[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?

W Karabachu nie ma złóż ropy naftowej czy gazu ziemnego, to terytorium równe, najmniejszym pod względem wielkości, polskim województwom. Nawet pełna aneksja Karabachu przez Azerbejdżan nie otwiera temu państwu korytarza do Turcji czy choćby do Nachiczewanu. Karabach to twierdza na której zęby łamały sobie różne ofensywy. Gdy w XI w. Turcy seldżuccy napadli na Królestwo Armenii właśnie ten region okazał się enklawą przetrwania dla Ormian. Historia Arcach - jak go nazywają Ormianie - to losy wydzierania sobie tego górzystego skrawka między mocarstwa takie jak Rosja, Turcja, czy Persja. Nawet dzisiaj, to się nie zmieniło. W jakim celu toczy się wielopokoleniowa wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne / EPA/AZIZ KARIMOV Dostawca: PAP/EPA

Felieton rozpocznę nietypowo, od młodego Ormianina i Trzech Muszkieterów. Dowcipy i anegdoty to folklor, który pozwala nam lepiej zrozumieć w jakim rytmie biją serca różnych nacji. Młody ormiański uczeń jest pytany przez nauczycielkę co sądzi o D’Artagnanie. „To zły Ormianin” – odpowiada dziecko. „Czemu zły Ormianin?” – pyta kobieta. „Bo dobry Ormianin nigdy nie powie – Merci Baku”. Gra słów, która odnosi się do stolicy Azerbejdżanu pokazuje nam, że relacje armeńsko-azerskie są – by użyć dyplomatycznych słów – skomplikowane. Wszystko w regionie Bliskiego Wschodu i Kaukazu jest podparte wielowiekową historią, jest jak wielka zakurzona księga, zatem by zrozumieć to co dzieje się dzisiaj, trzeba zdmuchnąć kurz i cofnąć się czasami i do prologu, do pierwszych stron księgi. Karabach jest koszmarem geopolityków, którzy każdy konflikt analizują tylko przez pryzmat znaczenia strategicznego zdobywanego obiektu. Omawiana ziemia nie wypełnia klasycznych wojskowych definicji jako atrakcyjny cel do zdobywania przez jakąkolwiek armię. Ma jednak ogromne znaczenie symboliczne – jest ojcowizną, jest cywilizacyjnym przyczółkiem, jest terenem-symbolem ukrytym w dzikich górach. Konflikt o Górski Karabach to przyczynek do wielopoziomowej dyskusji, nie da się sprowadzić go tylko do geopolityki – bo co ze sprawami religijnymi? Z drugiej strony błędem byłoby też bagatelizowanie roli regionalnych mocarstw w tych starciach. 

Karabach jest geograficznym fenomenem będąc czymś w rodzaju słupa granicznego – „limes”, gdzie widzimy zatrzymanie się ekspansji islamu. To umowna granica cywilizacji, a sam „limes” był dla starożytnych Rzymian słowem oznaczającym granice Imperium Romanum. Na lekcjach geografii w szkole uczycie się o pasmach górskich, pustyniach czy rzekach w oderwaniu od kontekstu cywilizacyjnego, ze stratą dla tej wspaniałej nauki. To właśnie na nich zatrzymywał się pochód islamu.

Rozgraniczają one całe cywilizacyjne bloki. Takich „limes”, na świecie, jest wiele (choć ciągle się przesuwają). Czasami rozdzierają one cały kontynent, widać to jak na dłoni w Afryce, gdzie pustynie Sahelu są umownymi granicami skutecznej ekspansji uczniów Mahometa, którzy wędrowali z północy na południe. Karabach próbowali podbić w VII i VIII w. Arabowie i zaszczepić na tych terenach islam, dzieła chcieli dokończyć Turcy seldżuccy w XI w. Nawet Karabach wchłonięty do Persji przetrwał jako chrześcijańska enklawa. Piszę o tym dlatego, że historycznie takie państwa jak Gruzja (chrzest wschodniej jej części miał miejsce w 337 roku, a zachodniej w VI w.) oraz Armenia (chrzest w 317 roku) są na mapie cywilizacji bardzo istotnymi punktami. Można się pokusić nawet o taką paralelę czasową, że są to ostatnie bastiony graniczne historycznych wpływów chrześcijaństwa, a przecież tradycja tych ziem sięga pierwszych pokoleń uczniów Chrystusa. Gdy ekspansja islamu przesuwała owe punkty graniczne, gdy padały ostatnie inne bastiony Ormianie i Gruzini przetrwali. Chociaż Gruzini i Ormianie nie darzą się szacunkiem to oba państwa są bezsprzecznie „limes”. Sprawy cywilizacyjne siłą rzeczy symetrycznie przełożyły się na geopolityczne położenie obu państw – są jak fortece oblężone przez inne wojska, z każdej możliwej strony. Najdobitniej widać to było pod koniec I wojny światowej, gdy tureccy nacjonaliści próbowali te ostatnie reduty zburzyć używając do tego antyormiańskich czystek. Motywacją tego ludobójstwa było usunięcie ostatniej przeszkody do turkizacji i islamizacji tych ziem – a ostatnią przeszkodą byli mieszkańcy. W XX w. do rywalizacji o te tereny stanął nowszy para-cywilizacyjny twór, czyli komunizm. 

Ale nie da się zamienić tak silnie chrześcijańskich narodów w muzułmanów czy bolszewików. Czy Ormian zahartowała nostalgia za majestatyczną górą Ararat na której miała osiąść Arka Noego, a może ten wewnętrzny imperatyw do walki pochodzi z naturalnego odruchu, że atakowany się broni? Historyczna Armenia była pierwszym chrześcijańskim państwem świata. Jej dechrystianizacja byłaby wyrwaniem drzewa z korzeniami. Trudno dziwić się Polakom, że w trwającej wojnie sympatie naszych rodaków są po stronie Ormian. Sympatia ta ma wymiar religijno-cywilizacyjny. Ale sympatie narodowe mają też wymiar geopolityczny – przykładowo Ukraina popiera Azerów z uwagi na ich sojusz z Turcją. Erdoğan, który roztoczył parasol ochronny nad krymskimi Tatarami i Turcja wchodząca na wojenną ścieżkę z Rosją – ze względu na starcia w Donbasie - jest dla Kijowa korzystną „układanką”. 

Wróćmy do historii. Po roku 1917, czyli po rewolucji październikowej, los ludności Górskiego Karabachu był typową kartą przetargową w tamtejszej geopolityce. Turcja uznawała Karabach za ziemię Azerów z przyczyn, o których pisałem wcześniej, z kolei bolszewicy włączyli ten region do Azerbejdżańskiej Republiki Sowieckiej - myśląc z podobnym cwaniactwem - by ułatwić komunizację Zakaukazia. W 1923 roku utworzono ormiański karabachski okręg autonomiczny w ramach komunistycznego Azerbejdżanu. Ze spraw cywilizacyjny warto przejść do tematu wspomnianej geopolityki, bo ona kładzie cień na Karabach i genezę dzisiejszych starć. Gdy ZSRR chylił się ku upadkowi z dwóch stron doszło do aktywnych działań – Ormianie w Karabachu chcieli zjednoczenia regionu z macierzą, Azerowie za wszelką cenę chcieli temu zapobiec doprowadzając nawet do likwidacji autonomii i antyormiańskich zamieszek. Największą ofiarę tej polityki był Apostolski Kościół Ormiański oraz jego wierni. Na fali rywalizacji o Karabach spalono w 1990 roku kościół w Baku – stolicy Azerbejdżanu, inne świątynie pozamykano. Gdy Baku zlikwidował autonomię Arcachu, karabascy ormianie ogłosili niepodległość. Doszło do impasu, walk pomiędzy partyzantkami rekrutującymi się z chrześcijańskiej i muzułmańskiej ludności, interwencji sił zbrojnych Azerbejdżanu i Armenii, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stroną. Ostatecznie wojnę wygrali Ormianie, którzy kontrolowali cały okręg autonomiczny, korytarz łączący go z Republiką Armenii oraz tzw. strefę bezpieczeństwa, o którą dzisiaj głównie toczą się walki. To skrawek terytorium azerskiego, który Ormianom pozwala w wyjątkowo korzystnych warunkach się bronić. 12 maja 1994 podpisano zawieszenie broni – bardzo kruche jak widać, ponieważ poza obecnymi walkami doszło jeszcze w 2016 roku do czterodniowego starcia granicznego. De iure niepodległości Karabachu nie chciała uznać sowiecka Moskwa, pikanterii dzisiejszemu sojuszowi z Rosją dodaje fakt, iż Armia Radziecka wspierała początkowo interweniujące siły azerskie. 

Władimir Putin przedstawia się jako jedyny prawowity sojusznik Erywania. Czy skuteczny to się okaże, ale wiele wskazuje na to, że powrót do walk o Karabach jest posunięciem Ankary, która wysyła światu jasny sygnał, że Rosja nigdy nie była słabsza. Postpandemiczne problemy gospodarcze Moskwy, kryzys naftowy, zamieszki na Białorusi tylko rozciągnęły już rozległe szerokie fronty, w które zaangażowała się Federacja Rosyjska. Prawdopodobna jest sytuacja, że Kreml będzie próbował usiąść do stolika z „sułtanem” Erdoğanem i na wzór Afrin czy Rożawy dzielić się strefą wpływów z Ankarą. Bez tego prezydent Turcji zapewne nie dałby zielonego światła azerskiemu sojusznikowi do ataku na Karabach. Baku – decydując się na taki krok – musiała także od Ankary otrzymać pewne benefity. Z pewnością na lokalnym konflikcie krocie zarobią zbrojeniówki ościennych mocarstw. Materiały video dostępne w Internecie pokazują, że to istny poligon testowy dla nowoczesnej broni przeciwpancernej. Potwierdza się też teza wielu ekspertów, że królem współczesnego pola walki jest bezzałogowiec, zwany potocznie „dronem”. Co ciekawe, kolejne azerskie ofensywy na Karabach, w historii tego regionu kończyły się zazwyczaj wojskowym blamażem, protestami w samym Azerbejdżanie i dymisjami kolejnych rządów, które uciekały w niesławie. Z drugiej strony kaukaski honor nie pozwala pozostawić hańbę bez zmycia ją krwią przeciwnika a utrata twarzy jest najgorszą z istniejących anatem. 

Azerbejdżan z liczniejszą armią, większym zapleczem ludnościowym, bogaty w surowce i z tureckim wsparciem militarnym na papierze wygląda jak faworyt starcia. Problem tylko w tym, że dysproporcję sił, na rzecz biednej Armenii, niweluje ukształtowanie terenu na którym się bronią i wspomniane przeze mnie kwestie cywilizacyjne – to nie jest pierwsza bitwa Ormian o karabaskie tereny, nawet szeroko zakrojona ofensywa Azerów, nie tylko że nie złamie ducha bojowego Ormian, ale wręcz zjednoczy ich wobec sprawy narodowej. Armenia podzielona politycznie po rewolucji aksamitnej (2018 roku) i obaleniu premiera Sarkisjana dzisiaj jest zmobilizowana i zjednoczona by bronić Karabachu. Warto podkreślić, iż Armenia nie uznała niepodległości Arcechu. Pamiętajmy także, że do władzy w Erywaniu doszły siły, które wysyłały delikatne sygnały by z Azerbejdżanem się porozumieć. Operacja Azerbejdżanu w tym kontekście ma charakter irracjonalny. Ponadto zjednoczyła naród ormiański wokół wiecznej idei walki o swoją ojcowiznę. Tego atutu nie mają Azerowie. Republika Armenii (a obecnie także Karabach) to państwo narodowe, jednolite, zwarte pod względem etnicznym. Azerbejdżan z kolei do ataku ma wysyłać nawet syryjskich najemników przysłanych przez Ankarę chyba tylko po to by ginęli jako mięso armatnie, aby się ich wreszcie pozbyć. Paradoksem jest także to, że Karabach ma geostrategiczne znaczenie nie tyle dla Azerbejdżanu i Turcji, ale dla Iranu, o którym w tym konflikcie mówi się najmniej. 

Jeśli odrzeć wojnę o Górski Karabach ze spraw cywilizacyjnych i ludnościowych, Azerbejdżan nie bez argumentów powołuje się na prawo międzynarodowe traktując Karabach jako swoją zalegalizowaną domenę. Problem tylko w tym, że ten stan prawny ukształtowały interwencje mocarstw w regionie bez odrobienia cywilizacyjnych i historycznych lekcji. Z uwagi na przewagę ormiańskiego żywiołu na przestrzeni wieków w Karabachu kolejno uciekały z niego poszczególne muzułmańskie społeczności. Oznacza to, że w obecnym starciu, Arcach będzie się bronił jeszcze zacieklej. Wiemy także, że rewanżyzm obu stron konfliktu będzie jeszcze silniejszy, a to nie wróży niczego dobrego dla ludności cywilnej. Z pewnością także sprawi, że islam stanie się siłą napędową azersko-tureckiej narracji wojennej. W tym wypadku turkofońska koalicja zepchnęła na dalszy plan podziały na sunnitów (Turcy) i szyitów (Azerowie). 
 


 

POLECANE
Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy z ostatniej chwili
Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy

W rozmowie z RatujŻycie.pl siostra zatrzymanego ks. Grzegorza opisała, w jaki sposób jej brat został zatrzymany przez służby w związku z mailem, jakiego wysłał do dr Gizeli Jagielskiej.

Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie

Popierany przez PiS kandydat Karol Nawrocki stwierdził we wtorek w Nowej Dębie, że Polska potrzebuje zwierzchnika sił zbrojnych, "który będzie stabilny emocjonalnie i stabilny pod względem swoich poglądów". Wskazał, że chodzi o osobę, która m.in. zadba o nasz sojusz z USA i o pozycję Polski w NATO.

Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego z ostatniej chwili
Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego

Zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego ws. bezpieczeństwa energetycznego Polski zapowiedział prezydent Andrzej Duda po spotkaniu liderów Trójmorza. Jak powiedział, wydarzenia w Hiszpanii i Portugalii to "sygnał alarmowy", aby zadbać o stan sieci energetycznych regionu.

Dariusz Matecki wskazuje: Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw polityka
Dariusz Matecki wskazuje: "Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw"

"Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw wyborczych" – pisze na platformie X poseł PiS Dariusz Matecki o parlamentarzyście PO Sławomirze Nitrasie. W opublikowanym komentarzu Matecki opisał sytuację z 2006 roku, gdy Nitras był szefem sztabu wyborczego kandydata PO Piotr Krzystka na prezydenta Szczecina.

Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie z ostatniej chwili
Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie

Inwazyjne mrówki Tapinoma magnum niszczą infrastrukturę w Niemczech i powodują przerwy w prądzie – informuje Frankfurter Rundschau.

Masowe wydalenia z Niemiec do Polski. Dziennikarka publikuje niemiecką kronikę policyjną z ostatniej chwili
"Masowe wydalenia z Niemiec do Polski". Dziennikarka publikuje niemiecką kronikę policyjną

"Masowe wydalenia z Niemiec do Polski" - alarmuje dziennikarka Tysol.pl Aleksandra Fedorska, publikując kronikę policyjną Pasewalk – niemieckiego miasta w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie – z 29 kwietnia.

Śmiertelny atak nożownika. Prezydent reaguje z ostatniej chwili
Śmiertelny atak nożownika. Prezydent reaguje

Prezydent Andrzej Duda zabrał głos po tragicznym ataku nożownika w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, w którym zginął 40-letni lekarz.

Czarnoskóry mężczyzna zaatakował jadącego hulajnogą Polaka. Policja publikuje portret pamięciowy z ostatniej chwili
Czarnoskóry mężczyzna zaatakował jadącego hulajnogą Polaka. Policja publikuje portret pamięciowy

We wtorek opolska policja opublikowała porter pamięciowy czarnoskórego mężczyzny podejrzewanego o atak z użyciem niebezpiecznego narzędzia.

Wyłączenia prądu w Poznaniu. Jest komunikat z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu w Poznaniu. Jest komunikat

W środę 30 kwietnia mieszkańcy Poznania muszą przygotować się na planowane przerwy w dostawach prądu. Utrudnienia obejmą obszar Poznań Stare Miasto.

Miliony metrów sześciennych gazu. Polska rusza z wydobyciem z ostatniej chwili
Miliony metrów sześciennych gazu. Polska rusza z wydobyciem

Orlen uruchomił wydobycie gazu ziemnego ze złoża Grodzewo (0,25 mld m³) w Wielkopolsce. Jak przekazano, wystarczy na 18 lat eksploatacji.

REKLAMA

[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?

W Karabachu nie ma złóż ropy naftowej czy gazu ziemnego, to terytorium równe, najmniejszym pod względem wielkości, polskim województwom. Nawet pełna aneksja Karabachu przez Azerbejdżan nie otwiera temu państwu korytarza do Turcji czy choćby do Nachiczewanu. Karabach to twierdza na której zęby łamały sobie różne ofensywy. Gdy w XI w. Turcy seldżuccy napadli na Królestwo Armenii właśnie ten region okazał się enklawą przetrwania dla Ormian. Historia Arcach - jak go nazywają Ormianie - to losy wydzierania sobie tego górzystego skrawka między mocarstwa takie jak Rosja, Turcja, czy Persja. Nawet dzisiaj, to się nie zmieniło. W jakim celu toczy się wielopokoleniowa wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne / EPA/AZIZ KARIMOV Dostawca: PAP/EPA

Felieton rozpocznę nietypowo, od młodego Ormianina i Trzech Muszkieterów. Dowcipy i anegdoty to folklor, który pozwala nam lepiej zrozumieć w jakim rytmie biją serca różnych nacji. Młody ormiański uczeń jest pytany przez nauczycielkę co sądzi o D’Artagnanie. „To zły Ormianin” – odpowiada dziecko. „Czemu zły Ormianin?” – pyta kobieta. „Bo dobry Ormianin nigdy nie powie – Merci Baku”. Gra słów, która odnosi się do stolicy Azerbejdżanu pokazuje nam, że relacje armeńsko-azerskie są – by użyć dyplomatycznych słów – skomplikowane. Wszystko w regionie Bliskiego Wschodu i Kaukazu jest podparte wielowiekową historią, jest jak wielka zakurzona księga, zatem by zrozumieć to co dzieje się dzisiaj, trzeba zdmuchnąć kurz i cofnąć się czasami i do prologu, do pierwszych stron księgi. Karabach jest koszmarem geopolityków, którzy każdy konflikt analizują tylko przez pryzmat znaczenia strategicznego zdobywanego obiektu. Omawiana ziemia nie wypełnia klasycznych wojskowych definicji jako atrakcyjny cel do zdobywania przez jakąkolwiek armię. Ma jednak ogromne znaczenie symboliczne – jest ojcowizną, jest cywilizacyjnym przyczółkiem, jest terenem-symbolem ukrytym w dzikich górach. Konflikt o Górski Karabach to przyczynek do wielopoziomowej dyskusji, nie da się sprowadzić go tylko do geopolityki – bo co ze sprawami religijnymi? Z drugiej strony błędem byłoby też bagatelizowanie roli regionalnych mocarstw w tych starciach. 

Karabach jest geograficznym fenomenem będąc czymś w rodzaju słupa granicznego – „limes”, gdzie widzimy zatrzymanie się ekspansji islamu. To umowna granica cywilizacji, a sam „limes” był dla starożytnych Rzymian słowem oznaczającym granice Imperium Romanum. Na lekcjach geografii w szkole uczycie się o pasmach górskich, pustyniach czy rzekach w oderwaniu od kontekstu cywilizacyjnego, ze stratą dla tej wspaniałej nauki. To właśnie na nich zatrzymywał się pochód islamu.

Rozgraniczają one całe cywilizacyjne bloki. Takich „limes”, na świecie, jest wiele (choć ciągle się przesuwają). Czasami rozdzierają one cały kontynent, widać to jak na dłoni w Afryce, gdzie pustynie Sahelu są umownymi granicami skutecznej ekspansji uczniów Mahometa, którzy wędrowali z północy na południe. Karabach próbowali podbić w VII i VIII w. Arabowie i zaszczepić na tych terenach islam, dzieła chcieli dokończyć Turcy seldżuccy w XI w. Nawet Karabach wchłonięty do Persji przetrwał jako chrześcijańska enklawa. Piszę o tym dlatego, że historycznie takie państwa jak Gruzja (chrzest wschodniej jej części miał miejsce w 337 roku, a zachodniej w VI w.) oraz Armenia (chrzest w 317 roku) są na mapie cywilizacji bardzo istotnymi punktami. Można się pokusić nawet o taką paralelę czasową, że są to ostatnie bastiony graniczne historycznych wpływów chrześcijaństwa, a przecież tradycja tych ziem sięga pierwszych pokoleń uczniów Chrystusa. Gdy ekspansja islamu przesuwała owe punkty graniczne, gdy padały ostatnie inne bastiony Ormianie i Gruzini przetrwali. Chociaż Gruzini i Ormianie nie darzą się szacunkiem to oba państwa są bezsprzecznie „limes”. Sprawy cywilizacyjne siłą rzeczy symetrycznie przełożyły się na geopolityczne położenie obu państw – są jak fortece oblężone przez inne wojska, z każdej możliwej strony. Najdobitniej widać to było pod koniec I wojny światowej, gdy tureccy nacjonaliści próbowali te ostatnie reduty zburzyć używając do tego antyormiańskich czystek. Motywacją tego ludobójstwa było usunięcie ostatniej przeszkody do turkizacji i islamizacji tych ziem – a ostatnią przeszkodą byli mieszkańcy. W XX w. do rywalizacji o te tereny stanął nowszy para-cywilizacyjny twór, czyli komunizm. 

Ale nie da się zamienić tak silnie chrześcijańskich narodów w muzułmanów czy bolszewików. Czy Ormian zahartowała nostalgia za majestatyczną górą Ararat na której miała osiąść Arka Noego, a może ten wewnętrzny imperatyw do walki pochodzi z naturalnego odruchu, że atakowany się broni? Historyczna Armenia była pierwszym chrześcijańskim państwem świata. Jej dechrystianizacja byłaby wyrwaniem drzewa z korzeniami. Trudno dziwić się Polakom, że w trwającej wojnie sympatie naszych rodaków są po stronie Ormian. Sympatia ta ma wymiar religijno-cywilizacyjny. Ale sympatie narodowe mają też wymiar geopolityczny – przykładowo Ukraina popiera Azerów z uwagi na ich sojusz z Turcją. Erdoğan, który roztoczył parasol ochronny nad krymskimi Tatarami i Turcja wchodząca na wojenną ścieżkę z Rosją – ze względu na starcia w Donbasie - jest dla Kijowa korzystną „układanką”. 

Wróćmy do historii. Po roku 1917, czyli po rewolucji październikowej, los ludności Górskiego Karabachu był typową kartą przetargową w tamtejszej geopolityce. Turcja uznawała Karabach za ziemię Azerów z przyczyn, o których pisałem wcześniej, z kolei bolszewicy włączyli ten region do Azerbejdżańskiej Republiki Sowieckiej - myśląc z podobnym cwaniactwem - by ułatwić komunizację Zakaukazia. W 1923 roku utworzono ormiański karabachski okręg autonomiczny w ramach komunistycznego Azerbejdżanu. Ze spraw cywilizacyjny warto przejść do tematu wspomnianej geopolityki, bo ona kładzie cień na Karabach i genezę dzisiejszych starć. Gdy ZSRR chylił się ku upadkowi z dwóch stron doszło do aktywnych działań – Ormianie w Karabachu chcieli zjednoczenia regionu z macierzą, Azerowie za wszelką cenę chcieli temu zapobiec doprowadzając nawet do likwidacji autonomii i antyormiańskich zamieszek. Największą ofiarę tej polityki był Apostolski Kościół Ormiański oraz jego wierni. Na fali rywalizacji o Karabach spalono w 1990 roku kościół w Baku – stolicy Azerbejdżanu, inne świątynie pozamykano. Gdy Baku zlikwidował autonomię Arcachu, karabascy ormianie ogłosili niepodległość. Doszło do impasu, walk pomiędzy partyzantkami rekrutującymi się z chrześcijańskiej i muzułmańskiej ludności, interwencji sił zbrojnych Azerbejdżanu i Armenii, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stroną. Ostatecznie wojnę wygrali Ormianie, którzy kontrolowali cały okręg autonomiczny, korytarz łączący go z Republiką Armenii oraz tzw. strefę bezpieczeństwa, o którą dzisiaj głównie toczą się walki. To skrawek terytorium azerskiego, który Ormianom pozwala w wyjątkowo korzystnych warunkach się bronić. 12 maja 1994 podpisano zawieszenie broni – bardzo kruche jak widać, ponieważ poza obecnymi walkami doszło jeszcze w 2016 roku do czterodniowego starcia granicznego. De iure niepodległości Karabachu nie chciała uznać sowiecka Moskwa, pikanterii dzisiejszemu sojuszowi z Rosją dodaje fakt, iż Armia Radziecka wspierała początkowo interweniujące siły azerskie. 

Władimir Putin przedstawia się jako jedyny prawowity sojusznik Erywania. Czy skuteczny to się okaże, ale wiele wskazuje na to, że powrót do walk o Karabach jest posunięciem Ankary, która wysyła światu jasny sygnał, że Rosja nigdy nie była słabsza. Postpandemiczne problemy gospodarcze Moskwy, kryzys naftowy, zamieszki na Białorusi tylko rozciągnęły już rozległe szerokie fronty, w które zaangażowała się Federacja Rosyjska. Prawdopodobna jest sytuacja, że Kreml będzie próbował usiąść do stolika z „sułtanem” Erdoğanem i na wzór Afrin czy Rożawy dzielić się strefą wpływów z Ankarą. Bez tego prezydent Turcji zapewne nie dałby zielonego światła azerskiemu sojusznikowi do ataku na Karabach. Baku – decydując się na taki krok – musiała także od Ankary otrzymać pewne benefity. Z pewnością na lokalnym konflikcie krocie zarobią zbrojeniówki ościennych mocarstw. Materiały video dostępne w Internecie pokazują, że to istny poligon testowy dla nowoczesnej broni przeciwpancernej. Potwierdza się też teza wielu ekspertów, że królem współczesnego pola walki jest bezzałogowiec, zwany potocznie „dronem”. Co ciekawe, kolejne azerskie ofensywy na Karabach, w historii tego regionu kończyły się zazwyczaj wojskowym blamażem, protestami w samym Azerbejdżanie i dymisjami kolejnych rządów, które uciekały w niesławie. Z drugiej strony kaukaski honor nie pozwala pozostawić hańbę bez zmycia ją krwią przeciwnika a utrata twarzy jest najgorszą z istniejących anatem. 

Azerbejdżan z liczniejszą armią, większym zapleczem ludnościowym, bogaty w surowce i z tureckim wsparciem militarnym na papierze wygląda jak faworyt starcia. Problem tylko w tym, że dysproporcję sił, na rzecz biednej Armenii, niweluje ukształtowanie terenu na którym się bronią i wspomniane przeze mnie kwestie cywilizacyjne – to nie jest pierwsza bitwa Ormian o karabaskie tereny, nawet szeroko zakrojona ofensywa Azerów, nie tylko że nie złamie ducha bojowego Ormian, ale wręcz zjednoczy ich wobec sprawy narodowej. Armenia podzielona politycznie po rewolucji aksamitnej (2018 roku) i obaleniu premiera Sarkisjana dzisiaj jest zmobilizowana i zjednoczona by bronić Karabachu. Warto podkreślić, iż Armenia nie uznała niepodległości Arcechu. Pamiętajmy także, że do władzy w Erywaniu doszły siły, które wysyłały delikatne sygnały by z Azerbejdżanem się porozumieć. Operacja Azerbejdżanu w tym kontekście ma charakter irracjonalny. Ponadto zjednoczyła naród ormiański wokół wiecznej idei walki o swoją ojcowiznę. Tego atutu nie mają Azerowie. Republika Armenii (a obecnie także Karabach) to państwo narodowe, jednolite, zwarte pod względem etnicznym. Azerbejdżan z kolei do ataku ma wysyłać nawet syryjskich najemników przysłanych przez Ankarę chyba tylko po to by ginęli jako mięso armatnie, aby się ich wreszcie pozbyć. Paradoksem jest także to, że Karabach ma geostrategiczne znaczenie nie tyle dla Azerbejdżanu i Turcji, ale dla Iranu, o którym w tym konflikcie mówi się najmniej. 

Jeśli odrzeć wojnę o Górski Karabach ze spraw cywilizacyjnych i ludnościowych, Azerbejdżan nie bez argumentów powołuje się na prawo międzynarodowe traktując Karabach jako swoją zalegalizowaną domenę. Problem tylko w tym, że ten stan prawny ukształtowały interwencje mocarstw w regionie bez odrobienia cywilizacyjnych i historycznych lekcji. Z uwagi na przewagę ormiańskiego żywiołu na przestrzeni wieków w Karabachu kolejno uciekały z niego poszczególne muzułmańskie społeczności. Oznacza to, że w obecnym starciu, Arcach będzie się bronił jeszcze zacieklej. Wiemy także, że rewanżyzm obu stron konfliktu będzie jeszcze silniejszy, a to nie wróży niczego dobrego dla ludności cywilnej. Z pewnością także sprawi, że islam stanie się siłą napędową azersko-tureckiej narracji wojennej. W tym wypadku turkofońska koalicja zepchnęła na dalszy plan podziały na sunnitów (Turcy) i szyitów (Azerowie). 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe