Neomarksiści jako winowajcy zastępczy prawicy

Teoria o wszechwładnych neomarksistach zdobyła na prawicy ogromną popularność, ponieważ pozwalała zamaskować niespójność ideologiczną konserwatywnych liberałów.

Co musisz wiedzieć:

  • Teoria o dojmującym wpływie neomarksizmu na upadek cywilizacji zaczęła się rozpowszechniać w konserwatywnej literaturze amerykańskiej już na początku XXI wieku.
  • Przecenianie wpływu neomarksizmu widać także w sferze naukowej.
  • Neomarksistowskie inspiracje próbowały przenikać do różnych nauk, ale wyolbrzymianie ich roli i proporcji względem innych nurtów to po prostu nieuprawnione nadużycie.

Fakt, że prawica co rusz wyszukuje sobie „sezonowych” wrogów rządzących światem, jest częstym obiektem żartów i znalazł wyraz w słynnym powiedzeniu, iż „wszystkiemu winni są Żydzi, masoni i cykliści”. Jeśli jednak odłożyć kpinę na bok i przyjrzeć się temu zagadnieniu uważniej, okazuje się, że poszczególni wrogowie nie są wybierani przypadkowo. Prawica wspólnotowo-narodowa chętniej upatruje omnipotentnego przeciwnika w globalistycznej finansjerze o twarzy Klausa Schwaba; katolicko-tradycjonalistyczna – w nietransparentnych antychrześcijańskich stowarzyszeniach lub wewnątrzkościelnych dywersantach; z kolei wolnorynkowa – w neomarksistach, którzy po udanym „pochodzie przez instytucje” mieli przekształcić świadomość narodów Zachodu według rewolucyjno-komunistycznego wzorca. Wybór ten wynika z perspektywy, jaką narzuca każda z doktryn dzieląca rzeczywistość społeczną na konkretne osie polaryzacji. Inaczej to jednak czyni doktryna spójna, a inaczej łącząca dwa nieprzystające do siebie światy – wróg takowej musi przybierać mocno zniekształconą, a wręcz urojoną formę.

Długie macki neomarksistów

Nikt poważny nie neguje istnienia neomarksizmu ani jego wpływu na różne nurty współczesnej myśli naukowej, politycznej czy artystycznej. Autorów Szkoły Frankfurckiej i ich intelektualnych spadkobierców znajdziemy w niemal każdej księgarni z literaturą społeczną i humanistyczną. Ich dzieła stały się fundamentem jednego z ważniejszych nurtów socjologii, a wielu ideologów zachodnich ruchów wywrotowych (jak np. Black Lives Matter) doskonale orientuje się w koncepcjach reformatorów marksizmu. Jednak od dostrzeżenia pewnego wpływu na pejzaż intelektualny Zachodu do stwierdzenia, że neomarksiści przerobili całą jego mentalność, albo że ich „agenci” sterują najważniejszymi instytucjami, wiedzie długa droga.

Teoria o dojmującym wpływie neomarksizmu na upadek cywilizacji zaczęła się rozpowszechniać w konserwatywnej literaturze amerykańskiej już na początku XXI wieku. Do kanonu trafiła książka Patricka Buchanana „Śmierć Zachodu”, w której przedstawiono dość prymitywny zarys pierwszej wersji teorii o ideologicznej hegemonii neomarksizmu. Choć autor nie sięgał do materiałów źródłowych, lecz do opracowań, a przy tym popełniał liczne błędy (jak choćby zaliczenie Wilhelma Reicha do Szkoły Frankfurckiej), środowiska republikańskie podchwyciły jego myśl. Książka roztaczała kusząco prosty obraz świata, w którym frankfurtczycy zawładnęli amerykańskimi kampusami uniwersyteckimi, skąd wywodziły się przyszłe elity Stanów Zjednoczonych, ergo – neomarksizm rządzi imperium, które rządzi światem.

Wątek ten podjął Kevin MacDonald, który w „Kulturze krytyki” powiązał działania neomarksistów z rzekomą strategią adaptacyjną narodu żydowskiego, dzięki czemu fascynacja frankfurtczykami przeniknęła do uniwersum fascynatów teorii spiskowych. Wizja okazała się żywotna i co jakiś czas odnawiana, jak choćby przez znanego konserwatystę Dinesha D’Souzę, dopatrującego się źródeł „socjalizmu tożsamościowego” w myśli neomarksistowskiej – zwłaszcza w kontekście promowania różnorodności w popkulturze czy korporacjach. W Polsce podobne tezy głosiło na początku lat dziewięćdziesiątych środowisko Unii Polityki Realnej oraz tygodnika „Najwyższy Czas!”. Jednak dopiero nieżyjący już Krzysztof Karoń zapewnił im prawdziwy renesans. Ten publicysta i hobbystyczny badacz marksizmu olśnił znaczną część antysystemowej prawicy swoją erudycją, tworząc teorię o panowaniu „antykultury”, której jądrem miał być właśnie neomarksizm.

Różne wersje teorii o hegemonii neomarksizmu w świecie Zachodu wskazywały różnych protagonistów: raz był to Herbert Marcuse, innym razem György Lukács, Theodor Adorno, Max Horkheimer czy Antonio Gramsci. Nierzadko przywoływano nazwisko Rudiego Dutschke i jego hasło „długiego marszu”, przemianowanego na „marsz przez instytucje”. Czasem rozumiano go jako infiltrację instytucji przez „agentów wpływu”, innym razem – jako ciche przemodelowanie instytucji kultury, takich jak religia czy rodzina. Zakładano też istnienie „proletariatu zastępczego” – mniejszości seksualnych, kobiet czy ras kolorowych, celowo wytypowanego przez rewolucjonistów, by zastąpić tradycyjny proletariat robotniczy jako nośnik rewolucji i narzędzie destrukcji Zachodu na polu kultury. Najbardziej egzotyczna wersja Karonia (do której nie udało mu się przekonać jednak zbyt wielu) zakładała celowe „oduczanie” społeczeństw zachodnich etosu pracy, tak aby zostały zmuszone do udziału w rewolucji, nie mogąc zapracować na własne przetrwanie.

Diagnosto, diagnozuj się sam

Podstawowym problemem w omawianej teorii jest oczywiście przecenianie wpływowości neomarksizmu, wynikające z braku poważnej metodologii. Przykładowo – zakłada się, że wszyscy (lub przynajmniej najważniejsi) aktywiści LGBT są nim inspirowani. Tymczasem – pierwsze ruchy progejowskie (tzw. ruch homofilijny z lat 50.) były zdecydowanie liberalne. Podobnie jak Gay Activists Alliance, który już w połowie lat 70. wyparł ruch Gay Liberation Front (rzeczywiście posiadający istotne wpływy marksistowskie). Wtedy właśnie zniechęcone nieskutecznością rewolucyjnej retoryki środowiska te zaczęły działać w ramach systemu – nie po to, by go obalić, lecz by uszczknąć własny „kawałek tortu”, bez ambicji niszczenia kapitalizmu. Doskonale widać to w podziałach samego ruchu homopolitycznego, w którym jedynie marginalne grupy sprzeciwiają się „tęczowemu kapitalizmowi”: grupy anarcho-queerowe funkcjonują dziś raczej jako folklor, a nawiązania do dawnych tradycji marksistowskich są niemal niewidoczne. W kontekście mniejszości seksualnych teoria tropiąca neomarksistów całkowicie ignoruje także istnienie zupełnie odrębnego i posiadającego gigantyczne znaczenie nurtu demoliberalnego, posiadającego własnych „guru” (jak Karl Popper – krytyczny wobec Marksa). Zakłada on wspieranie mniejszości (w tym: seksualnych) jako sposobu neutralizowania rodzących się tendencji antydemokratycznych, i hojnie je finansuje.

Faktem jest, że neomarksistowskie inspiracje próbowały przenikać do różnych nauk, ale wyolbrzymianie ich roli i proporcji względem innych nurtów to po prostu nieuprawnione nadużycie.

 

Dokładnie tak samo wygląda to w przypadku ruchów kobiecych czy rasowych. Redukowanie feminizmu czy polityki antyrasistowskiej do jednego nurtu „neomarksistowskiego” jest dowodem ignorancji. Ideologie te mają bowiem liczne odgałęzienia, spośród których wersja marksistowska wcale nie jest najważniejsza (zdecydowanie ustępuje liberalnej, socjaldemokratycznej czy nawet anarchistycznej), choć faktycznie na przełomie lat 60. i 70. bywała najbardziej krzykliwa. Winna jest tu niska „rozdzielczość poznawcza” stosowana wobec obozu postrzeganego jako przeciwny prawicy, i zwykłe poszukiwanie kolejnych potwierdzeń własnej teorii, przy uporczywym zamykaniu oczu na dowody jej przeczące.

Tej tendencyjności sprzyja zbyt rozległa definicja marksizmu, w której cechy poboczne – takie jak dzielenie społeczeństwa w celu podburzania określonych grup – uznawane są za jego istotę, co jest nieprawdą (idąc tokiem tego rozumowania, można by nawet wolnorynkowców uznać za marksistów – skoro podburzają przedsiębiorców przeciwko urzędnikom). Równocześnie pomija się tę najważniejszą, przewijającą się przez kolejne pokolenia marksistów: dążenie do obalenia kapitalizmu i budowy komunizmu, zapośredniczonego kontrolowanym stanem przejściowym. Często zresztą dochodzi do „ustalania” marksisowskiego rodowodu różnych zjawisk za pomocą luźnych skojarzeń. Do historii powinien przejść program jednego ze „znawców masonerii polskiej”, w którym zaproszona „specjalistka” skojarzyła z neomarksizmem słynny youtube’owy kanał dla dzieci i młodzieży pt. „Ekipa”, ponieważ jego istotną treścią jest motyw podróży, a „podróż” to przecież płynność, płynność to postmodernizm, a postmodernizm to... marksizm.

Więcej prawdy kryje się w stwierdzeniu, że mamy do czynienia raczej z „zastępczymi winowajcami” za grzechy kapitalizmu niż z „zastępczym proletariatem” wykreowanym przez neomarksizm.

Przecenianie wpływu neomarksizmu widać także w sferze naukowej. Współczesnej socjologii, w której myśl marksistowska rzeczywiście pozostawiła znaczący ślad, nie da się – wbrew temu, co niektórzy sugerują – zredukować do spuścizny frankfurtczyków i ich pobratymców. Istnieje przecież wpływowa szkoła interakcjonizmu symbolicznego, teoria systemów społecznych Niklasa Luhmanna czy socjologia sieci – wszystkie pozbawione marksistowskich korzeni. Podobnie rzecz ma się z pedagogiką. Wielu tropicieli marksizmu upatruje go w „antypedagogice” (zresztą bardziej anarchistycznej niż marksistowskiej) czy w pedagogice krytycznej, choć nurty te wcale nie definiują współczesnego myślenia o tej dziedzinie. Faktem jest, że neomarksistowskie inspiracje próbowały przenikać do różnych nauk, ale wyolbrzymianie ich roli i proporcji względem innych nurtów to po prostu nieuprawnione nadużycie.

Marksizm, wszędzie marksizm!

Najgłośniej ten okrzyk wznoszą – jak już wspomniano – środowiska prawicowe szczególnie zakochane w wolnym rynku. I nie jest to przypadek. Funkcjonowanie gospodarki rynkowej niesie bowiem za sobą wiele demoralizacji: treści godzące w tradycyjny porządek są chętnie sprzedawane, jako towar równie dobry jak każdy inny, konsumencki tryb życia indukowany przez system niesie ze sobą oddalenie od wartości religijnych, ceniona przez przedsiębiorców migracja zarobkowa prowadzi do znienawidzonego multikulturalizmu, a kapitalistyczne myślenie transakcyjne podmywa instytucje wspólnotowe... Tego typu wad funkcjonowania turbokapitalizmu z punktu widzenia konserwatystów można wymieniać jeszcze wiele. Jednak dostrzeżenie tego sprawiłoby konieczność przyznania przez konserwatywnych liberałów, że wyznawany przez nich turbokapitalizm sam w sobie może prowadzić do skutków nie do końca prawicowych. Teoria o długich mackach neomarksistów pomaga ten zarzut oddalić i ochronić doktrynę przed bolesną weryfikacją. Kiedy więc widzimy młode dziewczęta „działające” na OnlyFans, tęczowe flagi zdobiące sklepy w miesiącu dumy, politykę politycznej poprawności w mediach społecznościowych czy treningi różnorodności w korporacjach – zawsze można powiedzieć, że to nie efekt działania sił rynkowych (jak np. chęć zwiększenia sprzedaży czy „gaszenie pożarów” w problematycznych multikulturowych zespołach pracowniczych), lecz rezultat działania czynnika ukrytego. Gdyby okazało się ponad wszelką wątpliwość, że to globalny wolny rynek sam w sobie przyczynia się do burzenia tradycyjnego porządku, cała idea konserwatywno-liberalna rozsypałaby się w gruzy. I właśnie po to potrzebny jest kozioł ofiarny: by wszystkimi objawami destrukcyjnych sił wolnego rynku można było kogoś obarczyć. Więcej prawdy kryje się więc w stwierdzeniu, że mamy do czynienia raczej z „zastępczymi winowajcami” za grzechy kapitalizmu niż z „zastępczym proletariatem” wykreowanym przez neomarksizm.


 

POLECANE
Pałac Buckingham. Pilne informacje w sprawie Kate Middleton z ostatniej chwili
Pałac Buckingham. Pilne informacje w sprawie Kate Middleton

Książę i księżna Walii pokazali nowe rodzinne zdjęcie z kartki świątecznej 2025. Fotografia opublikowana w mediach społecznościowych przedstawia księcia Williama wraz z Kate oraz ich dzieci: George'a, Charlotte i Louisa.

Uciekinier ze szpitala psychiatrycznego w Żurawicy zatrzymany przez policję Wiadomości
Uciekinier ze szpitala psychiatrycznego w Żurawicy zatrzymany przez policję

Służby w czwartek rano ujęły 25-letniego mężczyznę, który dzień wcześniej uciekł z Wojewódzkiego Podkarpackiego Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy. Mężczyzna, podejrzany o znęcanie się nad rodziną, był wcześniej pod dozorem funkcjonariuszy służby więziennej i oceniany jako potencjalnie niebezpieczny.

Ekspert: TSUE wykroczył poza swoje kompetencje tylko u nas
Ekspert: TSUE wykroczył poza swoje kompetencje

Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie C-448/23 wywołał nowy spór o granice kompetencji Unii i relacje między prawem unijnym a konstytucją państw członkowskich. Ekspert wyjaśnia, jakie konsekwencje to orzeczenie może mieć dla stabilności prawa i sytuacji obywateli w Polsce.

Wielki protest rolników w Brukseli przeciwko umowie UE z Mercosur z ostatniej chwili
Wielki protest rolników w Brukseli przeciwko umowie UE z Mercosur

Tysiące rolników z całej Europy protestuje w Brukseli przeciw umowie UE z Mercosur. W centrum miasta pojawiły się traktory, a służby rozstawiły blokady. W proteście uczestniczą także rolnicy z Polski – związkowcy z NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność".

TSUE: TK nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu z ostatniej chwili
TSUE: TK nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu

Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł w czwartek, że polski Trybunał Konstytucyjny naruszył prawo Unii nie respektując wyroków TSUE. Według unijnego trybunału TK nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu, ustanowionego uprzednio ustawą, z powodu nieprawidłowości w powołaniu trzech jego członków oraz prezesa. W swoim wyroku TSUE stwierdził, że Polska nie może powoływać się na swoją tożsamość konstytucyjną, aby uchylić się od respektowania wspólnych wartości.

Ursula von der Leyen wprost o użyciu aktywów Rosji: „Wszyscy podzielimy się ryzykiem” z ostatniej chwili
Ursula von der Leyen wprost o użyciu aktywów Rosji: „Wszyscy podzielimy się ryzykiem”

– Rozumiem obawy Belgii, ale jeśli zdecydujemy się na wykorzystanie pożyczek reparacyjnych do finansowania Ukrainy, to wszyscy będziemy musieli podzielić się ryzykiem – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przed czwartkowym posiedzeniem unijnych przywódców w Brukseli.

Putin o Europie i USA: „Prosiaki były przekonane, że szybko zniszczą Rosję” Wiadomości
Putin o Europie i USA: „Prosiaki były przekonane, że szybko zniszczą Rosję”

Władimir Putin w czasie środowej narady w rosyjskim ministerstwie obrony ostro skrytykował europejskich przywódców, nazywając ich „prosiakami” i twierdząc, że razem ze Stanami Zjednoczonymi liczyli na szybkie zniszczenie Rosji. Jednocześnie zapowiedział, że Moskwa będzie dążyć do osiągnięcia swoich celów na Ukrainie środkami dyplomatycznymi lub wojskowymi.

25-latek uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Policja ostrzega: Może być groźny Wiadomości
25-latek uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Policja ostrzega: Może być groźny

Policja w Przemyślu prowadzi intensywne poszukiwania 25-letniego mężczyzny, który w środę wieczorem uciekł z Wojewódzkiego Podkarpackiego Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy. Funkcjonariusze ostrzegają, że mężczyzna może być niebezpieczny i apelują o zachowanie szczególnej ostrożności.

OSW: Groźne chińskie auta. „Ryzyko działań dywersyjnych”  z ostatniej chwili
OSW: Groźne chińskie auta. „Ryzyko działań dywersyjnych” 

Zasypane elektroniką coraz popularniejsze auta z Chin to zagrożenie dla bezpieczeństwa Unii Europejskiej i Polski – oceniła w czwartek „Rzeczpospolita”, powołując się na raport Ośrodka Studiów Wschodnich.

Karol Nawrocki poza konkurencją. Tylko on przekroczył symboliczną granicę z ostatniej chwili
Karol Nawrocki poza konkurencją. Tylko on przekroczył symboliczną granicę

Karol Nawrocki po raz kolejny znalazł się na pierwszym miejscu rankingu zaufania do polityków w sondażu CBOS. Prezydent pozostaje jedynym politykiem w Polsce, któremu ufa ponad połowa badanych. Na kolejnych miejscach znaleźli się wicepremierzy Władysław Kosiniak-Kamysz i Radosław Sikorski, natomiast największą nieufność respondentów budzą Jarosław Kaczyński i Grzegorz Braun. Gwałtowny wzrost nieufności zanotował również Waldemar Żurek.  

REKLAMA

Neomarksiści jako winowajcy zastępczy prawicy

Teoria o wszechwładnych neomarksistach zdobyła na prawicy ogromną popularność, ponieważ pozwalała zamaskować niespójność ideologiczną konserwatywnych liberałów.

Co musisz wiedzieć:

  • Teoria o dojmującym wpływie neomarksizmu na upadek cywilizacji zaczęła się rozpowszechniać w konserwatywnej literaturze amerykańskiej już na początku XXI wieku.
  • Przecenianie wpływu neomarksizmu widać także w sferze naukowej.
  • Neomarksistowskie inspiracje próbowały przenikać do różnych nauk, ale wyolbrzymianie ich roli i proporcji względem innych nurtów to po prostu nieuprawnione nadużycie.

Fakt, że prawica co rusz wyszukuje sobie „sezonowych” wrogów rządzących światem, jest częstym obiektem żartów i znalazł wyraz w słynnym powiedzeniu, iż „wszystkiemu winni są Żydzi, masoni i cykliści”. Jeśli jednak odłożyć kpinę na bok i przyjrzeć się temu zagadnieniu uważniej, okazuje się, że poszczególni wrogowie nie są wybierani przypadkowo. Prawica wspólnotowo-narodowa chętniej upatruje omnipotentnego przeciwnika w globalistycznej finansjerze o twarzy Klausa Schwaba; katolicko-tradycjonalistyczna – w nietransparentnych antychrześcijańskich stowarzyszeniach lub wewnątrzkościelnych dywersantach; z kolei wolnorynkowa – w neomarksistach, którzy po udanym „pochodzie przez instytucje” mieli przekształcić świadomość narodów Zachodu według rewolucyjno-komunistycznego wzorca. Wybór ten wynika z perspektywy, jaką narzuca każda z doktryn dzieląca rzeczywistość społeczną na konkretne osie polaryzacji. Inaczej to jednak czyni doktryna spójna, a inaczej łącząca dwa nieprzystające do siebie światy – wróg takowej musi przybierać mocno zniekształconą, a wręcz urojoną formę.

Długie macki neomarksistów

Nikt poważny nie neguje istnienia neomarksizmu ani jego wpływu na różne nurty współczesnej myśli naukowej, politycznej czy artystycznej. Autorów Szkoły Frankfurckiej i ich intelektualnych spadkobierców znajdziemy w niemal każdej księgarni z literaturą społeczną i humanistyczną. Ich dzieła stały się fundamentem jednego z ważniejszych nurtów socjologii, a wielu ideologów zachodnich ruchów wywrotowych (jak np. Black Lives Matter) doskonale orientuje się w koncepcjach reformatorów marksizmu. Jednak od dostrzeżenia pewnego wpływu na pejzaż intelektualny Zachodu do stwierdzenia, że neomarksiści przerobili całą jego mentalność, albo że ich „agenci” sterują najważniejszymi instytucjami, wiedzie długa droga.

Teoria o dojmującym wpływie neomarksizmu na upadek cywilizacji zaczęła się rozpowszechniać w konserwatywnej literaturze amerykańskiej już na początku XXI wieku. Do kanonu trafiła książka Patricka Buchanana „Śmierć Zachodu”, w której przedstawiono dość prymitywny zarys pierwszej wersji teorii o ideologicznej hegemonii neomarksizmu. Choć autor nie sięgał do materiałów źródłowych, lecz do opracowań, a przy tym popełniał liczne błędy (jak choćby zaliczenie Wilhelma Reicha do Szkoły Frankfurckiej), środowiska republikańskie podchwyciły jego myśl. Książka roztaczała kusząco prosty obraz świata, w którym frankfurtczycy zawładnęli amerykańskimi kampusami uniwersyteckimi, skąd wywodziły się przyszłe elity Stanów Zjednoczonych, ergo – neomarksizm rządzi imperium, które rządzi światem.

Wątek ten podjął Kevin MacDonald, który w „Kulturze krytyki” powiązał działania neomarksistów z rzekomą strategią adaptacyjną narodu żydowskiego, dzięki czemu fascynacja frankfurtczykami przeniknęła do uniwersum fascynatów teorii spiskowych. Wizja okazała się żywotna i co jakiś czas odnawiana, jak choćby przez znanego konserwatystę Dinesha D’Souzę, dopatrującego się źródeł „socjalizmu tożsamościowego” w myśli neomarksistowskiej – zwłaszcza w kontekście promowania różnorodności w popkulturze czy korporacjach. W Polsce podobne tezy głosiło na początku lat dziewięćdziesiątych środowisko Unii Polityki Realnej oraz tygodnika „Najwyższy Czas!”. Jednak dopiero nieżyjący już Krzysztof Karoń zapewnił im prawdziwy renesans. Ten publicysta i hobbystyczny badacz marksizmu olśnił znaczną część antysystemowej prawicy swoją erudycją, tworząc teorię o panowaniu „antykultury”, której jądrem miał być właśnie neomarksizm.

Różne wersje teorii o hegemonii neomarksizmu w świecie Zachodu wskazywały różnych protagonistów: raz był to Herbert Marcuse, innym razem György Lukács, Theodor Adorno, Max Horkheimer czy Antonio Gramsci. Nierzadko przywoływano nazwisko Rudiego Dutschke i jego hasło „długiego marszu”, przemianowanego na „marsz przez instytucje”. Czasem rozumiano go jako infiltrację instytucji przez „agentów wpływu”, innym razem – jako ciche przemodelowanie instytucji kultury, takich jak religia czy rodzina. Zakładano też istnienie „proletariatu zastępczego” – mniejszości seksualnych, kobiet czy ras kolorowych, celowo wytypowanego przez rewolucjonistów, by zastąpić tradycyjny proletariat robotniczy jako nośnik rewolucji i narzędzie destrukcji Zachodu na polu kultury. Najbardziej egzotyczna wersja Karonia (do której nie udało mu się przekonać jednak zbyt wielu) zakładała celowe „oduczanie” społeczeństw zachodnich etosu pracy, tak aby zostały zmuszone do udziału w rewolucji, nie mogąc zapracować na własne przetrwanie.

Diagnosto, diagnozuj się sam

Podstawowym problemem w omawianej teorii jest oczywiście przecenianie wpływowości neomarksizmu, wynikające z braku poważnej metodologii. Przykładowo – zakłada się, że wszyscy (lub przynajmniej najważniejsi) aktywiści LGBT są nim inspirowani. Tymczasem – pierwsze ruchy progejowskie (tzw. ruch homofilijny z lat 50.) były zdecydowanie liberalne. Podobnie jak Gay Activists Alliance, który już w połowie lat 70. wyparł ruch Gay Liberation Front (rzeczywiście posiadający istotne wpływy marksistowskie). Wtedy właśnie zniechęcone nieskutecznością rewolucyjnej retoryki środowiska te zaczęły działać w ramach systemu – nie po to, by go obalić, lecz by uszczknąć własny „kawałek tortu”, bez ambicji niszczenia kapitalizmu. Doskonale widać to w podziałach samego ruchu homopolitycznego, w którym jedynie marginalne grupy sprzeciwiają się „tęczowemu kapitalizmowi”: grupy anarcho-queerowe funkcjonują dziś raczej jako folklor, a nawiązania do dawnych tradycji marksistowskich są niemal niewidoczne. W kontekście mniejszości seksualnych teoria tropiąca neomarksistów całkowicie ignoruje także istnienie zupełnie odrębnego i posiadającego gigantyczne znaczenie nurtu demoliberalnego, posiadającego własnych „guru” (jak Karl Popper – krytyczny wobec Marksa). Zakłada on wspieranie mniejszości (w tym: seksualnych) jako sposobu neutralizowania rodzących się tendencji antydemokratycznych, i hojnie je finansuje.

Faktem jest, że neomarksistowskie inspiracje próbowały przenikać do różnych nauk, ale wyolbrzymianie ich roli i proporcji względem innych nurtów to po prostu nieuprawnione nadużycie.

 

Dokładnie tak samo wygląda to w przypadku ruchów kobiecych czy rasowych. Redukowanie feminizmu czy polityki antyrasistowskiej do jednego nurtu „neomarksistowskiego” jest dowodem ignorancji. Ideologie te mają bowiem liczne odgałęzienia, spośród których wersja marksistowska wcale nie jest najważniejsza (zdecydowanie ustępuje liberalnej, socjaldemokratycznej czy nawet anarchistycznej), choć faktycznie na przełomie lat 60. i 70. bywała najbardziej krzykliwa. Winna jest tu niska „rozdzielczość poznawcza” stosowana wobec obozu postrzeganego jako przeciwny prawicy, i zwykłe poszukiwanie kolejnych potwierdzeń własnej teorii, przy uporczywym zamykaniu oczu na dowody jej przeczące.

Tej tendencyjności sprzyja zbyt rozległa definicja marksizmu, w której cechy poboczne – takie jak dzielenie społeczeństwa w celu podburzania określonych grup – uznawane są za jego istotę, co jest nieprawdą (idąc tokiem tego rozumowania, można by nawet wolnorynkowców uznać za marksistów – skoro podburzają przedsiębiorców przeciwko urzędnikom). Równocześnie pomija się tę najważniejszą, przewijającą się przez kolejne pokolenia marksistów: dążenie do obalenia kapitalizmu i budowy komunizmu, zapośredniczonego kontrolowanym stanem przejściowym. Często zresztą dochodzi do „ustalania” marksisowskiego rodowodu różnych zjawisk za pomocą luźnych skojarzeń. Do historii powinien przejść program jednego ze „znawców masonerii polskiej”, w którym zaproszona „specjalistka” skojarzyła z neomarksizmem słynny youtube’owy kanał dla dzieci i młodzieży pt. „Ekipa”, ponieważ jego istotną treścią jest motyw podróży, a „podróż” to przecież płynność, płynność to postmodernizm, a postmodernizm to... marksizm.

Więcej prawdy kryje się w stwierdzeniu, że mamy do czynienia raczej z „zastępczymi winowajcami” za grzechy kapitalizmu niż z „zastępczym proletariatem” wykreowanym przez neomarksizm.

Przecenianie wpływu neomarksizmu widać także w sferze naukowej. Współczesnej socjologii, w której myśl marksistowska rzeczywiście pozostawiła znaczący ślad, nie da się – wbrew temu, co niektórzy sugerują – zredukować do spuścizny frankfurtczyków i ich pobratymców. Istnieje przecież wpływowa szkoła interakcjonizmu symbolicznego, teoria systemów społecznych Niklasa Luhmanna czy socjologia sieci – wszystkie pozbawione marksistowskich korzeni. Podobnie rzecz ma się z pedagogiką. Wielu tropicieli marksizmu upatruje go w „antypedagogice” (zresztą bardziej anarchistycznej niż marksistowskiej) czy w pedagogice krytycznej, choć nurty te wcale nie definiują współczesnego myślenia o tej dziedzinie. Faktem jest, że neomarksistowskie inspiracje próbowały przenikać do różnych nauk, ale wyolbrzymianie ich roli i proporcji względem innych nurtów to po prostu nieuprawnione nadużycie.

Marksizm, wszędzie marksizm!

Najgłośniej ten okrzyk wznoszą – jak już wspomniano – środowiska prawicowe szczególnie zakochane w wolnym rynku. I nie jest to przypadek. Funkcjonowanie gospodarki rynkowej niesie bowiem za sobą wiele demoralizacji: treści godzące w tradycyjny porządek są chętnie sprzedawane, jako towar równie dobry jak każdy inny, konsumencki tryb życia indukowany przez system niesie ze sobą oddalenie od wartości religijnych, ceniona przez przedsiębiorców migracja zarobkowa prowadzi do znienawidzonego multikulturalizmu, a kapitalistyczne myślenie transakcyjne podmywa instytucje wspólnotowe... Tego typu wad funkcjonowania turbokapitalizmu z punktu widzenia konserwatystów można wymieniać jeszcze wiele. Jednak dostrzeżenie tego sprawiłoby konieczność przyznania przez konserwatywnych liberałów, że wyznawany przez nich turbokapitalizm sam w sobie może prowadzić do skutków nie do końca prawicowych. Teoria o długich mackach neomarksistów pomaga ten zarzut oddalić i ochronić doktrynę przed bolesną weryfikacją. Kiedy więc widzimy młode dziewczęta „działające” na OnlyFans, tęczowe flagi zdobiące sklepy w miesiącu dumy, politykę politycznej poprawności w mediach społecznościowych czy treningi różnorodności w korporacjach – zawsze można powiedzieć, że to nie efekt działania sił rynkowych (jak np. chęć zwiększenia sprzedaży czy „gaszenie pożarów” w problematycznych multikulturowych zespołach pracowniczych), lecz rezultat działania czynnika ukrytego. Gdyby okazało się ponad wszelką wątpliwość, że to globalny wolny rynek sam w sobie przyczynia się do burzenia tradycyjnego porządku, cała idea konserwatywno-liberalna rozsypałaby się w gruzy. I właśnie po to potrzebny jest kozioł ofiarny: by wszystkimi objawami destrukcyjnych sił wolnego rynku można było kogoś obarczyć. Więcej prawdy kryje się więc w stwierdzeniu, że mamy do czynienia raczej z „zastępczymi winowajcami” za grzechy kapitalizmu niż z „zastępczym proletariatem” wykreowanym przez neomarksizm.



 

Polecane