Jak ETS zadusił polskie hutnictwo

Co musisz wiedzieć?
- ETS dobija krajową produkcję stali i de facto wygasza przemysł ciężki w Polsce
- W Europie zaczyna pojawiać się refleksja nad skutkami tzw. polityki klimatycznej i Zielonego Ładu
- NSZZ „Solidarność” opracowała raport na temat skutków wprowadzenia zapisów ETS
Pełne hipokryzji Komisji Europejskiej
– Jak wygląda funkcjonowanie naszej branży hutniczej w realiach realizowania tzw. Zielonego Ładu?
– Branża jest w fatalnej formie. Potwierdza to największy producent stali nie tylko w Polsce, ale i Europie, czyli ArcelorMittal, który ostatnio zrezygnował zresztą ze starania się o pozyskanie środków na technologie wodorowe mające dawać tzw. zieloną stal. Proces technologiczny produkcji stali opiera się głównie na wielkich piecach tzw. BOF, gdzie spalany jest koks. Produkcja tony stali generuje 2 tony emisji CO2, które kosztują ogromne pieniądze w ramach ETS. Uprawnienia do emisji dwutlenku węgla to dodatkowe koszty, które sprawią, że polskie i europejskie hutnictwo nie będzie w stanie konkurować z produkcją z innych krajów. Drugi aspekt konkurencyjności spowodowany jest wewnętrznymi cenami energii. UE nie ma jednolitej stawki energii dla wszystkich krajów, a Polska ma jedną z najwyższych cen energii.
– Cena energii to znowu wynik polityki klimatycznej.
– Oczywiście, weźmy choćby obciążenia wynikające ze śladu węglowego i ETS. Przy energochłonnej produkcji hutniczej musimy ceny energii wliczać do ceny gotowego produktu. Jesteśmy obciążeni potężnymi parapodatkami wymyślonymi przez UE. Do tego dochodzą tzw. Zielony Ład i ETS2. To sprowadzi kolejne załamanie produkcji przemysłowej.
Uprawnienia do emisji CO2 to dodatkowe koszty, które sprawią, że polskie i europejskie hutnictwo nie jest w stanie konkurować z produkcją z innych krajów.
– O ile ceny energii kształtują poszczególne kraje UE, o tyle cena stali na rynku jest globalna. Truciciele wygrywają konkurencję z Europą.
– To kolejny problem. To pełne hipokryzji ze strony KE, że wpuściła do Europy bez limitu stal ukraińską, która nie jest obarczona żadnymi ograniczeniami, nawet w obszarze gatunkowości czy ilościowości. W przedłużonym trzyletnim okresie Ukraińcy mogą wprowadzać na rynek europejski tyle stali, ile chcą. W ubiegłym roku na nasz rynek wpłynął milion ton stali ukraińskiej z 3 milionów ton wprowadzonych do Europy, czyli 1/3 ukraińskiej produkcji zalała Polskę. Jak my mamy konkurować ze stalą, która nie jest obarczona ETS? Rozumiemy potrzebę pomocy dla Ukrainy, ale dzielmy się jej kosztami w sposób sprawiedliwy. Poza tym, gdy Polska starała się o wejście do UE, to nasze hutnictwo musiało sprostać wielu rygorom narzuconym przez UE. Do dziś 92% wyrobów płaskich sprowadzamy z zewnątrz. Ukraina nie jest w końcu tak daleko od krajów europejskich, tam wolno truć środowisko, a tutaj nie?
- Konferencja prasowa Karola Nawrockiego: "Dyskutowaliśmy o uruchomieniu art. 4 NATO"
- Wojsko zestrzeliło drony nad Polską
- Ogólnopolska Manifestacja Więzienników: "Mówimy dość!"
- 45-lecie NSZZ "S" Regionu Świętokrzyskiego. Debata o społecznej gospodarce rynkowej
- 45-lecie NSZZ "S" Regionu Mazowsze. Piotr Duda: Solidarność do dziś niesie odpowiedzialność na swoich ramionach
- Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba uciekł do Polski?
– W Europie chyba pojawia się jakaś refleksja, coraz częściej ludzie dochodzą do wniosku, że to droga ku przepaści?
– Tak, w Europie Zachodniej, szczególnie w Niemczech, zaczyna pojawiać się poważna refleksja nad koniecznością przesunięcia czasowego tych polityk klimatycznych i wymagań czy raczej kagańców narzuconych przez UE przemysłowi. Zaczynają rozumieć, że ta „zbawcza” dla planety polityka zabija po drodze przemysł, który jest głównym dostarczycielem każdego podatku. Pamiętam pierwsze spotkania z przedstawicielami związków zawodowych i związków branżowych z Europy Zachodniej lata temu, kiedy byliśmy osamotnieni w rozmowach na temat szkodliwości ETS i polityki klimatycznej. Mówiliśmy wtedy, że jeśli Europa nie będzie w stanie przekonać całego świata do redukcji CO2, to będziemy podcinać najlepszą gałąź gospodarki europejskiej, na której siedzimy. To się teraz dzieje. Dzisiaj zaczynają patrzeć na to tak jak my. Widzę po niektórych opracowaniach, opiniach i komentarzach, że ta refleksja się pojawia. Doprowadzono do tego, że UE nie może się już równać w żadnym aspekcie z gospodarkami Chin czy USA. To widać.
– Tymczasem pojawia się wielu ekspertów mówiących o dekarbonizacji produkcji stali i przejściu na produkcję ekologiczną.
– Wielu potentatów wycofuje się z wdrażania nowych technologii przy produkcji stali, mówiąc, że nie spina się to finansowo. Produkowanie tzw. zielonej stali wymaga takich nakładów finansowych, takiego zużycia energii, że ta stal będzie musiała być dotowana. Zatem UE po raz kolejny będzie musiała się zadłużyć, by tę „zieloną” stal produkować. Podstawą ekologicznej stali ma być wodór. Ale wodór też musi być zielony, i żeby go uzyskać, potrzebne są ogromne nakłady i dostęp do znacznych ilości bezemisyjnej energii. Koło się zamyka, sama produkcja „zielonego” wodoru, jego transport, magazynowanie wymagają zmiany całej infrastruktury, zgromadzenia ogromnych mocy energii elektrycznej, której już dzisiaj zaczyna brakować. Dla całego sektora hutniczego już dzisiaj brakuje energii, a szacuje się, że przy technologii wodorowej zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrośnie sześciokrotnie dla przemysłu stalowego. Teraz zużywamy ok. 6 terawatogodzin, „zielona” stal będzie zużywała około 40. Skąd wziąć taką ilość energii, jeśli rezygnujemy z węgla? Energia dla przemysłu musi być stabilna, zatem jakie musiałyby to być magazyny, które gromadziłyby energię z OZE. A nie mamy jeszcze energetyki atomowej na tę chwilę.
– Europa z jednej strony mówi o potrzebie zbrojenia, z drugiej – coraz głębiej brnie w politykę klimatyczną. To sprzeczność.
– Były już pomysły, by przemysł zbrojeniowy zwolnić z odpłatności ETS. Elity europejskie coraz częściej rozumieją, że nie ma innego wyjścia jak rezygnacja z części zapisów ETS i tzw. Zielonego Ładu. Jednak tutaj przestrzegałbym przed zbytnim optymizmem. Polityka klimatyczna w UE ma się dobrze, mimo że Europa jest tak dalece w tyle, jeśli chodzi o gospodarkę, jej ekspansywność, a ratujemy się nawet Mercosur itp., żeby ktokolwiek chciał od nas coś wziąć.
Europejskie elity zaczynają rozumieć, że ta „zbawcza” dla planety polityka zabija po drodze przemysł, który jest głównym dostarczycielem każdego podatku.
– Ministerstwo Przemysłu ogłosiło, że do 26 września 2025 roku ma powstać szczegółowy plan działań dla zrównoważonego rozwoju przemysłu stalowego w kraju.
– Ten plan to pokłosie tego, co działo się w Europie. Rząd Niemiec wobec narastających trudności postanowił zacząć szukać wspólnych rozwiązań w zakresie przemysłu hutniczego z branżą metalurgiczną i związkami zawodowymi. W wyniku tego powstały pewne plany działania nie tylko na teraz, ale z perspektywą dalszego rozwoju. W końcu takie plany pojawiły się w KE. Obecnemu rządowi nie wypadało zatem, by w Polsce nie powstało coś podobnego. Od początku jednak nie brano w ogóle pod uwagę konsultacji ze związkami zawodowymi, jeśli już, były one pozorowane. Na nasze apele, by w wykuwaniu wspólnej drogi uczestniczyli nie tylko pracodawcy, ale i związki zawodowe, formułę tak poszerzono, że rozmyto wiele tematów. Efekt jest taki, że odbiorcy stali mają inne interesy ze związkami, ponieważ dla nich liczy się cena, nie produkcja krajowa. Do tego dochodzą sprzedawcy złomu, którzy chcą go sprzedawać na zewnątrz, branża hutnicza zaś chce, by maksymalna ilość złomu zostawała w Polsce.
– Dlaczego złom jest taki ważny?
– Bo nie rośnie na drzewie, a będzie go w Polsce potrzeba coraz więcej. W technologii pieców łukowych, która ma zastąpić tę emisyjną, wielkopiecową, złom jest bardzo istotną częścią wytwarzania stali. Złom będzie drożał coraz bardziej. Praktycznie połowa produkcji stali w Polsce pochodzi z pieców elektrycznych. Do tego potrzeba dużo złomu. Dziś rocznie zużywamy go w ilości około 6 milionów ton. Dlatego branża występuje o umieszczenie złomu na liście surowców wtórnych strategicznych.