[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Scholz był podsłuchiwany? Fałszywa legenda wodza
W Chinach krąży wiele różnych legend o dyktatorze Mao Zedongu, w tym nadal mnóstwo nieprawdziwych lub mających znamiona celowo wytworzonych przez krzewicieli dezinformacji. Według jednej z nich komunistyczny zbrodniarz w pewnym momencie o mały włos nie padł ofiarą znacznie gorliwszych niż on propagatorów ideologii Marksa i Lenina. Pełnia władzy pozwoliła przywódcy Chińskiej Republiki Ludowej rozprawić się z „radykalnymi odszczepieńcami”.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w podobny sposób niemieccy socjaldemokraci próbują dziś odrysować pewien legendotwórczy epizod w życiorysie kanclerza Olafa Scholza. Informacja o inwigilacji polityka SPD przez tajne służby NRD pozwoliła życzliwym mu mediom uczynić z niego „ofiarę” zbrodniczego reżimu. Najciekawsza jest wersja, która została upowszechniona przez dziennik „Berliner Zeitung”. Otóż dowiadujemy się, że w niektórych środowiskach Olaf Scholz bywa stawiany za wzór niemieckiego oporu przeciw komunizmowi.
Zastanowienie się, jaką potrzebę zaspokaja ta legenda u swoich wyznawców, byłoby na pewno ciekawym intelektualnym eksperymentem. Odpowiedź na pytanie dotyczące związków obecnego kanclerza Niemiec ze służbami NRD nie jest na tyle prosta, by ująć ją w kilku zdaniach, ale też nie aż tak trudna, by wypełnić nią całą książkę.
Przed kilkoma dniami Archiwum Federalne potwierdziło informację, że w latach 70. i 80. bezpieka szpiegowała młodego Olafa Scholza nawet na Zachodzie. Tyle tylko, że zdaniem historyków nie wnosi ona nic nowego. Nawet sam kanclerz w przyływie szczerości i z właściwą sobie indolencją przyznał, że już od dawna o tym wiedział. Jak się jednak okazuje, Scholz wie chyba znacznie więcej, niż mówi.
Każdy, kto zada sobie trud przeczytania dokumentów, które od lat pokrywają się kurzem w berlińskiej dzielnicy Lichtenberg i dopiero teraz wywołują wielką wrzawę, niechybnie stwierdzi, że zdeklarowany marksista z Hamburga szukał wtedy kanałów współpracy z państwowymi organizacjami NRD. W najmroczniejszej fazie zimnej wojny dwudziestoparoletni Olaf Scholz, wówczas wiceszef młodzieżowej przybudówki SPD, regularnie jeździł do Berlina Wschodniego i Poczdamu, gdzie odbywały się wspólne obozy i konferencje z udziałem członków Wolnej Młodzieży Niemieckiej oraz Socjalistycznej Partii Jedności.
Jak ustalił Hubertus Knabe, niektóre wątki biografii szefa rządu federalnego stanowią nadal „najściślejsze tabu”. Według niemieckiego historyka, dzielnie walczącego z resztkami owego nieludzkiego i opartego na krzywdzie ustroju, aktualne stanowisko Olafa Scholza wobec Rosji i gazociągu Nord Stream 2 nie jest szczególnie zdumiewające, gdyż łudząco przypomina jego zachowania sprzed 30 lat. Wtedy uchodził za twardego wyraziciela linii politbiura SED, ideowo spokrewnionego z lewicowym skrzydłem SPD, otwarcie krytykującym reakcje NATO na prężenie mięśni ZSRR. Jeszcze krótko przed transformacją ustrojową miał się spotykać w saunie z pomagierami Honeckera i przyjaciółmi z sowieckiego Komsomołu.
O ile więc dzisiejsza postawa kanclerza Scholza wobec imperialnych zakusów Moskwy nie zaskakuje, o tyle już promowanie i okadzanie go jako obnażyciela enerdowskiego systemu bezprawia budzi głęboki niesmak i słuszną odrazę. Sprawa jest jasna – kolejne porcje kłamstw, rzucane na łamy wysokonakładowych gazet, mają przykryć zbyt wyraźną bierność socjaldemokratów w obliczu konfliktu między Rosją a Ukrainą. A starczyłoby ograniczyć się jedynie do opisu zastanej rzeczywistości.