Marek Budzisz: Przed spotkaniem Putin – Trump. W poszukiwaniu płaszczyzny współpracy

Na zakończonym wczoraj w Wiedniu spotkaniu państw kartelu OPEC podjęto decyzję o zwiększeniu wydobycia ropy naftowej, łącznie o milion baryłek na dobę. Dotyczy ona nie tylko państw należących do tej grupy, ale również, takich jak Rosja, które nie będąc formalnie członkami współpracują w ramach tzw. formuły OPEC +. Rynki zareagowały na tę decyzję podwyżkami kontraktów terminowych, co może wydawać się paradoksem, ale dobrze oddaje realną sytuację.
 Marek Budzisz: Przed spotkaniem Putin – Trump. W poszukiwaniu płaszczyzny współpracy
/ YT, print screen

Otóż przy okazji meczu otwarcia rosyjskiego Mundialu, odbyło się spotkanie prezydenta Putina i saudyjskiego następcy tronu księcia Muhammada ibn Salmana. Po rozmowach poinformowano, że stronu ustaliły wspólną taktykę na zbliżające się spotkanie państw producentów ropy naftowej i domagać się miały podniesienia poziomu wydobycia o 1 do 1,5 mln baryłek na dobę. Obydwa kraje są tym zainteresowane – Rosja, bo widzi w tym jedyną możliwość przyspieszenia rachitycznego wzrostu gospodarczego, Arabia Saudyjska, bo dysponuje możliwościami zwiększenia wydobycia i w ten sposób chciała osłabić swego głównego konkurenta politycznego w regionie Iran, który takich możliwości nie ma, a na dodatek obawia się, że w najbliższej przyszłości w efekcie amerykańskich sankcji, nic się w tym względzie nie poprawi. Saudyjczycy reagowali też na publiczne wezwania amerykańskiego prezydenta, który argumentował, że spadające zapasy ropy i wzrost jej ceny stanowią zagrożenie dla światowej koniunktury gospodarczej. W tym kontekście decyzja, która zapadła w Wiedniu musi być postrzegana, jako kompromisowa, bo biorąc pod uwagę, że niektóre państwa – producenci przekraczały przyznany im limit i teraz zostały zdyscyplinowane, to realny wzrost wydobycia w III kwartale br. wyniesie, jak się szacuje jakieś 600 – 700 tys. baryłek na dobę. Zyska na tym Moskwa i Rijad, stracą takie kraje jak Iran, Irak, Nigeria i Wenezuela, które najgłośniej protestowały. Irański minister do spraw ropy naftowej opuścił nawet oburzony tym, co się dzieje, na chwilę, konferencję, ale ostatecznie powrócił i kompromis został zawarty. Ale nie kształt porozumienia jest w tym wszystkim istotny, ale co innego. Przede wszystkim to, że tandem Moskwa – Rijad działa i jest skuteczny. Putin i Saudyjczycy już zaczęli przebąkiwać, że formuła OPEC powoli staje się anachroniczna i teraz trzeba będzie stworzyć mechanizm kontroli wydobycia, w którym najwięcej do powiedzenia będą mieli najwięksi producenci. W tle tego porozumienia widać też wyraźnie interesy Waszyngtonu, który po pierwsze dąży do osłabienia pozycji Iranu (i to się udało) a po drugie wcale, mimo deklaracji Trumpa, nie jest zainteresowany drastyczną redukcją światowych cen ropy. Przede wszystkim z tego względu, że Amerykanie inwestują ogromne kapitały w zwiększenie własnych mocy wydobywczych, przetwórczych i przesyłowych. Jak ostatnio dowodził w wypowiedzi dla mediów Scott Sheffield, prezes Pioneer Natural Resources, jednego z największych amerykańskich producentów, już w tym roku wydobycie ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych może przekroczyć poziom 11 mln baryłek dziennie, a w perspektywie 5-6 lat osiągnąć nawet 15 mln baryłek. Przypomnijmy, że Arabia Saudyjska pompuje obecnie ok. 10,5 mln baryłek a Rosja 11 mln. Zatem, jeżeli plany Moskwy i Rijadu się ziszczą, tzn. o światowym poziomie wydobycia decydować będą najwięksi gracze, to trudno będzie z tego grona wykluczyć Stany Zjednoczone. Ze strategicznego punktu widzenia przekształcenie Stanów Zjednoczonych w państwo eksportera ropy naftowej da Waszyngtonowi też swobodę dokonywania strategicznych wyborów na Bliskim Wschodzie.

    Irańczycy jeszcze na jednym polu zostali porzuceni przez Moskwę. Otóż wczoraj, jak informuje Kommiersant, rosyjski rząd potwierdził wolę zawarcia porozumienia w sprawie statusu prawno – międzynarodowego Morza Kaspijskiego. Oficjalne podpisanie dokumentu zaplanowano na jesień, ale jego kształt stał się już teraz znany, bo jak informują media, „w wyniku pomyłki”, został on umieszczony na stronie rządu. Zaraz potem błąd naprawiono, ale ci, co mieli zapoznać się z jego treścią już to zdążyli zrobić. W największym skrócie konwencja, którą negocjowano ponad 20 lat, nie wzbudzi entuzjazmu w Teheranie. Irańczycy domagali się innego, niźli to ostatecznie ustalono podziału stref ekonomicznych, najpierw chcieli, aby Morze uznane zostało przez strony za jezioro, co miało dla Teheranu dość zasadnicze znaczenie, bo strefy ekonomiczne w przypadku „jeziora” dzieli się w równych częściach między państwa dysponujące linią brzegową, a jeśli jest to „morze” to przy podziale decyduje długość tej linii. W pierwszym przypadku Irańczycy liczyli na 20 % akwenu, teraz dostaną, co najwyżej 14 %. Ale to nie jedyny zapis, z którego Irańczycy nie są zadowoleni. Otóż przyjęto w konwencji zasadę, którą Teheran przez długi czas blokował, że o położeniu rurociągu na dnie morza decydują dwustronne porozumienia państw przez obszary, których rura będzie przebiegała. W praktyce oznacza to, że budowa rurociągu z Turkmenistanu po dnie Morza Kaspijskiego do Azerbejdżanu jest sprawą otwartą. Aszchabad dysponuje trzecimi pod względem wielkości zbadanymi zasobami gazu ziemnego na świecie, ma tylko problemy ze znalezieniem, z racji swego położenia, odbiorców. Rosjanie są dość spokojni, bo uważają, że po tym jak zbudowali swój „południowy potok” i jak uruchomiony został rurociąg z Azerbejdżanu na rynkach Europy Południowej już więcej gazu się nie sprzeda i w związku z tym Turkmenistan może jedynie wysyłać gaz do Turcji, w której konsumpcja znacząco rośnie. Jednym słowem wygrać może zarówno Rosja, jak i Turkmenistan, a wielkim przegranym zostanie Iran planujący eksploatację swych zasobów gazu. Konwencja zakłada też, że w akwenie Morza Kaspijskiego nie będą przebywać okręty wojenne państw trzecich, co z punktu widzenia interesów strategicznych Rosji jest rozwiązaniem korzystnym.

    Oczywiście nie sposób nie zwrócić uwagi jak na układ sił w regionie wpłyną jutrzejsze wybory w Turcji. Z naszego, europejskiego, punktu widzenia jedna kwestia jest zasadnicza. Otóż Erdogan, który prowadzi w sondażach, choć nie może być pewny finalnego sukcesu dąży do tego, aby 3,5 mln rzesza uchodźców z Syrii, stopniowo otrzymywała tureckie obywatelstwo. Ci, którzy nie będą tego chcieli mają mieć możliwość powrotu do stref kontrolowanych przez Turcję w północnej Syrii. To oznacza, że Erdogan, który nie zmienia swej retoryki i nadal nazywa syryjskiego dyktatora „mordercą własnego narodu” nie ma zamiaru rezygnować z budowy kontrolowanej przez siebie strefy buforowej, co w praktyce oznacza podział Syrii. Kurdowie też liczą się z takim rozwojem wydarzeń i już rozpoczęli ewakuację swych sił za Eufrat. Siły opozycyjne wobec Erdogana, które lepiej niźli w wyborach prezydenckich są notowane w równolegle odbywających się wyborach do parlamentu, chcą porozumienia z Asadem i liczą, że w ten sposób zdołają skłonić syryjskich uchodźców do powrotu, bo uważają, że taka liczba nowych wyborców na długie lata przesądzi o sukcesach bloku wokół obecnego Prezydenta. Z europejskiego punktu widzenia ich sukces może jednak oznaczać, że uchodźcy wpychani w objęcia syryjskiego reżimu wybiorą inną, nazwijmy to proeuropejską opcję i zameldują się u nas. I w ten paradoksalny sposób pomyślność Europy zależeć może od sukcesu „dyktatora” Erdogana a klęski jego demokratycznych konkurentów.

    W Moskwie dyskutuje się już o zapowiedzianej na najbliższy tydzień wizycie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Prezydenta Trumpa Johna Boltona. Zdaniem obserwatorów dyskutowana będzie agenda najbliższego spotkania między głowami obydwu państw, jego termin (najprawdopodobniej lipiec) i miejsce (typuje się Wiedeń). Poszukiwane są też, przez obie strony, ewentualne pola kooperacji. Warto zwrócić uwagę na wspólny artykuł napisany przez Matthew Rojansky´ego, dyrektora Kennan Institute przy Wilson Center jednego z najstarszych i o największej renomie amerykańskich ośrodków sowietologicznych oraz Andrieja Kortunowa, dyrektora Rosyjskiej Rady ds. Międzynarodowych, który w mijającym tygodniu ukazał się na łamach Kommiersanta, pod jakże znaczącym tytułem, „Dlaczego potrzebny jest szczyt rosyjsko – amerykański?” (Зачем нужен российскоамериканский саммит, Газета Коммерсантъ, № 107 (6345), 22.06.2018.) Przy czym, co warto odnotować, autorzy artykułu są realistami i nie liczą na żadne rewolucyjne w materii wzajemnych stosunków, zmiany. Zarówno nastroje opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, ale również i w Rosji, nakazują zachowanie w tym względzie zdroworozsądkowego sceptycyzmu. Co nie znaczy, że brak ewentualnych „wspólnych tematów”, o których warto rozmawiać. Zaliczają do nich kwestie wyścigu zbrojeń i generalnie nieproliferacji broni atomowej (Korea Płn. i Iran), czy nawet powtórzenia słynnej deklaracji Reagana i Gorbaczowa o tym, że w ewentualnym konflikcie nuklearnym nie będzie zwycięzców i w związku z tym trzeba rozpocząć starania zmierzające do denuklearyzacji świata. Jest to, ich zdaniem, szczególnie ważne w kontekście wyjścia Stanów Zjednoczonych z porozumienia z Iranem w sprawie programu atomowego tego kraju. Przy czym, co ciekawe, pojawiają się też wezwania do rozpoczęcia rozmów w sprawie Syrii i Ukrainy, gdzie, jak trzeźwo zauważają autorzy, „obydwa państwa dysponują zasobami, narzędziami i wpływami niezbędnymi, aby powstrzymać przemoc i doprowadzić do uregulowania konfliktów.” Niemal w tym samym czasie (dokładnie dzień wcześniej 21 czerwca) Klub Wałdajski opublikował opracowanie Michela Kofmana z tego samego, co Rojansky Centrum Wilsona, (co trudno uznać za przypadkową zbieżność) poświęconą rywalizacji mocarstw w XXI wieku. (http://ru.valdaiclub.com/a/valdai-papers/valdayskaya-zapiska-86/.) Ten niezwykle ciekawy materiał, pisany zresztą z punktu widzenia amerykańskich interesów strategicznych, poświęcony jest głównie udowadnianiu tezy, iż zasadniczym, by rzec, fundamentalnym przeciwnikiem Waszyngtonu są Chiny. A Rosja? Jest w gruncie rzeczy regionalnym mocarstwem o zasobach, zarówno ekonomicznych, jak i demograficznych, które w dłuższej perspektywie wykluczają ją z grona supermocarstw. Co nie znaczy, że nie ma atutów, takich jak zmodernizowana armia, elastyczność i szybkość w działaniu oraz umiejętne aplikowanie nowych narzędzi presji i walki (wojna hybrydowa). Jednak jak dowodzi Kofman jej cele strategiczne są ograniczone terytorialnie i koncentrują się głównie na zagwarantowaniu odzyskania „strategicznej głębi”. O co chodzi? Otóż jego zdaniem historyczna Rosja, począwszy od początku ekspansji, czyli od czasów Piotra I, dążyła do uzyskania bezpieczeństwa swego centrum państwowego. Bo mimo, ogromnych rozmiarów jest ono skoncentrowane w europejskiej części państwa a brak naturalnych barier czyni ją w gruncie rzeczy bezbronną. Tym bardziej, że „piętą Achilesową”, zwłaszcza wobec technicznego zapóźnienia i ekonomicznej słabości Rosji są odsłonięte granice północne i zachodnie. Kofman jest zdania, iż w sytuacji realnego zagrożenia i powrotu do zimnowojennej rywalizacji (używanie tej analogii jest w jego opinii mylące) wystarczy, że Stany Zjednoczone rozpocznę rywalizację o kontrolę w Arktyce oraz zwiększą swoją obecność na Oceanie Spokojnym, aby trzymać Moskwę w szachu. Ale teraz nie ma takiej potrzeby. Co nie zmienia faktu, że nie rozwiązaną pozostaje kwestia bezpieczeństwa Rosji europejskiej. Jego zdaniem bezpieczeństwo w tej części kontynentu Moskwa budowała zawsze na dwa sposoby – albo przez tworzenie państw buforowych, albo przez próbę budowy europejskiego koncertu mocarstw. Dzisiaj też nie ma innej możliwości. A w związku z tym, choć Kofman nie pisze tego, wprost, że Moskwa ma dość ograniczone możliwości oraz, że należy liczyć się przede wszystkim z rywalizacją z Chinami, trzeba zbudować z Rosją jakieś modus vivendi. Czyli wracamy do punktu wyjścia – ceną za neutralizację Rosji w obliczu amerykańsko – chińskiej rywalizacji, jest zagwarantowanie jej poczucia bezpieczeństwa i realizacji własnych, ograniczonych interesów strategicznych. Czyli rozmawiajmy o Ukrainie, Syrii i Iranie.


 

POLECANE
Parlament Europejski: Debata ws. przywrócenia kontroli granic przez m.in Niemcy z ostatniej chwili
Parlament Europejski: Debata ws. przywrócenia kontroli granic przez m.in Niemcy

Jednym z pierwszych punktów rozpoczynającej się w poniedziałek o godz. 17 sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu będzie debata poświęcona przywróceniu kontroli granic przez część państw strefy Schengen, zwłaszcza Niemcy.

Mec. Lewandowski: Poseł Romanowski nie stawi się w dzisiaj w prokuraturze z ostatniej chwili
Mec. Lewandowski: Poseł Romanowski nie stawi się w dzisiaj w prokuraturze

Poseł Marcin Romanowski nie stawi się w poniedziałek w prokuraturze – poinformował PAP obrońca polityka mec. Bartosz Lewandowski. Jak dodał, w poniedziałek rano w tej sprawie zostało skierowane "obszerne pismo, w którym wskazano na szereg przeszkód formalnych".

z ostatniej chwili
Na co zwrócić uwagę, wybierając ubezpieczenie AC?

Ubezpieczenie Autocasco (AC) to dobrowolne ubezpieczenie samochodu, które zapewnia ochronę przed różnymi zdarzeniami losowymi. Na co zwrócić uwagę, wybierając ubezpieczenie auta? 

Jutro wywiad z Donaldem Trumpem w Telewizji Republika z ostatniej chwili
Jutro wywiad z Donaldem Trumpem w Telewizji Republika

Telewizja Republika poinformowała, że jutro przeprowadzi wywiad z kandydatem na prezydenta USA Donaldem Trumpem.

Donald Trump o Polakach: Nikt nie jest lepszy od nich. Są świetni z ostatniej chwili
Donald Trump o Polakach: Nikt nie jest lepszy od nich. Są świetni

Kandydat Republikanów na prezydenta Donald Trump przemówił do amerykańskiej Polonii z okazji 87. Parady Pułaskiego, która odbywa się w niedzielę w Nowym Jorku.

Co za mecz Lewandowskiego! Hat-trick Polaka [WIDEO] z ostatniej chwili
Co za mecz Lewandowskiego! Hat-trick Polaka [WIDEO]

Robert Lewandowski zdobył trzy bramki, wszystkie w pierwszej połowie, a jego Barcelona pokonała na wyjeździe Alaves 3:0 w 9. kolejce piłkarskiej ekstraklasy Hiszpanii. Bramkarza Wojciecha Szczęsnego, który w środę podpisał kontrakt, nie było jeszcze w kadrze meczowej lidera tabeli.

Iran obawia się odwetu? Odwołano wszystkie loty z ostatniej chwili
Iran obawia się odwetu? Odwołano wszystkie loty

Loty ze wszystkich lotnisk w Iranie od niedzielnego wieczora do poniedziałku rana zostały odwołane – podały państwowe media, cytując rzecznika urzędu ds. lotnictwa cywilnego. Komentatorzy wiążą to z obawami o odwet Izraela za irański atak rakietowy.

Rekordowa liczba nielegalnych imigrantów. Niepokojący komunikat Wielkiej Brytanii Wiadomości
Rekordowa liczba nielegalnych imigrantów. Niepokojący komunikat Wielkiej Brytanii

Co najmniej 973 nielegalnych imigrantów na 17 łodziach przedostało się w sobotę przez kanał La Manche do Wielkiej Brytanii – podało w niedzielę brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych. To najwyższy dobowy bilans od prawie dwóch lat.

Burza po zatrzymaniu Palikota. Wcisło zapytana na wizji o swojego byłego szefa [WIDEO] Wiadomości
Burza po zatrzymaniu Palikota. Wcisło zapytana na wizji o swojego byłego szefa [WIDEO]

Marta Wcisło została zapytana na antenie Polsat o to, jak wspomina swojego byłego szefa. Kobieta starała się wyraźnie zdystansować od Janusza Palikota.

Europoseł PiS ostrzega: Możecie zostać zabici gorące
Europoseł PiS ostrzega: "Możecie zostać zabici"

Europoseł PiS Dominik Tarczyński zwrócił się z apelem do potencjalnych imigrantów, którzy chcieliby przekroczyć nielegalnie granicę z Polską

REKLAMA

Marek Budzisz: Przed spotkaniem Putin – Trump. W poszukiwaniu płaszczyzny współpracy

Na zakończonym wczoraj w Wiedniu spotkaniu państw kartelu OPEC podjęto decyzję o zwiększeniu wydobycia ropy naftowej, łącznie o milion baryłek na dobę. Dotyczy ona nie tylko państw należących do tej grupy, ale również, takich jak Rosja, które nie będąc formalnie członkami współpracują w ramach tzw. formuły OPEC +. Rynki zareagowały na tę decyzję podwyżkami kontraktów terminowych, co może wydawać się paradoksem, ale dobrze oddaje realną sytuację.
 Marek Budzisz: Przed spotkaniem Putin – Trump. W poszukiwaniu płaszczyzny współpracy
/ YT, print screen

Otóż przy okazji meczu otwarcia rosyjskiego Mundialu, odbyło się spotkanie prezydenta Putina i saudyjskiego następcy tronu księcia Muhammada ibn Salmana. Po rozmowach poinformowano, że stronu ustaliły wspólną taktykę na zbliżające się spotkanie państw producentów ropy naftowej i domagać się miały podniesienia poziomu wydobycia o 1 do 1,5 mln baryłek na dobę. Obydwa kraje są tym zainteresowane – Rosja, bo widzi w tym jedyną możliwość przyspieszenia rachitycznego wzrostu gospodarczego, Arabia Saudyjska, bo dysponuje możliwościami zwiększenia wydobycia i w ten sposób chciała osłabić swego głównego konkurenta politycznego w regionie Iran, który takich możliwości nie ma, a na dodatek obawia się, że w najbliższej przyszłości w efekcie amerykańskich sankcji, nic się w tym względzie nie poprawi. Saudyjczycy reagowali też na publiczne wezwania amerykańskiego prezydenta, który argumentował, że spadające zapasy ropy i wzrost jej ceny stanowią zagrożenie dla światowej koniunktury gospodarczej. W tym kontekście decyzja, która zapadła w Wiedniu musi być postrzegana, jako kompromisowa, bo biorąc pod uwagę, że niektóre państwa – producenci przekraczały przyznany im limit i teraz zostały zdyscyplinowane, to realny wzrost wydobycia w III kwartale br. wyniesie, jak się szacuje jakieś 600 – 700 tys. baryłek na dobę. Zyska na tym Moskwa i Rijad, stracą takie kraje jak Iran, Irak, Nigeria i Wenezuela, które najgłośniej protestowały. Irański minister do spraw ropy naftowej opuścił nawet oburzony tym, co się dzieje, na chwilę, konferencję, ale ostatecznie powrócił i kompromis został zawarty. Ale nie kształt porozumienia jest w tym wszystkim istotny, ale co innego. Przede wszystkim to, że tandem Moskwa – Rijad działa i jest skuteczny. Putin i Saudyjczycy już zaczęli przebąkiwać, że formuła OPEC powoli staje się anachroniczna i teraz trzeba będzie stworzyć mechanizm kontroli wydobycia, w którym najwięcej do powiedzenia będą mieli najwięksi producenci. W tle tego porozumienia widać też wyraźnie interesy Waszyngtonu, który po pierwsze dąży do osłabienia pozycji Iranu (i to się udało) a po drugie wcale, mimo deklaracji Trumpa, nie jest zainteresowany drastyczną redukcją światowych cen ropy. Przede wszystkim z tego względu, że Amerykanie inwestują ogromne kapitały w zwiększenie własnych mocy wydobywczych, przetwórczych i przesyłowych. Jak ostatnio dowodził w wypowiedzi dla mediów Scott Sheffield, prezes Pioneer Natural Resources, jednego z największych amerykańskich producentów, już w tym roku wydobycie ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych może przekroczyć poziom 11 mln baryłek dziennie, a w perspektywie 5-6 lat osiągnąć nawet 15 mln baryłek. Przypomnijmy, że Arabia Saudyjska pompuje obecnie ok. 10,5 mln baryłek a Rosja 11 mln. Zatem, jeżeli plany Moskwy i Rijadu się ziszczą, tzn. o światowym poziomie wydobycia decydować będą najwięksi gracze, to trudno będzie z tego grona wykluczyć Stany Zjednoczone. Ze strategicznego punktu widzenia przekształcenie Stanów Zjednoczonych w państwo eksportera ropy naftowej da Waszyngtonowi też swobodę dokonywania strategicznych wyborów na Bliskim Wschodzie.

    Irańczycy jeszcze na jednym polu zostali porzuceni przez Moskwę. Otóż wczoraj, jak informuje Kommiersant, rosyjski rząd potwierdził wolę zawarcia porozumienia w sprawie statusu prawno – międzynarodowego Morza Kaspijskiego. Oficjalne podpisanie dokumentu zaplanowano na jesień, ale jego kształt stał się już teraz znany, bo jak informują media, „w wyniku pomyłki”, został on umieszczony na stronie rządu. Zaraz potem błąd naprawiono, ale ci, co mieli zapoznać się z jego treścią już to zdążyli zrobić. W największym skrócie konwencja, którą negocjowano ponad 20 lat, nie wzbudzi entuzjazmu w Teheranie. Irańczycy domagali się innego, niźli to ostatecznie ustalono podziału stref ekonomicznych, najpierw chcieli, aby Morze uznane zostało przez strony za jezioro, co miało dla Teheranu dość zasadnicze znaczenie, bo strefy ekonomiczne w przypadku „jeziora” dzieli się w równych częściach między państwa dysponujące linią brzegową, a jeśli jest to „morze” to przy podziale decyduje długość tej linii. W pierwszym przypadku Irańczycy liczyli na 20 % akwenu, teraz dostaną, co najwyżej 14 %. Ale to nie jedyny zapis, z którego Irańczycy nie są zadowoleni. Otóż przyjęto w konwencji zasadę, którą Teheran przez długi czas blokował, że o położeniu rurociągu na dnie morza decydują dwustronne porozumienia państw przez obszary, których rura będzie przebiegała. W praktyce oznacza to, że budowa rurociągu z Turkmenistanu po dnie Morza Kaspijskiego do Azerbejdżanu jest sprawą otwartą. Aszchabad dysponuje trzecimi pod względem wielkości zbadanymi zasobami gazu ziemnego na świecie, ma tylko problemy ze znalezieniem, z racji swego położenia, odbiorców. Rosjanie są dość spokojni, bo uważają, że po tym jak zbudowali swój „południowy potok” i jak uruchomiony został rurociąg z Azerbejdżanu na rynkach Europy Południowej już więcej gazu się nie sprzeda i w związku z tym Turkmenistan może jedynie wysyłać gaz do Turcji, w której konsumpcja znacząco rośnie. Jednym słowem wygrać może zarówno Rosja, jak i Turkmenistan, a wielkim przegranym zostanie Iran planujący eksploatację swych zasobów gazu. Konwencja zakłada też, że w akwenie Morza Kaspijskiego nie będą przebywać okręty wojenne państw trzecich, co z punktu widzenia interesów strategicznych Rosji jest rozwiązaniem korzystnym.

    Oczywiście nie sposób nie zwrócić uwagi jak na układ sił w regionie wpłyną jutrzejsze wybory w Turcji. Z naszego, europejskiego, punktu widzenia jedna kwestia jest zasadnicza. Otóż Erdogan, który prowadzi w sondażach, choć nie może być pewny finalnego sukcesu dąży do tego, aby 3,5 mln rzesza uchodźców z Syrii, stopniowo otrzymywała tureckie obywatelstwo. Ci, którzy nie będą tego chcieli mają mieć możliwość powrotu do stref kontrolowanych przez Turcję w północnej Syrii. To oznacza, że Erdogan, który nie zmienia swej retoryki i nadal nazywa syryjskiego dyktatora „mordercą własnego narodu” nie ma zamiaru rezygnować z budowy kontrolowanej przez siebie strefy buforowej, co w praktyce oznacza podział Syrii. Kurdowie też liczą się z takim rozwojem wydarzeń i już rozpoczęli ewakuację swych sił za Eufrat. Siły opozycyjne wobec Erdogana, które lepiej niźli w wyborach prezydenckich są notowane w równolegle odbywających się wyborach do parlamentu, chcą porozumienia z Asadem i liczą, że w ten sposób zdołają skłonić syryjskich uchodźców do powrotu, bo uważają, że taka liczba nowych wyborców na długie lata przesądzi o sukcesach bloku wokół obecnego Prezydenta. Z europejskiego punktu widzenia ich sukces może jednak oznaczać, że uchodźcy wpychani w objęcia syryjskiego reżimu wybiorą inną, nazwijmy to proeuropejską opcję i zameldują się u nas. I w ten paradoksalny sposób pomyślność Europy zależeć może od sukcesu „dyktatora” Erdogana a klęski jego demokratycznych konkurentów.

    W Moskwie dyskutuje się już o zapowiedzianej na najbliższy tydzień wizycie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Prezydenta Trumpa Johna Boltona. Zdaniem obserwatorów dyskutowana będzie agenda najbliższego spotkania między głowami obydwu państw, jego termin (najprawdopodobniej lipiec) i miejsce (typuje się Wiedeń). Poszukiwane są też, przez obie strony, ewentualne pola kooperacji. Warto zwrócić uwagę na wspólny artykuł napisany przez Matthew Rojansky´ego, dyrektora Kennan Institute przy Wilson Center jednego z najstarszych i o największej renomie amerykańskich ośrodków sowietologicznych oraz Andrieja Kortunowa, dyrektora Rosyjskiej Rady ds. Międzynarodowych, który w mijającym tygodniu ukazał się na łamach Kommiersanta, pod jakże znaczącym tytułem, „Dlaczego potrzebny jest szczyt rosyjsko – amerykański?” (Зачем нужен российскоамериканский саммит, Газета Коммерсантъ, № 107 (6345), 22.06.2018.) Przy czym, co warto odnotować, autorzy artykułu są realistami i nie liczą na żadne rewolucyjne w materii wzajemnych stosunków, zmiany. Zarówno nastroje opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, ale również i w Rosji, nakazują zachowanie w tym względzie zdroworozsądkowego sceptycyzmu. Co nie znaczy, że brak ewentualnych „wspólnych tematów”, o których warto rozmawiać. Zaliczają do nich kwestie wyścigu zbrojeń i generalnie nieproliferacji broni atomowej (Korea Płn. i Iran), czy nawet powtórzenia słynnej deklaracji Reagana i Gorbaczowa o tym, że w ewentualnym konflikcie nuklearnym nie będzie zwycięzców i w związku z tym trzeba rozpocząć starania zmierzające do denuklearyzacji świata. Jest to, ich zdaniem, szczególnie ważne w kontekście wyjścia Stanów Zjednoczonych z porozumienia z Iranem w sprawie programu atomowego tego kraju. Przy czym, co ciekawe, pojawiają się też wezwania do rozpoczęcia rozmów w sprawie Syrii i Ukrainy, gdzie, jak trzeźwo zauważają autorzy, „obydwa państwa dysponują zasobami, narzędziami i wpływami niezbędnymi, aby powstrzymać przemoc i doprowadzić do uregulowania konfliktów.” Niemal w tym samym czasie (dokładnie dzień wcześniej 21 czerwca) Klub Wałdajski opublikował opracowanie Michela Kofmana z tego samego, co Rojansky Centrum Wilsona, (co trudno uznać za przypadkową zbieżność) poświęconą rywalizacji mocarstw w XXI wieku. (http://ru.valdaiclub.com/a/valdai-papers/valdayskaya-zapiska-86/.) Ten niezwykle ciekawy materiał, pisany zresztą z punktu widzenia amerykańskich interesów strategicznych, poświęcony jest głównie udowadnianiu tezy, iż zasadniczym, by rzec, fundamentalnym przeciwnikiem Waszyngtonu są Chiny. A Rosja? Jest w gruncie rzeczy regionalnym mocarstwem o zasobach, zarówno ekonomicznych, jak i demograficznych, które w dłuższej perspektywie wykluczają ją z grona supermocarstw. Co nie znaczy, że nie ma atutów, takich jak zmodernizowana armia, elastyczność i szybkość w działaniu oraz umiejętne aplikowanie nowych narzędzi presji i walki (wojna hybrydowa). Jednak jak dowodzi Kofman jej cele strategiczne są ograniczone terytorialnie i koncentrują się głównie na zagwarantowaniu odzyskania „strategicznej głębi”. O co chodzi? Otóż jego zdaniem historyczna Rosja, począwszy od początku ekspansji, czyli od czasów Piotra I, dążyła do uzyskania bezpieczeństwa swego centrum państwowego. Bo mimo, ogromnych rozmiarów jest ono skoncentrowane w europejskiej części państwa a brak naturalnych barier czyni ją w gruncie rzeczy bezbronną. Tym bardziej, że „piętą Achilesową”, zwłaszcza wobec technicznego zapóźnienia i ekonomicznej słabości Rosji są odsłonięte granice północne i zachodnie. Kofman jest zdania, iż w sytuacji realnego zagrożenia i powrotu do zimnowojennej rywalizacji (używanie tej analogii jest w jego opinii mylące) wystarczy, że Stany Zjednoczone rozpocznę rywalizację o kontrolę w Arktyce oraz zwiększą swoją obecność na Oceanie Spokojnym, aby trzymać Moskwę w szachu. Ale teraz nie ma takiej potrzeby. Co nie zmienia faktu, że nie rozwiązaną pozostaje kwestia bezpieczeństwa Rosji europejskiej. Jego zdaniem bezpieczeństwo w tej części kontynentu Moskwa budowała zawsze na dwa sposoby – albo przez tworzenie państw buforowych, albo przez próbę budowy europejskiego koncertu mocarstw. Dzisiaj też nie ma innej możliwości. A w związku z tym, choć Kofman nie pisze tego, wprost, że Moskwa ma dość ograniczone możliwości oraz, że należy liczyć się przede wszystkim z rywalizacją z Chinami, trzeba zbudować z Rosją jakieś modus vivendi. Czyli wracamy do punktu wyjścia – ceną za neutralizację Rosji w obliczu amerykańsko – chińskiej rywalizacji, jest zagwarantowanie jej poczucia bezpieczeństwa i realizacji własnych, ograniczonych interesów strategicznych. Czyli rozmawiajmy o Ukrainie, Syrii i Iranie.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe