Jakub Pacan: Boże Narodzenie. U progu trzeciego tysiąclecia misja Kościoła dopiero się rozpoczyna
Dla wielu Polaków Boże Narodzenie będzie przeżywane w warunkach sekularyzacji, coraz silniej wciskającej się w kolejne sfery życia. Okres bożonarodzeniowych świąt choć radosny, rodzinny i głęboko religijny, przywołuje niepokojące pytania, co dalej z wiarą w naszym kraju? Czy za dziesięć, piętnaście lat obowiązującym trendem będzie estetyka podobna do tej serwowanej przez warszawski ratusz, gdzie z okazji świąt życzy się „każdemu, bez wyjątków, wszystkiego dobrego” z obrazkiem łyżwiarza na lodowisku? Swoją drogą nawet barwy się tu nie zgadzają, ponieważ kolory świąt Bożego Narodzenia to biały, zielony, czerwony i złoty, zaś kolory z warszawskich plakatów to barwy rewolucji francuskiej, czyli czerwony, biały i niebieski.
Ducha nie gaście
Wielu autentycznie wierzących chrześcijan w Europie patrzy na nasz kontynent jak na wypaloną ziemię, gdzie „posiew wiary” się skończył. Tymczasem Europa w optyce Jana Pawła II nie była kontynentem przegranym. On nigdy Europy dla sprawy Chrystusowej nie odpuścił. W adhortacji „Ecclesia in Europa” wydanej w 2003 roku słowo „nadzieja” pojawia się ponad trzydzieści razy, choć nie jest to obszerny dokument. Papież przestrzega przed „pokusą gaszenia nadziei” wśród Kościołów europejskich. Ba, w encyklice „Redemptoris missio” wydanej przed Bożym Narodzeniem w 1990 roku pisał: „Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia od Jego przyjścia obejmujemy spojrzeniem ludzkość, przekonujemy się, że misja Kościoła dopiero się rozpoczyna i że w jej służbie musimy zaangażować wszystkie nasze siły”. Te słowa mógł napisać tylko wielki prorok, dając wyznawcom Mistrza z Nazaretu żyjącym Europie XXI wieku właściwą perspektywę.
– Czyż można nie dostrzec jaskrawego kontrastu między radosnym nastrojem bożonarodzeniowych pieśni a licznymi problemami współczesności? Znamy ich niepokojące przejawy dzięki relacjom przynoszonym codziennie przez telewizję i gazety ze wszystkich części kuli ziemskiej: są to sytuacje niezwykle bolesne, które często powstają nie bez winy człowieka, a nawet z jego złej woli, podsycanej przez bratobójczą nienawiść i bezsensowną przemoc. Niech światło promieniujące z Betlejem uchroni nas od pokusy zniechęcenia w obliczu tak dramatycznych i wstrząsających sytuacji. (…) Radość Bożego Narodzenia, z jaką witamy przyjście Zbawiciela, niech napełni wszystkich ufnością w moc prawdy i cierpliwą wytrwałością w czynieniu dobra. Wy wszyscy, którzy szukacie sensu życia, którzy z pałającym sercem oczekujecie zbawienia, wyzwolenia i pokoju, wyjdźcie na spotkanie Dziecięciu narodzonemu z Maryi
– mówił w orędziu bożonarodzeniowym w 1998 roku.
Misja Kościoła dopiero się rozpoczyna, jak głęboko zmieni ona oblicze Europy? Bóg w tej Europie, choć w trudnych warunkach, wciąż rodzi się na nowo. Tutaj, gdy zajdzie taka potrzeba, „kamienie krzyczeć będą”, nawet z tych pozamienianych na muzea i kawiarnie katedr i kościołów. Nawet w Holandii coraz częściej słychać głosy o konieczności powrotu do korzeni zarówno ze strony Kościołów reformowanych, jak i katolickiego. Nie są one głośne i masowe, ale po latach ciszy znowu się pojawiają.
Kościół to – według genialnej metafory papieża Franciszka – „szpital polowy”, który ma przed sobą ogromne pole pracy właśnie w trzecim tysiącleciu. Franciszek zaprasza jeszcze, by ten „szpital polowy” poznawać od strony peryferii. To też dobra orientacja, bo tam Kościół jest czysty, wiara jest czysta, bezinteresowna i głęboka. Kościół peryferii to Kościół bez układów, gdzie jedyne, co mogą zaproponować katolicy lokalnym środowiskom, to „głupstwo przepowiadania Słowa” – według słów św. Pawła. „Przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością, głosić wam świadectwo Boże (…) I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy” – pisze Apostoł Narodów w Liście do Koryntian.
Kościół peryferii to dzisiaj sytuacja Kościoła właściwie w całej Europie i powoli także w Polsce. Ale Bóg ma swoje metody i rodzi się w stajniach tego świata, w miejscach brudnych, niegodnych i często zaskakujących. Rodzi się w sercach tych, którzy stają się autentycznymi świadkami chcącymi tracić „twarz” dla Niego.
Świadkowie Nowonarodzonego są ważni, ponieważ coraz więcej na naszym kontynencie jest tych, którzy przestają wierzyć, że państwo europejskie jest dla nich spełnieniem marzeń o końcu historii. „Państwo europejskie może też oczekiwać, byśmy uwierzyli, że jest ostatecznym spełnieniem, gwarancją wieczystego pokoju i wieczystej prosperity kontynentu. Jednak narzucony raj wczoraj realnego socjalizmu, a dziś konsumpcji rychło obraca się w piekło. Wypaczona eschatologia obraca się bowiem w hipokryzję, cynizm tych, którzy zyskują i rozpacz oszukanych” – pisze Olivier Chaline w artykule „Ni pan, ni sługa: Kościół w jednoczącej się Europie” w „Communio”.
Dla wielu trzeźwo myślących Europejczyków, nie tylko wierzących chrześcijan, coraz bardziej kończą się możliwości życia według reguł opracowanych przez „tamtą stronę”, a dojrzewa proces pozbawiania złudzeń i oporu sumienia. Oni właśnie dojrzewają do bycia znakiem sprzeciwu.
Jan Paweł II apelował w książce „Przekroczyć próg nadziei”: „Nie lękajcie się tego, coście sami stworzyli, nie lękajcie się świata tych wszystkich ludzkich wytworów, które coraz bardziej stają się dla człowieka zagrożeniem! Nie lękajcie się wreszcie samych siebie”. Sekularyzacja, Unia Europejska ze swoimi „wartościami”, chrystianofobia, są wyzwaniem, które trzeba podjąć. Lwia część tak Starego, jak i Nowego Testamentu to historie zmagania się ludzi oddanych Bogu ze światem odrzucającym Boga. Dzisiejszy projekt europejski jest tylko kolejnym etapem.
Małodusznych pocieszajcie
„Nigdy dotąd indagowany i poszukujący chrześcijanin nie znajdował się w tak wielkim odosobnieniu. Dotychczas zawsze istniał jakiś punkt wyjścia do nawiązania religijnego dialogu, a przynajmniej zdawało się, że istnieje wspólny grunt, na którym można się oprzeć; jedynie drugorzędne różnice wymagają, aby się z nimi rozprawić. Sytuacja Pawła na Areopagu, po odbyciu porannej przechadzki po świątyniach i sanktuariach Aten, wydaje się nam wprost godna pozazdroszczenia. Jego partnerzy są bardzo bogobojni (…) Chrześcijanin rozgląda się bezradnie, szukając pomocy; co dawniej otaczało go jako ochronna i ciepła warstwa odzieży, rozpadło się; czuje się wstydliwie nagi. Czuje się jak człowiek kopalny z pradawnej epoki”
– pisze Hans Urs von Balthasar w książce „Kim jest chrześcijanin?”.
Sytuacja chrześcijan dzisiaj podobna jest do sytuacji uczniów z Dziejów Apostolskich, którzy w lęku trwali za zamkniętymi drzwiami Wieczernika. Poza nim groziło wielkie niebezpieczeństwo, politycznie też byli w tamtym momencie przegrani. I chyba największa udręka, której echa my dzisiaj też przeżywamy, to świadomość, że wystarczy jeden krok, by wyjść na zewnątrz Wieczernika, wyjść i zapomnieć, zaprzeć się, porzucić dyskomfort przegranej bitwy i wrócić do dawnego życia, wymazać z pamięci trzyletni okres chodzenia za Mistrzem. Bardzo wielu chrześcijan w Europie przeżywa to samo, włącznie z osobami duchownymi, patrzą w drzwi Kościoła z drugiej strony i są rozdarci, czasem patrzą wręcz obsesyjnie: iść do świata i zamknąć pewien rozdział w życiu zwany Kościołem czy jednak trwać?
A jednak do świata wyszli, ale razem z Mistrzem i Ewangelią. Co się wtedy czuje? Cudowny powiew wolności, odwagi i siły płynącej z misji oraz godności bycia świadkiem Zmartwychwstałego. Jest trwoga, ale i nieprawdopodobne działanie łaski. „Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana. Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich” – czytamy w Dziejach Apostolskich. Teraz to już cień Piotra działał cuda i pomyśleć, że ten sam Piotr powrócił nieco wcześniej do łowienia ryb. Misja Kościoła w trzecim tysiącleciu może się jeszcze objawić w nieznanej nam formie i z niezwykłą mocą. Nawet nie wiemy, kiedy pod cień Piotra będą się zbierać kolejni pacjenci „szpitala polowego”.
Kościół ma bowiem tę cechę, że jako znak sprzeciwu może wyzwalać człowieka z irracjonalności mitów oraz utopii, którymi uwodzone są całe społeczności w Europie. Chrześcijaństwo gwarantuje, że moralność może mieć podstawę różną od czasowego konsensusu, na który wpływ mają ideologiczne mody i społeczne lęki. „Ilekroć powstawał nowy bóg, naród zmuszony był gwałtem do ugięcia się przed złotym bóstwem, a potężne państwo rozpalało piec ognisty prześladowań, w których ginął każdy, kto śmiał bronić wolności swego serca przed totalistycznym zamachem państwa” – przestrzegał kard. Stefan Wyszyński, gdy Polska wchodziła w ciemną noc stalinizmu. Chrześcijaństwo ma niesamowite wyczucie na pojawianie się nowych niebezpiecznych cielców, nawet gdy są całe ze złota.
Zawsze się radujcie
I nie jest tak, że stawanie się znakiem sprzeciwu wiąże się z jednoczesnym wykluczeniem z debat nurtujących dzisiejszy świat.
„Kryzysy kultury europejskiej są kryzysami kultury chrześcijańskiej (…) Ateizm europejski jest wyzwaniem, które należy widzieć w perspektywie świadomości chrześcijańskiej; jest bardziej buntem przeciwko Bogu i niewiernością wobec Boga aniżeli zwykłą negacją Boga (…) Kryzys i pokusa człowieka europejskiego i Europy są kryzysem i pokusą chrześcijaństwa i Kościoła w Europie”
– pisał papież w „Kryzysie Europy”.
Siła chrześcijaństwa przez wieki przejawia się w tym, że trwając w niezmiennych elementach własnych prawd, zawsze potrafiło przystosować się do potrzeb każdej następnej epoki. To powoduje, że z trudnościami, lecz w każdym czasie chrześcijanie, wyznając swoją wiarę, mogą się czuć ludźmi współczesnymi. Najważniejsze, żeby nie dali sobie tego odebrać. W trzecim tysiącleciu mają przed sobą wiele pracy.
Chrystus urodził się w ciemną noc, w kraju okupowanym przez pogan, w „podrzędnym” Betlejem, a jednak sto lat później wiara w Niego dotarła do Rzymu. W czasie czytania tego tekstu wielu Europejczyków pozwoliło Chrystusowi narodzić się w ich sercu, bo nawrócenia wciąż trwają nawet spośród wyznawców innych religii.