[Tylko u nas] Dr Rafał Brzeski: Jałty 2.0 nie było, ale Rosja liczy na Niemcy
Rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow potwierdził „brak postępu” w kluczowych według Moskwy kwestiach: wycofania amerykańskich broni nuklearnych z Europy, wstrzymania „ekspansji NATO” na wschód, pisemnych gwarancji nieprzyjmowania do Sojuszu Ukrainy, Gruzji oraz innych państw postsowieckich i de facto zrolowania wschodniej flanki NATO. Riabkow uznał, że „NATO powinno zwinąć manatki i wyjechać na granice z 1997 roku”, czyli cofnąć się za Łabę. To w wywiadzie dla rosyjskich mediów. W wypowiedzi cytowanej w mediach zachodnich zapewnił: „Nie mamy zamiaru dokonać najazdu na Ukrainę”.
Zastępca sekretarza stanu USA Wendy Sherman określiła spotkanie jako: „nie było to coś, co można nazwać negocjacjami”, odrzuciła rosyjskie żądania i potwierdziła brak jakiegokolwiek otwarcia w kluczowej dla Zachodu kwestii niepokojącej koncentracji wojsk rosyjskich na pograniczu Ukrainy. Zaproponowała też rozmowy w obszarze budowy środków zaufania w postaci: wymiany informacji, ograniczenia manewrów wojskowych w pobliżu granic oraz nierozmieszczania na Ukrainie pocisków z arsenału Sojuszu Atlantyckiego. W sumie obie strony okopały się na swoich pozycjach.
Dzisiejszy ranek przed rozpoczęciem rozmów Rosja–NATO nie przyniósł nowych wiadomości. Moskwa groziła, Sojusz Atlantycki stał murem za stanowiskiem USA. Przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin stwierdził, że „zmniejszenie globalnego napięcia zależy od Waszyngtonu”, który jeśli nie zaakceptuje „bez przedłużania czasu” gwarancji bezpieczeństwa proponowanych przez Rosję, to „weźmie na siebie całą odpowiedzialność za możliwe konsekwencje braku gwarancji”. Podkreślił przy tym, że „Waszyngton zachowuje się w dzisiejszych czasach jak słoń w składzie porcelany i niszczy system bezpieczeństwa międzynarodowego zbudowany dla uniknięcia powtórki II wojny światowej”. Rządzi się jak chce, „bombarduje suwerenne państwa, dokonuje inwazji terytorium innych państw”. Europejskich sojuszników USA Wołodin napomniał, że powinni być oburzeni polityką Waszyngtonu, ponieważ „jeśli coś się zdarzy, to rozpali się to tutaj (znaczy w Europie), a nie za morzami”.
Słowa Wołodina to była typowa „podgotowka” do dzisiejszego spotkania Rady NATO–Rosja w Brukseli oraz czwartkowych wiedeńskich rozmów na forum Stałej Rady Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Można się domyślać, czego Rosja się boi. Riabkow powiedział, że chodzi o „nowe zdolności rozwijane bardzo szybko w USA, które prawdopodobnie zostaną wprowadzone gdzieś w Europie”. Zapewne miał na myśli pociski hipersoniczne, które poruszają się pięciokrotnie szybciej niż dźwięk i z terytorium Ukrainy mogą być w kilka minut nad Moskwą. Rosyjskie media niemal codzienne publikują pełne dumy wiadomości o pociskach Cyrkon z tej kategorii, przeznaczonych dla rosyjskiej marynarki wojennej oraz o próbach z ich odpowiednikami dla wojsk lądowych. Moskwa grozi więc, że jeśli Sojusz Atlantycki się nie ugnie i nie spełni żądań Kremla to… Nie bardzo wiadomo jeszcze co, ale i tak odpowiedzialność za to, co się stanie, spadnie na Sojusz Atlantycki.
Za ripostę może służyć wypowiedź Jensa Stoltenberga po czterogodzinnych obradach Rady NATO–Rosja. Sekretarz generalny zakomunikował, że Sojusz potwierdził swoją politykę otwartych drzwi, a Rosja nie ma prawa weta wobec ewentualnego członkostwa jakiegokolwiek państwa w NATO. Moskwę wezwano do deeskalacji napięcia na pograniczu z Ukrainą oraz do wycofania jednostek wojskowych z Gruzji i Mołdawii. Jeśli chodzi o żądanie zrolowania wschodniej flanki, to Julie Smith, ambasador USA przy NATO, powiedziała, że „Sojusz nie cofnie się w czasie i nie wróci do epoki, kiedy byliśmy mniejszym sojuszem”. Słowem NATO stanęło murem i nie „spakuje manatków”, tak jak radził Riabkow.
Na zakończenie rozmów Stoltenberg zaproponował Rosji kolejne spotkanie w sprawie sposobów redukcji napięcia, ale Rosja odpowiedziała, że nie jest na nie gotowa. Kreml widocznie potrzebuje czasu i ma nadzieję, że w sojuszniczym murze znajdzie jakiś luźniejszy kamień, który da się wyjąć. Liczy zwłaszcza na Niemcy, połączone z Rosją pępowiną obu gazociągów Nord Stream oraz wizją wspólnego panowania nad kontynentem od Władywostoku po Lizbonę. Rachuby te nie są pozbawione podstaw. Niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock stara się usilnie dokleić do północno-atlantyckiego muru nowy kamień w postaci Unii Europejskiej. „Nie ma decyzji w sprawie bezpieczeństwa w Europie bez Europy”, argumentowała w wywiadzie dla włoskiej gazety „La Stampa”, dopominając się o miejsce dla UE przy stole rokowań z Rosją. Niebezpieczeństwo w tym, że przeżarty lewackimi ideologiami unijny kamień rozsypuje się pod własnym ciężarem i może pociągnąć za sobą cały mur obronny. Zwrócił na to uwagę ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk, ostrzegając: „żadnych zgniłych kompromisów z Rosją”. Jego zdaniem „zamiast nieustannie zalecać się do władcy Kremla”, Europa powinna traktować Rosję „jak trędowatą i izolować na arenie międzynarodowej”.