12 października uczestniczę w debacie w sprawie CETA w łódzkim oddziale KOD. Zostaję przedstawiony jako zwolennik dobrej zmiany i przeciwnik CETA. Najbardziej zadziwia mnie to, że większość sali z dezaprobatą słucha mojej krytyki pod adresem José Barroso, który przewodniczył Komisji Europejskiej w trakcie negocjacji CETA, a niedawno został doradcą banku Goldman Sachs. Debatę przegrywam. Mój adwersarz, zwolennik CETA, dostaje więcej oklasków niż ja…
Następnego dnia jadę do Krakowa. Na Uniwersytecie Jagiellońskim biorę udział w dyskusji pod hasłem „CETA. Kto zyska? Kto straci?”. Ze zdumieniem słucham Wojciecha Sudoła, zastępcy dyrektora departamentu współpracy międzynarodowej w Ministerstwie Rozwoju (to ten resort zajmuje się CETA). Kiedy pytam, gdzie są ekspertyzy na temat CETA dostępne dla obywateli, dyrektor odpowiada, że aktualnie są przygotowywane analizy dla rządu, a jedna ekspertyza została przygotowana pod koniec 2015 roku i będzie udostępniona wkrótce. Ręce opadają. 15 października, z transparentem „NIE! dla rządów korporacji” pojawiamy się się na demonstracji przeciwko CETA i TTIP w Warszawie. Wydarzenie gromadzi około pięciu tysięcy osób. To dużo jak na sytuację, w której od lat „elity” polityczne i medialne chowały CETA pod dywan. Wspólnie protestują przedstawiciele związków zawodowych i organizacji społecznych, rolnicy i konsumenci, przedsiębiorcy i pracownicy, ludzie z prawej i lewej sceny politycznej. Dobra energia.
17 października pojawia się informacja o liście otwartym kanadyjskich naukowców, którzy stają w obronie Walonii, sprzeciwiającej się podpisaniu CETA. We wstępie listu czytam: „Jesteśmy naukowcami, którzy są biegli w temacie rozstrzygania sporów pomiędzy inwestorem a państwem (ISDS) oraz w obszarach powiązanych z tytułu zawierania umów handlowych i inwestycyjnych w Kanadzie. Jesteśmy także wśród niewielkiej grupy kanadyjskich ekspertów w tej dziedzinie, którzy nie pracują w kancelariach rządowych jako prawnicy i arbitrzy ISDS-ów”.
18 października PAP podaje informację, że polska i angielska wersja umowy CETA różnią się. Chodzi o artykuł 25.2 umowy – część dotyczącą biotechnologii, czyli między innymi GMO. Polskie tłumaczenie umowy mówi o tym, że handel międzynarodowy nie powinien ograniczać regulacji w tej dziedzinie (np. zakazu uprawy lub sprzedaży żywności GMO). Natomiast oryginalny tekst umowy znaczy coś dokładnie odwrotnego: regulacje nie powinny ograniczać handlu. W wersji angielskojęzycznej przyznaje się, że europejskie normy bezpieczeństwa żywności będą osłabiane, w wersji polskiej zapewnia się, że nie…
Rafał GórskiWersja cyfrowa artykułu, który ukazał się w najnowszym numerze "TS" (44/2016). Cały numer do kupienia tutaj