FAJNIE JEST BYĆ POLAKIEM!
Iga Świątek wygrywa dziesiąty turniej WTA 1000 (i trzeci w Rzymie) stając się najmłodszą w historii zdobywczynią „Korony” 10 turniejów tego typu. Ma niespełna 23 lata, a poprzednia rekordzistka, Azarenka z Białorusi miała 31 (Serena Williams 32). Finał w Rzymie był też swoistą sportową konfrontacją Zachód-Wschód – i Polka rozstrzygnęła ją na rzecz Zachodu – nie wdając się w analogie historyczne sprzed wieku czy kilku wieków...
W tym samym mniej więcej czasie nasz żużlowy – zdaje się, że etatowy – mistrz świata Bartosz Zmarzlik po raz trzeci (na trzy turnieje) wjechał do finału Grand Prix i po raz drugi zajął drugie miejsce, przy okazji wracając tam, gdzie być powinien, czyli na fotel lidera cyklu GP. A to oznacza, że uczynił duży krok do piątego tytułu mistrza świata.
Z kolei nasze siatkarki idą jak burza w Lidze Narodów, wygrywając wszystko i ze wszystkimi. Co więcej: po raz pierwszy w historii awansowały na trzecie miejsce rankingu FIVB. Biało—Czerwone wyprzedziły mistrzynie olimpijskie (USA) i wicemistrzynie świata (Serbię), a to oznacza, że powinniśmy całkiem serio stawiać sobie jako cel medal na IO w Paryżu. Drugi, bo pierwszy, oczywiście złoty, powinni wywalczyć panowie. Jako maniak statystyki sportowej dodam, że ostatni medal w siatkówce męskiej na igrzyskach mieliśmy 48 lat temu i był to jedyny medal naszych siatkarzy w historii IO – za to złoty! Jeszcze dłużej czekają panie, które 56 lat temu zdobyły swój drugi i ostatni olimpijski brąz. Tyle o naszych sportach narodowych – tych oczywistych, czyli speedwayu i „siatce” i tym wciąż nieoczywistym, czyli tenisie. Dodajmy do tego kolejne kwalifikacje olimpijskie naszych sportowców i rewelacyjną formę naszych lekkoatletek – medalistek z Tokio 2020. Chodzi o Marię Andrejczyk w oszczepie i Natalii Kaczmarek na 400 metrów. Z tej lekkoatletycznej mąki może być chleb – choć pewnie nie będzie to tak wielki bochen, jak na japońskich IO, gdzie w nieoficjalnej lekkoatletycznej klasyfikacji generalnej wyprzedziliśmy USA, Wielką Brytanię, Francję i Niemcy (co cieszy zawsze szczególnie) przegrywając tylko z Włochami, którzy sensacyjnie zdobyli w ostatnim dniu igrzysk dwa złote medale w skoku wzwyż (mężczyzn) i w biegu na 100 metrów (też mężczyzn). Teraz marzylibyśmy, żeby w „Królowej Sportu” pobić Amerykanów, ale będzie to zadanie skrajnie trudne.
Tymczasem piłkarze Śląska Wrocław powstali niczym Feniks z popiołów i gdyby nie gol Jesusa Imaza z Jagiellonii w 90 minucie meczu w Gliwicach, to byliby na autostradzie do sensacyjnego mistrzostwa. A tak muszą liczyć na potknięcie „Jagi”, która będzie grać u siebie. Sezon 2023/2024 w Ekstraklasie był skrajnie nierówny i skrajnie nieprzewidywalny. Przynajmniej jednak, dzięki temu, do ostatniej kolejki nie wiemy, kto będzie mistrzem Polski, kto zagra w europejskich pucharach i wreszcie kto spadnie.
W polityce jest jak w sporcie, a w sporcie jak w polityce. Trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Szkoda, że tego nie wiedział żużlowy idol wrocławiaków „Tajski” - Tai Woffinden. Jak widać, jego przeprowadzka z Dolnego Śląska na Wyspy Brytyjskie miała fatalne skutki…
*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (20.05.2024)