[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Służbie zdrowia może zabraknąć sprzętu? Wyprzedaż niemieckich firm?

Czy niemiecka służba zdrowia wytrzyma wzmożoną falę tysięcy osób zakażonych koronawirusem? Czy niemieckie firmy przestaną być niemieckie?
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Służbie zdrowia może zabraknąć sprzętu? Wyprzedaż niemieckich firm?
/ PAP/EPA/ALESSANDRO DI MARCO
Nawet jeśli w Niemczech dynamika wzrostu zachorowań zdaje się zmniejszać, przypadków koronawirusa wciąż przybywa. Obecnie zdiagnozowano ich już ponad 49 tys., co plasuje naszych zachodnich sąsiadów w Europie na mało chwalebnym 3. miejscu. Mimo tej ogromnej liczby dantejskie sceny z włoskich i hiszpańskich szpitali wydają się nadal surrealistyczne. Złowrogie relacje z zaledwie 1000 km odległego Bergamo, gdzie krematoria nie nadążały z paleniem zwłok, które musiały zostać przewiezione wojskowym konwojem do innych miast, zakrawają wciąż na inny świat. Ale czy Niemcy są naprawdę w stanie uniknąć podobnej sytuacji?
 

"Nasza służba zdrowia należy do najlepszych na świecie"

 
- rzekła kilka dni temu z właściwą sobie pewnością siebie Angela Merkel w orędziu telewizyjnym.
 
Niemcy na razie sobie jakoś radzą, choć wirusolodzy ostrzegają, jakoby w wielu miejscach służba zdrowia już teraz zawodziła. Przykładowo dzisiaj rano w badeńskim Nürtingen trzeba było przetransportować pacjentów do szpitali w innych miastach, gdyż zabrakło łóżek i niezbędnych urządzeń.
 

"W następnych dwóch tygodniach oczekujemy masową falę zachorowań, a nadal mamy za mało respiratorów. Jeśli już nawet w Bawarii zaczyna brakować sprzętu, to jak będzie wyglądała sytuacja w mniej zamożnych landach?"

 
- zastanawia się Axel Fischer, dyrektor monachijskiego szpitalu München Klinik, w którym leczony był pierwszy niemiecki pacjent z COVID-19.
 

"Koronawirus obnaża już teraz wszystkie słabości niemieckiej służby zdrowia, które wynikają z chronicznego deficytu personelu medycznego i polityki oszczędnościowej w pielęgniarstwie. Niedługo pacjenci będą umierać nie dlatego, że choroba COVID-19 jest niewyleczalna, lecz dlatego, że będzie brakowało sprzętu"

 
- wróży Rudolf Mintrop, szef Klinikum Dortmund.
 
Na najgorszy scenariusz przygotowuje się także niemiecka stolica, gdzie według obliczeń Instytutu im. Roberta Kocha (RKI) zaraziło się już ok. 2200 osób. Jej włodarze zapowiedzieli, że w stołecznej hali targowej Messe Berlin z pomocą żołnierzy Bundeswehry powstanie szpital, który pomieści ok. tysiąc pacjentów.
 
Niemcy chcą uniknąć włoskich warunków, w których lekarze z powodu braku respiratorów muszą wybierać, jacy pacjenci 'zasługują' na przeżycie, kierując się m.in. kryteriami wieku lub 'wartości społecznej'. Ten przykry lekarski obowiązek nazywany jest 'Triage' (z francuskiego 'trier' - wybierać) i pochodzi właściwie z zakresu medycyny wojskowej. W okresach wojen w ten sam sposób wybierano w lazaretach spośród rannych żołnierzy tych, którzy mieli większą szansę na przeżycie.
 
W każdym razie zdjęcia z Lombardii czy Madrytu, gdzie osoby zainfekowane wirusem SARS-CoV-2 leżą na szpitalnych podłogach, przestraszyły niemieckich polityków i wirusologów. Nie wprowadzono jeszcze nad Sprewą stanu wyjątkowego, choć obowiązuje zakaz spotkań publicznych, w których udział brałyby więcej niż dwie osoby. Berlińskie ulice są puste, niemal wszystkie restauracje zamknięte. Trudno nie odnieść wrażenia, że mieszkańcy Niemiec przestali lekceważyć szalejącą po całym świecie zarazę. Sam wirus nie wybiera swoich ofiar przez pryzmat 'wartości społecznej'. Zarazili się nim już m.in. kandydat na fotel szefa CDU Friedrich Merz, lider Zielonych Cem Özdemir, a także poseł FDP Alexander Graf Lambsdorff. Kwarantanną została nawet objęta sama kanclerz Merkel, choć jej test okazał się ujemny.
 
Tymczasem wszyscy zastanawiają się nad powodami stosunkowo niskiej śmiertelności niemieckich pacjentów zakażonych koronawirusem. Według ustaleń Instytutu im. Roberta Kocha w Niemczech przeprowadza się tygodniowo ok. 200 tys. testów na SARS-CoV-2. Nasi zachodni sąsiedzi wyprzedzają więc pod tym względem wszystkie inne kraje dotknięte zarazą. Dzięki temu niemieccy medycy mogą prawdopodobnie odkryć infekcję już we wczesnej fazie inkubacji, gdy pacjent nie ma jeszcze objawów. Do tego dochodzą czynniki społeczne: w RFN lwia część zainfekowanych to osoby nienależące do grupy podwyższonego ryzyka. W krajach południowoeuropejskich sytuacja wygląda inaczej.
 
Nie bez kozery przylgnęła do młodych dorosłych Włochów łatka 'bamboccioni', bo mieszkają dłużej u swoich rodziców bądź dziadków. W Niemczech średni wiek opuszczenia rodzinnego domu wynosi zaś ok. 20 lat. Te czynniki wpływają obecnie niewątpliwie na stosunkowo niską śmiertelność między Odrą a Renem, tak jak i to, że Niemcy są nadal czołowym producentem sprzętu medycznego. Koronawirus obnażył wobec tego raz jeszcze skrajne różnice pomiędzy państwami członkowskimi UE, którym wspólnota miała przynieść równe korzyści. Tyle tylko, że w tarapatach może się teraz też znaleźć gospodarka samych Niemiec.
 
W sytuacji, w której dochodzi do zamknięcia lokali i sklepów oraz częściowego wstrzymania produkcji, wiele niemieckich firm walczy o przetrwanie, a nad niektórymi w ciągu zaledwie tygodnia zawisło widmo bankructwa. Toteż w ubiegły poniedziałek minister gospodarki Peter Altmaier (CDU) i szef resortu finansów Olaf Scholz (SPD) zapowiedzieli, że rząd federalny pospieszy im w sukurs, uruchamiając miliardowe pakiety gwoli złagodzenia skutków epidemii. Rządzący zamierzają wdrożyć wsparcie finansowe dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz samozatrudnionych. Natomiast ratowanie większych firm może się łączyć z tymczasowym objęciem części ich udziałów przez państwo.
 

"Koronawirus przyniesie nam nieuchronną recesję. W następnych tygodniach tego jeszcze nie odczujemy, ale gdy liczba zarażonych zacznie spadać, Niemcy zaleje fala bakructw. W państwach dotkniętych koronawirusem zmniejszy się poza tym popyt na niemieckie towary"

 
- zauważa Jens Weidmann, szef Bundesbanku.
 
Jak zaznacza, już od dwóch tygodni w wielu branżach dochodzi do ewidentnego spadku liczby zleceń i obrotów, przy czym wprowadzenie ograniczeń publicznych wiedzie niewątpliwie ku dalszemu zaostrzeniu kryzysu. O 'nieopisanych stratach dla niemieckiego eksportu' pisze w swoim oświadczeniu prasowym także Instytut Badań nad Gospodarką (ifo), który zapowiada spadek wzrostu gospodarczego o 7,2 do 20,6 proc. Również szef Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK) ostrzega przed 'gigantycznymi rozmiarami bankructwa'.
 

"Spółki, które ucierpią wskutek koronawirusa, powinny być szybko wypłacalne. Musimy uniknąć sytuacji, w której nieodwołalnie stracimy setki tysięcy dobrze działających firm"

 
- żąda Eric Schweitzer.
 
Zapowiedziane miliardowe pakiety wymagało wszelako definitywnego pożegnania się rządu z tzw. 'czarnym zerem' ('Schwarze Null'). Aby bowiem sfinansować 'kroplówkę' dla rodzimych przedsiębiorstw, niemieccy rządzący musieli pożyczyć na rynkach dodatkowe środki (ok. 156 mld euro) i tym samym poluźnić konstytucyjne limity skali zadłużenia państwa. Jeszcze kilka dni temu deficyt budżetowy nie mógł przekroczyć 0,35 proc. PKB. Teraz o nieuchronności zaciągnięcia nowych kredytów przekonał się już nawet sam Scholz, uchodzący wcześniej za upartego zwolennika 'czarnego zera'.
 
Według rządowego projektu firmy zatrudniające mniej niż 5 osób otrzymają jednorazowo 9 tys. euro na trzy miesiące. Natomiast spółki z liczbą do 10 pracowników dostaną 15 tys. euro. Środki mają zostać wypłacone już na początku kwietnia. Rząd federalny zamierza przeznaczyć na te cele ok. 50 mld euro. Niemieccy ministrowie chcą ponadto rozpostrzeć na niektórymi firmami państwowy parasol ochronny. Tenże fundusz, zasilony kwotą ok. 400 mld euro, ma służyć udzielaniu przez skarb państwa gwarancji spółkom, których wypłacalności zagraża rozprzestrzeniająca się epidemia. Kolejne 100 mld euro zostanie przeznaczone na programy pomocowe państwowego banku rozwoju (KfW).
 
Scholz wprawdzie jeszcze nie wspomniał, które spółki zostaną objęte zapowiedzianą regulacją, choć wiadomo, że ze sporymi problemami boryka się obecnie choćby Lufthansa. Wskutek pandemii akcje lotniczego giganta spadają w tych dniach na łeb na szyję. Eksperci zakładają, że bez państwowej pomocy jego kryzys może przełożyć się na całą niemiecką branżę turystyczną.
 

"Wiemy, że w obliczu koronawirusa niektóre niemieckie firmy już teraz znalazły się na celowniku zagranicznych inwestorów. Chcielibyśmy uniknąć wyprzedaży naszych najważniejszych interesów. Posiadamy rezerwy, które pozwolą na zdecydowane działanie"

 
- przyznaje Altmaier.
 
Rząd federalny planuje ponadto zwiększenie świadczeń z tytułu pracy tymczasowej. Aby niemieckie przedsiębiorstwa zmagające się z problemami spowodowanymi koronawirusem mogły bez zwolnień dalej zatrudniać wszystkich pracowników, będą teraz mogły łatwiej otrzymać tzw. 'Kurzarbeitergeld', czyli część wynagrodzenia należącego się pracownikowi za okres, w którym obowiązuje skrócony czas pracy. Wypłatą tych dodatkowych środków zajmie się z kolei Bundesagentur für Arbeit (Federalna Agencja Pracy).
 
Niemiecka prasa chwali tymczasem stanowcze kroki rządu federalnego:
 

"Dzięki polityce zrównoważonego budżetu państwo jest w na tyle solidnej kondycji, by w tym kryzysie sięgnąć po odpowiednie środki"

 
- cieszy się dziennik 'FAZ'.
 
W podobnym tonie ocenia działania niemieckich rządzących gazeta 'Rheinische Post':
 

"Jesteśmy lepiej przygotowani niż wielu naszych sąsiadów. Krytykowana w Europie niemiecka polityka oszczędnościowa w końcu się opłaca. Dobrze, że mamy rząd, który nie słucha 'mądrali' i reaguje szybko i niebiurokratycznie"

 
- czytamy w nadreńskim dzienniku.
 
A jednak prasowe zachwyty nieoficjalnych 'rzeczników' rządu federalnego nie wystarczyły, by przekonać czołowych ekonomistów, którzy mimo wdrożonych przezeń środków spodziewają się najgorszych z możliwych scenariuszy.
 

"Epidemia koronawirusa jest obecnie największym zagrożeniem dla gospodarki, zarówno dla handlu międzynarodowego jak i ogólnie dla wzrostu"

 
- przekonuje Gabriel Felbermayr, prezes kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfW).
 
Ekonomista wskazuje szczególnie na problemy, z którymi zmaga się wskutek zarazy niemiecka branża motoryzacyjna.
 

"Chińskie miasto Wuhan uchodzi dziś za azjatyckie epicentrum podmiotów zaangażowanych w branżę motoryzacyjną. Wstrzymanie taśm produkcyjnych w niemieckich fabrykach, które są obecne na chińskim rynku, odbije się niechybnie na sytuacji innych państw, które są mocno uzależnione od sprawności gospodarki RFN"

 
- zauważa Felbermayr.
 

"Po nieustających perturbacjach na linii Berlin-Waszyngton Chiny pretendowały poza tym do roli czołowego odbiorcy samochodów Volkswagena, BMW i Daimlera. Niemieckie komponenty produkowane w Chinach docierają do krajów na całym świecie. Tymczasem spowodowane wirusem przerwanie łańcuchów logistycznych zniweczy siłę eksportową RFN. Będziemy musieli szukać innych rozwiązań"

 
- sądzi szef IfW.
 
Wojciech Osiński

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Rzekomy Prokurator Krajowy się odgraża: Nie obejdzie się bez dyscyplinarek z ostatniej chwili
Rzekomy Prokurator Krajowy się odgraża: "Nie obejdzie się bez dyscyplinarek"

Rzekomy Prokurator Krajowy Dariusz Korneluk powiedział w "Rzeczpospolitej", że nie obędzie się bez wyciągnięcia konsekwencji służbowych w stosunku do prokuratorów, którzy przez ostatnie lata podejmowali decyzje kierując się interesami innymi, niż wskazania procedury karnej i niezależność służby prokuratorskiej.

Mirosławiec: Awaryjne lądowanie amerykańskiego drona bojowego. Generał: „To Rosjanie” z ostatniej chwili
Mirosławiec: Awaryjne lądowanie amerykańskiego drona bojowego. Generał: „To Rosjanie”

Jak donosi Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, 18 marca po godz. 23 w okolicach Mirosławca doszło do awaryjnego lądowania bezzałogowego statku powietrznego Sił Zbrojnych USA, który wykonywał loty w polskiej przestrzeni powietrznej.

Gen. Wiesław Kukuła: Rosja przygotowuje się do konfliktu z NATO z ostatniej chwili
Gen. Wiesław Kukuła: Rosja przygotowuje się do konfliktu z NATO

– Rosja przygotowuje się do konfliktu z NATO, z pełną świadomością tego, że Sojusz jest strukturą obronną – powiedział szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła.

Leon Foksiński. Uczestnik Marszu Śmierci Wiadomości
Leon Foksiński. Uczestnik Marszu Śmierci

Urodzony 23.06.1919 r. w Bestwinie pow. bielski, syn Franciszka i Anny z d. Bolek, zamieszkały w tej miejscowości. Mając szesnaście lat – w 1935 r., rozpoczął pracę zarobkową jako pomocnik a następnie samodzielny pracownik w cegielni. Podczas okupacji hitlerowskiej, w styczniu 1940 r. wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec – Brandenburg Hawel. W lipcu 1941 r. uciekł z miejsca przymusowego zatrudnienia i wrócił do Bestwiny, gdzie w październiku tegoż roku jako uciekinier został aresztowany przez policję niemiecką.

Gen. Rajmund Andrzejczak: Trzeba się szykować do wojny z ostatniej chwili
Gen. Rajmund Andrzejczak: Trzeba się szykować do wojny

Czy Polsce grozi wojna? – Trzeba się szykować – twierdzi gen. Rajmund Andrzejczak, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w „Gościu Wydarzeń” na antenie Polsat News.

Agnieszka Romaszewska-Guzy zwolniona dyscyplinarnie. Były minister kultury nie przebierał w słowach z ostatniej chwili
Agnieszka Romaszewska-Guzy zwolniona dyscyplinarnie. Były minister kultury nie przebierał w słowach

– Agnieszka Romaszewska-Guzy stworzyła wspaniałą instytucję. (…) Takie mafijno-ubeckie metody są masowo stosowane wobec niezależnych dyrektorów instytucji, które nie zostały opanowane przez obecną władzę. Ten szantaż i to przekupstwo mają miejsce – twierdzi były minister kultury Piotr Gliński.

Paweł Jędrzejewski: Trzy przyczyny, dla których aż 30% młodych amerykańskich kobiet identyfikuje się jako LGBTQ Wiadomości
Paweł Jędrzejewski: Trzy przyczyny, dla których aż 30% młodych amerykańskich kobiet identyfikuje się jako LGBTQ

W zeszłym tygodniu Instytut Gallupa ogłosił wyniki badań, które ujawniają wielką zmianę w społeczeństwie amerykańskim. Wszyscy są zgodni, że jest to kolosalna zmiana, wręcz rewolucyjna, pozostaje jedynie kwestią interpretacji i sporu, na czym ta zmiana naprawdę polega i o czym świadczy.

Sutryk zakazał organizacji protestów rolników we Wrocławiu z ostatniej chwili
Sutryk zakazał organizacji protestów rolników we Wrocławiu

„Wydałem cztery decyzje zakazujące organizacji protestów rolniczych na terenie administracyjnym Wrocławia” – poinformował prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.

Putin przegrał wybory w Polsce z ostatniej chwili
Putin przegrał wybory w Polsce

Polska jest jednym z krajów, gdzie Władimir Putin przegrał zakończone w niedzielę trzydniowe wybory prezydenckie w Rosji – wynika z informacji podanej przez rosyjski niezależny portal Meduza.

Francuski europoseł: Sytuacja w Polsce jest poważna, rząd Tuska prześladuje sędziów, media i konserwatywnych polityków z ostatniej chwili
Francuski europoseł: Sytuacja w Polsce jest poważna, rząd Tuska prześladuje sędziów, media i konserwatywnych polityków

Zdaniem znanego francuskiego europarlamentarzysty rząd Donalda Tuska „prześladuje sędziów, media i konserwatywnych polityków”.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Służbie zdrowia może zabraknąć sprzętu? Wyprzedaż niemieckich firm?

Czy niemiecka służba zdrowia wytrzyma wzmożoną falę tysięcy osób zakażonych koronawirusem? Czy niemieckie firmy przestaną być niemieckie?
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Służbie zdrowia może zabraknąć sprzętu? Wyprzedaż niemieckich firm?
/ PAP/EPA/ALESSANDRO DI MARCO
Nawet jeśli w Niemczech dynamika wzrostu zachorowań zdaje się zmniejszać, przypadków koronawirusa wciąż przybywa. Obecnie zdiagnozowano ich już ponad 49 tys., co plasuje naszych zachodnich sąsiadów w Europie na mało chwalebnym 3. miejscu. Mimo tej ogromnej liczby dantejskie sceny z włoskich i hiszpańskich szpitali wydają się nadal surrealistyczne. Złowrogie relacje z zaledwie 1000 km odległego Bergamo, gdzie krematoria nie nadążały z paleniem zwłok, które musiały zostać przewiezione wojskowym konwojem do innych miast, zakrawają wciąż na inny świat. Ale czy Niemcy są naprawdę w stanie uniknąć podobnej sytuacji?
 

"Nasza służba zdrowia należy do najlepszych na świecie"

 
- rzekła kilka dni temu z właściwą sobie pewnością siebie Angela Merkel w orędziu telewizyjnym.
 
Niemcy na razie sobie jakoś radzą, choć wirusolodzy ostrzegają, jakoby w wielu miejscach służba zdrowia już teraz zawodziła. Przykładowo dzisiaj rano w badeńskim Nürtingen trzeba było przetransportować pacjentów do szpitali w innych miastach, gdyż zabrakło łóżek i niezbędnych urządzeń.
 

"W następnych dwóch tygodniach oczekujemy masową falę zachorowań, a nadal mamy za mało respiratorów. Jeśli już nawet w Bawarii zaczyna brakować sprzętu, to jak będzie wyglądała sytuacja w mniej zamożnych landach?"

 
- zastanawia się Axel Fischer, dyrektor monachijskiego szpitalu München Klinik, w którym leczony był pierwszy niemiecki pacjent z COVID-19.
 

"Koronawirus obnaża już teraz wszystkie słabości niemieckiej służby zdrowia, które wynikają z chronicznego deficytu personelu medycznego i polityki oszczędnościowej w pielęgniarstwie. Niedługo pacjenci będą umierać nie dlatego, że choroba COVID-19 jest niewyleczalna, lecz dlatego, że będzie brakowało sprzętu"

 
- wróży Rudolf Mintrop, szef Klinikum Dortmund.
 
Na najgorszy scenariusz przygotowuje się także niemiecka stolica, gdzie według obliczeń Instytutu im. Roberta Kocha (RKI) zaraziło się już ok. 2200 osób. Jej włodarze zapowiedzieli, że w stołecznej hali targowej Messe Berlin z pomocą żołnierzy Bundeswehry powstanie szpital, który pomieści ok. tysiąc pacjentów.
 
Niemcy chcą uniknąć włoskich warunków, w których lekarze z powodu braku respiratorów muszą wybierać, jacy pacjenci 'zasługują' na przeżycie, kierując się m.in. kryteriami wieku lub 'wartości społecznej'. Ten przykry lekarski obowiązek nazywany jest 'Triage' (z francuskiego 'trier' - wybierać) i pochodzi właściwie z zakresu medycyny wojskowej. W okresach wojen w ten sam sposób wybierano w lazaretach spośród rannych żołnierzy tych, którzy mieli większą szansę na przeżycie.
 
W każdym razie zdjęcia z Lombardii czy Madrytu, gdzie osoby zainfekowane wirusem SARS-CoV-2 leżą na szpitalnych podłogach, przestraszyły niemieckich polityków i wirusologów. Nie wprowadzono jeszcze nad Sprewą stanu wyjątkowego, choć obowiązuje zakaz spotkań publicznych, w których udział brałyby więcej niż dwie osoby. Berlińskie ulice są puste, niemal wszystkie restauracje zamknięte. Trudno nie odnieść wrażenia, że mieszkańcy Niemiec przestali lekceważyć szalejącą po całym świecie zarazę. Sam wirus nie wybiera swoich ofiar przez pryzmat 'wartości społecznej'. Zarazili się nim już m.in. kandydat na fotel szefa CDU Friedrich Merz, lider Zielonych Cem Özdemir, a także poseł FDP Alexander Graf Lambsdorff. Kwarantanną została nawet objęta sama kanclerz Merkel, choć jej test okazał się ujemny.
 
Tymczasem wszyscy zastanawiają się nad powodami stosunkowo niskiej śmiertelności niemieckich pacjentów zakażonych koronawirusem. Według ustaleń Instytutu im. Roberta Kocha w Niemczech przeprowadza się tygodniowo ok. 200 tys. testów na SARS-CoV-2. Nasi zachodni sąsiedzi wyprzedzają więc pod tym względem wszystkie inne kraje dotknięte zarazą. Dzięki temu niemieccy medycy mogą prawdopodobnie odkryć infekcję już we wczesnej fazie inkubacji, gdy pacjent nie ma jeszcze objawów. Do tego dochodzą czynniki społeczne: w RFN lwia część zainfekowanych to osoby nienależące do grupy podwyższonego ryzyka. W krajach południowoeuropejskich sytuacja wygląda inaczej.
 
Nie bez kozery przylgnęła do młodych dorosłych Włochów łatka 'bamboccioni', bo mieszkają dłużej u swoich rodziców bądź dziadków. W Niemczech średni wiek opuszczenia rodzinnego domu wynosi zaś ok. 20 lat. Te czynniki wpływają obecnie niewątpliwie na stosunkowo niską śmiertelność między Odrą a Renem, tak jak i to, że Niemcy są nadal czołowym producentem sprzętu medycznego. Koronawirus obnażył wobec tego raz jeszcze skrajne różnice pomiędzy państwami członkowskimi UE, którym wspólnota miała przynieść równe korzyści. Tyle tylko, że w tarapatach może się teraz też znaleźć gospodarka samych Niemiec.
 
W sytuacji, w której dochodzi do zamknięcia lokali i sklepów oraz częściowego wstrzymania produkcji, wiele niemieckich firm walczy o przetrwanie, a nad niektórymi w ciągu zaledwie tygodnia zawisło widmo bankructwa. Toteż w ubiegły poniedziałek minister gospodarki Peter Altmaier (CDU) i szef resortu finansów Olaf Scholz (SPD) zapowiedzieli, że rząd federalny pospieszy im w sukurs, uruchamiając miliardowe pakiety gwoli złagodzenia skutków epidemii. Rządzący zamierzają wdrożyć wsparcie finansowe dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz samozatrudnionych. Natomiast ratowanie większych firm może się łączyć z tymczasowym objęciem części ich udziałów przez państwo.
 

"Koronawirus przyniesie nam nieuchronną recesję. W następnych tygodniach tego jeszcze nie odczujemy, ale gdy liczba zarażonych zacznie spadać, Niemcy zaleje fala bakructw. W państwach dotkniętych koronawirusem zmniejszy się poza tym popyt na niemieckie towary"

 
- zauważa Jens Weidmann, szef Bundesbanku.
 
Jak zaznacza, już od dwóch tygodni w wielu branżach dochodzi do ewidentnego spadku liczby zleceń i obrotów, przy czym wprowadzenie ograniczeń publicznych wiedzie niewątpliwie ku dalszemu zaostrzeniu kryzysu. O 'nieopisanych stratach dla niemieckiego eksportu' pisze w swoim oświadczeniu prasowym także Instytut Badań nad Gospodarką (ifo), który zapowiada spadek wzrostu gospodarczego o 7,2 do 20,6 proc. Również szef Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK) ostrzega przed 'gigantycznymi rozmiarami bankructwa'.
 

"Spółki, które ucierpią wskutek koronawirusa, powinny być szybko wypłacalne. Musimy uniknąć sytuacji, w której nieodwołalnie stracimy setki tysięcy dobrze działających firm"

 
- żąda Eric Schweitzer.
 
Zapowiedziane miliardowe pakiety wymagało wszelako definitywnego pożegnania się rządu z tzw. 'czarnym zerem' ('Schwarze Null'). Aby bowiem sfinansować 'kroplówkę' dla rodzimych przedsiębiorstw, niemieccy rządzący musieli pożyczyć na rynkach dodatkowe środki (ok. 156 mld euro) i tym samym poluźnić konstytucyjne limity skali zadłużenia państwa. Jeszcze kilka dni temu deficyt budżetowy nie mógł przekroczyć 0,35 proc. PKB. Teraz o nieuchronności zaciągnięcia nowych kredytów przekonał się już nawet sam Scholz, uchodzący wcześniej za upartego zwolennika 'czarnego zera'.
 
Według rządowego projektu firmy zatrudniające mniej niż 5 osób otrzymają jednorazowo 9 tys. euro na trzy miesiące. Natomiast spółki z liczbą do 10 pracowników dostaną 15 tys. euro. Środki mają zostać wypłacone już na początku kwietnia. Rząd federalny zamierza przeznaczyć na te cele ok. 50 mld euro. Niemieccy ministrowie chcą ponadto rozpostrzeć na niektórymi firmami państwowy parasol ochronny. Tenże fundusz, zasilony kwotą ok. 400 mld euro, ma służyć udzielaniu przez skarb państwa gwarancji spółkom, których wypłacalności zagraża rozprzestrzeniająca się epidemia. Kolejne 100 mld euro zostanie przeznaczone na programy pomocowe państwowego banku rozwoju (KfW).
 
Scholz wprawdzie jeszcze nie wspomniał, które spółki zostaną objęte zapowiedzianą regulacją, choć wiadomo, że ze sporymi problemami boryka się obecnie choćby Lufthansa. Wskutek pandemii akcje lotniczego giganta spadają w tych dniach na łeb na szyję. Eksperci zakładają, że bez państwowej pomocy jego kryzys może przełożyć się na całą niemiecką branżę turystyczną.
 

"Wiemy, że w obliczu koronawirusa niektóre niemieckie firmy już teraz znalazły się na celowniku zagranicznych inwestorów. Chcielibyśmy uniknąć wyprzedaży naszych najważniejszych interesów. Posiadamy rezerwy, które pozwolą na zdecydowane działanie"

 
- przyznaje Altmaier.
 
Rząd federalny planuje ponadto zwiększenie świadczeń z tytułu pracy tymczasowej. Aby niemieckie przedsiębiorstwa zmagające się z problemami spowodowanymi koronawirusem mogły bez zwolnień dalej zatrudniać wszystkich pracowników, będą teraz mogły łatwiej otrzymać tzw. 'Kurzarbeitergeld', czyli część wynagrodzenia należącego się pracownikowi za okres, w którym obowiązuje skrócony czas pracy. Wypłatą tych dodatkowych środków zajmie się z kolei Bundesagentur für Arbeit (Federalna Agencja Pracy).
 
Niemiecka prasa chwali tymczasem stanowcze kroki rządu federalnego:
 

"Dzięki polityce zrównoważonego budżetu państwo jest w na tyle solidnej kondycji, by w tym kryzysie sięgnąć po odpowiednie środki"

 
- cieszy się dziennik 'FAZ'.
 
W podobnym tonie ocenia działania niemieckich rządzących gazeta 'Rheinische Post':
 

"Jesteśmy lepiej przygotowani niż wielu naszych sąsiadów. Krytykowana w Europie niemiecka polityka oszczędnościowa w końcu się opłaca. Dobrze, że mamy rząd, który nie słucha 'mądrali' i reaguje szybko i niebiurokratycznie"

 
- czytamy w nadreńskim dzienniku.
 
A jednak prasowe zachwyty nieoficjalnych 'rzeczników' rządu federalnego nie wystarczyły, by przekonać czołowych ekonomistów, którzy mimo wdrożonych przezeń środków spodziewają się najgorszych z możliwych scenariuszy.
 

"Epidemia koronawirusa jest obecnie największym zagrożeniem dla gospodarki, zarówno dla handlu międzynarodowego jak i ogólnie dla wzrostu"

 
- przekonuje Gabriel Felbermayr, prezes kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfW).
 
Ekonomista wskazuje szczególnie na problemy, z którymi zmaga się wskutek zarazy niemiecka branża motoryzacyjna.
 

"Chińskie miasto Wuhan uchodzi dziś za azjatyckie epicentrum podmiotów zaangażowanych w branżę motoryzacyjną. Wstrzymanie taśm produkcyjnych w niemieckich fabrykach, które są obecne na chińskim rynku, odbije się niechybnie na sytuacji innych państw, które są mocno uzależnione od sprawności gospodarki RFN"

 
- zauważa Felbermayr.
 

"Po nieustających perturbacjach na linii Berlin-Waszyngton Chiny pretendowały poza tym do roli czołowego odbiorcy samochodów Volkswagena, BMW i Daimlera. Niemieckie komponenty produkowane w Chinach docierają do krajów na całym świecie. Tymczasem spowodowane wirusem przerwanie łańcuchów logistycznych zniweczy siłę eksportową RFN. Będziemy musieli szukać innych rozwiązań"

 
- sądzi szef IfW.
 
Wojciech Osiński


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe