W porównaniu do wiosny w Warszawie liczba interwencji pogotowia wzrosła o 30 proc. „To pierwszy front walki z pandemią"

Obsługująca rejon stołeczny Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" SP ZOZ w Warszawie dysponuje obecnie 74 zespołami ratownictwa medycznego, w tym 12 specjalistycznymi ZRM i 62 zespołami podstawowymi.
"W porównaniu do wiosennej fali pandemii COVID-19 liczba interwencji warszawskiego pogotowia ratunkowego wzrosła o około 30 procent"
– poinformował PAP Piotr Owczarski z "Meditransu".
"Karetki coraz częściej czekają w kolejkach przed SOR-ami, bo są trudności ze znalezieniem miejsc w szpitalu dla przywiezionych pacjentów"
- wskazał. Przyznał przy tym, że niestety ten problem narasta. "Dochodzi do sytuacji, że ambulanse są +uziemione+ nawet na sześć-osiem godzin" - powiedział.
Podkreślił, że pogotowie ratunkowe pracuje obecnie w stanie najwyższej gotowości. "Działa pod bardzo dużą presją. To pierwszy front walki z pandemią" - zaznaczył. Wskazał przy tym, że w kontekście pandemii niezmiennie ważne są teraz m.in. takie kwestie, jak uczciwość pacjentów. "Od ich prawdomówności zależy los wielu naszych pracowników" – stwierdził. "Apelujemy zatem, by informować ratowników o wszystkich objawach. Chodzi o to, by okazji do transmisji wirusa było jak najmniej" – podkreślił Owczarski.
Wyjaśnił, że w związku z pandemią karetki "Meditrans" zostały podzielone na dwie grupy: tzw. covidowe oraz nie-covidowe.
"Karetki covidowe służą do transportu chorych z podejrzeniem koronawirusa i są odpowiedzialne za odbiór pacjenta z podejrzeniem zakażenia lub ze stwierdzonym zakażeniem ze szpitala lub z domu pacjenta i przewiezienie go do lecznicy specjalistycznej, która zajmie się jego leczeniem"
- wyjaśnił. "Aby zminimalizować zagrożenie obsługuje je kierowca – ratownik" - dodał.
Normalnie pracują w Warszawie standardowe ekipy pogotowia ratunkowego. Jednak, jak zaznaczył Owczarski, w obecnej sytuacji epidemicznej załoga ratownictwa medycznego nigdy nie wie, czy wchodząc do jakiegoś mieszkania, by udzielić pomocy np. pacjentowi z zawałem, nie będzie jednocześnie udzielać pomocy osobie zakażonej.
Odnosząc się do czasu oczekiwania na przyjazd karetki, przypomniał, że zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z 19 sierpnia 2019 r. ws. procedur, obowiązują tzw. "zasady pierwszeństwa". "Decyduje bezpośrednio stan chorego" - zastrzegł.
"Na podstawie odpowiednich algorytmów dyspozytor medyczny przeprowadza wywiad i kwalifikuje dane zgłoszenie nadając mu odpowiedni kod pilności"
- wyjaśnił.
Podkreślił przy tym, że w sytuacji bezpośredniego narażenia pacjenta na utratę zdrowia lub życia nie ma znaczenia, czy zgłoszenie dotyczy osoby z pozytywnym rozpoznaniem COVID-19, czy też nie. "Jeżeli mamy osobę z podejrzeniem koronawirusa, to wieziemy do szpitala bez względu na specjalizację" - zapewnił.
Przyznał jednak, że obecnie jednym z największych problemów jest przekazywanie pacjentów z karetek do szpitali.
"Zasada jest prosta: w stanie zagrożenia życia wieziemy pacjenta do najbliższej jednostki leczniczej, która może udzielić pomocy. Tam, gdzie jest Szpitalny Oddział Ratunkowy i izba przyjęć"
- powiedział.
Zaznaczył przy tym, że na SOR-ach wykonywana jest "tytaniczna praca" i ocenił, że mimo trudnej sytuacji, współpraca zespołów ratownictwa medycznego z SOR-ami jest bardzo dobra. "Jednak w związku z wdrożonymi procedurami bezpieczeństwa, jeżeli chodzi o osoby zakażone, wydłuża się czas niezbędny do udzielenia pomocy" - zauważył.
W tym kontekście wskazał, że w ostatnim czasie pojawiło się także kolejne utrudnienie.
"Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z tymi pacjentami, których zabezpieczono już na poziomie SOR-u, ale wymagają dalszego leczenia"
– zauważył.
"Nie ma łóżek szpitalnych, gdzie można byłoby tych pacjentów przekazać. I w związku z tym mamy takie sytuacje, że karetki czekają przed SOR-ami po kilka godzin" - powiedział. "Nigdy wcześniej nie dochodziło do takich sytuacji" - dodał.
.(PAP)
dka/ jann/