Mira Suchodolska dla Tysol.pl: Tysol, napieraj, czyli Pane Havranek, to se asi vratit

W 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety - życzy Tysol.pl Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
screen YouTube
screen YouTube / screen YouTube
Gdybym chciała zacząć z wysokiego C, napisałabym, że tytuły prasowe są jak imperia: rosną, zagarniają- zbrojne słowem tudzież ideami - kolejne terytoria i rzesze dusz. Każdy dobry tekst jest jak łuk tryumfalny, zaznaczający kolejne zwycięstwo. Zwycięstwo nad rzeczywistością, którą można zmienić nie kulą, rakietą, nie bagnetem, armią pustoszącą miasta i wioski, ale właśnie słowem. No, wszyscy wiedzą - na początku było słowo. To najpotężniejsza broń. I w 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety. Przekazywaliśmy go sobie, czasem przepisując przez kalkę co ważniejsze teksty. Od 3 kwietnia 1981, kiedy - a jakże, ocenzurowany,  poijawił się w kioskach, do 13 grudnia kiedy musiał zejść do podziemia, nie minęło wiele czasu, ale wystarczyło, aby stał się najbardziej pożądaną gazetą. Czytali go wszyscy - od robotnika w stoczni, po ubeka znudzonego swoją beznadziejną robotą. Był tzw. stanem odniesienia - tematy poruszane przez TS,  idee, których był przekaźnikiem, dyskusje prowadzone na jego łamach były tym, czym żyliśmy w tamtych czasach. Aż do 1989 roku. Potem było tylko gorzej i gorzej. Wojna na górze  czy dole, podawanie prawych i lewych kończyn, konkurencja innych mediów - nie będę pisała o Gazecie Wyborczej, bo nie jestem Rafałem Ziemkiewiczem, ani o tabloidach, bo nie jestem Grzegorzem Linderbergiem... Ważne, że czytelnik się zmęczył/znudził/zirytował, przeszedł do konkurencji lub przestał w ogóle czytać. Bo zamiast idei, słowa, które porywa, a potem staje się ciałem, dostał papkę niestrawną, mało pożywną. Rozstrój żołądka, wymioty, dieta.

Gdybym chciała zacząć ten tekst tak bardziej lajtowo i rynkowo, dałabym pewnie inny przykład na początek. Restauracji. Pubu. Klubu. Albo czegoś w tym stylu. Wielu ludziom, którzy marzą o tym, aby zmienić swoje życie na lepsze (a przy okazji kilkuset, albo kilku tysięcy znajomych) wydaje się, że najfajniejszym pomysłem jest otworzyć knajpę. Wystarczy dobry kucharz, niezła lokalizacja, jakiś ogarnięty PR. Opowieść, że my tutaj tylko wegetariańsko, vegańsko, z poszanowaniem robaków żyjących na sałacie, które uwalniamy i przenosimy w jeszcze lepszy dla nich ekosystem.

Albo przeciwnie - byki na wasze steki mordujemy na bieżąco, możesz sam wyciąć kawałek z parującego ciała i ochlapać się krwią w bonusie dla najlepszych klientów. Jest szał, ludzkość wali jak w dym, bije się o stoliki. A potem nagle nasz lokal jest pusty. Pani sprzątająca umiera z nudów, barman wpadł w alkoholizm i onanizuje się do lustra w szatni, gdzie numerki na wieszakach zaszły patyną, bo szatniarz przed rokiem popełnił samobójstwo z desperacji. W rozmrożonych lodówkach porastają kolejnymi pokoleniami pleśni ekogruszki i strzępy tofu w zaślimaczonej folii. 
Jak to? Gdzie oni wszyscy? Zdradzili. Nie dotrzymali słowa. Nikomu już nie można wierzyć. W tej dziwnej rzeczywistości polskiej nie da się zrobić nawet biznesplanu!

Głupcy. Zarozumiali, próżni, cyniczni. Cwaniacy, którzy myślicie, że pozjadaliście wszystkie rozumy, że lud durny, każdy kit mu wciśniecie, byle ładnie opakowany. 

Tak, słowem da się zmieniać i stwarzać światy. Ale jest jeszcze coś takiego, jak prawda. Ona wyzwala i zwycięża. Ten durny lud, którym tak gardzicie, nie jest taki głupi. Trzeba mu czasu, w porządku, żeby oddzielić ziarno od plew. Trzeba mu czasu, żeby zrozumieć, co jest prawdą, a co mamieniem. Ale w końcu ta tłuszcza, ci Janusze, srający na wydmach i zajadający się hot-dogami, te durne lemingi, amatorzy mleka sojowego i kiełków zbieranych w nowiu, pójdą po rozum do głowy. 

Teraz znów będzie o gazetach. Pracowałam w wielu. Miałam to wielkie szczęście, że każdy z tych tytułów był w danym czasie wielkim. Trybuna Śląska - 800 tys. sprzedawanych wydań magazynowych. Superexpress - milion piątkowych, grubych, jak katalog popularnej galerii sztuki, gazet. Newsweek - oh, to był mega sukces. Kiedy wystartował w 2001 roku, jaraliśmy się tym, że młodzi ludzie jadący na zajęcia na swoich uczelniach trzymali tę gazetę niczym tarczę, zasłaniając się nią w tramwajach i autobusach. Ile to było? 240 tys. egzemplarzy tygodniowo? 300 tys? Mieliśmy niedosyt. Ale to wciąż była czołówka. 

Co się stało? Skąd ta pleśń w lodówkach? Jak może zgnić słowo i idea? 

Tak samo, jak chleb. Tak samo, jak nieświeża parówka. Mimo konserwantów. Nic się nie da zrobić.

Kłamstwo jest kłamstwem. I na tę prawdę wpadnie nawet najtępszy klient. Także ten nawalony. Naćpany. Zabierze ze sobą swoje pieniądze. I swój mózg. Będzie szukał innego lokalu. Innej narracji. Czegoś zdrowego do zjedzenia i napicia się, bo go już boli wątroba. 

Znam wiele historii z happy endem dotyczących reaktywacji knajp. Nie, nie chodzi mi o Magdalenę Gessler, ale o ludzi na tyle kumatych, empatycznych, zakręconych, że byli w stanie zmienić menu. Pomyśleć, czego ich klientom tak na prawdę trzeba, ile są w stanie dać za obiad, za piwo, czego oczekują w zamian, bo przecież nie tylko bufetowej, która podaje im kufel obtarty brudną ścierą z resztą w moniakach na dnie tego pucharu. 

Nie znam, niestety, historii z dobrym zakończeniem, dla tytułów prasowych. Z nimi jest jak ze sterylnymi opatrunkami. Jak się naruszy, to włażą bakterie. Można się starać, stosować jodynę, zastrzyk z penicyliny, krzyczeć: siostro, tlen, ale zwykle jest już za późno. Pamiętacie Przekrój? Dobry tytuł, od lat umiera pod respiratorem, mało kto go pamięta. Wprost wszedł w stan agonii. Może podwójna morfina będzie tym, czego mu potrzeba? Uciekają ludzie, niczym  z oblężonej twierdzy, kto nie ucieknie, tego dobiją. Kto przyjdzie na ich miejsce? Jeden z moich naczelnych, nie powiem który, wychodził z założenia, że wystarczy mieć komputerowy program z korektą błędów, a ochroniarz napisze równie dobry tekst, jak dziennikarz. I w dodatku nie trzeba mu za to tyle płacić. 

Zbigniew Herbert już nie żyje, nie musi się wkurzać. Jego teksty pisane dla Tygodnika Solidarność przykrył biblioteczny kurz (i co z tego, że większość tekstów zdigitalizowano, wiadomo, o co chodzi). Ale myślę sobie, że jego wędrówka po złote runo nicości mogłaby się dziś odbyć pod ramię z chłopakiem/dziewczyną pracującym na hemoroidy w call center. Albo wydającym hamburgery/kawę w dużym #kubkuzpokrywką w którejś z globalnych sieci. Pokazałby, jak się prostować. Jak iść. Jak zatknąć pióra, które wypadły z opuszczonych skrzydeł, za opaskę na głowie wojownika. Jak się bić. I jeszcze, jak opiekować się słabszymi. Nie trwonić słów. Działać. 

Słowo może rujnować. Ranić. Może także budować. Może, niczym wedyjski Brahman, niszczyć świat, a potem stwarzać go od nowa. 

Są tacy, którzy mówią, że dziś już nic nie da się zrobić, że musi przyjść wojna, że musi popłynąć krew, abyśmy mogli się odnaleźć i dogadać. Na trochę. Że, jak w tym starym dowcipie, panie Havranek, ja sem nie boim, bo mam rakovinu. Więc po nas choćby potop. 

Nie. Mamy słowa, mamy idee. Chcemy. Możemy. A przynajmniej postarajmy się chcieć i móc. 

Nie ma Herberta. Ale jesteśmy my.

Więc Tysol.pl - do przodu. Naginaj. 

Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
 

 

POLECANE
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu z ostatniej chwili
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu

Organizator Jarmarku Warszawskiego, w związku z publikacjami dotyczącymi zatrzymania 19-letniego studenta, który miał planować zamach terrorystyczny, zwrócił się do firmy ochrony o zintensyfikowanie działań prewencyjnych, reagowania i informowania o wszelkich sytuacjach mogących stanowić zagrożenie dla odwiedzających jarmark.

Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy Wiadomości
Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy

Większość Niemców i Francuzów chce ograniczenia pomocy dla Ukrainy, podczas gdy Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy chcą ją zwiększyć lub utrzymać na obecnym poziomie - wykazał najnowszy sondaż Politico przeprowadzony w tych pięciu krajach i opublikowany we wtorek.

 GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów z ostatniej chwili
GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące świeżych jaj z chowu ściółkowego, w których wykryto bakterie Salmonella spp. GIS apeluje, aby nie jeść jaj z partii 05.01.2026, zwłaszcza jeśli nie zostały odpowiednio ugotowane lub usmażone.

Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki tylko u nas
Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki

Aleksandra Fedorska, ekspert ds. Niemiec, analizuje najnowszy raport niemieckiego think tanku Institut für Europäische Politik, który wskazuje trzy kluczowe warunki przejęcia przez Berlin większej roli w europejskiej polityce obronnej. W tle wojna w Ukrainie, zmiany w NATO oraz ambicje nowego rządu Friedricha Merza.

KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan Wiadomości
KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan

Komisja Europejska zmienia podejście do planowanego zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych w UE od 2035 roku. Zamiast pełnego zakazu proponuje obowiązek redukcji emisji CO2 o 90 proc., co otwiera furtkę dla wybranych technologii spalinowych i hybrydowych.

Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została odebrana Wiadomości
Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została "odebrana"

Inwestycja popowodziowa warta ponad 400 tys. zł została formalnie odebrana, mimo że w terenie nie wykonano żadnych prac. Sprawa wyszła na jaw po ujawnieniu dokumentów z Dolnego Śląska.

Niepokojący komunikat Tuska. Musimy być przygotowani na twarde środki  z ostatniej chwili
Niepokojący komunikat Tuska. "Musimy być przygotowani na twarde środki" 

Donald Tusk ujawnił, że drony wykorzystywane do potencjalnych prowokacji, m.in. przeciwko polskiej platformienaftowej na Morzu Bałtyckim, mogą startować z jednostek tzw. floty cieni. Polska i państwa wschodniej flanki UE muszą być przygotowane na bezpośrednie działania, czyli jak to określił Tusk po szczycie w Helsinkach, "twarde środki" przeciwko takim zagrożeniom.

Niemiecki ekspert alarmuje: setki tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi Wiadomości
Niemiecki ekspert alarmuje: setki tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi

Obecność setek tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi ma stanowić realne zagrożenie dla państw NATO. Zdaniem niemieckiego eksperta wojskowego Europa wchodzi w kluczowy okres dla swojego bezpieczeństwa.

Obchody 44. rocznicy pacyfikacji kopalni „Wujek”. Karol Nawrocki: Tu zapisała się historia ideałów Solidarności z ostatniej chwili
Obchody 44. rocznicy pacyfikacji kopalni „Wujek”. Karol Nawrocki: Tu zapisała się historia ideałów Solidarności

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wziął udział w obchodach 44. rocznicy pacyfikacji kopalni „Wujek” w Katowicach. – Śląsk to ziemia, która wypełniona jest miłością do Polski i ciężką pracą, ale też tragicznymi wspomnieniami i krwią, cierpieniem dziewięciu górników zamordowanych przez komunistów 44 lata temu – podkreślił Karol Nawrocki.

Spotkanie Nawrocki-Zełenski. Ujawniono najważniejsze tematy rozmów z ostatniej chwili
Spotkanie Nawrocki-Zełenski. Ujawniono najważniejsze tematy rozmów

Będą trzy filary rozmów prezydenta Karola Nawrockiego z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w Warszawie: bezpieczeństwo, współpraca gospodarcza i kwestie tożsamościowo-historyczne - powiedział we wtorek szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki.

REKLAMA

Mira Suchodolska dla Tysol.pl: Tysol, napieraj, czyli Pane Havranek, to se asi vratit

W 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety - życzy Tysol.pl Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
screen YouTube
screen YouTube / screen YouTube
Gdybym chciała zacząć z wysokiego C, napisałabym, że tytuły prasowe są jak imperia: rosną, zagarniają- zbrojne słowem tudzież ideami - kolejne terytoria i rzesze dusz. Każdy dobry tekst jest jak łuk tryumfalny, zaznaczający kolejne zwycięstwo. Zwycięstwo nad rzeczywistością, którą można zmienić nie kulą, rakietą, nie bagnetem, armią pustoszącą miasta i wioski, ale właśnie słowem. No, wszyscy wiedzą - na początku było słowo. To najpotężniejsza broń. I w 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety. Przekazywaliśmy go sobie, czasem przepisując przez kalkę co ważniejsze teksty. Od 3 kwietnia 1981, kiedy - a jakże, ocenzurowany,  poijawił się w kioskach, do 13 grudnia kiedy musiał zejść do podziemia, nie minęło wiele czasu, ale wystarczyło, aby stał się najbardziej pożądaną gazetą. Czytali go wszyscy - od robotnika w stoczni, po ubeka znudzonego swoją beznadziejną robotą. Był tzw. stanem odniesienia - tematy poruszane przez TS,  idee, których był przekaźnikiem, dyskusje prowadzone na jego łamach były tym, czym żyliśmy w tamtych czasach. Aż do 1989 roku. Potem było tylko gorzej i gorzej. Wojna na górze  czy dole, podawanie prawych i lewych kończyn, konkurencja innych mediów - nie będę pisała o Gazecie Wyborczej, bo nie jestem Rafałem Ziemkiewiczem, ani o tabloidach, bo nie jestem Grzegorzem Linderbergiem... Ważne, że czytelnik się zmęczył/znudził/zirytował, przeszedł do konkurencji lub przestał w ogóle czytać. Bo zamiast idei, słowa, które porywa, a potem staje się ciałem, dostał papkę niestrawną, mało pożywną. Rozstrój żołądka, wymioty, dieta.

Gdybym chciała zacząć ten tekst tak bardziej lajtowo i rynkowo, dałabym pewnie inny przykład na początek. Restauracji. Pubu. Klubu. Albo czegoś w tym stylu. Wielu ludziom, którzy marzą o tym, aby zmienić swoje życie na lepsze (a przy okazji kilkuset, albo kilku tysięcy znajomych) wydaje się, że najfajniejszym pomysłem jest otworzyć knajpę. Wystarczy dobry kucharz, niezła lokalizacja, jakiś ogarnięty PR. Opowieść, że my tutaj tylko wegetariańsko, vegańsko, z poszanowaniem robaków żyjących na sałacie, które uwalniamy i przenosimy w jeszcze lepszy dla nich ekosystem.

Albo przeciwnie - byki na wasze steki mordujemy na bieżąco, możesz sam wyciąć kawałek z parującego ciała i ochlapać się krwią w bonusie dla najlepszych klientów. Jest szał, ludzkość wali jak w dym, bije się o stoliki. A potem nagle nasz lokal jest pusty. Pani sprzątająca umiera z nudów, barman wpadł w alkoholizm i onanizuje się do lustra w szatni, gdzie numerki na wieszakach zaszły patyną, bo szatniarz przed rokiem popełnił samobójstwo z desperacji. W rozmrożonych lodówkach porastają kolejnymi pokoleniami pleśni ekogruszki i strzępy tofu w zaślimaczonej folii. 
Jak to? Gdzie oni wszyscy? Zdradzili. Nie dotrzymali słowa. Nikomu już nie można wierzyć. W tej dziwnej rzeczywistości polskiej nie da się zrobić nawet biznesplanu!

Głupcy. Zarozumiali, próżni, cyniczni. Cwaniacy, którzy myślicie, że pozjadaliście wszystkie rozumy, że lud durny, każdy kit mu wciśniecie, byle ładnie opakowany. 

Tak, słowem da się zmieniać i stwarzać światy. Ale jest jeszcze coś takiego, jak prawda. Ona wyzwala i zwycięża. Ten durny lud, którym tak gardzicie, nie jest taki głupi. Trzeba mu czasu, w porządku, żeby oddzielić ziarno od plew. Trzeba mu czasu, żeby zrozumieć, co jest prawdą, a co mamieniem. Ale w końcu ta tłuszcza, ci Janusze, srający na wydmach i zajadający się hot-dogami, te durne lemingi, amatorzy mleka sojowego i kiełków zbieranych w nowiu, pójdą po rozum do głowy. 

Teraz znów będzie o gazetach. Pracowałam w wielu. Miałam to wielkie szczęście, że każdy z tych tytułów był w danym czasie wielkim. Trybuna Śląska - 800 tys. sprzedawanych wydań magazynowych. Superexpress - milion piątkowych, grubych, jak katalog popularnej galerii sztuki, gazet. Newsweek - oh, to był mega sukces. Kiedy wystartował w 2001 roku, jaraliśmy się tym, że młodzi ludzie jadący na zajęcia na swoich uczelniach trzymali tę gazetę niczym tarczę, zasłaniając się nią w tramwajach i autobusach. Ile to było? 240 tys. egzemplarzy tygodniowo? 300 tys? Mieliśmy niedosyt. Ale to wciąż była czołówka. 

Co się stało? Skąd ta pleśń w lodówkach? Jak może zgnić słowo i idea? 

Tak samo, jak chleb. Tak samo, jak nieświeża parówka. Mimo konserwantów. Nic się nie da zrobić.

Kłamstwo jest kłamstwem. I na tę prawdę wpadnie nawet najtępszy klient. Także ten nawalony. Naćpany. Zabierze ze sobą swoje pieniądze. I swój mózg. Będzie szukał innego lokalu. Innej narracji. Czegoś zdrowego do zjedzenia i napicia się, bo go już boli wątroba. 

Znam wiele historii z happy endem dotyczących reaktywacji knajp. Nie, nie chodzi mi o Magdalenę Gessler, ale o ludzi na tyle kumatych, empatycznych, zakręconych, że byli w stanie zmienić menu. Pomyśleć, czego ich klientom tak na prawdę trzeba, ile są w stanie dać za obiad, za piwo, czego oczekują w zamian, bo przecież nie tylko bufetowej, która podaje im kufel obtarty brudną ścierą z resztą w moniakach na dnie tego pucharu. 

Nie znam, niestety, historii z dobrym zakończeniem, dla tytułów prasowych. Z nimi jest jak ze sterylnymi opatrunkami. Jak się naruszy, to włażą bakterie. Można się starać, stosować jodynę, zastrzyk z penicyliny, krzyczeć: siostro, tlen, ale zwykle jest już za późno. Pamiętacie Przekrój? Dobry tytuł, od lat umiera pod respiratorem, mało kto go pamięta. Wprost wszedł w stan agonii. Może podwójna morfina będzie tym, czego mu potrzeba? Uciekają ludzie, niczym  z oblężonej twierdzy, kto nie ucieknie, tego dobiją. Kto przyjdzie na ich miejsce? Jeden z moich naczelnych, nie powiem który, wychodził z założenia, że wystarczy mieć komputerowy program z korektą błędów, a ochroniarz napisze równie dobry tekst, jak dziennikarz. I w dodatku nie trzeba mu za to tyle płacić. 

Zbigniew Herbert już nie żyje, nie musi się wkurzać. Jego teksty pisane dla Tygodnika Solidarność przykrył biblioteczny kurz (i co z tego, że większość tekstów zdigitalizowano, wiadomo, o co chodzi). Ale myślę sobie, że jego wędrówka po złote runo nicości mogłaby się dziś odbyć pod ramię z chłopakiem/dziewczyną pracującym na hemoroidy w call center. Albo wydającym hamburgery/kawę w dużym #kubkuzpokrywką w którejś z globalnych sieci. Pokazałby, jak się prostować. Jak iść. Jak zatknąć pióra, które wypadły z opuszczonych skrzydeł, za opaskę na głowie wojownika. Jak się bić. I jeszcze, jak opiekować się słabszymi. Nie trwonić słów. Działać. 

Słowo może rujnować. Ranić. Może także budować. Może, niczym wedyjski Brahman, niszczyć świat, a potem stwarzać go od nowa. 

Są tacy, którzy mówią, że dziś już nic nie da się zrobić, że musi przyjść wojna, że musi popłynąć krew, abyśmy mogli się odnaleźć i dogadać. Na trochę. Że, jak w tym starym dowcipie, panie Havranek, ja sem nie boim, bo mam rakovinu. Więc po nas choćby potop. 

Nie. Mamy słowa, mamy idee. Chcemy. Możemy. A przynajmniej postarajmy się chcieć i móc. 

Nie ma Herberta. Ale jesteśmy my.

Więc Tysol.pl - do przodu. Naginaj. 

Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
 


 

Polecane