[Tylko u nas] Wojciech Osiński: Niemieckie zwycięstwo Tyrmanda

Jutro przypada 100. rocznica urodzin wyśmienitego pisarza i dziennikarza Leopolda Tyrmanda. Z tej okazji internet znów został zalany morzem publikacji o autorze 'Złego'. A jednak nawet w najobszerniejszych biografiach nie wybrzmiały 'niemieckie' epizody jego życia. A w każdym razie nie w należytych proporcjach.
 [Tylko u nas] Wojciech Osiński: Niemieckie zwycięstwo Tyrmanda
/ Wikipedia CC BY-SA 3,0 pl Adrian Grycuk
W marcu minęła oprócz tego 35. rocznica śmierci pisarza, dlatego już w kwietniu 2019 r. Sejm RP ustanowił rok 2020 'Rokiem Tyrmanda'.
 
"Leopold Tyrmand był jednym z najbardziej oryginalnych polskich prozaików drugiej połowy XX wieku. W najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną"
 
- zaznaczył ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński.
 
W polskim środowisku intelektualnym Leopold Tyrmand stał się rozpoznawalny właściwie dopiero po opublikowaniu 'Złego' w 1955 r. Trzy lata później napisana żwawym jęzkiem powieść, z przytłaczającą sugestywnością oddająca atmosferę półświatka Warszawy, została też przetłumaczona na język niemiecki. Najpóźniej wtedy Tyrmand został także zauważony w RFN, gdzie czytelnicy byli nie tyle zainteresowani jego wyjątkowym talentem oraz plastycznością języka, co reportażem o ponurych realiach w powojennej stolicy Polski, którą oni sami kilka lat wcześniej obrócili w ruinę.
 
Tylko nieliczni niemieccy krytycy wskazywali wtedy na estetyczne walory książki Tyrmanda. Jego tłumacz Kurt Harrer docenił 'doskonałe opanowanie formy' i 'jaskrawy realizm', za którym kryją się 'treści pełne znaczeń'. Austriacki pisarz Oskar Tauschinski zauważył 'niespodziewany wymiar', jaki autor 'Złego' nadał Warszawie, wydobywszy z niej jej 'najskrytsze zakamarki'. Niemiecka prasa odnotowała nawet poniekąd liryczne tony, które przenikają brutalny i szyderczy język jego postaci, a także 'narracyjny kunszt', uwiarygodniający ich myśli. Zdaniem Harrera Tyrmand był w stanie 'wykopać' z gruzów zniszczonej stolicy 'piękną poezję'. Przy czym warto przypomnieć, że w tym samym czasie literaccy dygnitarze PRL jak Jarosław Iwaszkiewicz zarzucali autorowi tej artystycznie dojrzałej powieści 'grafomanię'. Dlaczego właściwie? Przecież w polskim oryginale literackie atuty 'Złego' są jeszcze bardziej widoczne niż w niemieckim przekładzie?
 
A no dlatego, że w RFN - mimo jej wszystkich uchybień - można już było pisać o literaturze w miarę obiektywnie. Tymczasem w Polsce Ludowej zazdrość wobec zdolniejszych pisarzy stanowiła nieoficjalną podstawę komunistycznej moralności. Polski rynek księgarski w latach 50. był szary i nudny, ubarwiany co najwyżej socrealistycznym bełkotem piewców Stalina. Pisarze i krytycy nie mogli się obiektywnie odnieść do zastanej rzeczywistości.
 
I tu nagle pojawia się sensacyjna powieść, wyłamująca się z bylejakości i nawyku nużącego gderania. To już wystarczyło, by w PRL nadać Tyrmandowi miano 'literackiego lucyfera' i ogłosić 'Złego' przejawem wszelkiego zła. Przy czym to, że owa powieść nie miała większych problemów z cenzurą, świadczy jedynie o niezwykłym talencie jej autora.
 
Tyrmand chciał pokazać, że jego pokolenie jest inne niż to przedstawiane w ubogich tekstach funkcjonariuszy warszawskiego salonu. Za cynizmem jego postaci kryją się tak naprawdę romantycy, tęskniący do lepszego życia, jakiego sam autor zdążył już wtedy skosztować w przedwojennej Francji. W Paryżu rozpaliła się zresztą też jego miłość do jazzu, toteż szermierze polskiego komunizmu mogli go póżniej tym łatwiej wtłoczyć w rolę rzecznika 'zachodniego imperializmu'.
 
Niekonwencjonalny styl 'literackiego bikiniarza' budził irytację oraz niechęć, a po nazbyt kłującym w oczy sukcesie 'Złego' niekiedy już szczerą nienawiść. Świeżość prozy Tyrmanda psuła samopoczucie tym, którzy musieli kultywować literaturę spod 'sierpa i młota'. Wszak nie bez kozery zachodnioniemiecka krytyka doszukiwała się w 'Złym' wpływu amerykańskich autorów jak Steinbeck czy Faulkner, którzy byli równie wybitnymi obserwatorami swojej rzeczywistości, usiłującymi pod pierzyną codziennego banału zajrzeć w zakamarki duszy swoich bohaterów.
 
Nic więc zdumiewającego, że Tyrmand w końcu nie wytrzymał. Cenzura PRL zatrzymywała jego kolejne książki, odmawiano także wznowień tych poprzednich. Jest zresztą czymś skłaniajacym do refleksji, że jego napisana po mistrzowsku powieść 'Siedem dalekich rejsów' mogła się najpierw ukazać tylko w Niemczech Zachodnich ('Ein Hotel in Darlowo', 1962 r.), podczas gdy polscy wydawcy nie chcieli jej przepuścić do druku.
 
Po 1960 r. Niemcy okazali więc Tyrmandowi więcej życzliwości niż jego właśni rodacy, choć również w RFN obowiązywały na pewno rozmaite wymogi 'dbałości o pozory'. Zachodnioniemieccy dziennikarze nie mogli sobie po 1945 r. pozwolić na pisanie o polskiej literaturze w tonie słonia w składzie porcelany. Pewnie też i z tego powodu nie byli szczególnie wylewni na temat wcześniejszych 'niemieckich epizodów' w życiu Tyrmanda. Tymczasem nie dalej niż kilkanaście lat wcześniej polski pisarz pracował w Niemczech. Poruszał się swobodnie po heskich ulicach, i to w czasach, kiedy osoby pochodzenia żydowskiego mogły w każdej chwili zostać pozbawione życia.
 
Po wybuchu II WŚ Tyrmand opuścił Warszawę i znalazł się w Wilnie, gdzie zetknął się po raz pierwszy z sowieckimi władzami, z jej już wtedy oczywistymi dla wszystkich okrucieństwami. Tam też wyostrzył się jego antykomunizm, znany z późniejszych konserwatywnych publikacji dla amerykańskich periodyków i londyńskich 'Wiadomości'. W kwietniu 1941 r. pod zarzutem współpracy z polską konspiracją został zatrzymany przez NKWD i osadzony w więzieniu. Po ataku hitlerowskich Niemiec na Rosję udało mu się cudem uciec z transportu wywożącego Polaków na wschód. Powróciwszy do zajętego przez nazistów Wilna, Tyrmand, który biegle władał językiem Balzaca, załatwił sobie sfałszowany francuski paszport i zgłosił się jako ochotnik do pracy w III Rzeszy.
 
W latach 1942-1944 pomieszkiwał w Moguncji, Wiesbaden, Frankfurcie oraz Wiedniu. W Niemczech brakowało rąk do pracy, ponieważ wszyscy mężczyźni byli wtenczas mobilizowani na front. W hotelach i gastronomii wyręczali ich zaś często posiłkowi pracownicy z całej Europy. Ostatecznie Tyrmand został kelnerem w eleganckim Park-Hotel we Frankfurcie nad Menem, gdzie regularnie stołowało kilku z czołowych lokalnych bonzów NSDAP.
 
"Z pracy kelnera Tyrmand zapamiętał, że codziennie ok. południa trzeba było miejscowemu gauleiterowi Eisslerowi przynieść kawę, przy czym w korytarzyku między kuchnią a salą kelnerzy do niej pluli. Musieli jednak uważać, żeby kawa nie była zbyt chłodna"
 
- wspomina znany bibliofil Andrzej Dobosz.
 
Lecz oddajmy głos samemu Tyrmandowi:
 
"Niemcy nie przejawiali wrogości, było im zupełnie wszystko jedno, kto kogo i jak, skoro za parę dni i tak pojadą na wschodni front, podczas gdy na razie tu na miejscu jest dość wszystkiego dla każdego. Francuskość widocznie znaczyła w oczach mej konkiety i jej koleżanek jakąś najwyższą kwalifikację, zaś na myśl, że ktoś może zechcieć tu sprawdzić, jakie są biologiczne przyczyny tej renomy, ogarnęła mnie panika"
 
- pisze diarysta w swoim 'Dzienniku 1954'.
 
Gdy na przełomie 1943/45 rozpoczęły się bombardowania Frankfurtu, pisarz wyjechał do Wiednia.
 
"W Wiedniu mieszkał na strychu. Ale kiedy dojadło mu już pucowanie butów esesmanom, wyjechał do Szczecina, skąd chciał przedrzeć się do neutralnej Szwecji"
 
- opowiada jego biograf Mariusz Urbanek.
 
Pobyt w nazistowskich Niemczech Tyrmand opisał w najdrobniejszych szczegółach w swojej wybornej powieści 'Filip' (1961), ostatniej książce, którą udało mu się opublikować w Polsce przed emigracją do USA. Autor nie sprzeniewierza się w niej swojemu niepowtarzalnemu stylowi, choć można też już dostrzec nowe strony jego talentu, rozsadzające ramy, które narczucił choćby 'Złemu'. W każdym razie Tyrmand znów ze szczególną wirtuozerią podnosi w niej codzienne zjawiska do rangi symbolu. Zarazem starannie odmalowuje atmososferę Frankfurtu w okresie II WŚ, która w 'Filipie' znajduje szczególnie sugestywny wyraz. Przybijająca sytuacja polityczna w III Rzeszy pozwalała wszelako na chwile młodzieńczej beztroski. Po paryskich, warszawskich i wileńskich kawiarniach zakwitła w niemieckiej metropolii na nowo miłość 23-letniego Leopolda do jazzu. I nie tylko do niego.
 
"Za Hitlera, jak bohater 'Filipa', ojciec sypiał z Niemkami, bo za to Polakom groziła kara śmierci. A on w dodatku był obrzezany. To musiała być niezła adrenalina"
 
- wspomina syn powieściopisarza Matthew Tyrmand.
 
"Współcześnie mit Tyrmanda - Polaka i Żyda zaciągającego do łóżka Niemki w samym oku cyklonu i śmiejącego się Niemcom w twarz - jest ponownie eksploatowany przez popkulturę"
 
- zauważa zaś pisarz Marcel Woźniak.
 
Lecz nie chodzi jedynie o to. W 'Filipie' autor okazuje się przede wszystkim nieprzekupnym obserwatorem lokalnej rzeczywistości w Hesji. Toteż w normalnych okolicznościach powieść Tyrmanda powinna zostać włączona do kanonu niemieckiej literatury regionalnej. Tyle że dotychczas przez pół wieku jakoś nikt szczególnie nie kwapił się do jej przetłumaczenia, mimo że już w latach 60. dziennikarze wysokonakładowego tygodnika 'Die Zeit' podchodzili do niej z zainteresowaniem. Czyżby w RFN ciążyła na 'Filipie' podobna klątwa jak w PRL na 'Złym'?
 
Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
2 sierpnia 1943 - bunt w Treblince. Przywódcą konspiracji był oficer Wojska Polskiego tylko u nas
2 sierpnia 1943 - bunt w Treblince. Przywódcą konspiracji był oficer Wojska Polskiego

Więzień niemieckiego obozu śmierci, Samuel Willenberg tak wspominał po latach: "Nadszedł pamiętny dzień 2 sierpnia 1943 r. Było upalnie i słonecznie. Nad całym obozem Treblinka roznosił się odór spalonych, rozkładających się ciał tych, którzy przedtem zostali zagazowani. Ten dzień był dla nas dniem wyjątkowym. Mieliśmy nadzieję, że spełni się w nim to, o czym od dawna marzyliśmy. Nie myśleliśmy, czy pozostaniemy przy życiu. Jedyne, co nas absorbowało, to myśl, aby zniszczyć fabrykę śmierci, w której się znajdowaliśmy".

Dolny Śląsk: Poważny wypadek na kolejce górskiej z ostatniej chwili
Dolny Śląsk: Poważny wypadek na kolejce górskiej

W poniedziałek wieczorem doszło do poważnego wypadku na kolejce górskiej Kolorowa w Karpaczu na Dolnym Śląsku – przekazała RMF FM.

Prezydent ostro o Żurku: Opowiada bzdury z ostatniej chwili
Prezydent ostro o Żurku: Opowiada bzdury

Prezydent Andrzej Duda w ostrych słowach wypowiedział się na temat ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. – To jest wstyd po prostu, że ktoś, kto ma niby wykształcenie prawnicze i jeszcze w dodatku przez lata należał do stanu sędziowskiego, opowiada takie bzdury – powiedział na antenie Polsat News.

Dyrektor generalny Lasów Państwowych odwołany z ostatniej chwili
Dyrektor generalny Lasów Państwowych odwołany

Minister klimatu i środowiska odwołała Witolda Kossa ze stanowiska dyrektora generalnego Lasów Państwowych – przekazał resort w poniedziałek wieczorem.

Zwrot ws. spotkania prezydenta Dudy z Hołownią. Wycofał się z ostatniej chwili
Zwrot ws. spotkania prezydenta Dudy z Hołownią. "Wycofał się"

W poniedziałek wieczorem prezydent Andrzej Duda miał spotkać się z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią. Do spotkania jednak nie dojdzie.

Nie żyje gwiazda TVN. Jest komunikat stacji z ostatniej chwili
Nie żyje gwiazda TVN. Jest komunikat stacji

Nie żyje Maciej Mindak, gwiazda TVN, znana m.in. z programu "House Hunters. Odszedł nagle w wieku 38 lat.

MSWiA żąda decyzji od PKW. Jest odpowiedź z ostatniej chwili
MSWiA żąda decyzji od PKW. Jest odpowiedź

Państwowa Komisja Wyborcza w poniedziałek nie podjęła decyzji w sprawie wniosku MSWiA dotyczącego komisarzy wyborczych.

Nowe informacje ws. Mieszka R. Sąd zdecydował o zabójcy z Uniwersytetu Warszawskiego Wiadomości
Nowe informacje ws. Mieszka R. Sąd zdecydował o zabójcy z Uniwersytetu Warszawskiego

Areszt tymczasowy dla Mieszka R., podejrzanego o morderstwo na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, został przedłużony do lutego 2026 roku. Postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie skomentował m.in. adwokat Maciej Zaborowski. - Wynik dzisiejszego posiedzenia sądu nie jest dla nikogo zaskoczeniem - stwierdził. Podejrzany ma zostać także poddany badaniom psychiatrycznym.

Ambasador USA przy NATO mówił o Putinie. Nie gryzł się w język z ostatniej chwili
Ambasador USA przy NATO mówił o Putinie. Nie gryzł się w język

Nie sposób pojąć, co jest w umyśle Putina, bo jest chory, pokręcony i nielogiczny - powiedział ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker. Dyplomata stwierdził, że podczas wizyty w Moskwie wysłannik prezydenta Steve Witkoff dostarczy Putinowi ultimatum, a amerykańskie sankcje mogą pozbawić Rosję głównego źródła finansowania wojny.

Komunikat dla mieszkańców Świętokrzyskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Świętokrzyskiego

W województwie świętokrzyskim od 1 sierpnia 2025 r. ulegają zmianie warunki taryfowe ofert: "Bilet Świętokrzyski" oraz "Bilet dobrych relacji" – informuje spółka POLREGIO.

REKLAMA

[Tylko u nas] Wojciech Osiński: Niemieckie zwycięstwo Tyrmanda

Jutro przypada 100. rocznica urodzin wyśmienitego pisarza i dziennikarza Leopolda Tyrmanda. Z tej okazji internet znów został zalany morzem publikacji o autorze 'Złego'. A jednak nawet w najobszerniejszych biografiach nie wybrzmiały 'niemieckie' epizody jego życia. A w każdym razie nie w należytych proporcjach.
 [Tylko u nas] Wojciech Osiński: Niemieckie zwycięstwo Tyrmanda
/ Wikipedia CC BY-SA 3,0 pl Adrian Grycuk
W marcu minęła oprócz tego 35. rocznica śmierci pisarza, dlatego już w kwietniu 2019 r. Sejm RP ustanowił rok 2020 'Rokiem Tyrmanda'.
 
"Leopold Tyrmand był jednym z najbardziej oryginalnych polskich prozaików drugiej połowy XX wieku. W najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną"
 
- zaznaczył ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński.
 
W polskim środowisku intelektualnym Leopold Tyrmand stał się rozpoznawalny właściwie dopiero po opublikowaniu 'Złego' w 1955 r. Trzy lata później napisana żwawym jęzkiem powieść, z przytłaczającą sugestywnością oddająca atmosferę półświatka Warszawy, została też przetłumaczona na język niemiecki. Najpóźniej wtedy Tyrmand został także zauważony w RFN, gdzie czytelnicy byli nie tyle zainteresowani jego wyjątkowym talentem oraz plastycznością języka, co reportażem o ponurych realiach w powojennej stolicy Polski, którą oni sami kilka lat wcześniej obrócili w ruinę.
 
Tylko nieliczni niemieccy krytycy wskazywali wtedy na estetyczne walory książki Tyrmanda. Jego tłumacz Kurt Harrer docenił 'doskonałe opanowanie formy' i 'jaskrawy realizm', za którym kryją się 'treści pełne znaczeń'. Austriacki pisarz Oskar Tauschinski zauważył 'niespodziewany wymiar', jaki autor 'Złego' nadał Warszawie, wydobywszy z niej jej 'najskrytsze zakamarki'. Niemiecka prasa odnotowała nawet poniekąd liryczne tony, które przenikają brutalny i szyderczy język jego postaci, a także 'narracyjny kunszt', uwiarygodniający ich myśli. Zdaniem Harrera Tyrmand był w stanie 'wykopać' z gruzów zniszczonej stolicy 'piękną poezję'. Przy czym warto przypomnieć, że w tym samym czasie literaccy dygnitarze PRL jak Jarosław Iwaszkiewicz zarzucali autorowi tej artystycznie dojrzałej powieści 'grafomanię'. Dlaczego właściwie? Przecież w polskim oryginale literackie atuty 'Złego' są jeszcze bardziej widoczne niż w niemieckim przekładzie?
 
A no dlatego, że w RFN - mimo jej wszystkich uchybień - można już było pisać o literaturze w miarę obiektywnie. Tymczasem w Polsce Ludowej zazdrość wobec zdolniejszych pisarzy stanowiła nieoficjalną podstawę komunistycznej moralności. Polski rynek księgarski w latach 50. był szary i nudny, ubarwiany co najwyżej socrealistycznym bełkotem piewców Stalina. Pisarze i krytycy nie mogli się obiektywnie odnieść do zastanej rzeczywistości.
 
I tu nagle pojawia się sensacyjna powieść, wyłamująca się z bylejakości i nawyku nużącego gderania. To już wystarczyło, by w PRL nadać Tyrmandowi miano 'literackiego lucyfera' i ogłosić 'Złego' przejawem wszelkiego zła. Przy czym to, że owa powieść nie miała większych problemów z cenzurą, świadczy jedynie o niezwykłym talencie jej autora.
 
Tyrmand chciał pokazać, że jego pokolenie jest inne niż to przedstawiane w ubogich tekstach funkcjonariuszy warszawskiego salonu. Za cynizmem jego postaci kryją się tak naprawdę romantycy, tęskniący do lepszego życia, jakiego sam autor zdążył już wtedy skosztować w przedwojennej Francji. W Paryżu rozpaliła się zresztą też jego miłość do jazzu, toteż szermierze polskiego komunizmu mogli go póżniej tym łatwiej wtłoczyć w rolę rzecznika 'zachodniego imperializmu'.
 
Niekonwencjonalny styl 'literackiego bikiniarza' budził irytację oraz niechęć, a po nazbyt kłującym w oczy sukcesie 'Złego' niekiedy już szczerą nienawiść. Świeżość prozy Tyrmanda psuła samopoczucie tym, którzy musieli kultywować literaturę spod 'sierpa i młota'. Wszak nie bez kozery zachodnioniemiecka krytyka doszukiwała się w 'Złym' wpływu amerykańskich autorów jak Steinbeck czy Faulkner, którzy byli równie wybitnymi obserwatorami swojej rzeczywistości, usiłującymi pod pierzyną codziennego banału zajrzeć w zakamarki duszy swoich bohaterów.
 
Nic więc zdumiewającego, że Tyrmand w końcu nie wytrzymał. Cenzura PRL zatrzymywała jego kolejne książki, odmawiano także wznowień tych poprzednich. Jest zresztą czymś skłaniajacym do refleksji, że jego napisana po mistrzowsku powieść 'Siedem dalekich rejsów' mogła się najpierw ukazać tylko w Niemczech Zachodnich ('Ein Hotel in Darlowo', 1962 r.), podczas gdy polscy wydawcy nie chcieli jej przepuścić do druku.
 
Po 1960 r. Niemcy okazali więc Tyrmandowi więcej życzliwości niż jego właśni rodacy, choć również w RFN obowiązywały na pewno rozmaite wymogi 'dbałości o pozory'. Zachodnioniemieccy dziennikarze nie mogli sobie po 1945 r. pozwolić na pisanie o polskiej literaturze w tonie słonia w składzie porcelany. Pewnie też i z tego powodu nie byli szczególnie wylewni na temat wcześniejszych 'niemieckich epizodów' w życiu Tyrmanda. Tymczasem nie dalej niż kilkanaście lat wcześniej polski pisarz pracował w Niemczech. Poruszał się swobodnie po heskich ulicach, i to w czasach, kiedy osoby pochodzenia żydowskiego mogły w każdej chwili zostać pozbawione życia.
 
Po wybuchu II WŚ Tyrmand opuścił Warszawę i znalazł się w Wilnie, gdzie zetknął się po raz pierwszy z sowieckimi władzami, z jej już wtedy oczywistymi dla wszystkich okrucieństwami. Tam też wyostrzył się jego antykomunizm, znany z późniejszych konserwatywnych publikacji dla amerykańskich periodyków i londyńskich 'Wiadomości'. W kwietniu 1941 r. pod zarzutem współpracy z polską konspiracją został zatrzymany przez NKWD i osadzony w więzieniu. Po ataku hitlerowskich Niemiec na Rosję udało mu się cudem uciec z transportu wywożącego Polaków na wschód. Powróciwszy do zajętego przez nazistów Wilna, Tyrmand, który biegle władał językiem Balzaca, załatwił sobie sfałszowany francuski paszport i zgłosił się jako ochotnik do pracy w III Rzeszy.
 
W latach 1942-1944 pomieszkiwał w Moguncji, Wiesbaden, Frankfurcie oraz Wiedniu. W Niemczech brakowało rąk do pracy, ponieważ wszyscy mężczyźni byli wtenczas mobilizowani na front. W hotelach i gastronomii wyręczali ich zaś często posiłkowi pracownicy z całej Europy. Ostatecznie Tyrmand został kelnerem w eleganckim Park-Hotel we Frankfurcie nad Menem, gdzie regularnie stołowało kilku z czołowych lokalnych bonzów NSDAP.
 
"Z pracy kelnera Tyrmand zapamiętał, że codziennie ok. południa trzeba było miejscowemu gauleiterowi Eisslerowi przynieść kawę, przy czym w korytarzyku między kuchnią a salą kelnerzy do niej pluli. Musieli jednak uważać, żeby kawa nie była zbyt chłodna"
 
- wspomina znany bibliofil Andrzej Dobosz.
 
Lecz oddajmy głos samemu Tyrmandowi:
 
"Niemcy nie przejawiali wrogości, było im zupełnie wszystko jedno, kto kogo i jak, skoro za parę dni i tak pojadą na wschodni front, podczas gdy na razie tu na miejscu jest dość wszystkiego dla każdego. Francuskość widocznie znaczyła w oczach mej konkiety i jej koleżanek jakąś najwyższą kwalifikację, zaś na myśl, że ktoś może zechcieć tu sprawdzić, jakie są biologiczne przyczyny tej renomy, ogarnęła mnie panika"
 
- pisze diarysta w swoim 'Dzienniku 1954'.
 
Gdy na przełomie 1943/45 rozpoczęły się bombardowania Frankfurtu, pisarz wyjechał do Wiednia.
 
"W Wiedniu mieszkał na strychu. Ale kiedy dojadło mu już pucowanie butów esesmanom, wyjechał do Szczecina, skąd chciał przedrzeć się do neutralnej Szwecji"
 
- opowiada jego biograf Mariusz Urbanek.
 
Pobyt w nazistowskich Niemczech Tyrmand opisał w najdrobniejszych szczegółach w swojej wybornej powieści 'Filip' (1961), ostatniej książce, którą udało mu się opublikować w Polsce przed emigracją do USA. Autor nie sprzeniewierza się w niej swojemu niepowtarzalnemu stylowi, choć można też już dostrzec nowe strony jego talentu, rozsadzające ramy, które narczucił choćby 'Złemu'. W każdym razie Tyrmand znów ze szczególną wirtuozerią podnosi w niej codzienne zjawiska do rangi symbolu. Zarazem starannie odmalowuje atmososferę Frankfurtu w okresie II WŚ, która w 'Filipie' znajduje szczególnie sugestywny wyraz. Przybijająca sytuacja polityczna w III Rzeszy pozwalała wszelako na chwile młodzieńczej beztroski. Po paryskich, warszawskich i wileńskich kawiarniach zakwitła w niemieckiej metropolii na nowo miłość 23-letniego Leopolda do jazzu. I nie tylko do niego.
 
"Za Hitlera, jak bohater 'Filipa', ojciec sypiał z Niemkami, bo za to Polakom groziła kara śmierci. A on w dodatku był obrzezany. To musiała być niezła adrenalina"
 
- wspomina syn powieściopisarza Matthew Tyrmand.
 
"Współcześnie mit Tyrmanda - Polaka i Żyda zaciągającego do łóżka Niemki w samym oku cyklonu i śmiejącego się Niemcom w twarz - jest ponownie eksploatowany przez popkulturę"
 
- zauważa zaś pisarz Marcel Woźniak.
 
Lecz nie chodzi jedynie o to. W 'Filipie' autor okazuje się przede wszystkim nieprzekupnym obserwatorem lokalnej rzeczywistości w Hesji. Toteż w normalnych okolicznościach powieść Tyrmanda powinna zostać włączona do kanonu niemieckiej literatury regionalnej. Tyle że dotychczas przez pół wieku jakoś nikt szczególnie nie kwapił się do jej przetłumaczenia, mimo że już w latach 60. dziennikarze wysokonakładowego tygodnika 'Die Zeit' podchodzili do niej z zainteresowaniem. Czyżby w RFN ciążyła na 'Filipie' podobna klątwa jak w PRL na 'Złym'?
 
Wojciech Osiński
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe