[Tylko u nas] Dr Rafał Brzeski: Kieszonkowy Talleyrand
![[Tylko u nas] Dr Rafał Brzeski: Kieszonkowy Talleyrand](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/41975.jpg)
Nasz współczesny kieszonkowy Talleyrand zaledwie niedawno wśliznął się do międzynarodowego salonu i dopiero zaczyna dawać upust swoim ambicjom. Po spotkaniu z ambasadorem, w czasach Talleyrranda powiedziałoby się, cara Wszechrosji, polecił zakomunikomunikować swoim najemnym pismakom, że tematem spotkania z Jego Ekscelencją było „ostrożne otwarcie bezpiecznego kanału komunikacji” między Warszawą a Moskwą. Nie wiadomo, kto wystąpił z taką inicjatywą, ale to rzecz drugorzędna, gdyż ambasadorowie Kremla od wieków wytresowywani są w umiejętne prowokowanie zachowań rozmówców. Kto nie jest w tej kremlowskiej grze prymusem, ten w najlepszym razie wędruje na stanowisko wykładowcy prowincjonanego uniwerytetu za Uralem.
Taką wiedzę kieszonkowy Talleyrand powinien mieć w małym palcu, podobnie jak winien wdrukować sobie w mózg ostrzeżenie, że jednym z najbardziej skutecznych kanałów dezinformacji politycznej są tak zwane kontakty prywatne - bezpośrednie kontakty między oficerem kadrowym dezinformującego a wpływową osobą z elity władzy dezinformowanego. Przy czym ten oficer kadrowy może być w randze ambasadorskiej lub ministerialnej.
W ramach „bezpiecznego kanału komunikacji” osobie dezinformowanej przekazuje się „w zaufaniu” rzekomo poufne informacje, które w rzeczywistości są spreparowaną dezinformacją. Celem zabiegu jest spowodowanie, by dezinformacja ta dotarła do kręgów decyzyjnych państwa dezinformowanego.
Organizacja i funkcjonowanie prywatnego i bezpiecznego kanału są całkowicie legalne i mogą być prowadzone otwarcie. W opinii Stanisława Lewczenki, który w rezydenturze KGB w Tokio prowadził działania dezinformujące, kontakty prywatne były „jedną z najskuteczniejszych form sowieckich środków aktywnych”.
W większości przypadków osoba sterowana jest nieświadoma swojej funkcji „przekaźnika”, co powoduje, że spełnia zadaną rolę z przekonaniem, przez co wzmacnia wiarygodność dezinformacji. Wybiera się do takiego zadania osoby o wybujałym ego, które pragną być kimś „specjalnym” i „wtajemniczonym”. Te cechy charakteru sprawiają, że sterowany osobnik zazwyczaj skwapliwie, sprawnie i energicznie zaniesie „nieoficjalny przekaz” na najwyższe szczeble władzy, do których oficer służby dezinformującego najczęściej nie ma dostępu.
Dodatkowa zaleta „kanału prywatnego” to fakt, że jest on politycznie bezpieczny, gdyż można się od niego w każdej chwili odciąć argumentując, że „przekaźnik” źle zrozumiał przekaz. Z uwagi na nieoficjalny charakter kontaktu, „kanał prywatny” może też służyć do „puszczania balonów próbnych” i badania reakcji adwesarza. Jest również świetnym sposobem kreowania chaosu informacyjnego na szczeblach decyzyjnych przeciwnika.
Próbą wywołania chaosu decyzyjnego w kluczowej dla połowy lat 1980-tych kwestii rozmieszczenia amerykańskich pocisków samosterujących Cruise w Europie Zachodniej, był przypadek holenderskiego przemysłowca Ernsta van Eeghena, o którym prasa pisała, że ma „dostęp do sowieckiego kierownictwa”. W czasie ożywionych konsultacji w koalicyjnym rządzie holenderskim przed podjęciem decyzji w sprawie rozmieszczenia w Holandii pocisków Cruise, van Eeghen przywiózł z Moskwy „prywatną” wiadomość dla premiera Rudda Lubbersa – wyraz gotowości Kremla do rozmów dwustronnych, które jednak będą „technicznie niemożliwe” po podjęciu decyzji przez rząd holenderski. W wywiadzie telewizyjnym van Eeghen zapewniał, że w Moskwie pokazano mu depeszę w tej sprawie, jaką zamierzano ponoć wysłać do Hagi. Przekaz van Eeghena wywołał spore zamieszanie w holenderskich kołach politycznych i mediach, zwłaszcza, że po kilku dniach okazało się, iż nadesłana z Moskwy depesza różni się merytorycznie od zapewnień przemysłowca. On sam potwierdził fakt różnicy ubolewając, że ”depesza, o której mówiłem i którą widziałem w Moskwie miała zdecydowanie inną treść niż telegram przysłany premierowi Lubbersowi”. Jak się wydaje Moskwie do tego stopnia zależało na uzyskaniu wpływu na decyzję holenderskiego rządu, a przynajmniej na zwłoce, że poświęciła „bezpieczny kanał komunikacji”, który całkowicie stracił swoją wiarygodność i stał się bezużyteczny.
Takie i inne przykłady gier i gierek trzeba mieć wykute na blachę, gdyż inaczej można zapracować na opinię, którą Cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte miał o swoim ministstrze spraw zagranicznych: „łajno w jedwabnych pończochach”.
Rafał Brzeski