Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Gry barwne

Nie tak łatwo o okazję, by spojrzeć na prace kapistów tak, jakby ktoś zgromadził po stu latach bodaj część tej grupy pod jednym dachem, w jednym pokoju.
Obraz Zygmunta Waliszewskiego
Obraz Zygmunta Waliszewskiego "Amazon" / Wikimedia Commons

Jeśli ktoś interesuje się choć trochę malarstwem polskim, termin „kapiści” nie jest mu obcy: grupa przyjaciół, studentów krakowskiej ASP, którzy w 1923 roku zawiązali na poły żartem „Komitet Paryski” (K.P.), by zgromadzić środki na podróż śladami mistrzów do Francji, zapisała się trwale w dziejach sztuki. Ilekroć jednak trafię na tę nazwę, zastanawiam się: ile ze sławy i rozpoznawalności spłynęło na kapistów za sprawą tego, który najpóźniej doczekał się uznania jako malarz, wsławiwszy się przedtem jako eseista, filozof, entuzjasta „jagiellońskiej” Rzeczpospolitej wielu narodów, oficer i świadek Katynia, czyli Józefa Czapskiego

Jeśli tak się rzeczywiście stało, to niesprawiedliwie, bo wnieśli do polskiej sztuki dużo: nie byli pierwszymi, którzy zbuntowali się przeciw podniosłym wątkom umieszczanym na płótnach, którym marzyło się: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”, by skupić się na kwestiach czysto malarskich. Ten zwrot dokonywał się przecież w malarstwie europejskim od połowy XIX wieku, nad Wisłą też paliły się doń, szczególnie po roku 1918, kolejne awangardy. Kapiści byli jednak skromni i wytrwali. Uprawiali swoje „gry barwne” (wprowadził ten termin właśnie Czapski, przez paryskie lata będący kimś w rodzaju rzecznika czy twórcy programu grupy) i po wojnie kształtowali kolejne roczniki artystów. 

Duch Czapskiego daje o sobie znać

Obrazy tych najbardziej znanych – Jana Cybisa, Hanny Rudzkiej-Cybisowej, Artura Nacht-Samborskiego, Zygmunta Waliszewskiego – znajdują się w licznych muzeach i kolekcjach: duża galeria Cybisa znajduje się w Opolu, Muzeum Narodowe w Krakowie stworzyło Pawilon Józefa Czapskiego. Ale wcale nie tak łatwo o okazję, by spojrzeć na ich prace tak, jakby ktoś zgromadził po stu latach bodaj część tej grupy pod jednym dachem, w jednym pokoju. Taką możliwość stwarza prezentacja obrazów siedmiorga z nich, należących do kolekcji Krzysztofa Musiała. Niespełna trzydzieści płócien, dwa gwasze, jakieś szkice – i „lekcja kapizmu” w pigułce. 

Duch Czapskiego i na tej wystawie daje o sobie znać – zaraz przy wejściu wisi jego autoportret z lat 70., raz i drugi, jeszcze w podziemiu, umieszczany na okładce jego książek i przez to trochę opatrzony. Ale ile więcej jest tu obrazów znanych dotąd tylko z albumowych reprodukcji – i zapierających dech. Również Czapskiego: „W barze” z roku 1974 z uderzającym kontrastem zdecydowanej, chociaż lekko rozbielonej żółci abażuru i fioletu fotela (a jeszcze zwrócona w naszą stronę twarz jednego z mężczyzn, zabarwiona przez półcienie tych mebli!) jest dowodem na to, że artysta z biegiem lat malował coraz odważniej, nieprzerwanie patrzył, co potrafi stać się z barwą. 

Wystawa "kapistów" w Galerii aTAK

Nie on jeden. Wiadomo, że drugi termin, którym w historii sztuki określano tę grupę, wychodząc od kierunku jej poszukiwań, to „koloryści”. I tak naprawdę można by iść tym tropem, w dwóch małych salkach Galerii aTAK szukając tylko tego: nowego koloru, jego zderzeń z tłem, małych, musujących eksplozji – zawsze przemyślanych, zgodnych z tym, co wiedzieli o widmie światła, o tym, że (znów Czapski): „Płaszczyzna gładka w zestawieniu z jaśniejszą plamą ciemnieje, przy ciemnej jaśnieje, płaszczyzna szara w zestawieniu z czerwoną zielenieje”. 

Odwagą koloru wygrywa Nacht-Samborski, swym zatytułowanym jeszcze zgodnie z przedwojenną ortografią portretem bażanta, gdzie mienią się i jasny oranż, i szkarłat, i niesłychanie jasny błękit, i ochry – a wszystkie oddziałujące na siebie wzajemnie, jakby rezonowały kamertony. Tuż za nim Czapski, za sprawą sceny barowej, ale i „Autoportretu…”, gdzie – nie było tego widać w podziemnych wydaniach – trzonki pędzli żarzą się jak rozpalone pogrzebacze albo pałeczki fluorescencyjne. Trzeci Waliszewski, z barwami tak lekkimi, że w pierwszej chwili wydają się, horribile dictu, kładzione flamastrem. Ale i u tych, którzy świadomie wybierali paletę węższą, skupioną – u Cybisa, i Piotra Potworowskiego – widać wielką pracę, zmaganie się wręcz z kolorem i światłem. 

Obraz Solidarności sprzed 1989 roku

Jak opowiadać o Solidarności sprzed roku 1989? Niby w dwa prawie pokolenia potem mamy tych opowieści wiele: tysiące książek, przedstawienia, pomniki, portale, sztafety i komiksy. I bardzo dobrze, tamta odwaga, rozpacz i gniew powinny być zapamiętane. 

A zarazem, patrząc z podwójnej perspektywy – nastoletniego świadka tamtego czasu, ale i historyka – widzę, jak ta opowieść nieuchronnie krzepnie i cukruje się w oczach „młodych”, niczym nie różniąc się od historii innych, dawno minionych epok. Powstanie, zamach majowy, wojna, Solidarność: amatorzy i badacze znają każdy wers meldunku czy grypsu, reszta zadowala się tuzinem nazwisk, trzema datami i garścią skojarzeń: koksowniki, ulotki, skandowane: „Lis – Michnik – Frasyniuk”. 

Bardzo rzadko udaje się w opowiadaniu przeszłości przerwać tę grubą korę, tę, mówiąc mickiewiczowsko, lawę, żeby dotrzeć do żywego doświadczenia: bolesnego, czasem krwawego, czasem nieodparcie śmiesznego. I właśnie udało się to – w drugim, poświęconym epoce stanu wojennego, tomie „Alfabetu „Solidarności”. 

Pięcioro autorów, pięć obszarów rzeczywistości: podziemna i nadziemna polityka, działalność Kościoła, popkultura i „obrazki uliczne”, życie codzienne, literatura i idee. I pięć bardzo różnych narracji, tak różnych, że najdalej od drugiej noty nie musimy już patrzeć na umieszczone pod nią nazwisko, by wiedzieć, kto ją napisał. 

Mnie (pochlebiam sobie, że to przez podobieństwo temperamentów) najbardziej odpowiada styl Andrzeja Horubały: to pisanie cierpkie, zadziorne, nastawione na tropienie prawd niewygodnych, nieukrywanie konfliktów, wyśmiewanie patosu i obłudy. Ale przecież z radością czytam też niesłychanie ciepłe opisy życia towarzyskiego i rodzinnego Barbary Sułek-Kowalskiej, wdzięczny jestem za krótkie, jakby od niechcenia kreślone scenki pióra Piotra Semki, widzę skalę pracy badawczej, jaka stoi za solennymi fragmentami pozostałych autorów. Czas „konspiry” staje przed oczami – raz jeszcze.


 

POLECANE
Koniec mitu Ławrowa? Łukasz Jasina zdradza kulisy spotkań z rosyjskim dyplomatą tylko u nas
Koniec mitu Ławrowa? Łukasz Jasina zdradza kulisy spotkań z rosyjskim dyplomatą

Przez ponad dwie dekady Siergiej Ławrow był twarzą rosyjskiej polityki zagranicznej i symbolem dyplomatycznego cynizmu Kremla. Dziś coraz częściej pojawiają się sygnały, że jego czas dobiega końca – nie prowadzi już delegacji Rosji na szczytach G20, mówi się o jego odsunięciu. Były rzecznik MSZ Łukasz Jasina wspomina spotkania z Ławrowem i pokazuje, jak naprawdę wyglądała rosyjska dyplomacja „od kuchni”.

Zimowa przerwa w Tatrach. „Elektryki” znikają z trasy do Morskiego Oka Wiadomości
Zimowa przerwa w Tatrach. „Elektryki” znikają z trasy do Morskiego Oka

Elektryczne busy na trasie do Morskiego Oka w połowie listopada przestaną kursować na okres zimowy. Przerwę Tatrzański Park Narodowy (TPN) wykorzysta na przegląd techniczny pojazdów. W tym czasie na popularnym szlaku nadal będą kursować tradycyjne zaprzęgi konne, ale wozy zastąpią sanie.

Gazeta Wyborcza pochowała żyjącego Powstańca. W sieci zawrzało gorące
Gazeta Wyborcza "pochowała" żyjącego Powstańca. W sieci zawrzało

W piątek Wojska Obrony Terytorialnej poinformowały o śmierci ppłk. Zbigniewa Rylskiego „Brzozy”, ostatniego z obrońców Pałacyku Michla. O wydarzeniu napisały również Gazeta.pl i Gazeta Wyborcza, jednak w publikacjach zamieszczono zdjęcie innego, wciąż żyjącego Powstańca – ppłk. Jakuba Nowakowskiego „Tomka”. Błąd szybko zauważyli internauci, którzy wezwali redakcję do sprostowania.

Julia W. skazana w UK: twierdziła, że jest zaginioną Madeleine McCann Wiadomości
Julia W. skazana w UK: twierdziła, że jest zaginioną Madeleine McCann

24-letnia Julia W. z Dolnego Śląska została skazana na sześć miesięcy więzienia przez brytyjski sąd za nękanie rodziców zaginionej Madeleine McCann. Kobieta przekonywała, że jest zaginioną dziewczynką, co wzbudziło duże zainteresowanie mediów społecznościowych już na początku 2023 roku.

Kompromitacja rzecznika rządu Donalda Tuska Adama Szłapki na platformie X gorące
Kompromitacja rzecznika rządu Donalda Tuska Adama Szłapki na platformie "X"

W relacjach między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Karolem Nawrockim doszło do kolejnego sporu – tym razem o zasady współpracy ze służbami specjalnymi. Prezydent poinformował, że premier zakazał szefom służb kontaktów z głową państwa, co Biuro Bezpieczeństwa Narodowego uznało za „groźne dla bezpieczeństwa Polski”. W związku z brakiem kontaktu z szefami służb Karol Nawrocki wstrzymał nominacje oficerskie.

Rosja w gotowości nuklearnej. Putin reaguje na decyzje Trumpa Wiadomości
Rosja w gotowości nuklearnej. Putin reaguje na decyzje Trumpa

Prezydent Rosji Władimir Putin polecił rozpoczęcie przygotowań do potencjalnych prób broni jądrowej. Decyzja Kremla jest odpowiedzią na wcześniejsze zapowiedzi Stanów Zjednoczonych dotyczące wznowienia testów nuklearnych. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow potwierdził, że polecenia zostały już przyjęte do realizacji.

Nie żyje legenda polskiej fotografii z ostatniej chwili
Nie żyje legenda polskiej fotografii

Nie żyje Andrzej Świetlik, polski fotografik, który przez dekady utrwalał w obiektywie najważniejsze postaci kultury, muzyki i polityki. Artysta odszedł 8 listopada.

Gigantyczne korki w Krakowie. Zmiany w organizacji ruchu i objazdy z ostatniej chwili
Gigantyczne korki w Krakowie. Zmiany w organizacji ruchu i objazdy

Sobota, 8 listopada, przyniosła gigantyczne korki w północno-wschodniej części Krakowa. Szczególnie trudna była sytuacja na ulicy Bora-Komorowskiego, gdzie ruch niemal całkowicie się zatrzymał. Kierowcy utknęli w wielokilometrowych zatorach, a dostęp do Galerii Serenada i pobliskich sklepów był mocno utrudniony.

Tragiczna pomyłka w USA. Nie żyje kobieta z ostatniej chwili
Tragiczna pomyłka w USA. Nie żyje kobieta

Władze amerykańskiego stanu Indiana rozważają, czy postawić zarzuty właścicielowi domu, który śmiertelnie postrzelił próbującą wejść do środka 32-letnią kobietę, biorąc ją za włamywaczkę. Okazało się, że kobieta, będąca imigrantką z Gwatemali, pomyliła adres domu, w którym miała sprzątać.

Polska królikiem doświadczalnym nowego systemu - „rewolucyjnej dyktatury” tworzącej „nową demokrację” tylko u nas
Polska królikiem doświadczalnym nowego systemu - „rewolucyjnej dyktatury” tworzącej „nową demokrację”

Sprawa zarzutów wobec byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry to przejaw głębszego problemu, który trawi Polskę w zasadzie od przejęcia władzy przez „uśmiechniętą koalicję”, a mianowicie nienazwanej zmiany systemu politycznego. Odtąd już nie prawo reguluje życie polityczno-społeczne, ale wola tych, którzy znajdują się u władzy. Nic dziwnego, że zachodnie media konserwatywne mówią wprost o autorytaryzmie, który zapukał do polskich drzwi. Ja bym jednak nazwała to totalitaryzmem i wykażę, że taka ocena jest uzasadniona.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Gry barwne

Nie tak łatwo o okazję, by spojrzeć na prace kapistów tak, jakby ktoś zgromadził po stu latach bodaj część tej grupy pod jednym dachem, w jednym pokoju.
Obraz Zygmunta Waliszewskiego
Obraz Zygmunta Waliszewskiego "Amazon" / Wikimedia Commons

Jeśli ktoś interesuje się choć trochę malarstwem polskim, termin „kapiści” nie jest mu obcy: grupa przyjaciół, studentów krakowskiej ASP, którzy w 1923 roku zawiązali na poły żartem „Komitet Paryski” (K.P.), by zgromadzić środki na podróż śladami mistrzów do Francji, zapisała się trwale w dziejach sztuki. Ilekroć jednak trafię na tę nazwę, zastanawiam się: ile ze sławy i rozpoznawalności spłynęło na kapistów za sprawą tego, który najpóźniej doczekał się uznania jako malarz, wsławiwszy się przedtem jako eseista, filozof, entuzjasta „jagiellońskiej” Rzeczpospolitej wielu narodów, oficer i świadek Katynia, czyli Józefa Czapskiego

Jeśli tak się rzeczywiście stało, to niesprawiedliwie, bo wnieśli do polskiej sztuki dużo: nie byli pierwszymi, którzy zbuntowali się przeciw podniosłym wątkom umieszczanym na płótnach, którym marzyło się: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”, by skupić się na kwestiach czysto malarskich. Ten zwrot dokonywał się przecież w malarstwie europejskim od połowy XIX wieku, nad Wisłą też paliły się doń, szczególnie po roku 1918, kolejne awangardy. Kapiści byli jednak skromni i wytrwali. Uprawiali swoje „gry barwne” (wprowadził ten termin właśnie Czapski, przez paryskie lata będący kimś w rodzaju rzecznika czy twórcy programu grupy) i po wojnie kształtowali kolejne roczniki artystów. 

Duch Czapskiego daje o sobie znać

Obrazy tych najbardziej znanych – Jana Cybisa, Hanny Rudzkiej-Cybisowej, Artura Nacht-Samborskiego, Zygmunta Waliszewskiego – znajdują się w licznych muzeach i kolekcjach: duża galeria Cybisa znajduje się w Opolu, Muzeum Narodowe w Krakowie stworzyło Pawilon Józefa Czapskiego. Ale wcale nie tak łatwo o okazję, by spojrzeć na ich prace tak, jakby ktoś zgromadził po stu latach bodaj część tej grupy pod jednym dachem, w jednym pokoju. Taką możliwość stwarza prezentacja obrazów siedmiorga z nich, należących do kolekcji Krzysztofa Musiała. Niespełna trzydzieści płócien, dwa gwasze, jakieś szkice – i „lekcja kapizmu” w pigułce. 

Duch Czapskiego i na tej wystawie daje o sobie znać – zaraz przy wejściu wisi jego autoportret z lat 70., raz i drugi, jeszcze w podziemiu, umieszczany na okładce jego książek i przez to trochę opatrzony. Ale ile więcej jest tu obrazów znanych dotąd tylko z albumowych reprodukcji – i zapierających dech. Również Czapskiego: „W barze” z roku 1974 z uderzającym kontrastem zdecydowanej, chociaż lekko rozbielonej żółci abażuru i fioletu fotela (a jeszcze zwrócona w naszą stronę twarz jednego z mężczyzn, zabarwiona przez półcienie tych mebli!) jest dowodem na to, że artysta z biegiem lat malował coraz odważniej, nieprzerwanie patrzył, co potrafi stać się z barwą. 

Wystawa "kapistów" w Galerii aTAK

Nie on jeden. Wiadomo, że drugi termin, którym w historii sztuki określano tę grupę, wychodząc od kierunku jej poszukiwań, to „koloryści”. I tak naprawdę można by iść tym tropem, w dwóch małych salkach Galerii aTAK szukając tylko tego: nowego koloru, jego zderzeń z tłem, małych, musujących eksplozji – zawsze przemyślanych, zgodnych z tym, co wiedzieli o widmie światła, o tym, że (znów Czapski): „Płaszczyzna gładka w zestawieniu z jaśniejszą plamą ciemnieje, przy ciemnej jaśnieje, płaszczyzna szara w zestawieniu z czerwoną zielenieje”. 

Odwagą koloru wygrywa Nacht-Samborski, swym zatytułowanym jeszcze zgodnie z przedwojenną ortografią portretem bażanta, gdzie mienią się i jasny oranż, i szkarłat, i niesłychanie jasny błękit, i ochry – a wszystkie oddziałujące na siebie wzajemnie, jakby rezonowały kamertony. Tuż za nim Czapski, za sprawą sceny barowej, ale i „Autoportretu…”, gdzie – nie było tego widać w podziemnych wydaniach – trzonki pędzli żarzą się jak rozpalone pogrzebacze albo pałeczki fluorescencyjne. Trzeci Waliszewski, z barwami tak lekkimi, że w pierwszej chwili wydają się, horribile dictu, kładzione flamastrem. Ale i u tych, którzy świadomie wybierali paletę węższą, skupioną – u Cybisa, i Piotra Potworowskiego – widać wielką pracę, zmaganie się wręcz z kolorem i światłem. 

Obraz Solidarności sprzed 1989 roku

Jak opowiadać o Solidarności sprzed roku 1989? Niby w dwa prawie pokolenia potem mamy tych opowieści wiele: tysiące książek, przedstawienia, pomniki, portale, sztafety i komiksy. I bardzo dobrze, tamta odwaga, rozpacz i gniew powinny być zapamiętane. 

A zarazem, patrząc z podwójnej perspektywy – nastoletniego świadka tamtego czasu, ale i historyka – widzę, jak ta opowieść nieuchronnie krzepnie i cukruje się w oczach „młodych”, niczym nie różniąc się od historii innych, dawno minionych epok. Powstanie, zamach majowy, wojna, Solidarność: amatorzy i badacze znają każdy wers meldunku czy grypsu, reszta zadowala się tuzinem nazwisk, trzema datami i garścią skojarzeń: koksowniki, ulotki, skandowane: „Lis – Michnik – Frasyniuk”. 

Bardzo rzadko udaje się w opowiadaniu przeszłości przerwać tę grubą korę, tę, mówiąc mickiewiczowsko, lawę, żeby dotrzeć do żywego doświadczenia: bolesnego, czasem krwawego, czasem nieodparcie śmiesznego. I właśnie udało się to – w drugim, poświęconym epoce stanu wojennego, tomie „Alfabetu „Solidarności”. 

Pięcioro autorów, pięć obszarów rzeczywistości: podziemna i nadziemna polityka, działalność Kościoła, popkultura i „obrazki uliczne”, życie codzienne, literatura i idee. I pięć bardzo różnych narracji, tak różnych, że najdalej od drugiej noty nie musimy już patrzeć na umieszczone pod nią nazwisko, by wiedzieć, kto ją napisał. 

Mnie (pochlebiam sobie, że to przez podobieństwo temperamentów) najbardziej odpowiada styl Andrzeja Horubały: to pisanie cierpkie, zadziorne, nastawione na tropienie prawd niewygodnych, nieukrywanie konfliktów, wyśmiewanie patosu i obłudy. Ale przecież z radością czytam też niesłychanie ciepłe opisy życia towarzyskiego i rodzinnego Barbary Sułek-Kowalskiej, wdzięczny jestem za krótkie, jakby od niechcenia kreślone scenki pióra Piotra Semki, widzę skalę pracy badawczej, jaka stoi za solennymi fragmentami pozostałych autorów. Czas „konspiry” staje przed oczami – raz jeszcze.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe