem udaje nam się wtopić w tłum. On zna niemiecki, ale koncentruje się na nagrywaniu. Ja, kiedy się dobrze postaram, mogę uchodzić za Bawarczyka lub Szwajcara, ale decyduję się przymusić do oduczonego dawno temu polskiego akcentu. Domyślam się, że lata antypolskiej propagandy zrobiły swoje i łatwiej będzie mi sprzedać historię o Polaku, który przybył do Niemiec zaznać wolności w komunistyczne święto.

U was to są te strefy wolne od LGBT, prawda? - pyta mnie dziewczyna z symbolem Antify na koszulce. Ja przytakuję, udając smutek.

Razem z komunistami i anarchistami idziemy przez miasto. Dzięki temu, że uznali nas za swoich, pozwalają nam na robienie zdjęć z bliska. Obcym nie wolno nawet czasem fotografować transparentów. Nic dziwnego: niektóre sugerują, że powinno się atakować terrorystycznie Izrael. Niosący je ludzie odsłaniają tylko oczy.

 

Opętanie

Ludzie czasem mówią, że nie ma czegoś takiego, jak opętanie demoniczne. Ja właśnie słyszę dowody, że ono istnieje: nieznana mi aktywistka wykrzykuje od godziny te same hasła przez megafon. Wyzywa, bluźni, rzuca wulgaryzmami, przeklina świat i państwo, w którym żyje. Wrzeszczy, że trzeba zniszczyć świat, by na jego zgliszczach odbudować nowy, ten wspaniały. Kiedy przestaje pluć własnymi wiązankami, powtarza w kółko „międzynarodowa solidarność, międzynarodowa solidarność!”. Opętany podobnie jak ona tłum skanduje za nią.

Ja i Dziennikarz idziemy w tym tłumie, skandując razem z nimi. Ja poruszam tylko ustami, bo brzydzi mnie skanowanie komuszych haseł.

Powoli robi się ciemno i dochodzimy do parku. Tutaj, pomiędzy drzewami, demonstracja zamienia się w piekło.

 

Czyste Zło

Najpierw przód demonstracji zakręca, mimo że powinien iść dalej. Tym samym demonstracja zajmuje cały plac i otaczający go park. Zdezorientowana policja stara się jednocześnie otoczyć demonstrację, ale też znaleźć w jej centrum. Nie udaje się im: w środku tłumu lądują pojedyncze grupki mundurowych, które otaczają agresywni demonstranci.

Jesteśmy tu, by rozbić faszyzm! - krzyczy opętana aktywistka. I jak na magiczne hasło wszystko się zmienia, a z drugiego megafonu, którego nie mogę zlokalizować, ktoś wrzeszczy: „Wypi*rdalać, psy!

Agresywny tłum zamienia się w dzicz. Wszyscy jednym głosem skandyują wulgarne hasło zwracając się do policjantów. To oni okazują się „faszyzmem”, który trzeba rozbić. Grupy niosące flagi Antify zaczynają otaczać funkcjonariuszy, którzy – niczym antyczni Rzymianie – zbierają się formacje przypominające żółwie. Każdy widzi, co dzieje się przed nim, zwrócony plecami do kolegów, trzymając jednocześnie najbliższych mu policjantów za ramię.

To nie chroni ich jednak przed tym, co leci w ich stronę: w tym momencie rzucane są bowiem pierwsze butelki.

Ja i Dziennikarz łapiemy się za ręce, w wolnych dłoniach trzymając włączone kamery. Nagrywamy to, co dzieje się wokół nas, ale z każdą sekundą jest się to trudniejsze. Serce zamiera mi na chwilę, gdy niedaleko nas wybuchają pierwsze petardy (małe bomby?). Na to nie byłem – całkiem naiwnie – przygotowany. Bum! Bum! Bum!

Obok mnie przelatuje kilka butelek. Jedna trafia w stojącą obok mnie kobietę prosto w twarz. Odruchowo robię unik, ale tłum za mną napiera. “Cały Berlin nienawidzi policji!” - krzyczą zamaskowani mężczyźni za moimi plecami. Tuzin policjantów przede mną otacza mężczyznę, który właśnie upadł na ziemię.

Niechcący puszczam rękę Dziennikarza. Staram się odnaleźć go wzrokiem, kiedy mijają mnie ratownicy: ubrani w jasne, pomarańczowe stroje, odróżniają się od tłumu. Niektórzy z demonstrujących robią im miejsce, inni – specjalnie utrudniają przejście.

Policja gromadzi się w jedno miejsce: to dla nich i zaleta, i wada. Widzą, kto biegnie w ich stronę i mogą w ostateczności użyć gazu pieprzowego, odpędzając napastnika, ale napastników jest wielu. Poza tym, policjanci zebrani w jedno miejsce są łatwym celem dla tysiąca agresorów, rzucających w nich butelkami i petardami. W pewnym momencie, w powietrze wzlatują też kamienie.

Wracam na miejsce, gdzie straciłem Dziennikarza. Udaje mi się dostrzec go w tłumie antyfiarzy: jako jeden z niewielu filmuje to, co się dzieje. Biegnąc do niego mijam miejsce, gdzie przypadkowa kobieta dostała butelką w twarz. Kobiety już nie ma, zabrali ją ratownicy. W miejscu, gdzie ona stała jest teraz wielka, czerwona plam, powoli wsiąkająca w asfalt.

 

Obrzydzenie

Filmujemy jeszcze około godziny. W pewnym momencie Dziennikarz mówi, że powinniśmy się wycofać. Mówi, że ma złe przeczucie, że może stać się coś jeszcze gorszego. Ma rację: kiedy udaje się nam opuścić plac walki, na jego drugim końcu płonie pierwszy kontener ze śmieciami. Niedługo po nim w płomieniach staje zaparkowane obok auto, a w powietrzu śmiga coraz więcej petard.


Dobiegamy do metra, które zabiera nas daleko od demonstracji. On jest w lekkim szoku: wracają wspomnienia z innych rozrób. Ja czuję w sobie obrzydzenie: pierwszy raz spotkałem się z takim Złem. Z czystym Złem, które chce ludzkiej krzywdy, cierpienia i zniszczenia. Nigdy więcej nie chcę tego widzieć.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe