Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Zbieramy na tran dla Ricziego i Dżoeny
Wczoraj ukazał się kolejny numer „Warszawskiej Gazety”, a w nim mój cotygodniowy felieton. Polecam wszystkim.
Jak już miałem tu okazję pisać kilka razy, cykl wydawniczy „Warszawskiej Gazety” w połączeniu z tempem, w jakim pojawiają się i dezaktualizują kolejne wydarzenia, sprawia, że kiedy zasiadam do pisania kolejnego felietonu, to o ile tylko jego tematyka nie dotyczy spraw bardziej ogólnych, nie mogę mieć jakiejkolwiek pewności, czy te kilka dni nie sprawi, że kiedy będą Państwo czytali moje słowa, one Wam będą, jak psu na budę. Tym razem jednak – mimo że w istocie rzeczy dotykamy dziś kwestii zdecydowanie doraźnej – mam mocne przekonanie, że w kolejny długi weekend będziemy wchodzić z porządnym przytupem.
Oto w Internecie zaprezentowane zostały dwa zdjęcia. Na pierwszym z nich czterech polityków opozycji protestuje w Sejmie przeciwko pisowskiemu faszyzmowi i tu akurat widzimy jakiegoś niezidentyfikowanego posła, dwie jak najbardziej znane posłanki Nowoczesnej, oraz jednego Murzyna, jak siedzą na schodkach prowadzących na mównicę i ponuro spoglądają w oko kamery. Ponieważ za nimi już dwa bite tygodnie tego żenującego spektaklu, a szanse na choćby pozornie honorowe jego zakończenie, bliskie zera, oni ani do nas nie machają, ani nie robią śmiesznych min, ani nawet nie robią wrażenia wesołych. Siedzą tam, najwidoczniej źli jak jasna cholera na cały świat, jakby chcieli do nas warknąć: „I co się gapicie?”
To jest zdjęcie pierwsze. Drugie jest już znacznie bardziej radosne. Oto mamy wnętrze samolotu, na pierwszym planie widzimy Ryszarda Petru, jak w swoim typowo wieśniackim zamyśleniu wpatruje się w ekran swojego notebooka, a na fotelu obok, w uwodzicielskim wygięciu, półleży posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt i wpatruje się w przewodniczącego Petru, jakby chciała mu powiedzieć: „Riczi, jaki ty jesteś piękny, kiedy tak siedzisz i nawet nie widzisz, jak ja cię kocham”.
Jak się dowiadujemy, w odróżnieniu od pierwszego ze zdjęć, które było jak najbardziej pozowane, to, na którym widzimy Ricziego z Dżoaną, zostało zrobione z ukrycia przez współpasażera tej superprzystojnej parki w drodze na portugalską Maderę i bardzo inteligentnie sprzedane przez niego plotkarskim mediom, które oczywiście natychmiast je opublikowały, no a nam nie pozostaje już nic innego, jak się nim odpowiednio zainspirować.
Otóż to co moim zdaniem jest tu najbardziej interesujące, to wcale nie widoczny romans Petru z posłanką Schmidt. To akurat mnie ani nie dziwi, ani nawet nie oburza. Nie dziwi, bo choć to, jak wszyscy wiemy, klasyczny burak spod Piaseczna, Petru jest faktycznym szefem tej korporacji, a zatem Schmidt, jako zdecydowanie najładniejsza posłanka Nowoczesnej, nie bardzo miała szansę, by się przy tak ciężkich warunkach uchować. Nie oburza natomiast, bo trudno się oburzać, kiedy wiatr wieje, słońce świeci, a Ziemia się kręci.
Mnie natomiast fascynuje to, w jak piękny sposób ci durnie się odsłaniają. Na miejscu tych, którzy im płacą, ja bym jednak im dał jakąś karę. Niechby tylko w postaci picia tranu przez nos.
Wiedziałem oczywiście, i dałem temu odpowiedni wyraz, że szansa na to iż dni, jakie dzielą czas powstawania tego felietonu od jego publikacji, wystarczą, by on się dramatycznie zdezaktualizował, jednak nawet ja się nie spodziewałem, że tempo zmian, jakie nam zaserwował początek nowego roku, będzie aż tak zawrotne. Miejmy więc już tylko nadzieję, że zanim postawię tu ostatnią kropkę, nie okaże się, że w międzyczasie Mateusz Kijowski zwrócił się do prezydenta Putina o przyznanie mu rosyjskiego obywatelstwa. Byłbym zapomniał: książki są wciąż do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl, a góra stoi.