Prof. Zdzisław Krasnodębski: Niemcy, jak to się stało?

Co musisz wiedzieć?
- W Niemczech kolejna książka wywołała debatę nad odpowiedzialnością Niemców za Holocaust
- Jak to możliwe, że miliony Niemców ze wszystkich warstw społecznych, którzy ani przedtem, ani potem nie byli kryminalistami ponad przeciętną, stali się aktywnymi, obojętnymi lub po prostu biernymi członkami zbrodniczej wspólnoty?
- książka wyjaśnia dlaczego narodowy socjalizm stał się w latach 30. modny
Okazją była publikacja jego najnowszej książki zatytułowanej „Jak to mogło się stać? Niemcy w latach 1933–1945” (Wie konnte das geschehen? Deutschland 1933 bis 1945).
To pytanie Niemcy będą sobie zadawali zapewne tak długo, jak długo pozostaną Niemcami – podobnie jak Polacy nie mogą nie pytać, jak doszło do rozbiorów Rzeczypospolitej. To pokazuje jednak zasadniczą różnicę między nimi a nami. Niemcy pytają, jak to było możliwe, że byli w XX wieku zbrodniarzami, a Polacy, jak to możliwe, że w XVIII wieku w ciągu dwóch pokoleń w sposób nieprzynoszący chwały utraciliśmy państwo, które kiedyś było mocarstwem, które jest i powinno być przedmiotem naszej dumy.
Aly pyta: „Jak to się mogło stać? Jak to możliwe, że miliony Niemców ze wszystkich warstw społecznych, którzy ani przedtem, ani potem nie byli kryminalistami ponad przeciętną, stali się aktywnymi, obojętnymi lub po prostu biernymi członkami zbrodniczej wspólnoty?”. Odpowiedzi, których udzielali Niemcy, były po 1945 r. różne. Są one dobrym wskaźnikiem zmian kulturowych i mentalnościowych. Coraz częściej i śmielej głoszony jest pogląd, że był to tylko nieszczęsny epizod, incydent nieświadczący o całości. Nie jest to opinia zupełnie poprawna politycznie. I tylko niedbający o reputację politycy AfD mogą sobie pozwolić, by głosić ją publicznie. Ale większość Niemców w skrytości ducha tak właśnie sądzi. Czasy, kiedy Thomas Mann w eseju „Brat Hitler” z bólem przyznawał się do duchowego pokrewieństwa z Hitlerem, wpisując go tym samym w centrum kultury niemieckiej, ujawniając jej ciemne strony, należą już do przeszłości. Niewielu już pewnie zgodziłoby się z tezą sformułowaną przez Manna w słynnym przemówieniu o Niemczech i Niemcach wygłoszonym w Kongresie amerykańskim w 1945 r. (a potem rozwiniętą w „Doktorze Faustusie”), że nie ma dwóch Niemiec, złych i dobrych lecz tylko jedne Niemcy, w których to, co najlepsze, diabelskim podstępem obróciło się w zło. To dobre Niemcy poszły w złym kierunku. Nasza nadmiernie prostoduszna epoka nie dopuszcza jednak myśli, że potworne zło mogłoby się narodzić z dobra.
Nasza nadmiernie prostoduszna epoka nie dopuszcza myśli, że potworne zło mogłoby się narodzić z dobra.
Nikt w Niemczech nie odważyłby się doszukiwać w hitleryzmie pozytywów. To jest możliwe jedynie w sferze prywatnej lub półprywatnej. Götz Aly, który kiedyś w książce „Hitlers Volksstaat” („Państwo Hitlera”) pisał o polityce społecznej narodowych socjalistów, która była w dużej mierze kontynuowana przez Republikę Federalną, zwraca jednak uwagę, że również zjawiska uważane za pozytywne przyczyniły się do powstania narodowego socjalizmu. Przede wszystkim była to demokratyzacja. Hitleryzm nie byłby – jego zdaniem – możliwy w Kaiserreichu. Jeśli dzisiaj taka teza nie oburza, to dlatego, że demokracja nie cieszy się już dobrą opinią wśród liberałów, zwłaszcza po powtórnym wyborze Donalda Trumpa. Nic więc dziwnego, że „Der Spiegel” nadał temu wywiadowi tytuł: „Bez demokracji nie byłoby Hitlera”. Dziennikarze dopytywali dość natrętnie o analogie między końcową fazą Republiki Weimarskiej a obecną sytuacją w Republice Federalnej oraz w USA, sugerując podobieństwa między Donaldem Trumpem, Władimirem Putinem a Hitlerem. Napotkali jednak na opór i sceptycyzm swego rozmówcy: – Nie jesteśmy tu tuż przed rokiem 1933. Uważam, że taki alarmizm jest błędny – mówił Aly, dodając: – Niewątpliwie w AfD są elementy nacjonalistyczne i skrajnie prawicowe, a także ludzie, którzy mówią o „kulcie winy” i określają okres nazistowski jako „zabrudzenie ptasim łajnem”. Nie widzę jednak w AfD żadnego Goebbelsa, Goeringa ani Hitlera.
- Wiatraki zawiodły Niemców. Wzrosła produkcja energii z węgla i gazu
- Miażdżący raport NIK. Dyrektor zostaje, bo nie kryje sympatii do KO?
- Małopolska Solidarność świętowała 45. rocznicę powstania Związku
- Pogrzeb Stanisława Soyki. Odznaczenie i słowa prezydenta Nawrockiego
- Szef oświatowej „Solidarności”. Nauczyciele są coraz bardziej zestresowani
Hitler został wyniesiony do władzy aspiracjami młodego pokolenia
Zwrócił on także uwagę na dwa inne pozytywne zjawiska, które przyczyniły się do powstania III Rzeszy: na rekordowy wzrost demograficzny w latach 1900–1915 dzięki postępom medycyny oraz na to, że dzieci urodzone w tych latach, a nadwyżka urodzeń wyniosła jedenaście milionów, przeżyły najczęściej pierwszą wojnę światową, i na awans społeczny w ostatnich latach Kaiserreichu oraz pierwszych latach Republiki Weimarskiej. Wiele z nich po raz pierwszy w historii swoich rodzin zdobyło wykształcenie akademickie. Jako przykład podaje Josepha Goebbelsa. Ten niepełnosprawny syn służącej i posłańca biurowego był najlepszym uczniem w klasie i szybko uzyskał tytuł doktora germanistyki. Ruch narodowosocjalistyczny był przede wszystkim ruchem ludzi młodych i otwierał im drogę do kariery. „Kiedy w 1933 r. NSDAP stała się wiodącą partią rządzącą, symbioza ambitnych i dynamicznych nowicjuszy oraz starszych, doświadczonych radców ministerialnych i wojskowych wyzwoliła ogromną energię”. Hitler został wyniesiony do władzy aspiracjami młodego pokolenia. Wspierały go także elity – profesorowie, lekarze, artyści, którzy potem w swej większości tworzyli również podwaliny Republiki Federalnej. Helmut Lethen w swojej książce z 2018 r. o czterech wybitnych członkach pruskiej rady państwa, powołanych do niej przez Hermanna Goeringa (Die Staatsräte. Elite im Dritten Reich: Gründgens, Furtwängler, Sauerbruch, Schmitt) przypomina tę rolę elit, w tym także naukowców skupionych w Kaiser-Wilhelm-Gesellschaft czy członków słynnego berlińskiego Mittwochsgesellschaft. Nie tylko w Niemczech demokratyzacja prowadziła do radykalizacji. Amerykański socjolog Dylan Riley w prowokującej książce „The Civic Foundations of Fascism in Europe: Italy, Spain, and Romania” wydanej w 2010 r. rozwinął tezę, że także faszyzm we Włoszech, Hiszpanii i Rumunii był związany z szybkim rozwojem społeczeństwa obywatelskiego, które nie zostało odpowiednio zaabsorbowane i reprezentowane w niewydolnym systemie politycznym tych krajów. „Rozwój społeczeństwa obywatelskiego w tym kontekście politycznym zwiększył poziom konfliktów społecznych, zablokował mechanizmy parlamentarne i podważył legitymację polityki jako takiej. Z kryzysu politycznego wyrosły faszystowskie ruchy masowe. Ruchy te próbowały ustanowić nowe formy polityki, które radykalnie zerwały z dotychczasowymi zasadami”. Podkreślał przy tym, że oligarchiczny liberalizm był antydemokratycznym ładem politycznym.
Również zjawiska uważane za pozytywne przyczyniły się do powstania narodowego socjalizmu. Przede wszystkim była to demokratyzacja.
Jeśli więc dzisiaj szukamy jakichś podobieństw do tamtych ponurych czasów, to można je dostrzegać w indolencji liberalnej oligarchii i partii, które dominują w systemach politycznych większości krajów zachodnich. Wszędzie widzimy ich bezradność, nierealizowanie obietnic wyborczych, brak energii i stanowczości w przeprowadzaniu koniecznych zmian, a jednocześnie rosnące skłonności autorytarne. Widzimy coraz bardziej hałaśliwe, polaryzujące nierzetelne media i skorumpowane duchowo elity intelektualne. I coraz bardziej aktywne i zniecierpliwione narodowe społeczeństwa obywatelskie.