Prof. Grzegorz Górski: Nikt w Europie nie czeka na chuligana z Warszawy
Nie było to specjalnie nowatorskie odkrycie, bowiem sam Tusk przed wyborami – trzeba to przypomnieć – odgrażał się, że sformuje swój rząd na 3 – 4 miesiące „żeby zrobić porządki”, a potem odda „ster komuś innemu”. Z góry więc deklarował, iż tworzyć będzie rząd przejściowy. Tyle tylko, że zakładał on, iż po czerwcu czmychnie do Brukseli na jakieś eksponowane stanowisko. Ale w międzyczasie wyjaśniło się, iż nikt w Europie nie czeka na chuligana, który „robi porządki” przy pomocy maczety i kija bejsbolowego i Tusk nolens volens musiał zmienić plany. Tyle tylko, że sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli.
Mazurek mocno o "aferze" Pegasusa: "Nie można podsłuchiwać polityków, ale wbijać im na chatę..."
Wielka ucieczka ludzi Tuska
O tym, że pierwotne plany zaczynają się sypać świadczy fakt, iż Tusk wypycha do Brukseli dwóch swoich bliskich współpracowników, którym bardzo potrzebny będzie brukselski immunitet. Chodzi tu oczywiście o Bartłomieja Sienkiewicza i Marcina Kierwińskiego - ich „dokonania” z ostatnich miesięcy stawiają obu na czele osób, o których z pewnością będzie się upominać wymiar sprawiedliwości. Jedyne co w tym może dziwić to fakt, iż Tusk uznał tak szybko, że ta chwila jest naprawdę nie tak odległa i wymaga to szybkiego zabezpieczenia swoich chłopaków z ferajny.
I trzeba przyznać, iż perspektywa dla tego czy następnego gabinetu Tuska nie jawi się w kolorowych barwach. Nie wynika to tylko z tego, że przyjęta metoda załatwiania spraw przy pomocy maczety i bejsbola nie daje żadnych rezultatów. Poza zachwytem ekstremalnej grupki swojego otumanionego elektoratu, żadnych realnych uzysków z tego nie ma. Planowane igrzyska, miały odwrócić uwagę Polaków od tego, że za ekipą Tuska stoi kompletna programowa nędza intelektualna i nieudolność w rządzeniu. To się nie udaje i wyraźnie pokazały to wybory samorządowe. W rzeczywistości zakończyły się one polityczną klęską Tuska i jego sojuszników, a wiele wskazuje na to, iż wybory czerwcowe jeszcze bardziej zasmucą koalicję 13 grudnia.
Sytuacja się komplikuje
Wynika to przede wszystkim z tego, że sytuacja ekonomiczna w Polsce i w jej otoczeniu bardzo się komplikuje i pogarsza szybkimi krokami. Zaś Tusk i jego ludzie nie są w żaden sposób przygotowani do stawienia czoła nadchodzącym wyzwaniom.
Podstawowym problemem determinującym naszą sytuację jest szybko pogłębiający się kryzys gospodarki niemieckiej, który w coraz większym stopniu dotyka także naszą gospodarkę. Już odczuwamy skutki pierwszej fali uderzeniowej – rosnąca ilość bankructw małych firm, głównie kooperujących z Niemcami lub sprzedających na rynek niemiecki swoje produkty. W ślad za tym rośnie ilość firm redukujących w Polsce zatrudnienie (czy w ogóle się zamykających) już nie tylko z powodów kłopotów w Niemczech.
Za chwilę sytuacja ta jeszcze bardziej się pogłębi, bowiem wskutek drastycznie rosnących cen energii (zarówno wskutek zniesienia ochrony cenowej, ale również w efekcie „postępów zielonego ładu”), utrudni to jeszcze bardziej funkcjonowanie polskiej gospodarki.
Poza zmianami na rynku pracy, wpłynie to również na osłabienie tempa wzrostu, co skutkować będzie na jesieni poważnymi perturbacjami budżetowymi. Jest oczywiste, iż skala koniecznych zmian w budżecie państwa będzie bardzo duża, a w powiązaniu z koniecznością dołożenia zobowiązań wynikających z wdrożenia procedury przeciwdziałania nadmiernemu zadłużeniu przeciw Polsce, spowoduje dodatkowe turbulencje. Tusk stanie przed koniecznością podejmowania bardzo radyklanych decyzji, co w istniejącej konstrukcji tej koalicji sprzecznych interesów i wizji gwarantuje jedno wielkie zamieszanie. Jeśli do tego dodamy nieuchronne potęgowanie się zaburzeń na rynku żywnościowym, wskutek podtrzymania braku ochrony przed ukraińskim dumpingiem i kolejne efekty „zielonych szaleństw”, to składa się to w sumie na przygnębiający obraz.
To o czym piszę i jeszcze szereg innych pojawiających się na horyzoncie raf, można było przewidzieć i jakoś się do tego przygotowywać. Tak aby wyprzedzać negatywny rozwój wypadków i przyszykować jakieś rozwiązania ochronne. Ale do tego poza wyobraźnią, trzeba mieć w głowie coś jeszcze, a nie tylko latanie z pałą. Opętany antypisowską obsesją obóz skupiony wokół Tuska, nie był i nie jest w stanie wyjść poza tę swoją paranoję tak, aby stawić czoła tym problemom. A już jak ktoś coś proponuje, to reszta tej rozrywanej skrajnymi przeciwieństwami ekipy robi wszystko, żeby nie dopuścić do zrobienia czegoś „wbrew sobie”.
"Rząd przejściowy 2"
Tusk zmontuje oczywiście jakąś kolejną wersję gabinetu, ale będzie to wyłącznie jeszcze gorsza wersja pt. „rząd przejściowy 2”. Będzie to prowizoryczna konstrukcja, wstrząśnięta dwoma przegranymi wyborczymi i niezdolna do stawienia czoła nadchodzącym wyzwaniom. Tym bardziej, że o ile „rząd przejściowy 1” miał jeszcze jakieś elementy wsparcia społecznego pochodzące z pozornego sukcesu z 15 października, o tyle „rząd przejściowy 2” nie uzyska nawet połowy tego zaufania.
Jasne – widać wyraźnie, że Tusk wobec fiaska planu na brukselską fuchę myśli o walce o prezydenturę, ale w tym kontekście „rząd przejściowy 2” może go tylko jeszcze bardziej pogrążyć. Można taką operacją pozbyć się Trzaskowskiego, można nią upokorzyć i wyeliminować z gry Hołownię, ale są to jedyne „sukcesy”, które swoimi manewrami może osiągnąć Tusk. Szczucie na PiS w obliczu pokazania całkowitej niezdolności do kierowania państwem, to tym razem będzie za mało by zostać – jak to kiedyś mówił – żyrandolem w pałacu.
Wkraczamy w jeszcze ciekawszy okres i zaryzykuję twierdzenie, że właśnie zaczęliśmy odliczanie do dnia, w którym Donald Tusk zakończy swoją misję.