Afera KPO. "Aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon"

Spór o nadużycia w Krajowym Planie Odbudowy przebiega dokładnie wzdłuż partyjnych linii. Media prorządowe obarczają winą urzędników PiS, którzy tworzyli pierwotne wytyczne, a antyrządowe – ekipę Donalda Tuska, która je zmieniała i realizowała. Mało kto jednak chce powiedzieć wprost o czymś równie ważnym: o demoralizacji części przedsiębiorców oraz próbie jej ukrycia przez zawodowych lobbystów medialnych.
 Afera KPO.
/ proj. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • Ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany.

  • Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

  • W aferze KPO polskie społeczeństwo nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii.

 

„Zadaniem firmy jest przynosić zysk”, „winny jest system, a nie ci, którzy starają się o pomoc”, „przecież wszyscy tak robią”... ta wyliczanka powraca za każdym razem, gdy ktoś próbuje zwrócić uwagę na szabrownictwo, którego dopuszczały się firmy niepotrzebujące żadnego wsparcia z KPO, a mimo to składające liczne „kreatywne” wnioski. W wielu przypadkach nie chodziło bowiem o ratowanie biznesu, lecz o zwykłą chciwość. Wielu odrzucało jednak takie spojrzenie na sprawę, sprowadzając prywatną działalność gospodarczą do obszaru „aksjologicznie eksterytorialnego” – rzekomo wolnego od oceny moralnej, jeżeli tylko formalnie mieści się w ramach prawa i procedur. Trudno się dziwić, że sami beneficjenci tak argumentują. Problem zaczyna się wtedy, gdy to samo powtarzają postronni obserwatorzy, którzy przyjmują transakcyjną moralność liberalnej ideologii jako coś oczywistego.

 

Inwazja chytrych bab z Radomia

Wyobraźmy sobie dowolną katastrofę, w wyniku której część dotkniętej nią społeczności staje nad przepaścią: zagrożona utratą całego dorobku, nędzą i niepewnością jutra. Wspólnota organizuje pomoc, lecz niezbyt efektywnie precyzuje zasady jej przydziału. W efekcie spokojni, zamożni obywatele zagarniają znaczną część wsparcia, a wielu naprawdę potrzebujących zostaje z pustymi rękami. Gdyby chodziło o wymierne dobra: żywność, wodę czy koce zgromadzone na wielkim placu i rozdawane poszkodowanym, intuicyjna ocena byłaby oczywista. „Cwaniacy”, którzy pchają się przed poszkodowanych, zostaliby zakrzyczani i musieliby umykać ze wstydem. A jeszcze większe oburzenie wzbudziłby bogacz, który przebrał się w łachmany, byle tylko wyłudzić więcej. A jednak, gdy podobny mechanizm przenosi się na wyższy poziom abstrakcji: wnioski, urzędników, kwoty finansowe – ta oczywista moralna intuicja jakby zanika.

Powyższa metafora, choć prosta, w stosunku do KPO jest w pełni adekwatna. Cel mechanizmu był jasno określony: odbudowa i zwiększenie odporności gospodarki po pandemii COVID-19. Pieniądze miały trafić do tych, którzy realnie ucierpieli, dla których przetrwanie firmy (a nierzadko i własnej rodziny) stanęło pod znakiem zapytania. Środki nie były nieograniczone; od początku było jasne, że nie wystarczy dla wszystkich. A jednak to właśnie ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany jako nierozumiejący praw rynku i innych uczoności nazywanych przez niektórych „ekonomią”. To intelektualne zastraszenie miało jeden tylko cel – rozmyć prostą prawdę, że mamy do czynienia z egoizmem, chciwością i brakiem solidarności.

 

Iluzja neutralności

Tradycyjne standardy moralne zawsze były kulą u nogi tych, dla których bogiem był zysk. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi próbowano stworzyć własne „standardy” – sprytnie przekształcając dotychczasowe powszechnie podzielane normy. Na przykład: celowe wprowadzanie klienta w błąd co do wartości produktu nazwano „naturalną grą między ludźmi”. Już samo takie ujęcie zdejmowało z procederu ciężar moralnej oceny. Bazowanie na ignorancji, uzależnianie, wykorzystywanie – wszystko to dało się ubrać w język rzekomej neutralności, jakby opisujący obiektywne prawa natury. Bo skoro natura nie podlega ocenie moralnej, to i przedsiębiorca miałby być rozgrzeszony. W miarę, jak ludzie zaczynają podzielać ten punkt widzenia, w relacjach rynkowych jedna strona zyskuje niepisaną przewagę.

Oczywiście, nie sposób prawnie zakazać wszystkiego, co niemoralne – takie próby zawsze kończą się źle. Ale czym innym jest przyznanie, że oszustwa i cwaniactwo będą się zdarzać, a czym innym twierdzenie, że w ogóle nie istnieją lub że nie zasługują na potępienie. To właśnie przekształcanie moralności pod interesy jednej grupy społecznej niszczy miękkie mechanizmy kontroli, które skłaniały ludzi do unikania zła: wstyd, infamię, krytykę. A gdy wmówimy sobie, że zła nie ma, ostatnia bariera znika. „Grab zagrabione” zostaje zastąpione równie toksycznym hasłem: „śmierć frajerom”.

Liberalny zwrot ku indywidualizmowi sprawił, że te miękkie mechanizmy stały się dziś mało czytelne. A ich zupełna eliminacja bywa niezwykle wygodna: można się bogacić bez oglądania się na nic, a ideolodzy dostarczają gotowych formułek paraliżujących odruchy sumienia w przypadkach etycznie wątpliwych. Słyszymy je nieustannie: „twoim obowiązkiem jest zabiegać o każdą dotację, nawet tę, która nie jest do ciebie skierowana – bo tego wymaga odpowiedzialność za firmę” (to nic innego jak etyka mafijno-plemienna). Albo: „musisz sięgać po te środki, bo inaczej przegrasz w konkurencji” (nowa wersja starej „uświadomionej konieczności”). Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

 

Przedsiębiorcza nowomowa

Kopiowanie socjalistycznych rozwiązań w sferze oddziaływania ideologicznego nie ogranicza się tylko do powyższych. Nieustanne powoływanie się przez liberałów na orwellowską „nowomowę” (oszukańczy język) również okazało się dla nich ukrytą inspiracją. Najwięcej rozbawienia w dyskusji o środkach z KPO wywołało określenie „dywersyfikacja”. Miało ono usprawiedliwiać pozyskiwanie funduszy na cele, które z przetrwaniem firmy w trakcie pandemii nie miały nic wspólnego. W praktyce oznaczało zwykłe łaszenie się na publiczne pieniądze. Formuła ta okazała się na tyle pojemna, że pod szyldem „poszerzania działalności” mieściło się niemal wszystko – także projekty, które nie miały nic wspólnego z ratowaniem przedsiębiorstwa, za to świetnie służyły prywatnym zachciankom właściciela.

Mechanizm był prosty: aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon, który zdezorientuje przeciętnego obserwatora i onieśmieli go na tyle, by nie zadawał pytań. Znakomicie nadają się do tego i inne określenia jak: „odporność kryzysowa”, „innowacyjność” czy „optymalizacja”. Im pojemniejsze i wieloznaczne, tym trudniej oddzielić ziarno od plew.

To właśnie potwierdza tylko prawdę znaną wszystkim badaczom sekt i paranauk: że wszelkie „języki zamknięte” powinny budzić czujność: czy to w ekonomii, geopolityce, czy innych dziedzinach używanych jako narzędzia ideologiczne. Podobnie, jak czynienie z nich domen dostępnych tylko dla „wtajemniczonych”, którzy rzekomo mają monopol na ich zrozumienie. Pierwszym krokiem do sukcesu każdej ideologii jest bowiem zaprezentowanie się jako obowiązująca nauka. Jeśli rozumiemy, że coś jest ideologią, łatwo dociekamy, jakiej grupie interesów ostatecznie służy. Jeśli jednak uwierzymy, że prezentuje obecny stan wiedzy – przestajemy się spierać i potulnie się podporządkowujemy jej werdyktom.

Trzeba jednak przyznać, że polskie społeczeństwo w tym wypadku wykazało się niemałą odpornością. Nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii tłumaczących w liberalnych mediach, że przedsiębiorcy uprawiający aksamitne wyłudzenia nie mają sobie nic do zarzucenia. Wręcz przeciwnie: żargon został wyśmiany, a cała narracja obrócona w kpinę. Oczywiście tylko do czasu, bo popyt na nowe kreatywne „eufemizmy” nigdy nie słabnie.

Wątpliwie przyznany miliard złotych to istotny uszczerbek, jednak kwota ta może nie okazać się całkowicie zmarnowaną na jachty i solaria w kebabowni. Może bowiem posłużyć do zwiększenia czujności społecznej w sprawach, w których do tej pory łatwo dawaliśmy się oszukać. Być może ta kompromitacja nauczy nas rozpoznawać, kiedy za pięknie brzmiącym żargonem kryje się chciwość, a za uczoną teorią – ekonomiczny lobbing.


 

POLECANE
Kłamali ws. zniszczenia domu w Wyrykach? Tusk usiłuje zwalić winę na żołnierzy? z ostatniej chwili
Kłamali ws. zniszczenia domu w Wyrykach? Tusk usiłuje zwalić winę na żołnierzy?

Prokuratura Okręgowa w Lublinie prowadzi śledztwo w sprawie „niezidentyfikowanego obiektu latającego”, który spadł na dom w Wyrykach na Lubelszczyźnie. Według oficjalnego komunikatu obiekt „nie został na chwilę obecną zidentyfikowany ani jako dron, ani jako jego fragmenty”. Z kolei, jak donosi dziennik „Rzeczpospolita”, powołując się na swoich informatorów, na dom spadła rakieta wystrzelona z polskiego F-16. Sprawę komentuje Donald Tusk.

Austriacki aktywista grozi Polsce odebraniem ziem zachodnich. Internauci nie zostawili na nim suchej nitki z ostatniej chwili
Austriacki aktywista grozi Polsce odebraniem ziem zachodnich. Internauci nie zostawili na nim suchej nitki

Austriacki aktywista i wypływowy lobbysta Gunther Fehlinger-Jahn obraża na platformie X polskiego prezydenta. Pokazuje przy tym, ile Niemcy straciły na rzecz Polski w wyniku II wojny światowej i grozi, że będzie zabiegał, by Polska zwróciła "ziemie niemieckie". Na odpowiedź z Polski nie musiał długo czekać. 

NFZ wydał ważny komunikat z ostatniej chwili
NFZ wydał ważny komunikat

Narodowy Fundusz Zdrowia wydał pilny komunikat. Do instytucji docierają kolejne sygnały o próbach wyłudzeń, w których oszuści podszywają się pod NFZ. Fałszywe SMS-y i e-maile mają nakłaniać do kliknięcia w niebezpieczne linki. Eksperci ostrzegają – możesz stracić nie tylko dane, ale i pieniądze.

Szokujące zachowanie europosła Platformy w odpowiedzi na pytania Telewizji Republika z ostatniej chwili
Szokujące zachowanie europosła Platformy w odpowiedzi na pytania Telewizji Republika

Republika opublikowała w swoich mediach społecznościowych serię pytań, jakie reporter telewizji zadał Krzysztofowi Brejzie. Europoseł był pytany o swoje kontakty z SKW w 2015 r. Powodem pytań, jak mówił reporter, miały być interpelacje poselskie in blanco znalezione w sejfie SKW, "takiej samej treści" jak te, które złożył do marszałka Sejmu ówczesny poseł PO Krzysztof Brejza.  

Spotkanie Karol Nawrocki – Friedrich Merz. Jest komunikat prezydenta RP z ostatniej chwili
Spotkanie Karol Nawrocki – Friedrich Merz. Jest komunikat prezydenta RP

Karol Nawrocki po raz pierwszy zabrał głos po spotkaniu z prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem i kanclerzem Friedrichem Merzem.

USA: Nie żyje legendarny aktor i reżyser Robert Redford z ostatniej chwili
USA: Nie żyje legendarny aktor i reżyser Robert Redford

We wtorek rano w swoim domu w stanie Utah zmarł Robert Redford, jeden z największych aktorów i reżyserów w historii Hollywood. Artysta odszedł we śnie. Miał 89 lat.

Wyłączenia prądu w Pomorskiem. Ważny komunikat dla mieszkańców z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu w Pomorskiem. Ważny komunikat dla mieszkańców

Mieszkańcy województwa pomorskiego muszą przygotować się na planowane przerwy w dostawie energii elektrycznej. Energa Operator poinformowała o pracach modernizacyjnych i konserwacyjnych, które spowodują czasowe wyłączenia prądu w wielu miastach i mniejszych miejscowościach regionu.

Greckie media: „Nawrocki zbombardował Niemcy” gorące
Greckie media: „Nawrocki zbombardował Niemcy”

„«Bomba» Nawrockiego w Niemczech – Polska żąda reparacji wojennych w wysokości 1,3 biliona euro – Grecja… śpi” – pisze grecki Banking News. Artykuł jest pisany językiem „poprawnościowym”, wyraża jednak pewnego rodzaju zazdrość wobec asertywności prezydenta RP.

Co spadło na dom w Wyrykach? „Rz”: To nie dron, ale rakieta z polskiego F-16 Wiadomości
Co spadło na dom w Wyrykach? „Rz”: To nie dron, ale rakieta z polskiego F-16

Prokuratura Okręgowa w Lublinie prowadzi śledztwo w sprawie „niezidentyfikowanego obiektu latającego”, który spadł na dom w Wyrykach na Lubelszczyźnie. Według oficjalnego komunikatu obiekt „nie został na chwilę obecną zidentyfikowany ani jako dron, ani jako jego fragmenty”. Z kolei, jak donosi dziennik „Rzeczpospolita”, powołując się na swoich informatorów, na dom spadła rakieta wystrzelona z polskiego F-16.  

Radosław Sikorski uderza w Karola Nawrockiego. Jest odpowiedź z ostatniej chwili
Radosław Sikorski uderza w Karola Nawrockiego. Jest odpowiedź

Prezydent RP Karol Nawrocki przybył w poniedziałek po południu do Berlina, gdzie we wtorek przed południem spotkał się z prezydentem Republiki Federalnej Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem, a następnie z kanclerzem Friedrichem Merzem. Szef MSZ Radosław Sikorski uznał to za dobrą okazję do twitterowych złośliwości.

REKLAMA

Afera KPO. "Aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon"

Spór o nadużycia w Krajowym Planie Odbudowy przebiega dokładnie wzdłuż partyjnych linii. Media prorządowe obarczają winą urzędników PiS, którzy tworzyli pierwotne wytyczne, a antyrządowe – ekipę Donalda Tuska, która je zmieniała i realizowała. Mało kto jednak chce powiedzieć wprost o czymś równie ważnym: o demoralizacji części przedsiębiorców oraz próbie jej ukrycia przez zawodowych lobbystów medialnych.
 Afera KPO.
/ proj. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

  • Ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany.

  • Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

  • W aferze KPO polskie społeczeństwo nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii.

 

„Zadaniem firmy jest przynosić zysk”, „winny jest system, a nie ci, którzy starają się o pomoc”, „przecież wszyscy tak robią”... ta wyliczanka powraca za każdym razem, gdy ktoś próbuje zwrócić uwagę na szabrownictwo, którego dopuszczały się firmy niepotrzebujące żadnego wsparcia z KPO, a mimo to składające liczne „kreatywne” wnioski. W wielu przypadkach nie chodziło bowiem o ratowanie biznesu, lecz o zwykłą chciwość. Wielu odrzucało jednak takie spojrzenie na sprawę, sprowadzając prywatną działalność gospodarczą do obszaru „aksjologicznie eksterytorialnego” – rzekomo wolnego od oceny moralnej, jeżeli tylko formalnie mieści się w ramach prawa i procedur. Trudno się dziwić, że sami beneficjenci tak argumentują. Problem zaczyna się wtedy, gdy to samo powtarzają postronni obserwatorzy, którzy przyjmują transakcyjną moralność liberalnej ideologii jako coś oczywistego.

 

Inwazja chytrych bab z Radomia

Wyobraźmy sobie dowolną katastrofę, w wyniku której część dotkniętej nią społeczności staje nad przepaścią: zagrożona utratą całego dorobku, nędzą i niepewnością jutra. Wspólnota organizuje pomoc, lecz niezbyt efektywnie precyzuje zasady jej przydziału. W efekcie spokojni, zamożni obywatele zagarniają znaczną część wsparcia, a wielu naprawdę potrzebujących zostaje z pustymi rękami. Gdyby chodziło o wymierne dobra: żywność, wodę czy koce zgromadzone na wielkim placu i rozdawane poszkodowanym, intuicyjna ocena byłaby oczywista. „Cwaniacy”, którzy pchają się przed poszkodowanych, zostaliby zakrzyczani i musieliby umykać ze wstydem. A jeszcze większe oburzenie wzbudziłby bogacz, który przebrał się w łachmany, byle tylko wyłudzić więcej. A jednak, gdy podobny mechanizm przenosi się na wyższy poziom abstrakcji: wnioski, urzędników, kwoty finansowe – ta oczywista moralna intuicja jakby zanika.

Powyższa metafora, choć prosta, w stosunku do KPO jest w pełni adekwatna. Cel mechanizmu był jasno określony: odbudowa i zwiększenie odporności gospodarki po pandemii COVID-19. Pieniądze miały trafić do tych, którzy realnie ucierpieli, dla których przetrwanie firmy (a nierzadko i własnej rodziny) stanęło pod znakiem zapytania. Środki nie były nieograniczone; od początku było jasne, że nie wystarczy dla wszystkich. A jednak to właśnie ci, którzy mogli obejść się bez wsparcia, często sięgali po nie najchętniej, każdy zaś, kto zwracał na to uwagę, bywał obśmiewany jako nierozumiejący praw rynku i innych uczoności nazywanych przez niektórych „ekonomią”. To intelektualne zastraszenie miało jeden tylko cel – rozmyć prostą prawdę, że mamy do czynienia z egoizmem, chciwością i brakiem solidarności.

 

Iluzja neutralności

Tradycyjne standardy moralne zawsze były kulą u nogi tych, dla których bogiem był zysk. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi próbowano stworzyć własne „standardy” – sprytnie przekształcając dotychczasowe powszechnie podzielane normy. Na przykład: celowe wprowadzanie klienta w błąd co do wartości produktu nazwano „naturalną grą między ludźmi”. Już samo takie ujęcie zdejmowało z procederu ciężar moralnej oceny. Bazowanie na ignorancji, uzależnianie, wykorzystywanie – wszystko to dało się ubrać w język rzekomej neutralności, jakby opisujący obiektywne prawa natury. Bo skoro natura nie podlega ocenie moralnej, to i przedsiębiorca miałby być rozgrzeszony. W miarę, jak ludzie zaczynają podzielać ten punkt widzenia, w relacjach rynkowych jedna strona zyskuje niepisaną przewagę.

Oczywiście, nie sposób prawnie zakazać wszystkiego, co niemoralne – takie próby zawsze kończą się źle. Ale czym innym jest przyznanie, że oszustwa i cwaniactwo będą się zdarzać, a czym innym twierdzenie, że w ogóle nie istnieją lub że nie zasługują na potępienie. To właśnie przekształcanie moralności pod interesy jednej grupy społecznej niszczy miękkie mechanizmy kontroli, które skłaniały ludzi do unikania zła: wstyd, infamię, krytykę. A gdy wmówimy sobie, że zła nie ma, ostatnia bariera znika. „Grab zagrabione” zostaje zastąpione równie toksycznym hasłem: „śmierć frajerom”.

Liberalny zwrot ku indywidualizmowi sprawił, że te miękkie mechanizmy stały się dziś mało czytelne. A ich zupełna eliminacja bywa niezwykle wygodna: można się bogacić bez oglądania się na nic, a ideolodzy dostarczają gotowych formułek paraliżujących odruchy sumienia w przypadkach etycznie wątpliwych. Słyszymy je nieustannie: „twoim obowiązkiem jest zabiegać o każdą dotację, nawet tę, która nie jest do ciebie skierowana – bo tego wymaga odpowiedzialność za firmę” (to nic innego jak etyka mafijno-plemienna). Albo: „musisz sięgać po te środki, bo inaczej przegrasz w konkurencji” (nowa wersja starej „uświadomionej konieczności”). Zabawne, jak zadeklarowani liberałowie sięgają tu po kalki wprost ze znienawidzonego socjalizmu.

 

Przedsiębiorcza nowomowa

Kopiowanie socjalistycznych rozwiązań w sferze oddziaływania ideologicznego nie ogranicza się tylko do powyższych. Nieustanne powoływanie się przez liberałów na orwellowską „nowomowę” (oszukańczy język) również okazało się dla nich ukrytą inspiracją. Najwięcej rozbawienia w dyskusji o środkach z KPO wywołało określenie „dywersyfikacja”. Miało ono usprawiedliwiać pozyskiwanie funduszy na cele, które z przetrwaniem firmy w trakcie pandemii nie miały nic wspólnego. W praktyce oznaczało zwykłe łaszenie się na publiczne pieniądze. Formuła ta okazała się na tyle pojemna, że pod szyldem „poszerzania działalności” mieściło się niemal wszystko – także projekty, które nie miały nic wspólnego z ratowaniem przedsiębiorstwa, za to świetnie służyły prywatnym zachciankom właściciela.

Mechanizm był prosty: aby ukryć przekręt, trzeba go obudować w ekskluzywnie brzmiący żargon, który zdezorientuje przeciętnego obserwatora i onieśmieli go na tyle, by nie zadawał pytań. Znakomicie nadają się do tego i inne określenia jak: „odporność kryzysowa”, „innowacyjność” czy „optymalizacja”. Im pojemniejsze i wieloznaczne, tym trudniej oddzielić ziarno od plew.

To właśnie potwierdza tylko prawdę znaną wszystkim badaczom sekt i paranauk: że wszelkie „języki zamknięte” powinny budzić czujność: czy to w ekonomii, geopolityce, czy innych dziedzinach używanych jako narzędzia ideologiczne. Podobnie, jak czynienie z nich domen dostępnych tylko dla „wtajemniczonych”, którzy rzekomo mają monopol na ich zrozumienie. Pierwszym krokiem do sukcesu każdej ideologii jest bowiem zaprezentowanie się jako obowiązująca nauka. Jeśli rozumiemy, że coś jest ideologią, łatwo dociekamy, jakiej grupie interesów ostatecznie służy. Jeśli jednak uwierzymy, że prezentuje obecny stan wiedzy – przestajemy się spierać i potulnie się podporządkowujemy jej werdyktom.

Trzeba jednak przyznać, że polskie społeczeństwo w tym wypadku wykazało się niemałą odpornością. Nie dało się onieśmielić „grantowym” słownictwem ani erudycją etatowych ekspertów od ekonomii tłumaczących w liberalnych mediach, że przedsiębiorcy uprawiający aksamitne wyłudzenia nie mają sobie nic do zarzucenia. Wręcz przeciwnie: żargon został wyśmiany, a cała narracja obrócona w kpinę. Oczywiście tylko do czasu, bo popyt na nowe kreatywne „eufemizmy” nigdy nie słabnie.

Wątpliwie przyznany miliard złotych to istotny uszczerbek, jednak kwota ta może nie okazać się całkowicie zmarnowaną na jachty i solaria w kebabowni. Może bowiem posłużyć do zwiększenia czujności społecznej w sprawach, w których do tej pory łatwo dawaliśmy się oszukać. Być może ta kompromitacja nauczy nas rozpoznawać, kiedy za pięknie brzmiącym żargonem kryje się chciwość, a za uczoną teorią – ekonomiczny lobbing.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe