Eurokraci wydali wyrok - następuje mocne uderzenie w motoryzacje i transport
Europejska motoryzacja znajduje się w potrzasku. Z jednej strony cały czas dokręcana jest klimatyczna śruba nakładająca kolejne ograniczenia w myśl walki o zbawienie klimatu bez względu na koszty. Z drugiej strony na europejską motoryzację cały czas mocno naciskają producenci z państw, które za nic mają wszelkie ograniczenia, czyli na przykład z Chin.
Klimatyczna śmierć nadejdzie jutro. A może pojutrze?
Norma Euro 7
Nowym rozdziałem w tej sprawie jest przyjęcie przez Radę Unii Europejskiej rozporządzenia w sprawie zaostrzenia normy środowiskowej, które nazywane jest „Euro 7”. Co ono oznacza?
Mówiąc w skrócie, norma Euro 7 to przede wszystkim zaostrzenie limitów cząstek stałych dla samochodów osobowych oraz dostawczych, a także limitu spalin dla autobusów i ciężarówek.
Główne założenia tej normy to „redukcja emisji zanieczyszczeń”, która przede wszystkim dotyczy pojazdów z silnikami wysokoprężnymi. Zmieni się także sposób analizowania zanieczyszczeń, który obejmie nie tylko substancje wydobywające się z rury wydechowej, ale także pochodzące z innych elementów pojazdów, czyli na przykład… pyły z układu hamulcowego.
Zaostrzony zostanie także okres, w którym nowe samochody będą musiały spełniać normy emisji. Dotychczas było to 5 lat lub 100 tysięcy kilometrów, a teraz 10 lat lub 200 tysięcy kilometrów.
Eurokraci dają czas
Rozporządzenie to nie będzie obowiązywać jednak od razu, producenci mają więc jeszcze chwilę na przystosowanie się do zaostrzonego rygoru. Od momentu publikacji aktu prawnego będzie ono egzekwowane po 2,5 roku – w przypadku nowych samochodów osobowych oraz dostawczych nowej generacji, oraz 3,5 roku - w przypadku wszystkich nowych samochodów osobowych oraz dostawczych. Więcej czasu będą mieli producenci pojazdów ciężarowych, autobusów i przyczep – 4 lata w przypadku pojazdów nowych generacji oraz 5 lat w przypadku wszystkich pojazdów.
Nie wszystko udało się wprowadzić
Warto jednak zauważyć, że pierwotnie norma Euro 7 miała być dużo bardziej rygorystyczna. Zakładano w niej drakońskie obniżenie średniej emisji: azotu, tlenku węgla oraz tlenku azotu. Szczególnie surowe były proponowane normy dotyczące CO2 zakładające zmniejszenie średniej emisji z 95 g/km do 30 g/km, co oznaczałoby, że jedyne dostępne wersje spalinowe aut musiałyby być hybrydami plug-in.
Takim zamiarom mocno sprzeciwiali się producenci samochodów. Spowodowało to odejście od tych pomysłów i ostatecznie norma Euro 7 zaostrza normy emisji dwutlenku węgla oraz tlenku azotu tylko dla samochodów ciężarowych i autobusów. W przypadku osobówek nie zmieniło się nic.
Nie oznacza to jednak, że właściciele aut osobowych mogą spać spokojnie. Razem z rozporządzeniem wprowadzone zostały tzw. paszporty samochodowe. Jakie informacje się w nich znajdą? Przy rejestracji samochodu konieczne będzie zawarcie informacji o poziomie emisji dwutlenku węgla przez pojazd, zużyciu energii elektrycznej lub paliwa, a także o zasięgu i trwałości akumulatora.
Czytaj także: Koniec wakacji all inclusive, jakie znamy? Kurorty wprowadzają duże zmiany
Elektryki także oberwą
Co ciekawe, Euro 7 to także uderzenie w lansowane obecnie samochody elektryczne. Rozporządzenie to również wprowadza normy dotyczące używania i utylizacji akumulatorów oraz przepisy ustalające minimalną trwałość baterii używanych w pojazdach elektrycznych i hybrydowych.
I tak w przypadku aut osobowych bateria będzie musiała utrzymać co najmniej 80% swojej pojemności deklarowanej przez producenta przez pierwsze 5 lat lub pierwsze 100 tysięcy kilometrów użytkowania, zaś po 8 latach lub 160 tysiącach kilometrów jej minimalny poziom będzie mógł spaść do 72%. W przypadku pojazdów dostawczych normy te będą wynosić odpowiednio – 75% oraz 67%.
Doniesienia prosto z europarlamentu
Więcej o tym, co tak naprawdę oznaczają przyjęte rozwiązania, mówi europoseł Prawa i Sprawiedliwości Jadwiga Wiśniewska. – Nowe normy zmniejszające emisje zanieczyszczeń z pojazdów uderzą szczególnie w małe i średnie przedsiębiorstwa (na przykład firmy dostawcze), które będą zmuszone do wymiany floty na samochody nowszej generacji – podkreśla.
Zwraca też uwagę, że zmiany te bardzo uderzą w nasz kraj z uwagi na to, że w Polsce mamy mocno rozwiniętą branżę transportową. – W Polsce sektor transportu to 8% PKB, więc wszelkie nowe normy dotyczące emisji zanieczyszczeń z pojazdów lekkich i ciężkich – na przykład transportowych – znacznie podniosą koszty operacyjne przedsiębiorstw, ponieważ będzie się to wiązało z wymianą floty na nowszą i wyższymi kosztami kupowania części zamiennych.
Jadwiga Wiśniewska dodaje również, kto najmocniej odczuje zmiany. – Euro 7 nie zmienia norm emisyjności dla samochodów osobowych, dlatego teoretycznie obywatele na co dzień poruszający się pojazdami osobowymi nie będą dotknięci tymi nowymi normami. Rozporządzenie dotknie producentów i użytkowników samochodów ciężkich, ciężarówek i samochodów dostawczych – zaznacza. – Dla obywatela wzrosnąć mogą koszty transportu – na przykład autobusowego – albo koszty dostaw produktów – przestrzega.
Co więcej, jej zdaniem wprowadzenie nowych norm Euro 7 może być pretekstem dla samorządów do nakładania dodatkowych ograniczeń dla pojazdów osobowych – i nie tylko – dotyczących wjazdów do miast.
Sytuacja już jest dramatyczna
Wróćmy jeszcze do sytuacji europejskiej motoryzacji. Już bez normy Euro 7 europejscy producenci mają poważne problemy ze spełnianiem obowiązujących norm. A mimo to śruba cały czas jest dokręcana.
Dane dotyczące emisji samochodów niemieckiej marki Volkswagen pokazują, że producent już teraz nie jest w stanie spełniać norm. Z opublikowanych przez VW danych wynika, że średnia emisja dwutlenku węgla dla wszystkich pojazdów dostarczanych przez grupę Dax w UE wynosi 118,4 grama na kilometr. Dotychczas limit wynosił 122 gramy na kilometr, czyli samochody ledwo mieściły się w tych normach. Problemy zaczną się od przyszłego roku, kiedy to emisja CO2 we flotach samochodowych powinna być niższa o 15 procent, i tak dla grupy VW limit ten będzie wynosić 105 gramów za kilometr. Oznacza to, że obecne samochody grupy nie będą spełniać norm.
Problemów europejskich producentów jest jednak coraz więcej. Dużym utrudnieniem dla nich jest konkurencja z państw spoza UE, szczególnie z Chin. A ta nie próżnuje i jest coraz bardziej agresywna.
O tym, jak poważny jest ten problem, świadczy chociażby to, że podczas tegorocznych mistrzostw Europy w piłce nożnej, które odbędą się w Niemczech, oficjalnym partnerem reklamowym przestanie być Volkswagen. Jego miejsce zajmie… chiński BYD. Sprawa ta wywołała w Niemczech prawdziwy skandal. Nasi sąsiedzi zza Odry nie mogą zrozumieć tego, że chociaż posiadają wiele uznanych na świecie marek samochodowych, to właśnie Chińczycy będą twarzą mistrzostw odbywających się w ich kraju.
W cieniu Zielonego Ładu
W branżę samochodową i transportową uderzają także wymagania nakładane przez Europejski Zielony Ład.
Przypominamy, że Zielony Ład ma na celu także ograniczenie wpływu na środowisko sektora transportowego, który stanowi około 5% unijnego PKB. Unia Europejska dąży do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych związanych z transportem drogowym o 90% do 2050 roku.
Planowane jest ponadto stopniowe wycofywanie pojazdów z silnikami spalinowymi (w tym hybrydowych), które nie będą produkowane na terenie UE po 2035 roku.
Dodatkowo branża transportowa zostanie objęta opłatami zgodnie z systemem EU ETS, które stanowić będą karę dla operatorów nieprzechodzących na pojazdy ekologiczne.