[Tylko u nas] E. Królikowska-Avis: Brexit to nie fanaberia Brytyjczyków
![[Tylko u nas] E. Królikowska-Avis: Brexit to nie fanaberia Brytyjczyków](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/30264.jpg)
Elżbieta Królikowska-Avis: Naturalnie, to kolejna zresztą porażka Theresy May. Już za wielką, historyczną porażkę można uznać głosowanie sprzed kilku tygodni, gdy plan wyjścia Unii przepadł 240 głosami. Wczoraj kolejna propozycja opuszczenia Unii Europejskiej przepadła 151 głosem. Zdziwiłam się, że Theresa May powiedziała, że jej rząd jest gotowy przeprowadzić formułę rozwodową taką, na jaką zgodzi się parlament, a komentatorzy przewidywali raczej jej odejście. Przyszłym premierem miałby być entuzjasta wyjścia z Unii Europejskiej, prawdopodobnie Boris Johnson, który był twarzą Brexitu. Premier jednak zapowiedziała, że rząd będzie zależny od parlamentu. Dziś odbędzie się głosowanie na temat twardego Brexitu, z kolei 23 i 24 marca odbędzie się szczyt w Brukseli, gdzie Theresa May będzie próbowała ugrać jeszcze jakieś renegocjacje.
Co dzisiaj zostaje na stole?
Dwie sprawy. Pierwsza to kolejne referendum, do którego pali się cała opozycja lewicowo-liberalna od Laburzystów, poprzez Liberalnych Demokratów, po lewicową Szkocką Partię Narodową. Po drugiej stronie jest od 50 do 60 konserwatystów z Partii Torysów oraz posłowie z Demokratycznej Partii Unionistycznej z Irlandii Północnej. Kolejne referendum byłoby jednak uderzeniem w demokrację, podobnie jak w Irlandii, gdzie przeprowadzano referenda do skutku. Drugą opcją jest rozpoczęcie negocjacji z Unią Europejską od początku, na co na pewno nie będzie zgody mandarynów z Brukseli, ale też i ze strony brytyjskiej opozycji i części konserwatystów, zwłaszcza tych z rządu Theresy May. Dziś w parlamencie odbędzie się głosowanie nad „no deal brexit”, ale myślę, że również i na to nie będzie zgody, ta opcja nie ma zbyt wielu entuzjastów. Opozycja jest przeciwko, podobnie jak większość konserwatystów, również sama Unia Europejska jest przeciwna. „No deal brexit” nie ma wielu przyjaciół.
A jak wyglądają nastroje na wyspie? Czy dzisiaj Brytyjczycy nie zagłosowaliby za brexitem?
Wszystko zależy od tego, jaką prasę czytamy. Konserwatywna – "Times", "Daily Telegraph", "Daily Mail" – twierdzi, że nie można rozpisać nowego referendum, bo Brytyjczycy się już wypowiedzieli. Po drugiej stronie – lewica liberalna prze do drugiego referendum. Faktem jest, że drugie referendum byłoby strasznym uderzeniem w demokrację, którą Brytyjczycy sobie cenią. Proszę zwrócić uwagę na to, że brexit to nie jest fanaberia Brytyjczyków. Mało się o tym mówi w Polsce, ale na Wyspach Brytyjskich od 1997 r. do 2010 r. przyjmowano rokrocznie ćwierć miliona imigrantów, którzy od razu wskakiwali na drabinę zasiłków. Mało się mówi w Polsce, że 2/3 tych imigrantów to ludzie spoza Europy, z niskimi kwalifikacjami, co prawda częściowo z byłych krajów Imperium Brytyjskiego, ale nie tylko, bo również z Afryki Północnej. To często byli ludzie niepracujący, niepłacący podatków, a właśnie pobierający socjal. Po 2010 r., gdy przejęli władzę konserwatyści i David Cameron, to ich liczba jeszcze się powiększyła. Do dziś do Wielkiej Brytanii przybywa do 350 tys. imigrantów rocznie.
Rzecz polega na tym, że służby publiczne, szpitale, szkoły, bezpieczeństwo tak bardzo się pogorszyły, że to była podstawa głosowania Brytyjczyków za brexitem. Brytyjczycy powiedzieli: nie oddamy Brukseli naszego „British life”, naszego stylu życia. Chodzi tu również o dwa brukselskie trybunały – Europejski Trybunał Praw Człowieka i Trybunał Sprawiedliwości, które zawsze ostateczny werdykt wydają przeciwko sądom narodowym. Znamy to z autopsji. Brytyjczycy powiedzieli temu stop, stąd rezultat głosowania nad brexitem. Dzisiaj społeczeństwo brytyjskie jest bardzo zmęczone i przestraszone, bo media liberalno-lewicowe wciąż straszą, że londyńskie City zostanie przeniesione do Frankfurtu, a firmy o charakterze globalnym zostaną przeniesione do Hongkongu i Singapuru. Społeczeństwo jest przestraszone, ale problem pozostaje nierozwiązany – tu chodzi o standard życia Brytyjczyków.