Mieczysław Gil dla "TS": Falstart się nie opłaca
Dobrze byłoby czas do najbliższych wyborów samorządowych wykorzystać do odwrócenia tego trendu. Łatwo nie będzie, bo zwłaszcza wyborcy z dużych ośrodków chętnie identyfikują się z potężnymi na swoim terenie gospodarzami miast. Wszystko od lat jest już poukładane jak należy i tworzenie nowych bytów mocno jest nie na rękę bardzo wielu środowiskom i grupom nacisku. Przełamanie trendu nie jest jednak niemożliwe. Trzeba jednak wykonać ogromną pracę i dotrzeć do wyborców z przekonującym przekazem. Na pierwszy ogień musi pójść polityka informacyjna i to natychmiast! Że PiS potrafi to dobrze robić, widzieliśmy w czasie obu kampanii wyborczych w 2015 r. Jak teraz wygląda, też widzimy i nie jest to dobra zmiana. Odnoszę wrażenie, że komunikujący się z nami politycy zapomnieli, że zdeklarowanych zwolenników partii właściwie przekonywać nie ma potrzeby. Stawką jest poszerzenie elektoratu, głównie pozyskanie młodych ludzi. To oczywiste, że przekaz powinien być do nich adresowany, a środki przekazu – do nich dostosowane.
Inną sprawą jest rzetelne przygotowanie publicznie przedstawianych propozycji. Bez tego można spalić nawet najlepszą inicjatywę, jak niedawno ustawę metropolitarną. Można było przewidzieć, że spotka się ona z oporem. Dotrzeć wcześniej do każdego wyborcy z informacją o tym, co straci, a co zyska po wprowadzeniu nowych rozwiązań. Bo mieszkańcy wybierają w oparciu o pewną wiedzę, którą im dostarczono. A tej ze strony inicjatorów projektu ustawy po prostu zabrakło. Co raz jeszcze niezbicie udowodniło, że falstart po prostu się nie opłaca.
Mieczysław Gil
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (21/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj.