Mec. Bartosz Lewandowski zdradza w rozmowie z Tysol.pl, jakie ruchy przewiduje ws. Marcina Romanowskiego
– Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś?
– Skutecznie wybroniłem klienta przed aresztem (śmiech).
– To też, ale również obnażyłeś merytoryczną pustkę aparatu przemocy tej władzy i słabość wszechpotężnej nadzwyczajnej kasty. Oni ci tego nie darują.
– Nie patrzę na to w ten sposób. Miałem zadanie do wykonania, czyli obronę Marcina Romanowskiego. Jestem adwokatem i interes klienta jest najważniejszy przy tego typu sprawach. Ale nie powiem, że nie czuję osobistej satysfakcji.
Udało się zatrzymać cały aparat ścigania przed zrobieniem czegoś, co było jawnym pogwałceniem prawa i przede wszystkim regulacji międzynarodowych.
Celem był Ziobro
– A co według Ciebie groziło Marcinowi Romanowskiemu?
– Nie mam wątpliwości co do wątłej podstawy i wadliwości kwalifikacji prawnej zarzutów przedstawianych posłowi Romanowskiemu przez prokuraturę. Zarzuty te mam bardzo dobrze „rozpracowane”. Sęk w tym, że na tym etapie to prokuratorzy są gospodarzami postępowania i do przedstawienia zarzutów wystarczające jest ich uprawdopodobnienie. Tym samym kontrola ze strony sądu jest na tym etapie bardzo niewielka. Realnie natomiast Marcinowi Romanowskiemu groził co najmniej 3-miesięczny areszt, czyli, kolokwialnie mówiąc, „pucha”.
– A w kontekście tego, co spotkało ks. Olszewskiego i dwie byłe urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości?
– Ja nie miałem wątpliwości, że Marcin Romanowski doświadczy aresztu wydobywczego. Przecież w tej sprawie – po medialnych występach Tomasza M. – nie zachodzi jakakolwiek obawa matactwa, a to jest warunkiem zastosowania aresztu.
Nie wiem, czy ktokolwiek odważyłby się tak jawnie poniżać byłego wiceministra jak w przypadku ks. Olszewskiego i dwóch urzędniczek. Ale nie można było tego wykluczyć. Przecież w areszcie groziłoby mu naturalne niebezpieczeństwo jako jednemu z najbliższych współpracowników znienawidzonego Zbigniewa Ziobry.
– A co według Ciebie chciano „wydobyć” z Romanowskiego?
– Pierwszym celem zapewne było przyznanie się do zarzucanych czynów. I pozyskanie jakiejś wiedzy o jego otoczeniu politycznym i – przede wszystkim – rzekomych przestępstwach Zbigniewa Ziobro. To jest oczywiste w świetle całej kampanii medialnej nastawionej na ewidentne zniszczenie środowiska politycznego Marcina Romanowskiego.
Negocjacje z Radą Europejską
– Sądzisz, że trwają właśnie jakieś „negocjacje” z Radą Europy, żeby „odpuściła przywracającemu demokrację w Polsce” rządowi Tuska?
– Z pewnością.
Pamiętajmy, że bezprawne zatrzymanie posła Marcina Romanowskiego to ogromne uderzenie w wizerunek tego rządu na arenie międzynarodowej.
Przecież okazało się, że rząd chwalący się przywracaniem w kraju „demokracji” i „praworządności” naruszył immunitet organizacji międzynarodowej zajmującej się prawami człowieka. To bardzo źle wygląda. Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy zareagował na moje pismo błyskawicznie i bardzo zdecydowanie. To profesjonalna organizacja, która monitoruje na bieżąco to, co się dzieje w poszczególnych państwach członkowskich. Organy Rady Europy miały już tę kwestię prawnie opracowaną. Sądzę, że czekano wyłącznie na pismo złożone w imieniu posła Romanowskiego, domagającego się reakcji i potwierdzenia immunitetu.
– Sądzisz, że Rada Europy ugnie się pod naciskiem „demokratów”?
– Organy Rady Europy zajęły jednoznaczne stanowisko, które jest konsekwencją dotychczasowego dorobku prawa międzynarodowego oraz poprzednio zajmowanych przez Radę stanowisk.
Sądzę raczej, że stanowisko Zgromadzenia zostanie podtrzymane. Ale wszystko jest zawsze możliwe.
Widać właśnie, jak wyraźny i ogromny nacisk polityczny jest czyniony na Radę oraz na sądy w tej sprawie.
„Liczę się z represjami”
– Co to mówi o jakości merytorycznej i moralnej kadr Tuska i jego medialnych doboszy?
– Ta sprawa udowodniła, że nie zawsze w Polsce da się rządzić metodą pozorowanego legalizmu. Tak określam działania rządu sprzeczne z prawem czy pomimo braku takiej podstawy, które są legitymizowane poprzez odwoływanie się do opinii prawnych zlecanych odpłatnie przez organy władzy. Takie właśnie opinie, zawierające często bardzo „egzotyczne” interpretacje prawa, mają społeczeństwu przedstawić łamanie przez rządzących prawa jako właśnie działanie w pełni legalne. A ta sprawa – poprzez jednoznaczne stanowisko organów Rady Europy – pokazała, że tego rodzaju metody są nieakceptowalne. Przede wszystkim nie są mile widziane przez instytucje międzynarodowe.
– Ludzie Tuska każdego dnia udowadniają, że jeśli w czymś są konsekwentni, to w mściwości. Nie boisz się ich zemsty?
– Wykonuję swoje obowiązki adwokackie, więc jeśli za to miałbym odpowiadać, to mielibyśmy do czynienia z praktykami państw autorytarnych. Ale faktem jest, że publicznie krytykuję działania rządzących, jeśli łamią prawo.
Liczę się z tym, że mogą spotkać mnie represje.
Nie wiem, czy to będą postępowania dyscyplinarne, postępowania karne czy inne działania wymierzone we mnie. Ale wydaje mi się, że inaczej nie można. Pewne zasady uczciwości wpojono mi przez wychowanie. Poza tym czym są postępowania dyscyplinarne czy ataki w mediach na mnie w świetle represji, których w historii doświadczali prawdziwi bohaterowie i męczennicy.
Początek końca
– Czy to, co się stało w sprawie Marcina Romanowskiego, jest początkiem końca opartego na karmieniu najniższych instynktów Silnych Razem reżimu Tuska?
– Mam nadzieję.
To, co w ostatnich miesiącach działo się w Polsce, ta cała koncentracja rządu i mediów prorządowych na rozliczeniach, składanych zawiadomieniach do prokuratury, rozwalaniem szaf w KRS, ściganiem sędziów czy robienia dyscyplinarek prokuratorom, to dewastacja polskiego państwa.
Mam wrażenie, że ludzie kompletnie zapomnieli, po co jest rząd w Polsce i że powinien się zajmować wyznaczaniem kierunku rozwoju kraju, poprawianiem niedoskonałości w obszarach organizacyjnych i prawnych państwa, a nie zemście.
– A jest światełkiem nadziei na mniej zdegenerowany system sprawiedliwości?
– Nie wiem, czy można określić go jako całkowicie zdegenerowany. Sądzę, że są w nim przyzwoici prokuratorzy oraz sędziowie, którzy ciężko pracują. Natomiast niewydolność wymiaru sprawiedliwości, a także jego upolitycznienie jest widoczne gołym okiem. We wszystkich działaniach, które obecne kierownictwo resortu sprawiedliwości dokonuje pod pozorem „przywrócenia praworządności”, przywrócenia „niezależnej prokuratury”, zapewnienia obywatelom w końcu „prawa do sądu”, nie chodzi o nic innego jak o przejęcie tych instytucji przez zaufanych ludzi. I tak jak zdemolowanie podstaw funkcjonowania prokuratury, tak i działania w sądach nie mają nic wspólnego z dobrem obywateli. Z nimi praktycznie nikt się nie liczy i o nich nie myśli. Choć mówi się zupełnie coś innego.