Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia

Gdyby na teren, gdzie miał przemawiać 13 lipca Donald Trump, wprowadzić pierwszego lepszego człowieka z ulicy i zapytać, które miejsce w promieniu 150 metrów może stanowić największe zagrożenie, wskazałby dach, z którego strzelał zamachowiec. Nie miałby wątpliwości.
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa / EPA/MICHAEL REYNOLDS Dostawca: PAP/EPA

Jednak Secret Service tego dachu - jako zagrożenia - albo nie zauważył, albo udał, że on nie istnieje. Wyłączył go z obszaru swojego zainteresowania i przekazał lokalnym, poczciwym policjantom od wypisywania mandatów za wykroczenia drogowe.

Koniec hollywoodzkiego mitu

Dzień zamachu na Donalda Trumpa był dniem totalnej katastrofy dla wizerunku US Secret Service. Miliony żyły przez lata pod wrażeniem hollywoodzkich produkcji filmowych, w których w roli agentów Secret Service występowali tacy aktorzy jak Clint Eastwood ("Na linii ognia") budując obraz perfekcyjnej, niezwyciężonej organizacji. Mit tej - rzekomo najdoskonalszej - agencji ochroniarskiej na świecie runął w gruzy i będzie potrzebował wielu lat oraz dowodów skuteczności, żeby odbudować swój prestiż.

Eksperci w dziedzinie ochrony wymieniają liczne i wręcz wołające o pomstę do nieba błędy funkcjonariuszy tej agencji w owym feralnym dniu. Ich brak zdrowego rozsądku, logiki, wyobraźni, spostrzegawczości, ich zaniedbania, nonszalancja i nieodpowiedzialność umożliwiły 20-letniemu amatorowi (co wydarzyłoby się, gdyby to był fachowiec!?) na zamordowanie niewinnego, przypadkowego człowieka, poważne zranienie dwóch innych osób i oddanie pięciu strzałów, których kule przeleciały o milimetry od głowy byłego, a zarazem prawdopodobnego, przyszłego prezydenta USA. Jeden z tych dwóch strzałów mógł zmienić historię świata. Gdyby Trump nie odwrócił głowy o kilka centymetrów w momencie, gdy nadlatywała kula, która rozerwała mu górną część ucha, nie demokraci szukaliby dziś zastępstwa dla Bidena, ale republikanie - nowego kandydata.

Błąd za błędem i ... zbyt spadzisty dach

A przecież to wszystko nie miało prawa się zdarzyć, a dokładnie właśnie to się zdarzyło. Zamachowiec nie miał prawa pojawić się z bronią na terenie bezpośrednio sąsiadującym z miejscem wiecu, ale się pojawił i - zaskakująco - nikt go nie skontrolował. Nie miał prawa wejść na dach budynku stojącego tak blisko (ok. 130 metrów) od mównicy Trumpa, ale wszedł i - szokująco - nikt go nawet nie usiłował powstrzymać, mimo że już co najmniej godzinę (!) przed zamachem został odnotowany jako osoba podejrzana. Funkcjonariusze policji lub Secret Service powinni natychmiast zareagować na jego obecność na dachu, ale nie zareagowali. Ci sami funkcjonariusze powinni potraktować serio ludzi, którzy wskazywali im leżącego na dachu zamachowca, ale nie potraktowali i tę informację - aż trudno w to uwierzyć! -  zlekceważyli. Policjant, który - podobno - zerknął na dach, żeby sprawdzić, czy jest tam ktoś podejrzany, nie powinien przestraszyć się i - podobno - wycofać, gdy zamachowiec skierował w jego stronę broń. Przede wszystkim, Secret Service nie miał prawa wyłączyć budynku, z którego padły strzały, z obszaru chronionego przez swoich funkcjonariuszy i przekazać go lokalnej policji, ale to właśnie zrobiono. To była kluczowa decyzja. I całkiem niezrozumiała. Secret Service nie miał prawa decydować o tym, że jego agenci nie zajmą stanowiska na dachu, na który wszedł zamachowiec, bo ten dach jest...stromy, więc niebezpieczny. A takim idiotycznym, wręcz komicznym powodem wyjaśniała to szefowa Secret Service, Kimberly Cheatle. Stwierdziła w dwa dni po zamachu, że "zwłaszcza ten budynek ma spadzisty dach w najwyższym punkcie. A więc istnieje czynnik bezpieczeństwa, który należy wziąć pod uwagę, że nie chcielibyśmy umieszczać nikogo na pochyłym dachu." Secret Service bojący się stromego dachu? Co za farsa! Co za zdziecinnienie i niekompetencja!

Skąd pewność, że nie ma innych snajperów?

Tak wygląda lista tylko tych najbardziej rzucających się w oczy zaniedbań i błędnych decyzji podjętych przed zamachem.

Jednak to nie wszystko. Najgorsze miało dopiero nastąpić. Bo oto strzały ustają, agenci Secret Service rzucają się na Trumpa, żeby go osłonić, chwilę później jeden z agentów na dachu zabija zamachowca, po czym następuje kolejna kompromitacja tej instytucji. Teraz, gdy wszystko jest już jasne - że trwa zamach, że padają strzały - agenci zaczynają wyprowadzać Donalda Trumpa z trybuny i popełniają już nie błąd w planowaniu, ale w bezpośrednim działaniu: pozwalają mu zatrzymać się na trybunie, wznieść się ponad nich i podnieść wyciągniętą pięść do góry. Skąd agenci mają pewność, jakim cudem, że jest tylko jeden zamachowiec? Jak mogą wiedzieć, że na innym dachu nie ma kolejnego snajpera? A może dwóch? A może trzech? Skąd przeświadczenie, że teraz, gdy głowa prezydenta - ze strużkami krwi na policzku i postrzelonym uchem - wystaje ponad tłum, najwyżej jak to możliwe, nie będzie rozerwana kolejną kulą kolejnego snajpera? Przecież nie wiedzą, że jedynym sprawcą jest samotny 20-latek. O tym dowiedzą się dopiero kilka godzin później. Teraz powinni, według wszelkiej, elementarnej logiki, zakładać, że to może być zorganizowana akcja kilku zamachowców. Nie przychodzi im to jednak do głowy i bezrefleksyjnie, jak ostatni amatorzy, a nie profesjonaliści, "wystawiają" Trumpa na kolejne strzały.

Kolejna szansa na strzał

Ten moment, gdy głowa Trumpa wystaje na tle nieba ponad głowy agentów Secret Service trwa aż 9 sekund. Dla snajpera jest to więcej czasu, niż potrzeba do wykonania strzału. Wystarcza go, żeby fotograf Evan Vucci zrobił fenomenalne zdjęcie, które stało się "ikoniczne" już w momencie, gdy pojawiło się w Internecie. Jeżeli było dość czasu na fotografię, to znaczy, że było też dość czasu na strzał. Trump wykazał się odwagą i nerwami z żelaza. I nie można mieć do niego pretensji, że chciał to pokazać swoim wyborcom i światu. Natomiast dlaczego agenci Secret Service dopuścili do takiej sytuacji, gdy było już jasne, że Trump jest celem strzałów, a plan, który ktoś właśnie realizuje w tym momencie, zmierza do jego zamordowania? Żeby postawić kropkę nad "i" w tym dowodzie na swoją niekompetencję i brak wyobraźni, agenci po kilkunastu sekundach pozwalają Trumpowi po raz drugi na wychylenie się głową ponad dach samochodu, który miał go przewieźć do szpitala. To jakby danie ostatniej szansy snajperowi, który nie zdążył strzelić, gdy Trump był na podium. Pamiętajmy: agenci nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, że zamachowiec był jeden. A zachowują się, jakby mieli taką pewność. Skąd ją mogą mieć?

Koszmarne błędy

Brak podstawowego treningu i wiedzy, co należy robić w takiej sytuacji, żeby zminimalizować ryzyko. I to wszystko nie na etapie, gdy nikt jeszcze nie wie, co się wydarzy, ale w trakcie prawdziwej akcji, czyli wtedy, gdy następuje realny i ostateczny egzamin wiedzy, umiejętności, kwalifikacji i sprawności zarówno w podejmowaniu decyzji jak i czysto fizycznej.

Katastrofa! Kosmiczne wymiary. To, że Trump żyje, to wyłącznie kwestia przypadku, lub - jak powiedzą inni - interwencja Opatrzności lub Boga. Tak czy inaczej, nie jest to zasługa Secret Service. I można powiedzieć, że Secret Service miał więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby było więcej zamachowców i gdyby to byli fachowcy, to ostateczny rezultat akcji byłby inny.

Przecież zginął człowiek. A nie powinien. W tym rola zaniedbań i błędów Secret Service jest już ewidentna.

Tylko dwa możliwe wyjaśnienia

To przerażające, ale funkcjonariusze działali tak, jakby chcieli stworzyć żelazne podstawy do spiskowej teorii o wyeliminowaniu kandydata Trumpa przy pomocy ludzi, którzy mieli go ochraniać, na rozkaz ludzi, którzy się śmiertelnie boją, że może wygrać 5 listopada. Bo istnieją tylko dwa wyjaśnienia postawy Secret Service: albo agenci to absolutnie wyjątkowi nieudacznicy, banda nieporadnych amatorów, albo świadomie stworzyli warunki do przeprowadzenia zamachu. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem teorii spiskowych, więc do tego drugiego pomysłu podchodzę nieufnie, ale z logicznego punktu widzenia nic innego poza tymi dwiema możliwościami nie wchodzi w grę.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Groźny trend opanowuje internet. KidsAlert bije na alarm z ostatniej chwili
Groźny trend opanowuje internet. KidsAlert bije na alarm

Na zdjęciach i filmach zamieszczanych w sieci przez internautów, możemy zobaczyć młode osoby, które zawieszają się na znakach drogowych, bilbordach, masztach telefonii komórkowej w taki sposób, żeby wyglądać, jak Ukrzyżowany Chrystus. Fundacja KidsAlert przestrzega rodziców: „ten trend jest poza jakąkolwiek kontrolą”.

KRRiT odwołała Macieja Świrskiego. Jest oświadczenie z ostatniej chwili
KRRiT odwołała Macieja Świrskiego. Jest oświadczenie

Członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji odwołali Macieja Świrskiego, ustawową większością czterech głosów, z funkcji przewodniczącego KRRiT. Przewodniczącą została Agnieszka Glapiak. Do całej sprawy odniósł się Maciej Świrski, który stwierdził, że to złamanie konstytucji.

Robert Bąkiewicz usłyszy zarzuty. Komunikat prokuratury z ostatniej chwili
Robert Bąkiewicz usłyszy zarzuty. Komunikat prokuratury

Polecenie przedstawienia Robertowi Bąkiewiczowi zarzutu znieważenia funkcjonariuszy Straży Granicznej i Żandarmerii Wojskowej przy granicy polsko-niemieckiej w Słubicach przekazała prokurator regionalna w Szczecinie gorzowskiemu prokuratorowi - poinformował w poniedziałek rzecznik PK prok. Przemysław Nowak.

Głód w Strefie Gazy. Trump: Izrael ponosi „dużą odpowiedzialność” z ostatniej chwili
Głód w Strefie Gazy. Trump: Izrael ponosi „dużą odpowiedzialność”

Prezydent USA Donald Trump ogłosił podczas spotkania z brytyjskim premierem Keirem Starmerem, że oba kraje wspólnie zorganizują nowy system dystrybucji pomocy humanitarnej dla Strefy Gazy. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych od 27 maja 1054 osoby zginęły w Strefie Gazy przy poszukiwaniu żywności. ONZ za taką sytuację wini Izrael.

Komunikat dla mieszkańców Lublina z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Lublina

Od 1 sierpnia w zabudowie wielorodzinnej wprowadzona zostaje nowa metoda naliczania opłaty - w oparciu o średniomiesięczne zużycie wody – informuje w poniedziałek miasto Lublin.

Prezes TK wzywa Hołownię. Jest dokument z ostatniej chwili
Prezes TK wzywa Hołownię. Jest dokument

Prezes TK Bogdan Święczkowski wezwał Marszałka Sejmu Szymona Hołownię do "respektowania ostatecznych i powszechnie obowiązujących orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego".

Media: Antyterroryści w firmie znanego przedsiębiorcy. Krytykował władze w internecie z ostatniej chwili
Media: Antyterroryści w firmie znanego przedsiębiorcy. Krytykował władze w internecie

W poniedziałek południa do firmy znanego nyskiego przedsiębiorcy wkroczyła 8-osobowa grupa antyterrorystyczna. Funkcjonariusze zatrzymali przedsiębiorcę - poinformował portal Nowiny Nyskie. Prokuratura Okręgowa w Opolu potwierdziła, jak zaznaczył portal, że działania były prowadzone na jej wniosek. Powodem takiej akcji miały być publikacje zatrzymanego w sieci, krytykujące rządzących i lokalnych samorządowców.

Ulewy na południu. Wody Polskie wydały komunikat z ostatniej chwili
Ulewy na południu. Wody Polskie wydały komunikat

Wody Polskie w Gliwicach kontynuują działania polegajace na obserwacji stanów wód w korytach rzek, potoków i innych cieków – informują w poniedziałek po południu Wody Polskie.

Polska kontra zagraniczne korporacje. Brzoska publikuje listę wstydu z ostatniej chwili
Polska kontra zagraniczne korporacje. Brzoska publikuje "listę wstydu"

Prezes InPostu, Rafał Brzoska, ostro skrytykował zagraniczne firmy kurierskie działające w Polsce. W dosadnym wpisie opublikowanym w mediach społecznościowych opublikował tzw. „podatkową listę wstydu” i wezwał do patriotyzmu konsumenckiego. Jego zdaniem wiele globalnych korporacji unika płacenia podatków w Polsce, mimo że generuje tu olbrzymie przychody.

Nagły ruch Trumpa: Skracam czas, który dałem Putinowi z ostatniej chwili
Nagły ruch Trumpa: Skracam czas, który dałem Putinowi

–  Jestem rozczarowany prezydentem Putinem, bardzo rozczarowany (...) Zamierzam skrócić te 50 dni, które mu dałem – przekazał w poniedziałek prezydent USA Donald Trump.

REKLAMA

Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia

Gdyby na teren, gdzie miał przemawiać 13 lipca Donald Trump, wprowadzić pierwszego lepszego człowieka z ulicy i zapytać, które miejsce w promieniu 150 metrów może stanowić największe zagrożenie, wskazałby dach, z którego strzelał zamachowiec. Nie miałby wątpliwości.
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa / EPA/MICHAEL REYNOLDS Dostawca: PAP/EPA

Jednak Secret Service tego dachu - jako zagrożenia - albo nie zauważył, albo udał, że on nie istnieje. Wyłączył go z obszaru swojego zainteresowania i przekazał lokalnym, poczciwym policjantom od wypisywania mandatów za wykroczenia drogowe.

Koniec hollywoodzkiego mitu

Dzień zamachu na Donalda Trumpa był dniem totalnej katastrofy dla wizerunku US Secret Service. Miliony żyły przez lata pod wrażeniem hollywoodzkich produkcji filmowych, w których w roli agentów Secret Service występowali tacy aktorzy jak Clint Eastwood ("Na linii ognia") budując obraz perfekcyjnej, niezwyciężonej organizacji. Mit tej - rzekomo najdoskonalszej - agencji ochroniarskiej na świecie runął w gruzy i będzie potrzebował wielu lat oraz dowodów skuteczności, żeby odbudować swój prestiż.

Eksperci w dziedzinie ochrony wymieniają liczne i wręcz wołające o pomstę do nieba błędy funkcjonariuszy tej agencji w owym feralnym dniu. Ich brak zdrowego rozsądku, logiki, wyobraźni, spostrzegawczości, ich zaniedbania, nonszalancja i nieodpowiedzialność umożliwiły 20-letniemu amatorowi (co wydarzyłoby się, gdyby to był fachowiec!?) na zamordowanie niewinnego, przypadkowego człowieka, poważne zranienie dwóch innych osób i oddanie pięciu strzałów, których kule przeleciały o milimetry od głowy byłego, a zarazem prawdopodobnego, przyszłego prezydenta USA. Jeden z tych dwóch strzałów mógł zmienić historię świata. Gdyby Trump nie odwrócił głowy o kilka centymetrów w momencie, gdy nadlatywała kula, która rozerwała mu górną część ucha, nie demokraci szukaliby dziś zastępstwa dla Bidena, ale republikanie - nowego kandydata.

Błąd za błędem i ... zbyt spadzisty dach

A przecież to wszystko nie miało prawa się zdarzyć, a dokładnie właśnie to się zdarzyło. Zamachowiec nie miał prawa pojawić się z bronią na terenie bezpośrednio sąsiadującym z miejscem wiecu, ale się pojawił i - zaskakująco - nikt go nie skontrolował. Nie miał prawa wejść na dach budynku stojącego tak blisko (ok. 130 metrów) od mównicy Trumpa, ale wszedł i - szokująco - nikt go nawet nie usiłował powstrzymać, mimo że już co najmniej godzinę (!) przed zamachem został odnotowany jako osoba podejrzana. Funkcjonariusze policji lub Secret Service powinni natychmiast zareagować na jego obecność na dachu, ale nie zareagowali. Ci sami funkcjonariusze powinni potraktować serio ludzi, którzy wskazywali im leżącego na dachu zamachowca, ale nie potraktowali i tę informację - aż trudno w to uwierzyć! -  zlekceważyli. Policjant, który - podobno - zerknął na dach, żeby sprawdzić, czy jest tam ktoś podejrzany, nie powinien przestraszyć się i - podobno - wycofać, gdy zamachowiec skierował w jego stronę broń. Przede wszystkim, Secret Service nie miał prawa wyłączyć budynku, z którego padły strzały, z obszaru chronionego przez swoich funkcjonariuszy i przekazać go lokalnej policji, ale to właśnie zrobiono. To była kluczowa decyzja. I całkiem niezrozumiała. Secret Service nie miał prawa decydować o tym, że jego agenci nie zajmą stanowiska na dachu, na który wszedł zamachowiec, bo ten dach jest...stromy, więc niebezpieczny. A takim idiotycznym, wręcz komicznym powodem wyjaśniała to szefowa Secret Service, Kimberly Cheatle. Stwierdziła w dwa dni po zamachu, że "zwłaszcza ten budynek ma spadzisty dach w najwyższym punkcie. A więc istnieje czynnik bezpieczeństwa, który należy wziąć pod uwagę, że nie chcielibyśmy umieszczać nikogo na pochyłym dachu." Secret Service bojący się stromego dachu? Co za farsa! Co za zdziecinnienie i niekompetencja!

Skąd pewność, że nie ma innych snajperów?

Tak wygląda lista tylko tych najbardziej rzucających się w oczy zaniedbań i błędnych decyzji podjętych przed zamachem.

Jednak to nie wszystko. Najgorsze miało dopiero nastąpić. Bo oto strzały ustają, agenci Secret Service rzucają się na Trumpa, żeby go osłonić, chwilę później jeden z agentów na dachu zabija zamachowca, po czym następuje kolejna kompromitacja tej instytucji. Teraz, gdy wszystko jest już jasne - że trwa zamach, że padają strzały - agenci zaczynają wyprowadzać Donalda Trumpa z trybuny i popełniają już nie błąd w planowaniu, ale w bezpośrednim działaniu: pozwalają mu zatrzymać się na trybunie, wznieść się ponad nich i podnieść wyciągniętą pięść do góry. Skąd agenci mają pewność, jakim cudem, że jest tylko jeden zamachowiec? Jak mogą wiedzieć, że na innym dachu nie ma kolejnego snajpera? A może dwóch? A może trzech? Skąd przeświadczenie, że teraz, gdy głowa prezydenta - ze strużkami krwi na policzku i postrzelonym uchem - wystaje ponad tłum, najwyżej jak to możliwe, nie będzie rozerwana kolejną kulą kolejnego snajpera? Przecież nie wiedzą, że jedynym sprawcą jest samotny 20-latek. O tym dowiedzą się dopiero kilka godzin później. Teraz powinni, według wszelkiej, elementarnej logiki, zakładać, że to może być zorganizowana akcja kilku zamachowców. Nie przychodzi im to jednak do głowy i bezrefleksyjnie, jak ostatni amatorzy, a nie profesjonaliści, "wystawiają" Trumpa na kolejne strzały.

Kolejna szansa na strzał

Ten moment, gdy głowa Trumpa wystaje na tle nieba ponad głowy agentów Secret Service trwa aż 9 sekund. Dla snajpera jest to więcej czasu, niż potrzeba do wykonania strzału. Wystarcza go, żeby fotograf Evan Vucci zrobił fenomenalne zdjęcie, które stało się "ikoniczne" już w momencie, gdy pojawiło się w Internecie. Jeżeli było dość czasu na fotografię, to znaczy, że było też dość czasu na strzał. Trump wykazał się odwagą i nerwami z żelaza. I nie można mieć do niego pretensji, że chciał to pokazać swoim wyborcom i światu. Natomiast dlaczego agenci Secret Service dopuścili do takiej sytuacji, gdy było już jasne, że Trump jest celem strzałów, a plan, który ktoś właśnie realizuje w tym momencie, zmierza do jego zamordowania? Żeby postawić kropkę nad "i" w tym dowodzie na swoją niekompetencję i brak wyobraźni, agenci po kilkunastu sekundach pozwalają Trumpowi po raz drugi na wychylenie się głową ponad dach samochodu, który miał go przewieźć do szpitala. To jakby danie ostatniej szansy snajperowi, który nie zdążył strzelić, gdy Trump był na podium. Pamiętajmy: agenci nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, że zamachowiec był jeden. A zachowują się, jakby mieli taką pewność. Skąd ją mogą mieć?

Koszmarne błędy

Brak podstawowego treningu i wiedzy, co należy robić w takiej sytuacji, żeby zminimalizować ryzyko. I to wszystko nie na etapie, gdy nikt jeszcze nie wie, co się wydarzy, ale w trakcie prawdziwej akcji, czyli wtedy, gdy następuje realny i ostateczny egzamin wiedzy, umiejętności, kwalifikacji i sprawności zarówno w podejmowaniu decyzji jak i czysto fizycznej.

Katastrofa! Kosmiczne wymiary. To, że Trump żyje, to wyłącznie kwestia przypadku, lub - jak powiedzą inni - interwencja Opatrzności lub Boga. Tak czy inaczej, nie jest to zasługa Secret Service. I można powiedzieć, że Secret Service miał więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby było więcej zamachowców i gdyby to byli fachowcy, to ostateczny rezultat akcji byłby inny.

Przecież zginął człowiek. A nie powinien. W tym rola zaniedbań i błędów Secret Service jest już ewidentna.

Tylko dwa możliwe wyjaśnienia

To przerażające, ale funkcjonariusze działali tak, jakby chcieli stworzyć żelazne podstawy do spiskowej teorii o wyeliminowaniu kandydata Trumpa przy pomocy ludzi, którzy mieli go ochraniać, na rozkaz ludzi, którzy się śmiertelnie boją, że może wygrać 5 listopada. Bo istnieją tylko dwa wyjaśnienia postawy Secret Service: albo agenci to absolutnie wyjątkowi nieudacznicy, banda nieporadnych amatorów, albo świadomie stworzyli warunki do przeprowadzenia zamachu. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem teorii spiskowych, więc do tego drugiego pomysłu podchodzę nieufnie, ale z logicznego punktu widzenia nic innego poza tymi dwiema możliwościami nie wchodzi w grę.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe