Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa

Utrzymanie, a nawet zwiększanie masowej imigracji do Polski to jeden z wiecznie żywych postulatów przedsiębiorców. Ich argumenty oczywiście odwołują się do powszechnego dobrobytu i korzyści, które z przyjazdu cudzoziemców mieliby czerpać „wszyscy”. Na podstawie badań ekonomicznych spróbujemy określić, kto należy, a kto nie, do owych „wszystkich”.
Imigranci, zdjęcie podglądowe Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa
Imigranci, zdjęcie podglądowe / Wikimedia Commons

Poprawiający się poziom życia stara się często przedstawić za pomocą wzrostu produktu krajowego brutto (PKB). Wyższy PKB miałby oznaczać wyższą stopę życia mieszkańców, a skoro tak, to wszystkie zjawiska podnoszące PKB są również korzystne dla naszego bogactwa. Z tego prostego schematu starają się korzystać autorzy, który chcą przedstawić imigrację w jak najlepszym świetle. Nie tylko zresztą imigrację zarobkową, bo nawet napływowym uchodźcom przypisywano niedawno zbawienne dla gospodarki skutki.

I tak analitycy firmy Deloitte, konsultingowego światowego giganta, wyliczyli, że przyjazd uchodźców do Polski w 2022 r. przyczynił się do wzrostu PKB o 1%. Nie ma powodów, by szacunki te negować, brzmią wiarygodnie. Co jednak zrobili z tą informacją dziennikarze i lobbyści? Ogłosili, że dzięki przyjazdowi uchodźców Polska się wzbogaciła, a gospodarka rozwinęła. Wystarczy zastanowić się, czym jest PKB, by zauważyć, że jest to oczywiste nadużycie. Ponieważ PKB mierzy, ile wytworzono wszystkich dóbr i usług w kraju, to możemy porównać kraj do fabryki, a PKB do jej całkowitej produkcji. Gdy w fabryce nagle zatrudnimy dodatkowe kilka procent załogi, to wiadomo, że produkcja nie spadnie, a prawdopodobnie wzrośnie. Nie oznacza to jednak, że fabryka będzie bardziej rentowna ani tym bardziej, że pozostali pracownicy staną się bogatsi. Tak samo zwiększenie polskiego PKB przez uchodźców nie oznacza, że Polacy się wzbogacili ani że gospodarka się rozwinęła, a co najwyżej, że urosła.

Kto zyskuje, a kto traci?

Nie oznacza to też jednak, że imigracja koniecznie musi kogoś zubażać. Problem ten badają ekonomiści rynku pracy. Na podstawie danych o zatrudnieniu i wynagrodzeniach sprawdzają oni, czy przyjazd imigrantów wpływa na zarobki i bezrobocie wśród miejscowej ludności. Część tych badań podsumowaliśmy w niedawno opublikowanym raporcie Centrum Myśli Gospodarczej pt. „Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic?”. Warto przytoczyć te wyniki, by mieć obraz tego, czy imigracja jest korzystna dla obywateli kraju przyjmującego migrantów, a dokładniej – jak zobaczymy dalej – dla których mieszkańców jest korzystna, a dla których nie.

Okazuje się, że w ocenie wpływu imigracji na pensje i zatrudnienie kluczowe znaczenie ma to, jak szeroko nakreślimy zakres badania. Gdy ekonomiści próbują oszacować wpływ imigracji na zarobki wszystkich dotychczasowych mieszkańców kraju, to często osiągają wyniki wskazujące na brak wpływu tego czynnika albo bardzo niewielkie jego znaczenie. Co innego, gdy postanowią podzielić tych mieszkańców na różne grupy w zależności od poziomu wykształcenia albo wysokości zarobków.

W takich badaniach często dochodzi się do wniosku, że to, co dla całego przekroju społeczeństwa daje średnio „zero”, oznacza istotny minus dla jednej, a istotny plus dla innej grupy. Nie ma tu niespodzianki, najbardziej stratni są ci, wobec których imigranci stanowią największą konkurencję na rynku pracy. W krajach prowadzących politykę otwartych granic są to najczęściej słabiej wykwalifikowani i gorzej zarabiający pracownicy, gdyż ta grupa imigrantów jest zawsze najliczniejsza, gdy zasady przyjmowania cudzoziemców nie stawiają istotnych wymagań. Jak silny jest ten efekt? 
W opracowaniu „Co wiemy o wpływie imigracji na rynek pracy?” Rafał Trzeciakowski cytuje wyniki metaanalizy, a więc badania polegającego na zebraniu wyników wielu badań i ich statystycznym opracowaniu, wpływu migracji na rynki pracy. Wskazały one, że średnio przyjazd imigrantów odpowiadający 10% populacji obniżał pensje pracowników o 2,1% w USA i aż o 16,1% w Europie. Podobne różnice widać w tym, jak imigracja oddziałuje na zatrudnienie krajowych pracowników. W USA przyjazd 10-procentowej liczby imigrantów powodował średnio wzrost zatrudnienia krajowych pracowników o 0,3%, podczas gdy w Europie i Izraelu spadek o 8,4%.

W badaniu na danych z brytyjskiej gospodarki w latach 1993–2017 oszacowano z kolei, że przyjazd imigrantów stanowiących 6,7% siły roboczej spowodował spadek wynagrodzeń najmniej zarabiających Brytyjczyków o 5,2% oraz wzrost dochodów najlepiej zarabiających o 4,4%. Ideał otwartych granic kraju rozwiniętego dla taniej siły roboczej oznacza ubożenie ubogich i bogacenie się bogatych.

Zła polityka migracyjna

Gdyby jednak udało się zaprojektować politykę imigracyjną pod konkretne potrzeby społeczeństwa, które przyjmuje imigrantów, rezultaty mogłyby być zgoła odmienne. W naszym raporcie przytaczamy badanie imigracji do Kanady i próbę oszacowania wpływu wieloletniej imigracji do tego kraju na wynagrodzenia. Cechą charakterystyczną Kanady przez wiele lat był tzw. system punktowy, w którym pożądanym przez to państwo cechom osoby ubiegającej się o prawo do pobytu nadawano ustaloną liczbę punktów. Więcej punktów otrzymują tam kandydaci z wyższym wykształceniem, znajomością języka urzędowego czy w młodszym wieku.

Skutkiem tego w latach 1980–2000 imigranci stanowili ok. 30% wszystkich pracowników z wyższym wykształceniem w tym kraju, a jedynie ok. 5% pracowników z wykształceniem średnim i niższym. Te inne względem typowej imigracji do państw rozwiniętych proporcje skutkują odwróconym wpływem imigracji na zarobki. W przypadku Kanady napływ cudzoziemców podniósł zarobki najgorzej zarabiających Kanadyjczyków, a zmniejszył wynagrodzenia tych najlepiej zarabiających (w obu przypadkach o ok. 8%), przyczyniając się do zmniejszenia nierówności dochodowych. Przykład ten pokazuje, że na skutki imigracji można wpływać poprzez dobrze zaprojektowaną politykę migracyjną. 

Oczywiście, wskazane wyżej uszczerbki na wynagrodzeniach nie są tak widoczne gołym okiem. Pensje bowiem w rozwijającej się gospodarce systematycznie rosną, toteż to, co nazywamy wyżej „spadkiem pensji o 5%”, nie oznacza, że po przyjeździe imigrantów pracownicy zarabiali 5% mniej niż przedtem, a raczej, że zarabiali 5% mniej niż zarabialiby, gdyby imigranci nie przyjechali.

Otwarte granice, standardy zatrudnienia albo bezrobocie

Główna obawa krajowych pracowników dotyczy „zabierania pracy” przez imigrantów. Czy jest ona uzasadniona? W wielu przypadkach – nie. Przyjezdni pracownicy są również konsumentami, a przez to zwiększają zapotrzebowanie na pracę w firmach wokół nich. Dzięki temu zjawisku ekonomiści faktycznie często nie obserwują zmniejszenia zatrudnienia krajowych pracowników przy wzroście imigracji. Jednak nie ma w tym automatycznego mechanizmu, który z konieczności wyrównuje obie te siły. 

Dużą rolę w kształtowaniu skutków imigracji na rynek pracy ma prawo chroniące pracowników. Im silniej chroni ono zatrudnionych, tym gorzej na ich sytuację wpływa imigracja. Nic dziwnego, imigranci mają większe trudności w dochodzeniu swoich praw przed sądem i chętniej podejmują pracę na czarno albo w bardziej „elastycznych” formach zatrudnienia. Dla przedsiębiorcy korzyści stanowią więc nie tylko ich niższe wymagania płacowe, ale też mniejsza zdolność do ochrony swoich praw. A skoro tak, to w bardziej propracowniczym systemie prawnym różnica między pracownikiem krajowym a imigrantem jest większa niż w systemie, w którym nawet ci krajowi pracownicy nie mają zbyt wielu praw.

Badania empiryczne potwierdzają tę logikę, wykazując wyższy negatywny wpływ imigracji na zatrudnienie lokalnej ludności w krajach o silnych instytucjach prawa pracy. Poprawa jakości zatrudnienia stoi więc w opozycji do polityki masowej imigracji bez ograniczeń co do kwalifikacji czy wykształcenia.

Ma znaczenie, gdzie kupują 

Ciekawy przykład wpływu imigracji na rynek pracy pochodzi z Niemiec krótko po ich zjednoczeniu. Zaobserwowano tam szczególne warunki napływu imigrantów zarobkowych. Republika Federalna Niemiec otworzyła swój rynek pracy w 1991 r. na pracowników z Czech, pozwalając im podejmować pracę, ale nie udzieliła przy tym zezwoleń na osiedlenie się w kraju. Wkrótce w przygranicznych gminach pracę podjęło 10 tys. Czechów, stanowiąc w niektórych gminach do 10% wszystkich pracujących. Ze względu na konieczność codziennego dojazdu do pracy polityka ta nie miała wpływu na bardziej oddalone od granicy z Czechami części Niemiec, co stworzyło idealne warunki dla przeprowadzenia badania porównawczego.

Jakie były jego wyniki? Na każdy 1% Czechów w populacji osób pracujących w danej gminie wynagrodzenia pracowników spadały o ok. 0,28% wśród pracowników nisko wykwalifikowanych i o ok. 0,19% wśród pracowników wysoko wykwalifikowanych. Oddziaływanie to wydaje się więc niewielkie. Inaczej wyglądał wpływ na zatrudnienie – tam każdy imigrant zmniejszał zatrudnienie wśród nisko wykwalifikowanych Niemców średnio o 1,42%, a wśród wysoko wykwalifikowanych – o 0,87%. Liczby te są wyjątkowo wysokie na tle większości badań. Powodem tego może być omawiana polityka, która zezwalała Czechom pracować, ale nie osiedlać się, przez co zarobione w Niemczech pieniądze wydawali oni w dużej mierze w swojej ojczyźnie. To pouczający przykład również dla innych państw, w których imigranci zarobione pieniądze w większości przesyłają do swoich rodzin w kraju pochodzenia.

Imigranci, którzy wydają na miejscu zarobione przez siebie pieniądze, tworzą popyt na towary i usługi, a tym samym zapewniają pracę w firmach. Oszczędzając i transferując pieniądze za granicę, ten popyt zgłaszany jest na zupełnie innym rynku, a tym samym rośnie negatywny wpływ na zatrudnienie w kraju przyjmującym. Ostateczny bilans zależy oczywiście również od innych – zmiennych w czasie – czynników, tak jak w przypadku Polski, która pomimo ogromnego wzrostu liczby imigrantów w ostatnich latach nie odnotowała wzrostu bezrobocia.

Gospodarka taniej pracy

Ciekawym i nieoczywistym aspektem relacji między imigracją a gospodarką jest wpływ tej pierwszej na rozwój techniczny, skutkujący wzrostem produktywności. To właśnie ten ostatni stanowi główny motor rozwoju każdego państwa, które dzięki wykorzystaniu w firmach lepszych technologii może produkować coraz więcej, coraz bardziej wartościowych produktów, a to niesie za sobą wzrost dochodów i poziomu życia ludności. By proces ten zachodził, niezbędne są jednak nie tylko odkrycia technologiczne, które trzeba finansować, ale też inwestycje w ich wykorzystanie produkcyjne.
Wbrew powtarzanym sloganom firmy nie inwestują więcej wtedy, gdy płacą niskie podatki, nie ma regulacji, a zyski przebijają sufit, ale wtedy, gdy wymaga tego od nich twarda konkurencja na rynku. Jednym z jej aspektów jest wdrażanie nowych technologii. Maszyny, a dziś również oprogramowanie, są częstokroć wymienne na pracę człowieka. Dlatego gdy tej pracy zaczyna brakować i staje się coraz droższa, firmom bardziej opłaca się inwestować w nowe rozwiązania technologiczne, co w długim czasie popycha gospodarkę do przodu i tworzy lepiej płatne miejsca pracy. Jeśli jednak pracy nigdy nie zaczyna brakować, bo jej zasób stale jest uzupełniany z zagranicy, słabną zachęty do wprowadzania innowacji. Widać to w danych nie tylko z dzisiejszej gospodarki, ale nawet z okresu pierwszej industrializacji, o czym piszemy więcej we wspomnianym wcześniej raporcie.

Podsumowanie 

Na podanych przykładach widzimy, że nawet na polu gospodarczym nie można mówić o imigracji jako zjawisku jednoznacznie korzystnym i, jak mawiają jej zwolennicy, „ratującym gospodarkę”. Jak wiele kwestii związanych z rynkiem pracy, niesie ona korzyści dla jednych, a straty dla innych jego uczestników. Liberalna polityka imigracyjna, na wzór polskiej, przyczynia się zwykle do zwiększania nierówności dochodowych i nie daje się pogodzić z poprawą standardów zatrudnienia. Ceną za próbę utrzymania tych dwóch jest utrata miejsc pracy przez krajowych pracowników.


 

POLECANE
Koniec mitu Ławrowa? Łukasz Jasina zdradza kulisy spotkań z rosyjskim dyplomatą tylko u nas
Koniec mitu Ławrowa? Łukasz Jasina zdradza kulisy spotkań z rosyjskim dyplomatą

Przez ponad dwie dekady Siergiej Ławrow był twarzą rosyjskiej polityki zagranicznej i symbolem dyplomatycznego cynizmu Kremla. Dziś coraz częściej pojawiają się sygnały, że jego czas dobiega końca – nie prowadzi już delegacji Rosji na szczytach G20, mówi się o jego odsunięciu. Były rzecznik MSZ Łukasz Jasina wspomina spotkania z Ławrowem i pokazuje, jak naprawdę wyglądała rosyjska dyplomacja „od kuchni”.

Zimowa przerwa w Tatrach. „Elektryki” znikają z trasy do Morskiego Oka Wiadomości
Zimowa przerwa w Tatrach. „Elektryki” znikają z trasy do Morskiego Oka

Elektryczne busy na trasie do Morskiego Oka w połowie listopada przestaną kursować na okres zimowy. Przerwę Tatrzański Park Narodowy (TPN) wykorzysta na przegląd techniczny pojazdów. W tym czasie na popularnym szlaku nadal będą kursować tradycyjne zaprzęgi konne, ale wozy zastąpią sanie.

Gazeta Wyborcza pochowała żyjącego Powstańca. W sieci zawrzało gorące
Gazeta Wyborcza "pochowała" żyjącego Powstańca. W sieci zawrzało

W piątek Wojska Obrony Terytorialnej poinformowały o śmierci ppłk. Zbigniewa Rylskiego „Brzozy”, ostatniego z obrońców Pałacyku Michla. O wydarzeniu napisały również Gazeta.pl i Gazeta Wyborcza, jednak w publikacjach zamieszczono zdjęcie innego, wciąż żyjącego Powstańca – ppłk. Jakuba Nowakowskiego „Tomka”. Błąd szybko zauważyli internauci, którzy wezwali redakcję do sprostowania.

Julia W. skazana w UK: twierdziła, że jest zaginioną Madeleine McCann Wiadomości
Julia W. skazana w UK: twierdziła, że jest zaginioną Madeleine McCann

24-letnia Julia W. z Dolnego Śląska została skazana na sześć miesięcy więzienia przez brytyjski sąd za nękanie rodziców zaginionej Madeleine McCann. Kobieta przekonywała, że jest zaginioną dziewczynką, co wzbudziło duże zainteresowanie mediów społecznościowych już na początku 2023 roku.

Kompromitacja rzecznika rządu Donalda Tuska Adama Szłapki na platformie X gorące
Kompromitacja rzecznika rządu Donalda Tuska Adama Szłapki na platformie "X"

W relacjach między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Karolem Nawrockim doszło do kolejnego sporu – tym razem o zasady współpracy ze służbami specjalnymi. Prezydent poinformował, że premier zakazał szefom służb kontaktów z głową państwa, co Biuro Bezpieczeństwa Narodowego uznało za „groźne dla bezpieczeństwa Polski”. W związku z brakiem kontaktu z szefami służb Karol Nawrocki wstrzymał nominacje oficerskie.

Rosja w gotowości nuklearnej. Putin reaguje na decyzje Trumpa Wiadomości
Rosja w gotowości nuklearnej. Putin reaguje na decyzje Trumpa

Prezydent Rosji Władimir Putin polecił rozpoczęcie przygotowań do potencjalnych prób broni jądrowej. Decyzja Kremla jest odpowiedzią na wcześniejsze zapowiedzi Stanów Zjednoczonych dotyczące wznowienia testów nuklearnych. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow potwierdził, że polecenia zostały już przyjęte do realizacji.

Nie żyje legenda polskiej fotografii z ostatniej chwili
Nie żyje legenda polskiej fotografii

Nie żyje Andrzej Świetlik, polski fotografik, który przez dekady utrwalał w obiektywie najważniejsze postaci kultury, muzyki i polityki. Artysta odszedł 8 listopada.

Gigantyczne korki w Krakowie. Zmiany w organizacji ruchu i objazdy z ostatniej chwili
Gigantyczne korki w Krakowie. Zmiany w organizacji ruchu i objazdy

Sobota, 8 listopada, przyniosła gigantyczne korki w północno-wschodniej części Krakowa. Szczególnie trudna była sytuacja na ulicy Bora-Komorowskiego, gdzie ruch niemal całkowicie się zatrzymał. Kierowcy utknęli w wielokilometrowych zatorach, a dostęp do Galerii Serenada i pobliskich sklepów był mocno utrudniony.

Tragiczna pomyłka w USA. Nie żyje kobieta z ostatniej chwili
Tragiczna pomyłka w USA. Nie żyje kobieta

Władze amerykańskiego stanu Indiana rozważają, czy postawić zarzuty właścicielowi domu, który śmiertelnie postrzelił próbującą wejść do środka 32-letnią kobietę, biorąc ją za włamywaczkę. Okazało się, że kobieta, będąca imigrantką z Gwatemali, pomyliła adres domu, w którym miała sprzątać.

Polska królikiem doświadczalnym nowego systemu - „rewolucyjnej dyktatury” tworzącej „nową demokrację” tylko u nas
Polska królikiem doświadczalnym nowego systemu - „rewolucyjnej dyktatury” tworzącej „nową demokrację”

Sprawa zarzutów wobec byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry to przejaw głębszego problemu, który trawi Polskę w zasadzie od przejęcia władzy przez „uśmiechniętą koalicję”, a mianowicie nienazwanej zmiany systemu politycznego. Odtąd już nie prawo reguluje życie polityczno-społeczne, ale wola tych, którzy znajdują się u władzy. Nic dziwnego, że zachodnie media konserwatywne mówią wprost o autorytaryzmie, który zapukał do polskich drzwi. Ja bym jednak nazwała to totalitaryzmem i wykażę, że taka ocena jest uzasadniona.

REKLAMA

Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa

Utrzymanie, a nawet zwiększanie masowej imigracji do Polski to jeden z wiecznie żywych postulatów przedsiębiorców. Ich argumenty oczywiście odwołują się do powszechnego dobrobytu i korzyści, które z przyjazdu cudzoziemców mieliby czerpać „wszyscy”. Na podstawie badań ekonomicznych spróbujemy określić, kto należy, a kto nie, do owych „wszystkich”.
Imigranci, zdjęcie podglądowe Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa
Imigranci, zdjęcie podglądowe / Wikimedia Commons

Poprawiający się poziom życia stara się często przedstawić za pomocą wzrostu produktu krajowego brutto (PKB). Wyższy PKB miałby oznaczać wyższą stopę życia mieszkańców, a skoro tak, to wszystkie zjawiska podnoszące PKB są również korzystne dla naszego bogactwa. Z tego prostego schematu starają się korzystać autorzy, który chcą przedstawić imigrację w jak najlepszym świetle. Nie tylko zresztą imigrację zarobkową, bo nawet napływowym uchodźcom przypisywano niedawno zbawienne dla gospodarki skutki.

I tak analitycy firmy Deloitte, konsultingowego światowego giganta, wyliczyli, że przyjazd uchodźców do Polski w 2022 r. przyczynił się do wzrostu PKB o 1%. Nie ma powodów, by szacunki te negować, brzmią wiarygodnie. Co jednak zrobili z tą informacją dziennikarze i lobbyści? Ogłosili, że dzięki przyjazdowi uchodźców Polska się wzbogaciła, a gospodarka rozwinęła. Wystarczy zastanowić się, czym jest PKB, by zauważyć, że jest to oczywiste nadużycie. Ponieważ PKB mierzy, ile wytworzono wszystkich dóbr i usług w kraju, to możemy porównać kraj do fabryki, a PKB do jej całkowitej produkcji. Gdy w fabryce nagle zatrudnimy dodatkowe kilka procent załogi, to wiadomo, że produkcja nie spadnie, a prawdopodobnie wzrośnie. Nie oznacza to jednak, że fabryka będzie bardziej rentowna ani tym bardziej, że pozostali pracownicy staną się bogatsi. Tak samo zwiększenie polskiego PKB przez uchodźców nie oznacza, że Polacy się wzbogacili ani że gospodarka się rozwinęła, a co najwyżej, że urosła.

Kto zyskuje, a kto traci?

Nie oznacza to też jednak, że imigracja koniecznie musi kogoś zubażać. Problem ten badają ekonomiści rynku pracy. Na podstawie danych o zatrudnieniu i wynagrodzeniach sprawdzają oni, czy przyjazd imigrantów wpływa na zarobki i bezrobocie wśród miejscowej ludności. Część tych badań podsumowaliśmy w niedawno opublikowanym raporcie Centrum Myśli Gospodarczej pt. „Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic?”. Warto przytoczyć te wyniki, by mieć obraz tego, czy imigracja jest korzystna dla obywateli kraju przyjmującego migrantów, a dokładniej – jak zobaczymy dalej – dla których mieszkańców jest korzystna, a dla których nie.

Okazuje się, że w ocenie wpływu imigracji na pensje i zatrudnienie kluczowe znaczenie ma to, jak szeroko nakreślimy zakres badania. Gdy ekonomiści próbują oszacować wpływ imigracji na zarobki wszystkich dotychczasowych mieszkańców kraju, to często osiągają wyniki wskazujące na brak wpływu tego czynnika albo bardzo niewielkie jego znaczenie. Co innego, gdy postanowią podzielić tych mieszkańców na różne grupy w zależności od poziomu wykształcenia albo wysokości zarobków.

W takich badaniach często dochodzi się do wniosku, że to, co dla całego przekroju społeczeństwa daje średnio „zero”, oznacza istotny minus dla jednej, a istotny plus dla innej grupy. Nie ma tu niespodzianki, najbardziej stratni są ci, wobec których imigranci stanowią największą konkurencję na rynku pracy. W krajach prowadzących politykę otwartych granic są to najczęściej słabiej wykwalifikowani i gorzej zarabiający pracownicy, gdyż ta grupa imigrantów jest zawsze najliczniejsza, gdy zasady przyjmowania cudzoziemców nie stawiają istotnych wymagań. Jak silny jest ten efekt? 
W opracowaniu „Co wiemy o wpływie imigracji na rynek pracy?” Rafał Trzeciakowski cytuje wyniki metaanalizy, a więc badania polegającego na zebraniu wyników wielu badań i ich statystycznym opracowaniu, wpływu migracji na rynki pracy. Wskazały one, że średnio przyjazd imigrantów odpowiadający 10% populacji obniżał pensje pracowników o 2,1% w USA i aż o 16,1% w Europie. Podobne różnice widać w tym, jak imigracja oddziałuje na zatrudnienie krajowych pracowników. W USA przyjazd 10-procentowej liczby imigrantów powodował średnio wzrost zatrudnienia krajowych pracowników o 0,3%, podczas gdy w Europie i Izraelu spadek o 8,4%.

W badaniu na danych z brytyjskiej gospodarki w latach 1993–2017 oszacowano z kolei, że przyjazd imigrantów stanowiących 6,7% siły roboczej spowodował spadek wynagrodzeń najmniej zarabiających Brytyjczyków o 5,2% oraz wzrost dochodów najlepiej zarabiających o 4,4%. Ideał otwartych granic kraju rozwiniętego dla taniej siły roboczej oznacza ubożenie ubogich i bogacenie się bogatych.

Zła polityka migracyjna

Gdyby jednak udało się zaprojektować politykę imigracyjną pod konkretne potrzeby społeczeństwa, które przyjmuje imigrantów, rezultaty mogłyby być zgoła odmienne. W naszym raporcie przytaczamy badanie imigracji do Kanady i próbę oszacowania wpływu wieloletniej imigracji do tego kraju na wynagrodzenia. Cechą charakterystyczną Kanady przez wiele lat był tzw. system punktowy, w którym pożądanym przez to państwo cechom osoby ubiegającej się o prawo do pobytu nadawano ustaloną liczbę punktów. Więcej punktów otrzymują tam kandydaci z wyższym wykształceniem, znajomością języka urzędowego czy w młodszym wieku.

Skutkiem tego w latach 1980–2000 imigranci stanowili ok. 30% wszystkich pracowników z wyższym wykształceniem w tym kraju, a jedynie ok. 5% pracowników z wykształceniem średnim i niższym. Te inne względem typowej imigracji do państw rozwiniętych proporcje skutkują odwróconym wpływem imigracji na zarobki. W przypadku Kanady napływ cudzoziemców podniósł zarobki najgorzej zarabiających Kanadyjczyków, a zmniejszył wynagrodzenia tych najlepiej zarabiających (w obu przypadkach o ok. 8%), przyczyniając się do zmniejszenia nierówności dochodowych. Przykład ten pokazuje, że na skutki imigracji można wpływać poprzez dobrze zaprojektowaną politykę migracyjną. 

Oczywiście, wskazane wyżej uszczerbki na wynagrodzeniach nie są tak widoczne gołym okiem. Pensje bowiem w rozwijającej się gospodarce systematycznie rosną, toteż to, co nazywamy wyżej „spadkiem pensji o 5%”, nie oznacza, że po przyjeździe imigrantów pracownicy zarabiali 5% mniej niż przedtem, a raczej, że zarabiali 5% mniej niż zarabialiby, gdyby imigranci nie przyjechali.

Otwarte granice, standardy zatrudnienia albo bezrobocie

Główna obawa krajowych pracowników dotyczy „zabierania pracy” przez imigrantów. Czy jest ona uzasadniona? W wielu przypadkach – nie. Przyjezdni pracownicy są również konsumentami, a przez to zwiększają zapotrzebowanie na pracę w firmach wokół nich. Dzięki temu zjawisku ekonomiści faktycznie często nie obserwują zmniejszenia zatrudnienia krajowych pracowników przy wzroście imigracji. Jednak nie ma w tym automatycznego mechanizmu, który z konieczności wyrównuje obie te siły. 

Dużą rolę w kształtowaniu skutków imigracji na rynek pracy ma prawo chroniące pracowników. Im silniej chroni ono zatrudnionych, tym gorzej na ich sytuację wpływa imigracja. Nic dziwnego, imigranci mają większe trudności w dochodzeniu swoich praw przed sądem i chętniej podejmują pracę na czarno albo w bardziej „elastycznych” formach zatrudnienia. Dla przedsiębiorcy korzyści stanowią więc nie tylko ich niższe wymagania płacowe, ale też mniejsza zdolność do ochrony swoich praw. A skoro tak, to w bardziej propracowniczym systemie prawnym różnica między pracownikiem krajowym a imigrantem jest większa niż w systemie, w którym nawet ci krajowi pracownicy nie mają zbyt wielu praw.

Badania empiryczne potwierdzają tę logikę, wykazując wyższy negatywny wpływ imigracji na zatrudnienie lokalnej ludności w krajach o silnych instytucjach prawa pracy. Poprawa jakości zatrudnienia stoi więc w opozycji do polityki masowej imigracji bez ograniczeń co do kwalifikacji czy wykształcenia.

Ma znaczenie, gdzie kupują 

Ciekawy przykład wpływu imigracji na rynek pracy pochodzi z Niemiec krótko po ich zjednoczeniu. Zaobserwowano tam szczególne warunki napływu imigrantów zarobkowych. Republika Federalna Niemiec otworzyła swój rynek pracy w 1991 r. na pracowników z Czech, pozwalając im podejmować pracę, ale nie udzieliła przy tym zezwoleń na osiedlenie się w kraju. Wkrótce w przygranicznych gminach pracę podjęło 10 tys. Czechów, stanowiąc w niektórych gminach do 10% wszystkich pracujących. Ze względu na konieczność codziennego dojazdu do pracy polityka ta nie miała wpływu na bardziej oddalone od granicy z Czechami części Niemiec, co stworzyło idealne warunki dla przeprowadzenia badania porównawczego.

Jakie były jego wyniki? Na każdy 1% Czechów w populacji osób pracujących w danej gminie wynagrodzenia pracowników spadały o ok. 0,28% wśród pracowników nisko wykwalifikowanych i o ok. 0,19% wśród pracowników wysoko wykwalifikowanych. Oddziaływanie to wydaje się więc niewielkie. Inaczej wyglądał wpływ na zatrudnienie – tam każdy imigrant zmniejszał zatrudnienie wśród nisko wykwalifikowanych Niemców średnio o 1,42%, a wśród wysoko wykwalifikowanych – o 0,87%. Liczby te są wyjątkowo wysokie na tle większości badań. Powodem tego może być omawiana polityka, która zezwalała Czechom pracować, ale nie osiedlać się, przez co zarobione w Niemczech pieniądze wydawali oni w dużej mierze w swojej ojczyźnie. To pouczający przykład również dla innych państw, w których imigranci zarobione pieniądze w większości przesyłają do swoich rodzin w kraju pochodzenia.

Imigranci, którzy wydają na miejscu zarobione przez siebie pieniądze, tworzą popyt na towary i usługi, a tym samym zapewniają pracę w firmach. Oszczędzając i transferując pieniądze za granicę, ten popyt zgłaszany jest na zupełnie innym rynku, a tym samym rośnie negatywny wpływ na zatrudnienie w kraju przyjmującym. Ostateczny bilans zależy oczywiście również od innych – zmiennych w czasie – czynników, tak jak w przypadku Polski, która pomimo ogromnego wzrostu liczby imigrantów w ostatnich latach nie odnotowała wzrostu bezrobocia.

Gospodarka taniej pracy

Ciekawym i nieoczywistym aspektem relacji między imigracją a gospodarką jest wpływ tej pierwszej na rozwój techniczny, skutkujący wzrostem produktywności. To właśnie ten ostatni stanowi główny motor rozwoju każdego państwa, które dzięki wykorzystaniu w firmach lepszych technologii może produkować coraz więcej, coraz bardziej wartościowych produktów, a to niesie za sobą wzrost dochodów i poziomu życia ludności. By proces ten zachodził, niezbędne są jednak nie tylko odkrycia technologiczne, które trzeba finansować, ale też inwestycje w ich wykorzystanie produkcyjne.
Wbrew powtarzanym sloganom firmy nie inwestują więcej wtedy, gdy płacą niskie podatki, nie ma regulacji, a zyski przebijają sufit, ale wtedy, gdy wymaga tego od nich twarda konkurencja na rynku. Jednym z jej aspektów jest wdrażanie nowych technologii. Maszyny, a dziś również oprogramowanie, są częstokroć wymienne na pracę człowieka. Dlatego gdy tej pracy zaczyna brakować i staje się coraz droższa, firmom bardziej opłaca się inwestować w nowe rozwiązania technologiczne, co w długim czasie popycha gospodarkę do przodu i tworzy lepiej płatne miejsca pracy. Jeśli jednak pracy nigdy nie zaczyna brakować, bo jej zasób stale jest uzupełniany z zagranicy, słabną zachęty do wprowadzania innowacji. Widać to w danych nie tylko z dzisiejszej gospodarki, ale nawet z okresu pierwszej industrializacji, o czym piszemy więcej we wspomnianym wcześniej raporcie.

Podsumowanie 

Na podanych przykładach widzimy, że nawet na polu gospodarczym nie można mówić o imigracji jako zjawisku jednoznacznie korzystnym i, jak mawiają jej zwolennicy, „ratującym gospodarkę”. Jak wiele kwestii związanych z rynkiem pracy, niesie ona korzyści dla jednych, a straty dla innych jego uczestników. Liberalna polityka imigracyjna, na wzór polskiej, przyczynia się zwykle do zwiększania nierówności dochodowych i nie daje się pogodzić z poprawą standardów zatrudnienia. Ceną za próbę utrzymania tych dwóch jest utrata miejsc pracy przez krajowych pracowników.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe