Krysztof "Toyah" Osiejuk: Czy prezydent Obama nosi t-shirt z napisem CHWDP?

O ile w roku 2008 amerykańscy policjanci zastrzelili zaledwie 25 osób, w roku 2009 liczba ta wzrosła do 64, by w roku 2010 raptownie podskoczyć do 288. Swoją drogą, to co się stało, musiało dla amerykańskiego społeczeństwa stanowić taki szok, że w roku 2011 zginęło zaledwie 166 osób, co najwyraźniej z kolei tak rozochociło niektórych z nich, że już w roku 2012 policjanci musieli zastrzelić aż 602 osoby.
grafika modyfikowana Krysztof "Toyah" Osiejuk: Czy prezydent Obama nosi t-shirt z napisem CHWDP?
grafika modyfikowana / grafika modyfikowana
Chciałbym dziś przedstawić swój tekst opublikowany wcześniej w miesięczniku „Polska bez cenzury”. Polecam. Naprawdę warto.
 
      Jeśli ktoś widział słynny film akcji pod tytułem „Speed”, być może zwrócił uwagę na pewien drobny, ale moim zdaniem niezwykle ciekawy szczegół. Oto grający policjanta Keanu Reeves wskakuje do pędzącego i wypełnionego ładunkiem wybuchowym autobusu, próbuje uspokoić sytuację i zorganizować obronę, i ile razy zwraca się do któregoś z pasażerów, niezmiennie używa formy „sir”, względnie „ma’am”. Oni wszyscy tytułują go normalnie, jak każdą inną napotkaną obcą osobę, podczas gdy on niezmiennie do nich wali tym swoim „sir”, lub „ma’am”. Ciekawe jest też to, że ponieważ on tam występuje w cywilu, nie ma też mowy, by ktoś się do niego zwrócił per „officer”. Jeśli o niego jednak idzie, niezależnie od tego, co on ma na sobie, ów kod pozostaje bez zmian.
      Jestem pewien, że zaobserwowaliśmy go wielokrotnie w innych tak zwanych „policyjnych” filmach. Policjant wolnym krokiem podchodzi do stojącego na poboczu samochodu i zwraca się do kierowcy „Will you step out of the vehicle, please, sir?”, ewentualnie „Put your left hand on the wheel, sir, and with your right hand slowly…”. Pamiętam, że sytuacje te robiły na mnie wrażenie wielokrotnie i to już od dziecka, jednak żadna z nich mnie tak nie poruszyła, jak informacja, że ów kod, taki właśnie, a nie inny, ma tak naprawdę na celu jedno – dostarczyć policjantowi alibi na wypadek, gdyby mu przyszło do głowy danego osobnika zastrzelić. Jeśli dojdzie do zabójstwa, oficer Novak, oficer Peterson, czy oficer Suares, zawsze będą mogli powiedzieć, że po pierwsze podejrzanego ostrzegli, a po drugie nie dali mu żadnego powodu, by się poczuł potraktowany w sposób niepotrzebnie agresywny.
      Jest nam tu dziś oczywiście bardzo trudno powiedzieć, czy 5 sierpnia 2014 roku, zanim policjanci z miejscowości Beavercreek w stanie Ohio zastrzelili niejakiego Johna Crawforda III, poprosili go grzecznie, żeby przestał machać bronią i spokojnie ją odłożył, no i czy zwracali się do niego „sir”, ale moim zdaniem wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Raz, że oni chyba jednak owe reguły mają we krwi, a dwa, że przecież to naprawdę nic nie kosztuje wyrecytować jedną czy drugą formułkę, a dopiero później strzelać, choćby i prosto w głowę. Mało tego. Jak się dowiadujemy, było tak, że kiedy Crawford jedną ręką machał bez sensu tym karabinem, to w drugiej trzymał telefon komórkowy, przez który akurat rozmawiał ze swoim synkiem, któremu to właśnie kupił ów piękny prezent w postaci fantastycznej imitacji prawdziwej broni. Zakładając więc, że skoro, zanim go zastrzelili, policjanci Crawforda ostrzegli, to już przed sądem naprawdę mogli przysiąc, że żadnego telefonu nie zauważyli i że ich cała uwaga skupiona była tylko i wyłącznie na broni.
      Crawford zginął w roku 2014 i to stanowi wiadomość nawet jeśli nie istotną, to z pewnością ciekawą. Otóż, jak informują amerykańskie statystyki, gdy chodzi o przypadki śmiertelnych postrzeleń podczas próby aresztowania, lata 2012 i 2014 wysuwają się zdecydowanie na pierwsze miejsce. W roku 2012 z rąk policji w Stanach Zjednoczonych zginęły 602 osoby, natomiast w owym fatalnym roku 2014 ofiar było aż 627. Wszystkie pozostałe lata, wcześniejsze i późniejsze nawet nie są w stanie się zbliżyć do tego, co się stało w latach 2012 i 2014. Czemu tak? Tego nie wiemy. Jest oczywiście pewne, że amerykańscy socjologowie jakieś odpowiedzi na ten temat mają, jednak my ich ani nie znamy, ani też nie koniecznie musimy im wierzyć. No i powiedzmy sobie szczerze, cóż nas one mogą obchodzić?
      Ciekawe jest natomiast coś innego. Oto, jeśli prześledzimy te same statystyki, oprócz tego, że faktycznie 2012 i 2014 to lata szczególne, a sierpień roku 2014, a więc miesiąc, w którym zginął John Crawford III, to też swoisty rekordzista z liczbą 107 zabitych, wypadałoby się może zastanowić, jak to się stało, że autentyczny wzrost przypadków zabójstw z rąk amerykańskiej policji nastąpił po roku 2009. Jak informują oficjalne dane, w latach poprzednich policjanci praktycznie nie strzelali. W latach 2006-2008 zarejestrowano zaledwie niespełna 30 przypadków śmiertelnych postrzeleń rocznie, a w roku 2005 amerykańscy policjanci zabili zaledwie 11 osób, z czego jeden, Brandon Williams, zanim umarł zdążył położyć jednego policjanta, a więc przynajmniej tutaj bilans wychodzi na zero. I to jest faktycznie ciekawe. Co takiego się stało, że od roku 2009 amerykańska policja zaczęła strzelać i to strzelać bez litości?
     Czy to możliwe, że wszystko do tego zmierzało od wielu już lat? Wróćmy może na chwilę do dnia 18 stycznia roku 1982, kiedy to z samego rana do małego sklepu z odzieżą w Chicago, prowadzonego przez koreańskie małżeństwo nazwiskiem Kim, weszło dwóch czarnych, dziewiętnastoletni LeRoy Carter Jr. i Earvin Newsome, lat 21. Najpierw przymierzyli parę kurtek, a po chwili zmusili państwa Kim, żeby ci udali się na zaplecze i położyli na podłodze, twarzami do ziemi. Pan i pani Kim nie stawiali oporu, robili to, co im kazano, nie próbowali wzywać policji. Napastnicy przeszli z powrotem do sklepu, zabrali z kasy $100 i jakieś ciuchy, a na koniec wrócili jeszcze na zaplecze, gdzie Carter wyciągnął rewolwer i strzelił leżącej grzecznie na podłodze pani Kim w głowę. I teraz zastanówmy się, co by było, gdyby jakimś cudem do sklepu wszedł uzbrojony policjant i widząc, co się dzieje, wyciągnął broń i krzyknął do Cartera: „Drop the gun, sir, and raise your arms slowly over your head”, a ten nie zareagował w jednej chwili. Myślę, że odpowiedź jest jasna. Ale zastanówmy się też, jak na owo zabójstwo biednego, młodego, w końcu zaledwie 19-letniego chłopca zareagowałaby czarna społeczność Chicago i oczywiście intelektualne środowiska uniwersyteckie. Tu, jak sądzę, odpowiedź jest też jasna. Na co ich stać, mieliśmy okazję obserwować przy okazji znanej nam dobrze sprawy pobitego przez policję Rodneya Kinga, kiedy to ostatecznym kosztem miliarda dolarów czarni mieszkańcy Los Angeles urządzili tak zwane „powstanie Rodneya Kinga”, osiągając w ciągu niespełna tygodnia wynik ponad 2 tysięcy ofiar, w tym ponad 50 śmiertelnych i puszczając z dymem znaczną część miasta.
     I tu wróćmy do roku 2009, kiedy to wbrew wszelkim rozsądnym prognozom, Amerykanie zamiast powiedzieć policjantom, żeby może trochę się opanowali i zrozumieli, że człowiek, nawet jeśli jest czarny i uzbrojony, pozostaje tylko człowiekiem, a służba, jak to mówią bracia za wielką wodą, nie drużba, najwyraźniej postanowili dać policji jeszcze większe uprawnienia. Oto wspomniane już wcześniej statystyki. O ile w roku 2008 amerykańscy policjanci zastrzelili zaledwie 25 osób, w roku 2009 liczba ta wzrosła do 64, by w roku 2010 raptownie podskoczyć do 288. Swoją drogą, to co się stało, musiało dla amerykańskiego społeczeństwa stanowić taki szok, że w roku 2011 zginęło zaledwie 166 osób, co najwyraźniej z kolei tak rozochociło niektórych z nich, że już w roku 2012 policjanci musieli zastrzelić aż 602 osoby.
     I oto pojawia się kwestia podstawowa: czy rzeczywiście musieli? Czy naprawdę nie było innego sposobu, no i przede wszystkim, czy ten system, który oni tam sobie zbudowali musi działać tak, a nie inaczej? No ale tu też musimy wrócić do roku 2009 i pytania, co się wtedy stało? Czy jest możliwe, że któregoś dnia przedstawiciele tych wszystkich „law enforcement agencies” siedli przy stole i uznali, że skoro już wiemy, ilu Amerykanów ginie rok w rok z rąk policji, dobrze by było też sprawdzić, ilu to ostatecznie ginie rocznie w Stanach Zjednoczonych policjantów, tylko przez to, że chcieli solidnie wypełniać swoje obowiązki? Usiedli, posprawdzali w papierach i się przerazili? A może na nich zrobiła wrażenie informacja, że jedną z głównych przyczyn śmierci amerykańskich policjantów na służbie stał się atak serca? Czy mogło tak być? Mogło. To na pewno robi wrażenie. No ale my tego nie wiemy, bo wszystkie dostępne wyliczenia raczej koncentrują się na tych, których zabili policjanci, a gdy chodzi o lata 2000-2009 dowiadujemy się tylko tyle, że wtedy rocznie z rąk „bad guys” ginęło średnio 160 „good guys”.
      No ale jest coś jeszcze. Otóż jak wszystkim nam wiadomo, to właśnie w styczniu roku 2009 Barack Obama został prezydentem Stanów Zjednoczonych. To wiemy wszyscy, a część z nas z pewnością pamięta autentyczną histerię, jaka w wyniku owego wydarzenia ogarnęła czarną społeczność na całym świecie. Czy jest więc możliwe, że to w odpowiedzi na ową histerię policja w Ameryce została zmuszona do takiej a nie innej reakcji. Czy jest możliwe, że niektórzy z nich, wiedząc, że mają wreszcie swojego prezydenta, na hasło „Please, step out of the vehicle, sir” w jednej sekundzie zaczęli sięgać po broń? Uważam, że na to pytanie musimy akurat sobie wszyscy odpowiedzieć już samodzielnie.
      Ktoś być może zapyta skąd nagle ten temat. Otóż, jak wiemy z pewnością wszyscy, bo to jest temat tych dni, niedawno w Dallas doszło do bardzo poważnych zamieszek związanych ze śmiercią z rąk policji dwóch kolejnych osób. Przyjrzyjmy się pierwszemu zdarzeniu. 5 lipca tego roku, policja z miejscowości Baton Rouge w stanie Louisiana, otrzymała informację, że Murzyn nazwiskiem Alton Sterling, znany lokalnie jako „CD man”, grozi przechodniom bronią i ludzie się boją. Ponieważ ów CD man znany był władzom, jako notoryczny przestępca, policjanci zjawili się na miejscu w jednej chwili i próbując obezwładnić Sterlinga, śmiertelnie go postrzelili. Drugie wydarzenie miało miejsce następnego dnia w miejscowości St. Anthony w stanie Minnesota, kiedy to miejscowi policjanci zatrzymali do rutynowej kontroli niejakiego Philando Castile, jak wyraźnie wskazuje imię i nazwisko, z pewnością nie potomka lokalnych członków Ku-Klux-Klanu, i poprosili go o prawo jazdy i dowód rejestracyjny. Jednak zamiast się policjantom wylegitymować, Castile poinformował ich, że ma przy sobie broń. W tym momencie sprawy poszły bardzo szybko. Policjant krzyknął „Don’t move!”, Castillo nie posłuchał rozkazu, sięgnął ręką za plecy, no i zginął.
7 lipca w Dallas doszło do wielkiej demonstracji zorganizowanej przez organizację pod nazwą Black Lives Matter, co się tłumaczy na polski jako „Życie Czarnych ma znaczenie”, z takim zamiarem, by zaprotestować przeciwko obu zabójstwom, no i w ogóle brutalności amerykańskiej policji. I pewnie nie byłoby o czym mówić, gdyby do demonstracji nie podłączył się człowiek nazwiskiem Micah Xavier Johnson – po nazwisku poznajemy, że też nie mamy do czynienia z wnukiem szefa miejscowego Ku-Klux-Klanu – i zanim sam został zlikwidowany przy pomocy policyjnego robota, zdążył zastrzelić pięciu i ranić ośmiu, wyłącznie białych, co należy podkreślić, policjantów. A więc, to jest temat ostatnich dni, ale też powód, dla którego wspomniany wcześniej prezydent Obama zmuszony został do skrócenia swojej wizyty w Europie.
I w tym momencie przeszliśmy do podsumowania tych refleksji i ostatecznego wyjaśnienia, skąd w ogóle dziś ten temat. Otóż, jak wiemy, prezydent Obama podczas wystąpienia dla prasy po spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą uznał za stosowne wyrazić troskę w związku z politycznym kryzysem, jak w ostatnich miesiącach Polska przeżywa, a który przez niektórych nazywany jest kryzysem konstytucyjnym. Wbrew doniesieniom liberalnych mediów, wystąpienie prezydenta Obamy było dość łagodne i ograniczało się praktycznie do stwierdzenia, że Ameryce bardzo zależy na tym, by Polska tak jak dotychczas z sukcesem rozwiązywała wszelkie demokratyczne wyzwania i że on osobiście wierzy, że te oczekiwania zostaną w pełnie zrealizowane. Część obserwatorów postanowiła z satysfakcją ocenić wystąpienie Obamy, jako lekcję, jakiej amerykański prezydent udzielił naszemu krajowi, podczas gdy inni zwrócili się do Obamy, by się od Polski odczepił i zajął sobą. Gdy chodzi o mnie, uważam, że my i oni mamy wszelkie prawo, by komentować to, co się dzieje i tu i tam, i co nas, czy to niepokoi, czy wręcz oburza. Jednej rzeczy wszak nie wolno nam lekceważyć, mianowicie tego, w jaki sposób demokratycznie wybrana i kontrolowana przez społeczeństwo władza – i tu i tam – uznaje za stosowne budować system, dzięki któremu swoim obywatelom zapewnia komfort, bezpieczeństwo i codzienne powodzenie, a sobie polityczny sukces. A zatem, mam naprawdę nadzieję – ale i pewność – że akurat Andrzej Duda nigdy się nie zdecyduje, by publicznie oświadczać, że on z wielką troską patrzy na to, jak amerykańska policja radzi sobie z egzekwowaniem prawa. Dlaczego? Dlatego mianowicie, że nie ma nic gorszego, niż komentowanie spraw, o których tak naprawdę nie ma się bladego pojęcia.
 
Gdyby ktoś miał ochotę na więcej, zapraszam tu jutro, no ale przede wszystkim do księgarni na stronie www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki.
 

 

POLECANE
TVN: Zużyte niemieckie panele fotowoltaiczne, zamiast do recyclingu, trafiają do Polski z ostatniej chwili
TVN: Zużyte niemieckie panele fotowoltaiczne, zamiast do recyclingu, trafiają do Polski

Tysiące ton starych paneli fotowoltaicznych wjeżdża do Polski z Niemiec. Nadają się do utylizacji, ale Polacy je biorą za darmo. Są sprzedawane na rynku wtórnym jako tanie zamienniki, ale szybko trafiają na śmietnik – donoszą dziennikarze „Superwizjera” TVN24.

Wielkanocne zawieszenie broni na Ukrainie. Jest nowy komunikat Kremla z ostatniej chwili
Wielkanocne zawieszenie broni na Ukrainie. Jest nowy komunikat Kremla

Prezydent Rosji Władimir Putin nie wydał rozkazu przedłużenia wielkanocnego zawieszenia broni w Ukrainie – podał w niedzielę Reuters, powołując się na oświadczenie rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa. Rozejm ma obowiązywać do północy (godz. 23 w Polsce) z niedzieli na poniedziałek.

Niepokojące informacje z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb z ostatniej chwili
Niepokojące informacje z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb

W minionym tygodniu odkryto próbę przemytu dwóch osób w południowej Brandenburgii. Kierowca pojazdu wylegitymował się polskim dokumentem pobytowym – informuje w komunikacie niemiecka policja.

Dantejskie sceny w Jerozolimie. Chrześcijanie przedarli się pod Grób Chrystusa Wiadomości
Dantejskie sceny w Jerozolimie. Chrześcijanie przedarli się pod Grób Chrystusa

Wg doniesień zagranicznych mediów, izraelska policja w Wielką Sobotę blokowała wiernym dostęp do Bazyli Grobu Pańskiego. Z nagrań udostępnionych w mediach społecznościowych wynika jednak, że ostatecznie chrześcijanie licznie przedostali się pod grób Jezusa Chrystusa.

Załamanie pogody w Poniedziałek Wielkanocny? Oto najnowsza prognoza Wiadomości
Załamanie pogody w Poniedziałek Wielkanocny? Oto najnowsza prognoza

W niedzielę i poniedziałek temperatura wyniesie do 24 st. C. W Śmigus-dyngus na północy kraju wystąpią opady deszczu, a na zachodzie burze. W czasie burz porywy wiatru wyniosą do 60 km/h - powiedział PAP synoptyk IMGW Michał Kowalczuk.

Nieoficjalnie: Wściekłość w sztabie Trzaskowskiego. Na celowniku Hołownia polityka
Nieoficjalnie: Wściekłość w sztabie Trzaskowskiego. Na celowniku Hołownia

Jak donosi w niedzielę Onet.pl, w sztabie Rafała Trzaskowskiego panuje wściekłość na Szymona Hołownię. Marszałek Sejmu zjawiając się na debacie w Telewizji Republika rzucił piach w tryby kampanii kandydata KO i odmienił dynamikę kampanii. 

Rosyjskie prowokacje nad Morzem Bałtyckim. Jest reakcja Wielkiej Brytanii z ostatniej chwili
Rosyjskie prowokacje nad Morzem Bałtyckim. Jest reakcja Wielkiej Brytanii

Ministerstwo obrony Wielkiej Brytanii poinformowało w niedzielę, że dwa brytyjskie myśliwce przechwyciły rosyjskie samoloty nad Morzem Bałtyckim w pobliżu przestrzeni powietrznej sojuszu NATO. Do dwóch odrębnych zdarzeń doszło we wtorek i czwartek.

Jest komunikat ws. kontuzji Roberta Lewandowskiego. Złe wieści z Barcelony z ostatniej chwili
Jest komunikat ws. kontuzji Roberta Lewandowskiego. Złe wieści z Barcelony

Barcelona w niedzielnym komunikacie przekazała, że Robert Lewandowski doznał kontuzji mięśnia uda. Klub nie podał, jak długo polski piłkarz nie będzie zdolny do gry, ale hiszpańskie media szacują, że leczenie potrwa około trzech tygodni. Oznacza to, że Lewandowski przegapi finał Pucharu Króla z Realem Madryt i przynajmniej jeden z półfinałowych meczów Ligi Mistrzów z Interem Mediolan.

Karol Nawrocki: Wielkanoc to czas nadziei i zwycięstwa życia nad śmiercią Wiadomości
Karol Nawrocki: Wielkanoc to czas nadziei i zwycięstwa życia nad śmiercią

- Wielkanoc to czas nadziei i zwycięstwa życia nad śmiercią - powiedział obywatelski kandydat na prezydenta Karol Nawrocki, składając wraz z małżonką życzenia z okazji Świąt Wielkanocnych.

Warszawa: Wypadek z udziałem motocyklisty. Są nowe informacje Wiadomości
Warszawa: Wypadek z udziałem motocyklisty. Są nowe informacje

W Wielką Sobotę w Warszawie przy ul. Korkowej 152 doszło do wypadku z udziałem motocyklisty, który potrącił dwie starsze osoby. 68-letni mężczyzna potrącony przez motocyklistę, zmarł na miejscu zdarzenia, z kolei 63-letnia kobieta i sprawca trafili do szpitala. W niedzielę, asp. Kamil Sobótka ze stołecznej policji przekazał, że zmarł 36-latek, który kierował motocyklem.

REKLAMA

Krysztof "Toyah" Osiejuk: Czy prezydent Obama nosi t-shirt z napisem CHWDP?

O ile w roku 2008 amerykańscy policjanci zastrzelili zaledwie 25 osób, w roku 2009 liczba ta wzrosła do 64, by w roku 2010 raptownie podskoczyć do 288. Swoją drogą, to co się stało, musiało dla amerykańskiego społeczeństwa stanowić taki szok, że w roku 2011 zginęło zaledwie 166 osób, co najwyraźniej z kolei tak rozochociło niektórych z nich, że już w roku 2012 policjanci musieli zastrzelić aż 602 osoby.
grafika modyfikowana Krysztof "Toyah" Osiejuk: Czy prezydent Obama nosi t-shirt z napisem CHWDP?
grafika modyfikowana / grafika modyfikowana
Chciałbym dziś przedstawić swój tekst opublikowany wcześniej w miesięczniku „Polska bez cenzury”. Polecam. Naprawdę warto.
 
      Jeśli ktoś widział słynny film akcji pod tytułem „Speed”, być może zwrócił uwagę na pewien drobny, ale moim zdaniem niezwykle ciekawy szczegół. Oto grający policjanta Keanu Reeves wskakuje do pędzącego i wypełnionego ładunkiem wybuchowym autobusu, próbuje uspokoić sytuację i zorganizować obronę, i ile razy zwraca się do któregoś z pasażerów, niezmiennie używa formy „sir”, względnie „ma’am”. Oni wszyscy tytułują go normalnie, jak każdą inną napotkaną obcą osobę, podczas gdy on niezmiennie do nich wali tym swoim „sir”, lub „ma’am”. Ciekawe jest też to, że ponieważ on tam występuje w cywilu, nie ma też mowy, by ktoś się do niego zwrócił per „officer”. Jeśli o niego jednak idzie, niezależnie od tego, co on ma na sobie, ów kod pozostaje bez zmian.
      Jestem pewien, że zaobserwowaliśmy go wielokrotnie w innych tak zwanych „policyjnych” filmach. Policjant wolnym krokiem podchodzi do stojącego na poboczu samochodu i zwraca się do kierowcy „Will you step out of the vehicle, please, sir?”, ewentualnie „Put your left hand on the wheel, sir, and with your right hand slowly…”. Pamiętam, że sytuacje te robiły na mnie wrażenie wielokrotnie i to już od dziecka, jednak żadna z nich mnie tak nie poruszyła, jak informacja, że ów kod, taki właśnie, a nie inny, ma tak naprawdę na celu jedno – dostarczyć policjantowi alibi na wypadek, gdyby mu przyszło do głowy danego osobnika zastrzelić. Jeśli dojdzie do zabójstwa, oficer Novak, oficer Peterson, czy oficer Suares, zawsze będą mogli powiedzieć, że po pierwsze podejrzanego ostrzegli, a po drugie nie dali mu żadnego powodu, by się poczuł potraktowany w sposób niepotrzebnie agresywny.
      Jest nam tu dziś oczywiście bardzo trudno powiedzieć, czy 5 sierpnia 2014 roku, zanim policjanci z miejscowości Beavercreek w stanie Ohio zastrzelili niejakiego Johna Crawforda III, poprosili go grzecznie, żeby przestał machać bronią i spokojnie ją odłożył, no i czy zwracali się do niego „sir”, ale moim zdaniem wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Raz, że oni chyba jednak owe reguły mają we krwi, a dwa, że przecież to naprawdę nic nie kosztuje wyrecytować jedną czy drugą formułkę, a dopiero później strzelać, choćby i prosto w głowę. Mało tego. Jak się dowiadujemy, było tak, że kiedy Crawford jedną ręką machał bez sensu tym karabinem, to w drugiej trzymał telefon komórkowy, przez który akurat rozmawiał ze swoim synkiem, któremu to właśnie kupił ów piękny prezent w postaci fantastycznej imitacji prawdziwej broni. Zakładając więc, że skoro, zanim go zastrzelili, policjanci Crawforda ostrzegli, to już przed sądem naprawdę mogli przysiąc, że żadnego telefonu nie zauważyli i że ich cała uwaga skupiona była tylko i wyłącznie na broni.
      Crawford zginął w roku 2014 i to stanowi wiadomość nawet jeśli nie istotną, to z pewnością ciekawą. Otóż, jak informują amerykańskie statystyki, gdy chodzi o przypadki śmiertelnych postrzeleń podczas próby aresztowania, lata 2012 i 2014 wysuwają się zdecydowanie na pierwsze miejsce. W roku 2012 z rąk policji w Stanach Zjednoczonych zginęły 602 osoby, natomiast w owym fatalnym roku 2014 ofiar było aż 627. Wszystkie pozostałe lata, wcześniejsze i późniejsze nawet nie są w stanie się zbliżyć do tego, co się stało w latach 2012 i 2014. Czemu tak? Tego nie wiemy. Jest oczywiście pewne, że amerykańscy socjologowie jakieś odpowiedzi na ten temat mają, jednak my ich ani nie znamy, ani też nie koniecznie musimy im wierzyć. No i powiedzmy sobie szczerze, cóż nas one mogą obchodzić?
      Ciekawe jest natomiast coś innego. Oto, jeśli prześledzimy te same statystyki, oprócz tego, że faktycznie 2012 i 2014 to lata szczególne, a sierpień roku 2014, a więc miesiąc, w którym zginął John Crawford III, to też swoisty rekordzista z liczbą 107 zabitych, wypadałoby się może zastanowić, jak to się stało, że autentyczny wzrost przypadków zabójstw z rąk amerykańskiej policji nastąpił po roku 2009. Jak informują oficjalne dane, w latach poprzednich policjanci praktycznie nie strzelali. W latach 2006-2008 zarejestrowano zaledwie niespełna 30 przypadków śmiertelnych postrzeleń rocznie, a w roku 2005 amerykańscy policjanci zabili zaledwie 11 osób, z czego jeden, Brandon Williams, zanim umarł zdążył położyć jednego policjanta, a więc przynajmniej tutaj bilans wychodzi na zero. I to jest faktycznie ciekawe. Co takiego się stało, że od roku 2009 amerykańska policja zaczęła strzelać i to strzelać bez litości?
     Czy to możliwe, że wszystko do tego zmierzało od wielu już lat? Wróćmy może na chwilę do dnia 18 stycznia roku 1982, kiedy to z samego rana do małego sklepu z odzieżą w Chicago, prowadzonego przez koreańskie małżeństwo nazwiskiem Kim, weszło dwóch czarnych, dziewiętnastoletni LeRoy Carter Jr. i Earvin Newsome, lat 21. Najpierw przymierzyli parę kurtek, a po chwili zmusili państwa Kim, żeby ci udali się na zaplecze i położyli na podłodze, twarzami do ziemi. Pan i pani Kim nie stawiali oporu, robili to, co im kazano, nie próbowali wzywać policji. Napastnicy przeszli z powrotem do sklepu, zabrali z kasy $100 i jakieś ciuchy, a na koniec wrócili jeszcze na zaplecze, gdzie Carter wyciągnął rewolwer i strzelił leżącej grzecznie na podłodze pani Kim w głowę. I teraz zastanówmy się, co by było, gdyby jakimś cudem do sklepu wszedł uzbrojony policjant i widząc, co się dzieje, wyciągnął broń i krzyknął do Cartera: „Drop the gun, sir, and raise your arms slowly over your head”, a ten nie zareagował w jednej chwili. Myślę, że odpowiedź jest jasna. Ale zastanówmy się też, jak na owo zabójstwo biednego, młodego, w końcu zaledwie 19-letniego chłopca zareagowałaby czarna społeczność Chicago i oczywiście intelektualne środowiska uniwersyteckie. Tu, jak sądzę, odpowiedź jest też jasna. Na co ich stać, mieliśmy okazję obserwować przy okazji znanej nam dobrze sprawy pobitego przez policję Rodneya Kinga, kiedy to ostatecznym kosztem miliarda dolarów czarni mieszkańcy Los Angeles urządzili tak zwane „powstanie Rodneya Kinga”, osiągając w ciągu niespełna tygodnia wynik ponad 2 tysięcy ofiar, w tym ponad 50 śmiertelnych i puszczając z dymem znaczną część miasta.
     I tu wróćmy do roku 2009, kiedy to wbrew wszelkim rozsądnym prognozom, Amerykanie zamiast powiedzieć policjantom, żeby może trochę się opanowali i zrozumieli, że człowiek, nawet jeśli jest czarny i uzbrojony, pozostaje tylko człowiekiem, a służba, jak to mówią bracia za wielką wodą, nie drużba, najwyraźniej postanowili dać policji jeszcze większe uprawnienia. Oto wspomniane już wcześniej statystyki. O ile w roku 2008 amerykańscy policjanci zastrzelili zaledwie 25 osób, w roku 2009 liczba ta wzrosła do 64, by w roku 2010 raptownie podskoczyć do 288. Swoją drogą, to co się stało, musiało dla amerykańskiego społeczeństwa stanowić taki szok, że w roku 2011 zginęło zaledwie 166 osób, co najwyraźniej z kolei tak rozochociło niektórych z nich, że już w roku 2012 policjanci musieli zastrzelić aż 602 osoby.
     I oto pojawia się kwestia podstawowa: czy rzeczywiście musieli? Czy naprawdę nie było innego sposobu, no i przede wszystkim, czy ten system, który oni tam sobie zbudowali musi działać tak, a nie inaczej? No ale tu też musimy wrócić do roku 2009 i pytania, co się wtedy stało? Czy jest możliwe, że któregoś dnia przedstawiciele tych wszystkich „law enforcement agencies” siedli przy stole i uznali, że skoro już wiemy, ilu Amerykanów ginie rok w rok z rąk policji, dobrze by było też sprawdzić, ilu to ostatecznie ginie rocznie w Stanach Zjednoczonych policjantów, tylko przez to, że chcieli solidnie wypełniać swoje obowiązki? Usiedli, posprawdzali w papierach i się przerazili? A może na nich zrobiła wrażenie informacja, że jedną z głównych przyczyn śmierci amerykańskich policjantów na służbie stał się atak serca? Czy mogło tak być? Mogło. To na pewno robi wrażenie. No ale my tego nie wiemy, bo wszystkie dostępne wyliczenia raczej koncentrują się na tych, których zabili policjanci, a gdy chodzi o lata 2000-2009 dowiadujemy się tylko tyle, że wtedy rocznie z rąk „bad guys” ginęło średnio 160 „good guys”.
      No ale jest coś jeszcze. Otóż jak wszystkim nam wiadomo, to właśnie w styczniu roku 2009 Barack Obama został prezydentem Stanów Zjednoczonych. To wiemy wszyscy, a część z nas z pewnością pamięta autentyczną histerię, jaka w wyniku owego wydarzenia ogarnęła czarną społeczność na całym świecie. Czy jest więc możliwe, że to w odpowiedzi na ową histerię policja w Ameryce została zmuszona do takiej a nie innej reakcji. Czy jest możliwe, że niektórzy z nich, wiedząc, że mają wreszcie swojego prezydenta, na hasło „Please, step out of the vehicle, sir” w jednej sekundzie zaczęli sięgać po broń? Uważam, że na to pytanie musimy akurat sobie wszyscy odpowiedzieć już samodzielnie.
      Ktoś być może zapyta skąd nagle ten temat. Otóż, jak wiemy z pewnością wszyscy, bo to jest temat tych dni, niedawno w Dallas doszło do bardzo poważnych zamieszek związanych ze śmiercią z rąk policji dwóch kolejnych osób. Przyjrzyjmy się pierwszemu zdarzeniu. 5 lipca tego roku, policja z miejscowości Baton Rouge w stanie Louisiana, otrzymała informację, że Murzyn nazwiskiem Alton Sterling, znany lokalnie jako „CD man”, grozi przechodniom bronią i ludzie się boją. Ponieważ ów CD man znany był władzom, jako notoryczny przestępca, policjanci zjawili się na miejscu w jednej chwili i próbując obezwładnić Sterlinga, śmiertelnie go postrzelili. Drugie wydarzenie miało miejsce następnego dnia w miejscowości St. Anthony w stanie Minnesota, kiedy to miejscowi policjanci zatrzymali do rutynowej kontroli niejakiego Philando Castile, jak wyraźnie wskazuje imię i nazwisko, z pewnością nie potomka lokalnych członków Ku-Klux-Klanu, i poprosili go o prawo jazdy i dowód rejestracyjny. Jednak zamiast się policjantom wylegitymować, Castile poinformował ich, że ma przy sobie broń. W tym momencie sprawy poszły bardzo szybko. Policjant krzyknął „Don’t move!”, Castillo nie posłuchał rozkazu, sięgnął ręką za plecy, no i zginął.
7 lipca w Dallas doszło do wielkiej demonstracji zorganizowanej przez organizację pod nazwą Black Lives Matter, co się tłumaczy na polski jako „Życie Czarnych ma znaczenie”, z takim zamiarem, by zaprotestować przeciwko obu zabójstwom, no i w ogóle brutalności amerykańskiej policji. I pewnie nie byłoby o czym mówić, gdyby do demonstracji nie podłączył się człowiek nazwiskiem Micah Xavier Johnson – po nazwisku poznajemy, że też nie mamy do czynienia z wnukiem szefa miejscowego Ku-Klux-Klanu – i zanim sam został zlikwidowany przy pomocy policyjnego robota, zdążył zastrzelić pięciu i ranić ośmiu, wyłącznie białych, co należy podkreślić, policjantów. A więc, to jest temat ostatnich dni, ale też powód, dla którego wspomniany wcześniej prezydent Obama zmuszony został do skrócenia swojej wizyty w Europie.
I w tym momencie przeszliśmy do podsumowania tych refleksji i ostatecznego wyjaśnienia, skąd w ogóle dziś ten temat. Otóż, jak wiemy, prezydent Obama podczas wystąpienia dla prasy po spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą uznał za stosowne wyrazić troskę w związku z politycznym kryzysem, jak w ostatnich miesiącach Polska przeżywa, a który przez niektórych nazywany jest kryzysem konstytucyjnym. Wbrew doniesieniom liberalnych mediów, wystąpienie prezydenta Obamy było dość łagodne i ograniczało się praktycznie do stwierdzenia, że Ameryce bardzo zależy na tym, by Polska tak jak dotychczas z sukcesem rozwiązywała wszelkie demokratyczne wyzwania i że on osobiście wierzy, że te oczekiwania zostaną w pełnie zrealizowane. Część obserwatorów postanowiła z satysfakcją ocenić wystąpienie Obamy, jako lekcję, jakiej amerykański prezydent udzielił naszemu krajowi, podczas gdy inni zwrócili się do Obamy, by się od Polski odczepił i zajął sobą. Gdy chodzi o mnie, uważam, że my i oni mamy wszelkie prawo, by komentować to, co się dzieje i tu i tam, i co nas, czy to niepokoi, czy wręcz oburza. Jednej rzeczy wszak nie wolno nam lekceważyć, mianowicie tego, w jaki sposób demokratycznie wybrana i kontrolowana przez społeczeństwo władza – i tu i tam – uznaje za stosowne budować system, dzięki któremu swoim obywatelom zapewnia komfort, bezpieczeństwo i codzienne powodzenie, a sobie polityczny sukces. A zatem, mam naprawdę nadzieję – ale i pewność – że akurat Andrzej Duda nigdy się nie zdecyduje, by publicznie oświadczać, że on z wielką troską patrzy na to, jak amerykańska policja radzi sobie z egzekwowaniem prawa. Dlaczego? Dlatego mianowicie, że nie ma nic gorszego, niż komentowanie spraw, o których tak naprawdę nie ma się bladego pojęcia.
 
Gdyby ktoś miał ochotę na więcej, zapraszam tu jutro, no ale przede wszystkim do księgarni na stronie www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe