Praca studentów bez ubezpieczenia wypadkowego
I tak, przy zleceniu istotne jest samo działanie. Pracę trzeba wykonywać we wskazanym miejscu i czasie. Natomiast w umowie o dzieło, liczy się rezultat. Nie jest ważne, kiedy i gdzie fizycznie, zostanie wykonana praca, ale to, jaki będzie jej efekt, czy będzie on zadowalający dla zleceniodawcy.
Od umowy o dzieło płacony jest tylko podatek, a do tego koszty uzyskania przychodu wynoszą 50 proc., co oznacza, że w praktyce opodatkowana jest tylko połowa zarobku.
Jednak nie powinno, i nie może być tak, że np. mycie okien będzie uznane za wykonanie dzieła. Ono musi mieć bowiem element pracy twórczej, osobistego wkładu autora. Gdyby np. student wymyślał hasła reklamowe, wówczas mogłaby to być umowa o dzieło. Ale już, gdyby zajmował się wieszaniem tych haseł na budynkach, to żadnego dzieła w tym by nie było, a praca powinna być wykonywana na zlecenie.
Szczególną kwestia przy pracach wykonywanych przez studentów jest ubezpieczenie. I nie chodzi o to zdrowotne, bo korzystają oni albo z ubezpieczenia na uczelni, albo dopisują ich do swojego ubezpieczenia rodzice, ale o takie, które związane jest z jakimś wypadkiem w pracy, np. na wysokości.
NSZZ „Solidarność” zaproponowała, by ubezpieczenie wypadkowe było przy zatrudnieniu studentów oraz inne osoby do 26-go roku życia obowiązkowe, a chorobowe dobrowolne.
Wówczas, w razie wypadku, student nie tylko mógłby leczyć się w przychodni czy szpitalu, ale także otrzymać za okres choroby zasiłek oraz odszkodowanie.
Propozycja ta padła ze strony Solidarności już w Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, gdy jeszcze funkcjonowała, przed zawieszeniem w niej prac przez związki zawodowe w 2013 r. Wówczas jednak strona rządowa nie wyraziła nią zainteresowania.
Anna Grabowska