[Tylko na Tysol.pl] Prof. Romuald Szeremietiew: Skradzione przez SB
„Słusznie radować się będzie Polska, której zmartwychwstanie przepowiedział Błogosławiony Andrzej Bobola i który przyrzekał, iż stanie się patronem przed Bogiem, aby ten naród szlachetny zawsze pozostał mocny w swej wierze, którą przypieczętował tak szczerze swoją krwią.”
Chrzest Polski był początkiem państwowości i narodzinami świadomości narodowej Polaków. Dzięki Unii z Litwą katolicka Polska niosła wiarę Chrystusową na wschód Europy. Katoliccy obywatele Rzeczypospolitej Obojga Narodów gwarantowali jednocześnie swobody wyznaniowe innowiercom. A później, kiedy Polacy utracili niepodległe państwo, Kościół był często jedynym dowodem istnienia Polski, jednym ze sposobów wyrażania uczuć narodowych. Wobec zaborcy pruskiego, który prześladował katolicyzm i polskość (Kulturkampf) i wobec Rosjan brutalnie „nawracających” na prawosławie narody zamieszkujące ziemie okupowanej Rzeczypospolitej (prześladowania unitów). Wiara stanowiła jedyną ochronę substancji narodowej w szerokich masach. Idea wyrażona w haśle Polak-Katolik, realizowana w praktyce przez miliony wiernych, zabezpieczała przyszłość Ojczyzny.
Walka o wolność Kościoła i niepodległość Narodu trwa od dziesiątków lat. W tej walce Naród poniósł ogromne straty. Wielu Polaków załamało się, wielu uległo przemocy. Byli i tacy, którzy w imię tzw. realizmu domagali się od narodu pogodzenia się z niewolą i poddania panoszącym się zaborcom. Ale zawsze, nawet w najczarniejszych latach tliła się iskierka nadziei. Romuald Traugutt stojąc w obliczu śmierci powiedział, że dopóki chociażby tylko dwóch Polaków będzie walczyło o niepodległość, dopóty sprawa wyzwolenia nie będzie przegrana. I rzeczywiście, pół wieku później nieliczna garstka skupionych wokół Józefa Piłsudskiego podjęła walkę o niepodległość. Wbrew opiniom ludzi małych duchem w 1918 r. Polska była wolna. Jednakże wysiłek tej garstki byłby daremny, gdyby szerokie rzesze narodu nie uświadomiły sobie Polskiego. potrzeby odbudowania Państwa. Ogromną zasługę na polu budzenia świadomości narodowej położył obóz polityczny kierowany przez Romana Dmowskiego. Również Kościół katolicki wniósł tu swój wielki wkład. W ten sposób wysiłki wszystkich polskich sił narodowych doprowadziły do ziszczenia się sprawy najważniejszej.
Minęło jednak zaledwie 20 lat i Naród Polski stanął przed nową straszliwą próbą. Zło XX wieku uosabiane przez bezbożny komunizm i antychrześcijański hitleryzm uderzyło w wartości świata chrześcijańskiego. Polska doznała szczególnych cierpień. A była przecież symbolem przywiązania do wiary Chrystusowej. Wraz z narodem i krajem cierpiał Kościół polski.
Skończyła się II wojna światowa i przyszło gorzkie zwycięstwo. Sojusznicy zdradzili Polaków a kraj poddano władzy grupy popieranej przez komunistyczną Rosję. Terror NKWD i UB unicestwił zorganizowane formy oporu narodowego. Rozbito oddziały partyzanckie, zamordowano ich bohaterskich dowódców. Uległy likwidacji polskie partie polityczne. Założono knebel cenzury twórczości kulturalnej i środkom informacji. Rolnikom odbierano ziemię, robotników obdarto z praw. Setki tysięcy Polaków trafiło do więzień, poniosło śmierć w katowniach UB. Jednocześnie przyszło drugie uderzenie. Tępiono polskość, tradycję, wiarę. Szydzono z tego, co było Narodowi najdroższe. W imię tzw. postępu Polacy mieli wyrzec się wszystkiego, w czym przejawiała się polskość. Ośmieszano tradycje polskich walk narodowych i oczerniano niepodległą Polskę. Symbolem polskości był głupawy i niefrasobliwy ułan. Dowodzono przez wiele lat, że polskość to zaścianek niezrozumiały dla świata, śmieszny, a tradycja polska jest dowodem kołtuństwa i ciemnogrodu.
Poczynania te skazane były na przegraną. Bezbożnej władzy nie udało się zniewolić Narodu. Wielka w tym zasługa Kościoła. Kościół katolicki był prześladowany jak wszystko co wiązało się z polskością. Zamykano świątynie, aresztowano duchownych i świeckich obrońców wiary. Władze PRL nie zawahały się nawet przed internowaniem Prymasa ks. Stefana Wyszyńskiego.
Siła wiary, zakorzenionej w milionowych rzeszach, była większa od policyjnej i administracyjnej przemocy PZPR. „Lud pracujący miast i wsi” – jak mówią komuniści – był i pozostał wierny Chrystusowi. Kościół pozostał silny dzięki tym milionom prostych i skromnych ludzi, którzy jak Polska długa i szeroka zapełniają świątynie. Milionom, które nie bacząc na szykany i groźby przystrajają swoje domy na powitanie obrazu Pani Jasnogórskiej, uczestniczą w procesjach, udzielają Kościołowi wsparcia materialnego. Ileż to nasłuchaliśmy się utyskiwań na prymitywizm polskiego katolicyzmu. Intelektualiści często nie rozumieli postępowania episkopatu. Narzekali na „konserwatyzm” ks. Prymasa. Usiłowano unowocześnić Kościół sięgając po wzory do Francji czy Holandii. Zastanawiające, nie tylko naiwni ze szczerymi intencjami, ale także władze lub ludzie z nią związani okazali się gorliwymi rzecznikami „demokracji” i „nowoczesności” w Kościele. Nie trzeba dziś nikomu tłumaczyć, jak bardzo byłoby komunistom na rękę taki „nowoczesny” Kościół jak na zachodzie Europy – bez wiernych. Mądrość Prymasa i biskupów sprawiła, że przemiany soborowe zapoczątkowane przez Jana XXIII nie osłabiły, ale umocniły Kościół w Polsce. Zdołano połączyć nowoczesność z tradycją tworząc syntezę, która tak dobrze uosabia Karol Wojtyła – Papież Jan Paweł II.
W czasie pamiętnej wizyty Ojca Świętego w Polsce usłyszeliśmy z jego ust na pl. Zwycięstwa Józefa Piłsudskiego w Warszawie: :Otóż nie sposób zrozumieć dziejów Narodu Polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz do zrozumienia naszego Narodu narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego Narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, a zarazem tak trudną – bez Chrystusa”.
Obecność Chrystusa i Jego Kościoła zaznaczyła się wyraźnie w dziejach najnowszych Polski. Człowiek wierzący nie może przyjąć, że cierpienie i śmierć tylu Polaków, tragedia Polski były nieporozumieniem. Rezultatem błędnej polityki, kaprysem losu. Wierzymy, że to cierpienie i przelana krew odgrywa ogromną rolę w Bożym planie zbawienia. Jesteśmy przekonani, że jedną z oznak tego stanu było powołanie Polaka na tron Piotrowy w Rzymie. Jesteśmy przeświadczeni, że Naród Polski może odegrać wielką rolę krzewiciela wartości moralnych. Tych wartości, które współczesnemu światu są bardzo potrzebne i o które toczy się walka na polskiej ziemi dziś.
Rękojmią tego są postacie świętych czczonych przez Polaków. Święci ci ponieśli męczeńską śmierć w imię wartości Polakom najdroższych. Św. Wojciech zamęczony w czasie chrystianizacji pogańskich Prusów stał się patronem chrześcijańskiego Państwa Polskiego. Św. Stanisław – patronuje walce o wolność człowieka i umacnia wszystkich tych, którzy nie chcą poddać się autokratycznej władzy nie respektującej woli Narodu. Św. Maksymilian przypomina światu ofiarę, jaką złożył Naród Polski. Polska, tak jak Ojciec Kolbe ofiarowała swoje życie za innych.
I św. Andrzej Bobola. Jego relikwie witała cała Polska w 1938 r. w obliczu nadciągającej burzy wojennej. Św. Andrzej uznany za Patrona Polski przybywał do kraju jako Boża rękojmia istnienia Ojczyzny.
Jezuita Andrzej Bobola był żarliwym kaznodzieją działającym wśród ludności Rzeczypospolitej zamieszkującej Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej. Swoją postawą przybliżył Chrystusa wielu ludziom. W czasie powstania Chmielnickiego został okrutnie zamordowany. Z czasem zaczął się szerzyć kult Męczennika. Z Jego postacią jest też związane proroctwo zapowiadające wyzwolenie Ojczyzny. Świadectwo przepowiedni zostawił dominikanin O. Alojzy Korzeniowski, który w 1819 r. w Wilnie miał widzenie. Po latach pisał o tym ks. Jacek Woroniecki OP:: „Wieczorem w swojej celi zakonnej, którą do dziś wskazują zwiedzającym klasztor (pisane w 1939 r. – RSz), modlił się on (o. Korzeniowski) przed pójściem na spoczynek i ze szczególną ufnością zwracał się do św. Andrzja Boboli, przypominając nieznane nam dawniejsze jego obietnice odnoszące się do odrodzenia Polski. Gdy już miał położyć się do łóżka zjawiła się przed nim postać w stroju jaki noszą ojcowie jezuici i powiedziawszy kim jest, kazała mu otworzyć okno od celi. Zamiast małego kwadratowego podwórka ujrzał o. Korzeniowski rozległą równinę, a św. Męczennik objaśnił go, że to ziemia Pińska, na której miał on szczęście ponieść męczeństwo za wiarę Chrystusową. Wtedy zmienia się krajobraz, w chwili, gdy św. Andrzej mówi: „patrz jeszcze, a zobaczysz to, co chciałeś widzieć”. I oto na równinie pińskiej zjawiają się zastępy Rosjan, Turków, Francuzów, Anglików, Austriaków, Prusaków i innych, których o. Korzeniowski nie może rozpoznać, i walczą oni z zaciętością nieznaną w dawniejszych wojnach, a św. Andrzej tymczasem mówi: „Gdy wojna, której masz obraz przed sobą zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę uznany jej głównym patronem”.
Wprawdzie proroctwo do zakresu wiary nie należy i nie ono zdecydowało o kanonizacji Andrzeja, niemniej jednak świadectwo dominikanina jest niepodważalne. Episkopat Polski w prośbie skierowanej do Ojca Świętego Benedykta XV stwierdzał: „Spodziewamy się przez kanonizację zadośćuczynić pragnieniu i oczekiwaniu całego Narodu Polskiego, który od początku wojny światowej całą swoją ufność pokładał w Błogosławionym Męczenniku i bezustannie zanosił modły […] aby wypełniło się proroctwo Bł. Andrzeja Boboli o wskrzeszeniu Polski i w swej nadziei nie został zawiedziony […].”
Zastanawiając jest droga jaką odbyły doczesne szczątki Świętego nim trafiły do kaplicy jezuitów na ul. Rakowieckiej w Warszawie. Po śmierci w 1657 r. ciało Boboli złożono w krypcie kościoła jezuitów w Pińsku. W 1802 r. trumna została przewieziona do kościoła dominikanów w Połocku. Tam ciało Świętego spoczywało do 1922 r., kiedy to bolszewicy ukradli trumnę i wywieźli do Moskwy. W 1924 r. Sowieci wydali wreszcie trumnę Stolicy Apostolskiej i ciało Boboli znalazło się w kościele IL Gesu w Rzymie. W 1938 r. Św. Andrzej wrócił do Polski, a trumnę umieszczono w kaplicy jezuitów na Rakowieckiej. We wrześniu 1939 r. kaplica uległa zniszczeniu. Trumnę ze zwłokami Świętego została przeniesiona do kościoła Matki Bożej Łaskawej na Starym Mieście. W czasie Powstania Warszawskiego kościół ten spłonął, ale i tym razem relikwie uratowano. Trumnę ustawiono w kościele św. Jacka przy ul. Freta. Pod koniec 1945 r. trumna wróciła do odbudowanej kaplicy przy ul. Rakowieckiej.
Od momentu uzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. szczątki doczesne św. Andrzeja przeszły przez wszystkie te zdarzenia i były narażone na wszystkie niebezpieczeństwa będące udziałem Polski .
Najmniej znanym epizodem w tej drodze pośmiertnej Świętego był zamach bolszewików na relikwie. „Encyklopedia Katolicka” (T. 1., wyd. KUL) wspomina o tym jednym zdaniem: „1808 ciało Andrzeja przewieziono do Połocka (spoczywało tu do 1922), następnie do Moskwy; 1924 przeniesiono je do Rzymu”. Uzupełnijmy t e informację korzystając z opracowania ks. Andrzeja Kwiatkowskiego pt. „Profanacja zwłok Bł. Andrzeja Boboli w świetle dokumentów 1919-1922” („Przegląd Powszechny”, nr 519-520/1927). Trudno przypuszczać, aby redaktorzy Encyklopedii nie znali tego opracowania. Jeżeli nie ma wiadomości na ten temat w Encyklopedii to powód może być tylko jeden: ingerencja cenzury PRL.
Lenin i partia bolszewicka w Rosji widzieli w religii groźnego przeciwnika. „Religia nie jest sprawą prywatną” – mówił Lenin. Partia bolszewicka powstała „między innymi, właśnie do walki z religijnym otumanieniem”. Taka „walka” to zadanie „ogólnopartyjne”. Leninowi wtórował Stalin: „Musicie stać się bezbożnymi. Kto jest bezbożny ten jest prawdziwym komunistą. Jeśli zaś myślicie o Bogu, popełniacie zdradę rewolucji i zdradę dyktatury komunistycznej”. Katolicyzm był dla sowieckiej władzy szczególnie nienawistny. Bolszewicy zdawali sobie sprawę, że sowietyzacja zrabowanych Rzeczypospolitej ziem powiedzie się tylko wówczas, gdy zostaną zlikwidowane wpływy Kościoła katolickiego. Jednym z elementów walki z religią były zamachy bolszewików na relikwie świętych. Wśród wielu, obiektem napaści komunistów stały się relikwie św. Andrzeja Boboli.
W sierpniu 1919 r. witebski Sowiet zawiadomił wikarego z Witebska ks. Worsława o zamiarze otwarcia i „zbadania” relikwiarza-sarkofagu Boboli. Jednocześnie kierownik witebskiego Oddziału Gubernialnego Konoplin domagał się od ks. Arcybiskupa Jana Cieplaka, metropolity mohylewskiego, wydelegowanie przedstawiciela do „komisji”, którą władze sowieckie kierowały do „zbadania” relikwii Świętego. Ks. Abp zaprotestował przeciwko zamierzonej profanacji relikwii w telegramie do Rady Komisarzy Ludowych w Moskwie. Metropolita przypomniał, że „władze cywilne nie mają żadnego prawa wydawać świadectwa o relikwiach świętych, gdyż wiara nie potrzebuje takich zaświadczeń”. W odpowiedzi prasa bolszewicka publikowała prośby rzekomych „katolików-czerwonoarmistów”, którzy domagali się otwarcia relikwiarza. Abp Cieplak ponownie protestował stwierdzając, że poczynania władz są „deptaniem uczuć religijnych katolików i zbezczeszczeniem ich uczuć do Bł. Andrzeja”. Biskupa wspierał Centralny Komitet Wspólnot Rzymsko-Katolickich Archidiecezji Mohylewskiej. Komitet wysłał specjalny memoriał do władz sowieckich (25.08.1919.). W dokumencie tym stwierdzono:
„Nieznane są nam oficjalne motywy, którymi kierował się Sowiet Witebski, wydający decyzję o oględzinach relikwii, ale sądząc z komunikatów w „Izwiestiach” moskiewskich i w miejscowej prasie połockiej, sprawa powstała z inicjatywy grupy osób zwących się katolikami. Pozostawiając na razie ten problem – czy osoby składające oświadczenie o przynależności do prawdziwych katolików, jako takie zobowiązane są w przypadku wątpliwości zasięgać porady spowiedników Centralny Komitet Katolicki zadaje sobie pytanie, co mają do tego władze cywilne. Na podstawie dekretu Kościół jest odłączony od państwa, religia uznana za prywatną sprawę sumienia obywatela RSFSR. […] Sądzimy, że w danym przypadku ma miejsce nie chęć stwierdzenia autentyczności relikwii, gdyż tego nie może stwierdzić żadna władza na świecie, za wyjątkiem kościelnej, lecz chęć ingerencji w życie religijne, i poprzez szeroko dostępne artykuły, niekiedy całkowicie prymitywne, trąbienie w prasie codziennej o dokonywanym jakoby oszukiwaniu ludzi przez duchowieństwo. My, katolicy, nie możemy reagować na podobne postępki inaczej, jak z poczuciem głębokiego niezadowolenia i oburzenia. Mówią nam wciąż o tej wolności sumienia, którą nam zapewniono w dekretach. My, przedstawiciele ludności katolickiej, ze smutkiem musimy stwierdzić, że w stosunku do nas, Katolików, dopuszczono się i dopuszcza się gwałtów na wolności sumienia. Nasz Metropolita został niewinnie aresztowany i pozbawiony możliwości kierowania swoją owczarnią i kontaktowania się z nią; lokale i mienie Zarządu Archidiecezjalnego zostały opieczętowane, z powodu czego również zastępca Metropolity pozbawiony jest możliwości kierowania Archidiecezją; wielu kapłanów na prowincji zostało aresztowanych i wywiezionych ze swoich parafii w charakterze zakładników i wierni parafii pozbawieni są możliwości zaspokajania swych potrzeb religijnych, i wreszcie, władze cywilne wdzierają się do samych świątyń i czczone przez wieki świętości starają się sprofanować przez ośmieszenie, wydrwienie i orgie ludzi niewierzących. My, Katolicy, pytamy wiec: gdzie tu wolność sumienia i wiary? Wolność sumienia rozumiemy jako możliwość nie tylko swobodnej modlitwy, czego nie jest w stanie zabronić żadna władza na świecie, ale także wykonywanie swoich praktyk oraz zapewnienie bezpieczeństwa i szacunku dla naszych przekonań; o ile nie zakazano nam jeszcze modlitwy, o tyle setkom Katolików przyszło umrzeć bez ostatniej posługi kościelnej, gdyż kapłani ich parafii byli aresztowani jako zakładnicy za rzekome wykroczenia. Nie widzimy szacunku dla naszych przekonań, uczuć religijnych – na setkach mityngów naukowych opluwane są i mieszane z błotem Święte imiona Matki Boskiej i Chrystusa, a religia nazywana jest szarlatanerią. O tym, że podobne wystąpienia przeciwko religii obrażają uczucia nawet niewierzących nikt z posiadających władzę nie myśli, natomiast dążenie do obrażania wierzących przejawia się w usuwaniu krzyży i obrazów świętych z miejsc publicznych. […] Niech władza rządowa pamięta, że chrześcijaństwo podbiło świat Krwią męczenników i jeżeli wy przystępujecie do walki z wielką ideą chrześcijaństwa, miejcie odwagę oświadczyć o tym głośno na cały świat i wtedy ujrzycie przejaw mocy tego chrześcijańskiego ducha, który za pośrednictwem garstki prostych, niewykształconych ludzi podbił cały świat i zburzył dumne Imperium Rzymskie, opierające się na przemocy. […]” (oryginał w j. rosyjskim – RSz)
Odważny sprzeciw wiernych poskutkował. Władze pozornie ustąpiły. Ale osoby zaangażowane w obronę relikwii poddano represjom. Komuniści aresztowali i zamordowali wielu świeckich obrońców relikwii. Do więzień i obozów trafili księża. W 1920 r. abp Cieplak został skazany przez bolszewików na karę śmierci. Przed wykonaniem wyroku uratowała biskupa interwencja władz polskich.
W 1922 r. bolszewicy ponowili atak na relikwie św. Andrzeja Boboli. W końcu czerwca „Witebskije Izwiestia” opublikowały deklarację połockich kursantów szkoły wojskowej podpisanej przez ich dowódcę Fabricjusa, domagającą się otwarcia relikwiarza. W deklaracji stwierdzono, iż należy „obywatelom katolickim udowodnić, że ich duchowieństwo jest jeszcze chytrzejsze, niż prawosławne, jeszcze silniej ich utrzymuje pod władzą religijnego oszukaństwa”.
23 czerwca witebski Gubispołkom nakazał władzom w Połocku otworzyć trumnę św. Andrzeja. Tego samego dnia o godz. 10:00 zarządzenie oznajmiające o wyznaczonej profanacji relikwii zostało wywieszone na dworcu kolejowym w Połocku. W godzinę później wojsko otoczyło świątynię, w której znajdowały się relikwie. O godz. 13:00 wezwano do biura Ispołkomu czterech lekarzy, w tym dr Chrystensena, przewodniczącego Katolickiego Komitetu Parafialnego w Połocku. Siłą sprowadzono ks. Łukjanina.
Przewodniczący połockiego Sowietu Tkaczow wyjaśnił zebranym, że postanowiono otworzyć trumnę na żądanie prawosławnych. Kiedy obecny duchowny prawosławny zaprzeczył, aby ktokolwiek składał takie żądania, wówczas Tkaczow oświadczył, że domagają się tego czerwonoarmiści grożąc buntem i pogromem katolików w Połocku. Protesty dr Chrystensena i ks. Łukjanina nie powstrzymały bolszewików. Wówczas obecni katolicy odmówili udziału w profanacji relikwii i mimo gróźb nie ustąpili.
Profanacja rozpoczęła się od godz. 13:30 i trwała półtorej godziny. Wzięli w niej udział przewodniczący gubernialnego Sowietu Jazurek, naczelnik pogranicznego GPU Nosacz, naczelnik biura politycznego Lejman, instruktor szkół „polskich” Lewicki, przewodniczący związków zawodowych Indulin oraz lekarze Dejnis, Postnal i Baranow. Pieczęcie na trumnie zerwał „Polak” Lewicki, a agenci GPU złamali zamek. Następnie trumnę zrzucono na podłogę. Mimo to zwłoki nie rozsypały się. „Udiwitielno kak choroszo sochraniliś” – dziwili się bolszewicy. Następnie „komisja” sporządziła protokół oględzin, w którym stwierdzono, że „trup zachował się dobrze dzięki sprzyjającym właściwościom gleby” i dlatego „nie uległ rozkładowi”.
Brutalna akacja władz sowieckich wzburzyła wiernych. Natychmiast posypały się protesty. W kościele odbywały się nieustanne modły ekspiacyjne. Wierni dzień i noc pilnowali relikwii. Bł. Andrzej stawał się centralnym punktem oporu przeciwko bezbożnej władzy. Wokół Jego relikwii skupiali się wierni z coraz odleglejszych parafii. Bolszewicy zdawali sobie z tego sprawę, mogli zrobić tylko jedno – wykraść trumnę.
20 lipca 1922 r. uzbrojona banda bolszewicka napadła na kościół. Poranieni zostali liczni wierni pilnujący relikwii, kilku z nich zostało zabitych. Trumna ze zwłokami Boboli zniknęła. Po kilku tygodniach okazało się, że „nieznani sprawcy” odstawili relikwie do tzw. muzeum w Moskwie noszącego nazwę „Gigjeniczeskaja Wystawka Narkomzdrawa”.
Po dwu latach Moskwa musiała wydać relikwie Stolicy Apostolskiej, Św. Andrzej zwyciężył. Prześladowcy musieli ustąpić.
Naczelnik Państwa Piłsudski pisał 28 lipca 1920 r. do papieża Benedykta XV: „Wbrew zamiarom naszych wrogów Ojczyzna zmartwychwstała, co według rachub ludzkich zdawało się prawie niemożliwe. Przypisujemy to dokonanie aktu sprawiedliwości dziejowej możnemu wstawiennictwu naszych świętych patronów”.
Dziś tak jak przed laty, kiedy Polska budzi się ponownie do Wolnego i Niepodległego bytu wierzymy, że pomoc polskich świętych wspiera nasze wysiłki. Przypominamy postać św. Andrzeja Boboli, ponieważ wydaje się On szczególnie predysponowany, aby patronować wysiłkom grup niepodległościowych, również wysiłkom Konfederacji Polski Niepodległej, a w ramach której Związek Narodowy Katolików chciałby budować Polskę katolicką, zawsze wierną Chrystusowi.