[Tylko u nas] Prof. Engels: Państwo samo przeciwko bezbożnemu sojuszowi korporacji, mediów i instytucji

Wybory prezydenckie w Polsce, podobnie jak zakończone w ten weekend wybory komunalne we Francji, pokazały mocniej niż kiedykolwiek, że wszędzie w Europie toczy się ta sama walka o orientację wewnętrzną sił konserwatywnych, a polityczno-partyjna jedność bez prawdziwej jedności ideologicznej, poza jedynie sterylnym odrzuceniem status quo, w dłuższej perspektywie musi doprowadzić do porażki. Dwie kwestie wydają się tutaj oczywiste.
 [Tylko u nas] Prof. Engels: Państwo samo przeciwko bezbożnemu sojuszowi korporacji, mediów i instytucji
/ Pixabay.com
Po pierwsze: czasy, w których każda partia konserwatywna próbowała wypracować całkowicie indywidualne odpowiedzi tkwiąc w narodowym odosobnieniu i eksponując w sposób romantyczny i mityczny swój naród ze szkodą dla sąsiadów, minęły bezpowrotnie - czy raczej: muszą minąć, jeśli cywilizacja europejska, jako całość, ma mieć jakąś szansę.

Narody bowiem, choć zwłaszcza w odniesieniu do Europy jest to kategoria niewątpliwie bardzo ważna, nie są rangą najwyższą w ludzkiej społeczności: ponad nimi są jeszcze wielkie cywilizacje, takie jak choćby świat chiński, indyjski, islamski czy europejski; dlatego też każda forma dumy narodowej stanowi - owszem - bardzo pomocny element w kształtowaniu konserwatywnego krajobrazu polityczno-partyjnego, jednak pod warunkiem, że tkwi w niej również świadomość dziedzictwa zachodniej cywilizacji ponad granicami narodowymi - i jeśli dostrzega się pilną potrzebę wspólnej jej obrony przed wrogim przejęciem przez nihilistów albo obce kultury, czego doświadczamy choćby dzisiaj.

Do tego dochodzi jeszcze wymiar praktyczny. Ramy klasycznego państwa narodowego są dla obecnej walki stanowczo zbyt wąskie, gdyż zagrożenie pochodzi nie tylko od wewnątrz, ale także z zewnątrz. Nie wystarczy, a przynajmniej już nie wystarczy, aby takie czy inne państwo europejskie idąc własną drogą, samo, choćby i najdzielniej stawiało czoła zagrożeniom ze strony polit-poprawnego uniwersalizmu; ten bezbożny sojusz instytucji międzynarodowych, wiodących mediów, rynków finansowych i dużych korporacji jest po prostu zbyt potężny, aby jakiś naród w pojedynkę był w stanie wytrzymać na dłuższą metę ich połączoną presję: tutaj wystarczy choćby powierzchowny rzut oka na ten trwający już od dłuższego czasu ostrzał artyleryjski państw takich jak Polska czy Węgry, bombardowanych w sposób bezwzględny i zmasowany przy pomocą wiodących europejskich i światowych mediów, nękanych groźbami unijnych sankcji czy też hojnym wspieraniem wewnętrznej opozycji. Bez istnienia Grupy Wyszehradzkiej rządy Fideszu czy PiS już dawno by upadły, jednakże środki i możliwości są niestety dość ograniczone, a presja ze strony świata zewnętrznego tak potężna, że ​​to tylko kwestia czasu, aż pojawią się pierwsze rysy, a społeczeństwa tych krajów ulegną owemu niczym już niemaskowanemu szantażowi Brukseli. Ale dlaczego Grupa Wyszehradzka nie miałaby być drogowskazem dla całej Europy - i to nie tylko jako tymczasowy instrument w walce z przepotężnymi wewnętrznymi i zewnętrznymi przeciwnikami, lecz jako stała, nowa forma organizacji w Europie!

Bowiem również to powinno być tutaj jasne: powrót do formuły kilkudziesięciu osobnych, żyjących obok siebie i tylko sporadycznie powiązanych wielostronnymi umowami handlowymi państw, byłby katastrofą, biorąc pod uwagę istnienie licznych państw bardzo małych i średnich, które w obawie przed dominującymi sąsiadami, przede wszystkim Niemcami, musiałyby uciekać się pod ochronę mocarstw zewnętrznych, takich jak Rosja, Chiny, Arabia Saudyjska czy USA, i w ten sposób Europa przekształciłyby się, podobnie jak w XVII wieku Święte Cesarstwo Rzymskie, w jedno wielkie pole walki, na którym ścierałyby się interesy wielkich sąsiadów.

Po drugie, ścieżka liberalna, na którą powołuje się wielu konserwatystów, jest tylko pozornie konserwatywna i jest w istocie wielkim błędem, gdyż to właśnie liberalizm jest źródłem większości współczesnych aberracji ideologicznych. To tłumaczy również, dlaczego należałoby być szczególnie sceptycznym wobec tak często wyrażanej w kręgach „konserwatywnych” Europy Zachodniej nostalgii za rzekomo „starym dobrym” końcem XX wieku. Przeszłość, owszem, może nas inspirować, ale czasu cofnąć się nie da; i zazwyczaj jest on raczej toczącym się kołem, które co prawda wraca do swojego początku, ale już w zupełnie nowych okolicznościach, niźli prostym cofnięciem się w czasie o ileś tam lat. Wydaje się to tym istotniejsze, że większość procesów rozkładu, które wszyscy dziś obserwujemy i krytykujemy, nie dzieje się przypadkowo, lecz stanowi logiczny owoc sposobu myślenia, jaki ukształtował się właśnie w tejże idealizowanej często końcówce XX wieku, gdzie dostrzegamy przede wszystkim jego strony pozytywne, a nie widzimy tych wszystkich jego nieuniknionych konsekwencji, jakie doświadczamy w pełni dopiero dzisiaj.

A myślę tu przede wszystkim o ruchu, który będę tutaj skrótowo określać terminem ultraliberalizm, a który w wielu środowiskach konserwatywnych jest nadal postrzegany pozytywnie. Owszem, liberalizm umożliwił przez pewien czas ekspansję gospodarczą (np. poprzez outsourcing, sprowadzanie gastarbeiterów czy racjonalizację), zmiękczył też nieco ten do pewnego stopnia jednak zakłamany system moralny, umożliwił też ścisłą koordynację między państwami o podobnych interesach, prowadząc przejściowo do pozornego rozkwitu. Tyle, że ten pozorny rozkwit był z jednej strony determinowany tym, że opierał się na fundamencie moralnym, jaki zgodnie z paradoksem Böckenfördego odżywiał się substancją wypracowaną w poprzednich wiekach; z drugiej zaś, wcześniej czy później - i to bez jakiegoś realnego zerwania, a w sposób całkowicie organiczny - musiał stworzyć te wszystkie problemy, z którymi borykamy się dzisiaj: deindustrializacja, masowa imigracja, ubożenie klasy średniej, zagubienie wartości, relatywizm prawny, demontaż demokracji i dominacja na każdym kroku instytucji międzynarodowych. Powrót do przeszłości jest zatem nie tylko niemożliwy - jako że dzisiaj i tak wyczerpane zostały niezbędne do tego fundamenty duchowe i moralne - ale hipotetycznie nie byłby wcale aż tak mile widziany, gdyż w rzeczy samej doprowadziłoby znów do podobnych skutków.

Oczywiście nie zamierzam tutaj opowiadać się za jakąś inną skrajnością, na przykład za centralnie zarządzanym systemem socjalistycznym, który nawiasem mówiąc znamy dzisiaj w formie «socjalizmu miliarderów», czyli osobliwej kombinacji potężnej władzy kilku bezwstydnie bogatych oligarchów i utrzymywanej w dobrym nastroju przy pomocy «chleba i igrzysk» masy robotniczej, co stanowi właśnie nieuniknioną konsekwencję ultraliberalizmu. A zatem o wiele bardziej pożądanym wydaje mi się tutaj ów ufundowany również na transcendencji kurs zdrowego środka, który można znaleźć choćby w nauczaniu społecznym Kościoła Katolickiego. Nawiasem mówiąc, dotyczy to nie tylko obszaru polityki gospodarczej, ale także wszystkich innych sfer: Zachód jest bowiem nie do pomyślenia bez swojego grecko-rzymskiego, a przede wszystkim chrześcijańskiego dziedzictwa duchowego, które nas jednoczy, a bez ciągłego pozytywnego odwoływania się do tych korzeni musiałby zwiędnąć; Pielęgnowanie i obrona tychże fundamentów naszej tożsamości powinno więc zajmować centralne miejsce w sercu każdego prawdziwego konserwatysty.

Konserwatyzm przyszłości, jeśli ma ambicje dać Europie jakąś perspektywę na dalsze lata, musi się zatem odróżniać zarówno od ultraliberalizmu, jak i nacjonalizmu; zamiast tego powinien stawiać na rozwój zdrowego zachodniego patriotyzmu, na pozytywne wyznawanie naszej własnej tożsamości historycznej, czyli wszystko to, co w nieco innym kontekście nazwałem kiedyś „hesperializmem".

Bo jeśli nawet historia wydaje się dawać chwilowo przewagę naszym przeciwnikom politycznych, to jednak większość faktorów przemawia za konserwatyzmem, jaki tutaj opisałem. Czekający nas nieuchronnie i prawdopodobnie trwający przez cały rok kryzys gospodarczy przyspieszy na pewno tendencje do społecznego ubożenia, do zmniejszenia siły nabywczej, polaryzacji społecznej, nadmiernego opodatkowania i ukrytej inflacji na niespotykaną dotąd skalę: konserwatywna opozycja z przekonującym programem społecznym jest więc dzisiaj bardziej potrzebna niż kiedykolwiek dotąd. A im bardziej rozpaczliwą stanie się sytuacja gospodarcza, tym więcej ujawni się linii kulturowych podziałów, co pokazały już wydarzenia ostatnich kilku tygodni w całej Europie; a zatem odważne zaangażowanie się po stronie jasno określonej, ale otwartej na inkluzję zachodniej kultury dominującej stanie się z biegiem czasu czymś znacznie bardziej przekonywającym, niźli polit-poprawna wielokulturowość.

Oczywiście wszystko to będzie możliwe tylko wtedy, gdy nasza walka będzie ściśle koordynowana i toczyć się będzie nie tylko na poziomie narodowym, lecz także na szczeblu ogólnoeuropejskim, co jest konieczne nie tylko dla zmniejszenia skutków ewentualnych indywidualnych porażek, ale przede wszystkim dla wzmocnienia rezultatów naszych przyszłych zwycięstw. Zainicjowana przez polskie «Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczypospolitej» a zredagowana przeze mnie kilka tygodni temu „Preambuła” dla przyszłej Konfederacji Europejskiej, stanowi pierwszą taką próbę wyjścia poza dotychczasowy negatywizm czystej opozycyjności i ma dać początek jasno określonemu politycznemu programowi przyszłej Europy. Powinny za tym pójść Inne inicjatywy i miejmy nadzieję, że szybko doprowadzi to do większej ideologicznej klarowności postaw konserwatywnych w całej Europie, a tym samym zakończy ostatecznie trudny proces odkrywania siebie samych przez zachodnich patriotów, przeorientowując ich walkę z czysto wewnętrznej na zewnętrzną.

David Engels

 

POLECANE
Indie zaatakowały Pakistan. Jest zapowiedź odwetu z ostatniej chwili
Indie zaatakowały Pakistan. Jest zapowiedź odwetu

Indie rozpoczęły Operację Sindoor, atakując, jak twierdzą, "infrastrukturę terrorystyczną" w Pakistanie. Pakistan zapowiada odwet.

Stanowi zagrożenie. Administracja Donalda Trumpa interweniuje ws. nielegalnego imigranta Wiadomości
"Stanowi zagrożenie". Administracja Donalda Trumpa interweniuje ws. nielegalnego imigranta

Administracja Donalda Trumpa interweniowała ws. nielegalnego imigranta z Hondurasu, który został zatrzymany przez służby 2 maja. Według medialnych doniesień sąd w stanie Wirginia miał oddalić przedstawione mężczyźnie zarzuty.

Ukraina: Rosyjski atak rakietowy na Sumy. Nie żyją trzy osoby z ostatniej chwili
Ukraina: Rosyjski atak rakietowy na Sumy. Nie żyją trzy osoby

Liczba ofiar śmiertelnych wtorkowego rosyjskiego ataku na miasto Sumy na północnym wschodzie Ukrainy wzrosła do trzech; rannych jest 11 osób – przekazały władze lokalne. Wcześniej administracja wojskowa obwodu sumskiego informowała o jednej ofierze śmiertelnej i sześciorgu poszkodowanych, głównie dzieciach.

Rumuni mądrzejsi od Polaków. System da się pokonać tylko u nas
Rumuni mądrzejsi od Polaków. System da się pokonać

W Niemczech coraz bliżej delegalizacji AfD, we Francji uniemożliwiają start w wyborach Marine Le Pen. W „starej Europie” układ jest już zamknięty, będzie niezwykle trudno go zniszczyć. Na szczęście jest jeszcze Europa Środkowa i Wschodnia – paradoksalnie, w byłych krajach komunistycznych jest dziś dużo więcej wolności.

Prezydent Brazylii spotka się z Władimirem Putinem. W tle inicjatywa pokojowa Wiadomości
Prezydent Brazylii spotka się z Władimirem Putinem. W tle "inicjatywa pokojowa"

Według medialnych doniesień prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva ma udać się w podróż do Moskwy. Przywódca zamierza spotkać się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Miałby on przedstawić "inicjatywę pokojową" ws. zakończenia wojny na Ukrainie.

Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Dobra wiadomość dla kierowców i mieszkańców Wrocławia – miasto nie będzie musiało wprowadzać strefy czystego transportu w 2025 roku. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował, że poziom dwutlenku azotu w powietrzu nie przekroczył dopuszczalnej normy. Ale czy to koniec tematu? Niekoniecznie.

Sławomir Nitras o opiłowywaniu katolików: To nie jest prawda Wiadomości
Sławomir Nitras o "opiłowywaniu katolików": "To nie jest prawda"

Sławomir Nitras w trakcie rozmowy na antenie Radia Zet został zapytany o kwestię "opiłowywania katolików". - To nie jest prawda - stwierdził w odpowiedzi minister sportu. Przypomnijmy, że chodzi o wypowiedź Nitrasa z 2021 roku z Campusu Polska Przyszłości na temat przyszłości katolików w Polsce.

Polskie wojsko czekają wielkie zmiany? Generałowie chcą nowego systemu dowodzenia z ostatniej chwili
Polskie wojsko czekają wielkie zmiany? Generałowie chcą nowego systemu dowodzenia

– Musimy odejść od obecnego systemu dowodzenia w Wojsku Polskim; potrzebujemy dowództwa, które utrzyma siły zbrojne w gotowości – powiedział we wtorek szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła. – Pytanie nie brzmi, czy zmieniać system, tylko kiedy. Moim zdaniem najwyższa pora – wtórował mu szef BBN gen. Dariusz Łukowski.

Zakaz mediów społecznościowych dla nastolatków? Padła propozycja Wiadomości
Zakaz mediów społecznościowych dla nastolatków? Padła propozycja

Nowa Zelandia planuje wprowadzić zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla osób poniżej 16. roku życia. Firmy będą musiały weryfikować wiek użytkowników.

Tusk atakuje Andrzeja Dudę po zawetowaniu ustawy ws. składki zdrowotnej. Prezydent odpowiada z ostatniej chwili
Tusk atakuje Andrzeja Dudę po zawetowaniu ustawy ws. składki zdrowotnej. Prezydent odpowiada

"Denerwują się, bo nie umieją dodać swoim inaczej niż kosztem większości ludzi. A wciąż nie mogą. Nie pozwólcie!" – pisze na platformie X prezydent Andrzej Duda, odpowiadając na wpis premiera Donalda Tuska ws. obniżenia składki zdrowotnej.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Engels: Państwo samo przeciwko bezbożnemu sojuszowi korporacji, mediów i instytucji

Wybory prezydenckie w Polsce, podobnie jak zakończone w ten weekend wybory komunalne we Francji, pokazały mocniej niż kiedykolwiek, że wszędzie w Europie toczy się ta sama walka o orientację wewnętrzną sił konserwatywnych, a polityczno-partyjna jedność bez prawdziwej jedności ideologicznej, poza jedynie sterylnym odrzuceniem status quo, w dłuższej perspektywie musi doprowadzić do porażki. Dwie kwestie wydają się tutaj oczywiste.
 [Tylko u nas] Prof. Engels: Państwo samo przeciwko bezbożnemu sojuszowi korporacji, mediów i instytucji
/ Pixabay.com
Po pierwsze: czasy, w których każda partia konserwatywna próbowała wypracować całkowicie indywidualne odpowiedzi tkwiąc w narodowym odosobnieniu i eksponując w sposób romantyczny i mityczny swój naród ze szkodą dla sąsiadów, minęły bezpowrotnie - czy raczej: muszą minąć, jeśli cywilizacja europejska, jako całość, ma mieć jakąś szansę.

Narody bowiem, choć zwłaszcza w odniesieniu do Europy jest to kategoria niewątpliwie bardzo ważna, nie są rangą najwyższą w ludzkiej społeczności: ponad nimi są jeszcze wielkie cywilizacje, takie jak choćby świat chiński, indyjski, islamski czy europejski; dlatego też każda forma dumy narodowej stanowi - owszem - bardzo pomocny element w kształtowaniu konserwatywnego krajobrazu polityczno-partyjnego, jednak pod warunkiem, że tkwi w niej również świadomość dziedzictwa zachodniej cywilizacji ponad granicami narodowymi - i jeśli dostrzega się pilną potrzebę wspólnej jej obrony przed wrogim przejęciem przez nihilistów albo obce kultury, czego doświadczamy choćby dzisiaj.

Do tego dochodzi jeszcze wymiar praktyczny. Ramy klasycznego państwa narodowego są dla obecnej walki stanowczo zbyt wąskie, gdyż zagrożenie pochodzi nie tylko od wewnątrz, ale także z zewnątrz. Nie wystarczy, a przynajmniej już nie wystarczy, aby takie czy inne państwo europejskie idąc własną drogą, samo, choćby i najdzielniej stawiało czoła zagrożeniom ze strony polit-poprawnego uniwersalizmu; ten bezbożny sojusz instytucji międzynarodowych, wiodących mediów, rynków finansowych i dużych korporacji jest po prostu zbyt potężny, aby jakiś naród w pojedynkę był w stanie wytrzymać na dłuższą metę ich połączoną presję: tutaj wystarczy choćby powierzchowny rzut oka na ten trwający już od dłuższego czasu ostrzał artyleryjski państw takich jak Polska czy Węgry, bombardowanych w sposób bezwzględny i zmasowany przy pomocą wiodących europejskich i światowych mediów, nękanych groźbami unijnych sankcji czy też hojnym wspieraniem wewnętrznej opozycji. Bez istnienia Grupy Wyszehradzkiej rządy Fideszu czy PiS już dawno by upadły, jednakże środki i możliwości są niestety dość ograniczone, a presja ze strony świata zewnętrznego tak potężna, że ​​to tylko kwestia czasu, aż pojawią się pierwsze rysy, a społeczeństwa tych krajów ulegną owemu niczym już niemaskowanemu szantażowi Brukseli. Ale dlaczego Grupa Wyszehradzka nie miałaby być drogowskazem dla całej Europy - i to nie tylko jako tymczasowy instrument w walce z przepotężnymi wewnętrznymi i zewnętrznymi przeciwnikami, lecz jako stała, nowa forma organizacji w Europie!

Bowiem również to powinno być tutaj jasne: powrót do formuły kilkudziesięciu osobnych, żyjących obok siebie i tylko sporadycznie powiązanych wielostronnymi umowami handlowymi państw, byłby katastrofą, biorąc pod uwagę istnienie licznych państw bardzo małych i średnich, które w obawie przed dominującymi sąsiadami, przede wszystkim Niemcami, musiałyby uciekać się pod ochronę mocarstw zewnętrznych, takich jak Rosja, Chiny, Arabia Saudyjska czy USA, i w ten sposób Europa przekształciłyby się, podobnie jak w XVII wieku Święte Cesarstwo Rzymskie, w jedno wielkie pole walki, na którym ścierałyby się interesy wielkich sąsiadów.

Po drugie, ścieżka liberalna, na którą powołuje się wielu konserwatystów, jest tylko pozornie konserwatywna i jest w istocie wielkim błędem, gdyż to właśnie liberalizm jest źródłem większości współczesnych aberracji ideologicznych. To tłumaczy również, dlaczego należałoby być szczególnie sceptycznym wobec tak często wyrażanej w kręgach „konserwatywnych” Europy Zachodniej nostalgii za rzekomo „starym dobrym” końcem XX wieku. Przeszłość, owszem, może nas inspirować, ale czasu cofnąć się nie da; i zazwyczaj jest on raczej toczącym się kołem, które co prawda wraca do swojego początku, ale już w zupełnie nowych okolicznościach, niźli prostym cofnięciem się w czasie o ileś tam lat. Wydaje się to tym istotniejsze, że większość procesów rozkładu, które wszyscy dziś obserwujemy i krytykujemy, nie dzieje się przypadkowo, lecz stanowi logiczny owoc sposobu myślenia, jaki ukształtował się właśnie w tejże idealizowanej często końcówce XX wieku, gdzie dostrzegamy przede wszystkim jego strony pozytywne, a nie widzimy tych wszystkich jego nieuniknionych konsekwencji, jakie doświadczamy w pełni dopiero dzisiaj.

A myślę tu przede wszystkim o ruchu, który będę tutaj skrótowo określać terminem ultraliberalizm, a który w wielu środowiskach konserwatywnych jest nadal postrzegany pozytywnie. Owszem, liberalizm umożliwił przez pewien czas ekspansję gospodarczą (np. poprzez outsourcing, sprowadzanie gastarbeiterów czy racjonalizację), zmiękczył też nieco ten do pewnego stopnia jednak zakłamany system moralny, umożliwił też ścisłą koordynację między państwami o podobnych interesach, prowadząc przejściowo do pozornego rozkwitu. Tyle, że ten pozorny rozkwit był z jednej strony determinowany tym, że opierał się na fundamencie moralnym, jaki zgodnie z paradoksem Böckenfördego odżywiał się substancją wypracowaną w poprzednich wiekach; z drugiej zaś, wcześniej czy później - i to bez jakiegoś realnego zerwania, a w sposób całkowicie organiczny - musiał stworzyć te wszystkie problemy, z którymi borykamy się dzisiaj: deindustrializacja, masowa imigracja, ubożenie klasy średniej, zagubienie wartości, relatywizm prawny, demontaż demokracji i dominacja na każdym kroku instytucji międzynarodowych. Powrót do przeszłości jest zatem nie tylko niemożliwy - jako że dzisiaj i tak wyczerpane zostały niezbędne do tego fundamenty duchowe i moralne - ale hipotetycznie nie byłby wcale aż tak mile widziany, gdyż w rzeczy samej doprowadziłoby znów do podobnych skutków.

Oczywiście nie zamierzam tutaj opowiadać się za jakąś inną skrajnością, na przykład za centralnie zarządzanym systemem socjalistycznym, który nawiasem mówiąc znamy dzisiaj w formie «socjalizmu miliarderów», czyli osobliwej kombinacji potężnej władzy kilku bezwstydnie bogatych oligarchów i utrzymywanej w dobrym nastroju przy pomocy «chleba i igrzysk» masy robotniczej, co stanowi właśnie nieuniknioną konsekwencję ultraliberalizmu. A zatem o wiele bardziej pożądanym wydaje mi się tutaj ów ufundowany również na transcendencji kurs zdrowego środka, który można znaleźć choćby w nauczaniu społecznym Kościoła Katolickiego. Nawiasem mówiąc, dotyczy to nie tylko obszaru polityki gospodarczej, ale także wszystkich innych sfer: Zachód jest bowiem nie do pomyślenia bez swojego grecko-rzymskiego, a przede wszystkim chrześcijańskiego dziedzictwa duchowego, które nas jednoczy, a bez ciągłego pozytywnego odwoływania się do tych korzeni musiałby zwiędnąć; Pielęgnowanie i obrona tychże fundamentów naszej tożsamości powinno więc zajmować centralne miejsce w sercu każdego prawdziwego konserwatysty.

Konserwatyzm przyszłości, jeśli ma ambicje dać Europie jakąś perspektywę na dalsze lata, musi się zatem odróżniać zarówno od ultraliberalizmu, jak i nacjonalizmu; zamiast tego powinien stawiać na rozwój zdrowego zachodniego patriotyzmu, na pozytywne wyznawanie naszej własnej tożsamości historycznej, czyli wszystko to, co w nieco innym kontekście nazwałem kiedyś „hesperializmem".

Bo jeśli nawet historia wydaje się dawać chwilowo przewagę naszym przeciwnikom politycznych, to jednak większość faktorów przemawia za konserwatyzmem, jaki tutaj opisałem. Czekający nas nieuchronnie i prawdopodobnie trwający przez cały rok kryzys gospodarczy przyspieszy na pewno tendencje do społecznego ubożenia, do zmniejszenia siły nabywczej, polaryzacji społecznej, nadmiernego opodatkowania i ukrytej inflacji na niespotykaną dotąd skalę: konserwatywna opozycja z przekonującym programem społecznym jest więc dzisiaj bardziej potrzebna niż kiedykolwiek dotąd. A im bardziej rozpaczliwą stanie się sytuacja gospodarcza, tym więcej ujawni się linii kulturowych podziałów, co pokazały już wydarzenia ostatnich kilku tygodni w całej Europie; a zatem odważne zaangażowanie się po stronie jasno określonej, ale otwartej na inkluzję zachodniej kultury dominującej stanie się z biegiem czasu czymś znacznie bardziej przekonywającym, niźli polit-poprawna wielokulturowość.

Oczywiście wszystko to będzie możliwe tylko wtedy, gdy nasza walka będzie ściśle koordynowana i toczyć się będzie nie tylko na poziomie narodowym, lecz także na szczeblu ogólnoeuropejskim, co jest konieczne nie tylko dla zmniejszenia skutków ewentualnych indywidualnych porażek, ale przede wszystkim dla wzmocnienia rezultatów naszych przyszłych zwycięstw. Zainicjowana przez polskie «Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczypospolitej» a zredagowana przeze mnie kilka tygodni temu „Preambuła” dla przyszłej Konfederacji Europejskiej, stanowi pierwszą taką próbę wyjścia poza dotychczasowy negatywizm czystej opozycyjności i ma dać początek jasno określonemu politycznemu programowi przyszłej Europy. Powinny za tym pójść Inne inicjatywy i miejmy nadzieję, że szybko doprowadzi to do większej ideologicznej klarowności postaw konserwatywnych w całej Europie, a tym samym zakończy ostatecznie trudny proces odkrywania siebie samych przez zachodnich patriotów, przeorientowując ich walkę z czysto wewnętrznej na zewnętrzną.

David Engels


 

Polecane
Emerytury
Stażowe