Od dekarbonizacji do destrukcji. Jak Zielony Ład rujnuje kolejne sektory gospodarki

Nachalny PR w mediach – także społecznościowych – skutecznie sugeruje nam, że OZE już opanowało europejski rynek energii, co zapewni wszystkim szczęście klimatyczne. A przede wszystkim, że Europejski Zielony Ład jest jedyną przyszłością Starego Kontynentu. Wszystko to znaczy, że ekipa rządząca UE nieustępliwie zmusza społeczeństwa europejskie, aby pewnego dnia pogrążyły się w katastrofalnym blackoucie. Czy da się zmienić tę ekipę?
protest rolników Od dekarbonizacji do destrukcji. Jak Zielony Ład rujnuje kolejne sektory gospodarki
protest rolników / Tygodnik Solidarność

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, Unia Europejska ma tylko jeden cel: eliminując emisje wszystkich gazów cieplarnianych, chce uratować klimat globu ziemskiego przed ociepleniem. Wszystko inne jest podporządkowane temu celowi. Cel jest utopijny, ale politykom, którzy opanowali UE, wcale to nie przeszkadza. Zeroemisyjny porządek gospodarczo-społeczny zapewniający zrealizowanie tych założeń nazwano „Zielonym Ładem”. To brzmi bardzo atrakcyjnie nie tylko dla młodocianych nieuków masowo zafascynowanych Gretą Thunberg. 

Kolejne programy składające się na ten Zielony Ład rujnują poszczególne sektory w gospodarce krajów należących do Unii. Destrukcja energetyki i przemysłu nazywana jest „dekarbonizacją”, co prowadzi do dekompozycji milionowych społeczności w europejskich miastach. Nazywa się to „deindustrializacją”, którą Bruksela obiecuje zastąpić bezemisyjną „zieloną industrializacją”. Realnie to znaczy, że wszystkie sektory produkcyjne od hutnictwa do przemysłu półprzewodników przeniosą się do Azji i ewentualnie do USA. 
Obecnie kraje należące do UE są skonfrontowane z pierwszymi, mocno odczuwanymi skutkami wprowadzania Zielonego Ładu w ogromnym sektorze rolnictwa, czyli zwijania rolnictwa produkującego żywność dla europejskich społeczeństw. Tu trzeba przypomnieć, że Zielony Ład zakłada ostatecznie zmianę żywienia ludności Europy, która będzie stosować wyłącznie dietę roślinną o charakterze wegańskim. Warzywa i owoce mają pochodzić z upraw bez nawozów (zdekarbonizowany, bezemisyjny przemysł nie będzie dostarczać nawozów sztucznych, likwidacja hodowli zwierząt gospodarskich i tuczu pozbawi rolnictwo nawozów naturalnych). Politycy unijni rozumieją, że to dość odległa przyszłość. Program na dziś to stopniowa likwidacja europejskiego rolnictwa i zastąpienie jego płodów importem – być może z Ukrainy albo z Ameryki Południowej. Nie ważne, że to żywność wyprodukowana bez przestrzegania obowiązujących standardów, możliwe, że szkodliwa. Chodzi o wyeliminowanie europejskiego rolnictwa, choć nie można doszukać się w Brukseli odpowiedzi, skąd po zrealizowaniu Zielonego Ładu będzie pochodzić obowiązująca żywność wegańska. Tak więc europejscy rolnicy protestują nie tylko w obronie własnego być albo nie być, lecz także w obronie wszystkich obywateli Europy. Polaków oczywiście też. 

Najpierw energia

Zielony Ład to zupełny przewrót gospodarki, poczynając od podstaw, od systemu energetycznego. Energia jest niezbędna, aby istniało społeczeństwo i cywilizacja. Bez energii nie ma bezpieczeństwa. Bardzo niewielu europejskich polityków zachowało odpowiednią zdolność myślenia, aby dostrzec ogromne realne ryzyko, jakie Zielony Ład stwarza dla długoterminowego bezpieczeństwa energetycznego Europy. Nawet w Polsce konserwatywno-prawicowy rząd premiera Mateusza Morawieckiego włączył się do tego utopijnego programu w grudniu 2020 r. Wtedy UE zgodziła się na przyspieszenie pośredniego celu, ograniczenie emisji CO2 o 55% do 2030 r. Prawie żaden polski polityk nie dostrzegł, że to przyspieszone dążenie do zerowej emisji netto oznacza zupełne odejście od stabilnej energii – energii konwencjonalnej, bo tylko ta energia jest stabilna. 
Zamiast tego Europę coraz bardziej ogarnia szaleństwo instalowania coraz liczniejszych farm fotowoltaicznych i turbin wiatrowych. Coraz częściej w Polsce ten, kto chce być akceptowany w swoim środowisku towarzyskim, zawodowym, naukowym itd., musi się pochwalić, że na dachu domu ma tzw. solary, a w ogródku zaplanował miejsce na wiatrak. Nie wiem tylko, co mogą zainstalować właściciele lokali w apartamentowcach i gdzie mają postawić wiatrak właściciele penthouse’ów, nie mówiąc o bardzo licznych mieszkańcach domów wielorodzinnych. Niby wszyscy doskonale wiedzą, że odnawialne źródła energii dostarczają prąd, kiedy świeci słońce i wieje wiatr. Jednak dają się porwać manii kolejnych instalacji wiatrakowych i słonecznych, które mają zaopatrywać nas w obfitość energii elektrycznej. Niezbędnej, jeśli chcemy „zazielenić” ruch samochodowy i kolejowy, rezygnując z paliw kopalnych. Ani politycy, ani zwykli obywatele jednak nie mają wiedzy na temat tego, o ile więcej trzeba będzie użyć energii elektrycznej, gdy do masowego użytku wejdą elektryczne samochody niezbędne przy programie zeroemisyjności. 

Tymczasem opinii społecznej masowo serwuje się entuzjastyczne informacje o niezawodnych rzekomo systemach instalacji, które pomimo niestabilności OZE zapewnią stabilność systemu energetycznego. O magazynach energii, które wcale jej nie przechowują, bo to jest niezgodne z prawami fizyki, tylko zamieniają pobraną na zmiany chemiczne, które pozwalają na reakcję odwrotną, czyli na odzyskanie tej energii, tyle że straty są przy tym bardzo duże, więc tak „przechowana” energia elektryczna jest bardzo droga. 

Rzekome magazyny energii i zielony wodór

Jak dotychczas nie widać możliwości, aby baterie i akumulatory, które są owymi „magazynami”, zmieniły swoje właściwości fizykochemiczne. Kolejnym technologicznym oszukańczym rozwiązaniem, które ma zapewnić stabilność systemu energetycznego zaopatrywanego przez wiatraki i baterie solarne, są różne warianty wodorowe. Najlepszy ma być wodór zielony, to znaczy wyprodukowany dzięki dużym nadwyżkom energii elektrycznej w tych godzinach, gdy „wieje i świeci”. Gdy wiatraki i solary są nieczynne – zielony wodór ma napędzać turbiny produkujące energię elektryczną. Jak wiadomo – musi być spalany, ale spalany wodór nie daje emisji, tylko czystą wodę. To brzmi nieźle, jednak jest kilka nierozwiązanych problemów technicznych: odpowiednio szczelna konstrukcja magazynów wodoru, aby ten gaz się nie ulotnił, i dużo trudniejszy problem – wszystkie technologie wodorowe zderzają się z faktem, że atom wodoru ma tylko jeden elektron. O czym eksperci od zielonej energii nie chcą pamiętać. 

Mniej lub bardziej stopniowe likwidowanie elektrowni konwencjonalnych (choć 10% ich produkcji mają zastąpić elektrownie jądrowe) powoduje coraz częściej pojawianie się braku energii w sieci. I wbrew autorom niektórych publikacji o OZE nie pomoże tu modernizacja i zastosowanie techniki cyfrowej. To nie wytworzy brakującej energii. A ile jej może brakować? Według oficjalnych danych obecnie w Polsce brakuje rocznie zaopatrzenia w energię przez 600 godzin. To prawdziwa katastrofa – przez 25 dni nie mielibyśmy prądu. Załamaniu systemu elektroenergetycznego w Polsce zapobiega import energii. Co nie znaczy, że Polska nie eksportuje energii w dni, kiedy mamy jej nadmiar. Przed rozpoczęciem unijnego programu ochrony klimatu zdarzało się, że w godzinach szczytowego zapotrzebowania na energię (wyjątkowo niskie lub wyjątkowo wysokie temperatury powietrza) trzeba było zastosować interwencyjny kilkuprocentowy import albo wprowadzić pewne ograniczenia zużycia energii elektrycznej w przemyśle, ale nie było deficytu energii elektrycznej przez 600 godzin. 

Przyczyną tych polskich poważnych problemów jest ukryta, ale coraz rozleglejsza likwidacja energetyki węglowej i górnictwa węglowego. To także bardzo ważne zadanie w realizacji Zielonego Ładu. 

Czytaj także: [FELIETON "TS"] Gac: Stronger together

Coraz większe uzależnienie od Chin

Tymczasem mało kto chce dostrzec, że ogromna większość tak niezbędnych dla Zielonego Ładu instalacji i urządzeń jest produkowana w Chinach. Co z kolei sprawia, że Europa politycznie jest coraz mniej bezpieczna, bo wzrasta nasza zależność od Chin.

Dysonans poznawczy, z jakim funkcjonuje Zielony Ład – walka ze zmianami klimatycznymi poprzez poświęcenie bezpieczeństwa – jest oszałamiający. Wygląda na to, że europejscy przywódcy wprawdzie doświadczyli koszmarnych lekcji płynących ze świadomego uzależnienia od gazu z Rosji, ale nie wyciągnęli żadnych wniosków. Brną ponownie w uzależnienie, tym razem od komunistycznych Chin. Choć wcale nie wykluczam, że w ramach powrotu do dywersyfikacji energetycznej znowu będą na wielką skalę sprowadzać rosyjski gaz. Bo tani! Nieoficjalnie w Niemczech i Austrii głosów „za powrotem do rosyjskiego gazu” jest bardzo wiele. 

Przesłanki, na których zbudowano Europejski Zielony Ład, są przepełnione pobożnymi życzeniami. Na początek, nawet jeśli UE zrealizuje swój niemożliwy do osiągnięcia cel, jakim jest neutralność emisyjna netto do 2050 r. (a mam co do tego poważne wątpliwości), spadek ten prawdopodobnie będzie miał jedynie marginalny wpływ na klimat na świecie. Jest to rzeczywistość, do której UE przyznała się dość dawno. Jeden z wiceprzewodniczących UE zauważył: „Aby uporać się ze zmianami klimatycznymi, Europa może zrobić bardzo niewiele, ponieważ Europa generuje jedynie około 9% emisji”. 

Właśnie Chiny są zdecydowanie największym producentem emisji na świecie – w 2021 r. wyprodukowały tyle dwutlenku węgla, co Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Indie i Japonia razem wzięte. To się nie zmieni, ponieważ gdy Stany Zjednoczone i Europa starają się mniej lub bardziej ograniczyć emisje gazów cieplarnianych, te emisje w Chinach i Indiach wręcz eksplodują. Krętactwo polityków i większości mediów europejskich jest przy tym bezgraniczne – serwują obywatelom krajów UE powalającą informację, że to w Chinach jest największa na świecie produkcja energii z wiatru i słońca. Ilościowo to prawdopodobne, ale to tylko uzupełnienie o 12% chińskiego bilansu energetycznego. Chiny nie zwiększą swojej produkcji zielonej energii, bo byłoby to zbyt kosztowne, a w chińskim marszu po opanowanie światowej gospodarki liczy się każdy juan czy dolar. 

Pomijając oczywiste wady Zielonego Ładu podyktowane przez ideologię, istnieją istotne kwestie bezpieczeństwa, których w ramach zielonej transformacji Europy nie uwzględniono. Rzeczywistość jest taka, że Chiny dominują w sektorze produkcji wszystkich urządzeń, maszyn i wyposażenia dla zielonej energetyki. M.in. Chiny w skali światowej produkują ponad 80% paneli słonecznych, a siedmiu z dziesięciu największych producentów turbin wiatrowych to firmy chińskie. Chiny są także kluczowym dostawcą surowców dla sektora OZE i – co ważne – metali ziem rzadkich, które są niezbędne w wielu ekologicznych technologiach, takich jak baterie. A to są produkty, których UE desperacko potrzebuje, aby realizować Zielony Ład. 

Ta zależność od Chin będzie nadal rosnąć wraz ze wzrostem zapotrzebowania na zielone technologie. Na przykład niemieckie Wspólne Centrum Badawcze oszacowało, że roczne zapotrzebowanie UE na surowce krytyczne do turbin wiatrowych wzrośnie do 15 razy w ciągu następnych trzech dekad. Ogólnie rzecz biorąc, Komisja Europejska spodziewa się, że zapotrzebowanie Europy na surowce, produkty i elementy sprowadzane z Chin do 2050 r. będzie dwu-, trzykrotnie większe. 

Czytaj także: Medialna cisza nad śmiercią migranta. Odsłaniamy podwójne standardy lewicowo-liberalnych mediów

Zielony Ład bezemisyjny, ale rujnująco kosztowny

Wszystkie elementy instalacji służących do wytwarzania energii odnawialnej wymagają wyjątkowo dużych wolumenów energii początkowej do ich wyprodukowania, przesłania i zainstalowania. Koszty planów UE są Więc przerażające – firma konsultingowa McKinsey & Company szacuje, że osiągnięcie neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla wyniesie 28 bln euro (30,7 bln dolarów). To pięciokrotność całego budżetu USA na rok budżetowy 2023. Ale jeszcze są inne gazy cieplarniane, tyle że żaden instytut nie chce ujawnić całego kosztu wyeliminowania wszystkich tych emisji. 

Częścią Zielonego Ładu UE jest uzgodniony w marcu 2024 r. plan, zgodnie z którym wszystkie samochody sprzedawane w Unii po 2035 r. będą „neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla”. UE ma nadzieję, że plan ten zostanie zrealizowany dzięki ogromnemu wzrostowi odsetka pojazdów elektrycznych na europejskich drogach. Samochody te będą jednak zasilane akumulatorami, które muszą być produkowane w Chinach, ponieważ w dużym stopniu opierają się na wspomnianych minerałach ziem rzadkich wydobywanych lub przetwarzanych w Chinach. To kolejne zwiększenie zależności energetycznej Europy od Chin. Tymczasem Chiny to energetyka węglowa. W ubiegłym roku Chiny zaplanowały oddawanie dwóch nowych elektrowni węglowych tygodniowo przez następne pięć lat.

'Przemilczany jest zarówno w Polsce, jak i w UE fakt, że niezależnie od planu na rzecz zielonej przyszłości Europa nie będzie mogła polegać wyłącznie na odnawialnych źródłach energii. Zielony Ład nie jest w stanie zaspokoić europejskich potrzeb energetycznych. W dającej się przewidzieć przyszłości UE będzie w dalszym ciągu w dużym stopniu zależna od paliw kopalnych. W 2021 r. 20% energii elektrycznej w UE zostało wytworzone w drodze spalania gazu ziemnego, a 14% z węgla. Największy udział – 25% – miała energia wyprodukowana w blokach jądrowych. Energia wodna i wiatrowa (po 13%) oraz energia słoneczna (6%) pozostały daleko z tyłu. Jednak ekipa rządząca UE nieustępliwie walczy, aby Europa pogrążyła się w trwałym blackoucie Zielonego Ładu, gdy zrealizowany zostanie zakaz stosowania paliw kopalnych.  
 

Tekst ukazał się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach. 

Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>

 

 

 


 

POLECANE
Plan na zakończenie wojny? Doradca Trumpa zabrał głos z ostatniej chwili
Plan na zakończenie wojny? Doradca Trumpa zabrał głos

Ekipa prezydenta elektra Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa rozpocznie współpracę z administracją prezydenta Joe Bidena w celu osiągniecia „porozumienia” między Ukrainą i Rosją - oświadczył w niedzielę w telewizji Fox News Michael Waltz, nominowany przez Trumpa na stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego.

Genialne w swej prostocie. Zaskoczenie dla fanów Familiady z ostatniej chwili
"Genialne w swej prostocie". Zaskoczenie dla fanów "Familiady"

Z okazji 30-lecia „Familiady” produkcja programu zdecydowała się ujawnić tajemnicę słynnego kącika muzycznego. Przez lata widzowie wyobrażali sobie to miejsce jako profesjonalne, dźwiękoszczelne studio - być może szklany pokój lub elegancką kabinę. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Nawrocki: Polska to moja miłość, dlatego jestem gotowy zostać jej prezydentem z ostatniej chwili
Nawrocki: Polska to moja miłość, dlatego jestem gotowy zostać jej prezydentem

Prezes IPN Karol Nawrocki zadeklarował podczas niedzielnej konwencji w Krakowie, że Polska to jego miłość, dlatego jest gotowy zostać jej prezydentem. Jego pierwszą obietnicą wyborczą jest zakończenie wojny polsko-polskiej.

Prof. Krasnodębski: mamy przedstawiciela warszawskiej elitki kontra przedstawiciela Polski tylko u nas
Prof. Krasnodębski: mamy przedstawiciela warszawskiej elitki kontra przedstawiciela Polski

- Mamy ponadpartyjnego kandydata, podkreślającego swoje związki ze zwykłymi Polakami, Karol Nawrocki dosyć też skutecznie wypunktował słabości przeciwnika, a z drugiej strony mówił o programie, o ambitnej Polsce, o inwestycjach, o tych wszystkich rzeczach, o których Polacy dyskutują - skomentował wybór kandydata PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.

Rozpłakałam się. Uczestniczka Tańca z gwiazdami przerwała milczenie z ostatniej chwili
"Rozpłakałam się". Uczestniczka "Tańca z gwiazdami" przerwała milczenie

Vanessa Aleksander, która wygrała 15. edycję „Tańca z Gwiazdami”, po tygodniu milczenia przerwała ciszę i udzieliła pierwszego wywiadu. W rozmowie w programie „Halo tu Polsat” aktorka opowiedziała o emocjach związanych z wygraną i wielu trudnych momentach na drodze do finału.

Prezes PiS zabrał głos. Uzasadnił wybór kandydata z ostatniej chwili
Prezes PiS zabrał głos. Uzasadnił wybór kandydata

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił, że mamy dziś stan wojny polsko-polskiej, której Polacy nie chcą. Dlatego - jak przekonywał - potrzebny jest kandydat na prezydenta, który będzie niezależny od formacji politycznych i zakończy tę wojnę w imię interesu Polski. Dodał, że takim kandydatem jest Karol Nawrocki.

Potężne uderzenie w kieszenie Polaków. Drastyczny wzrost rachunków w 2025 roku z ostatniej chwili
Potężne uderzenie w kieszenie Polaków. Drastyczny wzrost rachunków w 2025 roku

Rok 2025 może okazać się finansowym wyzwaniem dla wielu Polaków. Jak wynika z badania Krajowego Rejestru Długów, aż 80% rodaków spodziewa się wzrostu rachunków i opłat. Najbardziej drastyczne podwyżki mogą dotknąć ogrzewania, a także innych podstawowych kosztów życia.

To już oficjalnie. Wiemy, kto będzie kandydatem PiS z ostatniej chwili
To już oficjalnie. Wiemy, kto będzie kandydatem PiS

Rozpoczęła się konwencja z udziałem m.in. prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, w trakcie której ogłoszono decyzję dotyczącą poparcia bezpartyjnego kandydata na prezydenta.

Drwiący wpis Tuska. Jest riposta PiS z ostatniej chwili
Drwiący wpis Tuska. Jest riposta PiS

W niedzielę, w krakowskiej Hali "Sokół", Prawo i Sprawiedliwość ogłosi swojego kandydata na prezydenta podczas wydarzenia określanego jako "spotkanie obywatelskie". Choć oficjalne nazwisko nie padło, według wielu doniesień medialnych to Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, ma otrzymać poparcie partii Jarosława Kaczyńskiego. Proces wyłaniania kandydata był jednak burzliwy, a decyzję podjęto po długich negocjacjach.

Jaka pogoda nas czeka? IMGW wydał nowy komunikat z ostatniej chwili
Jaka pogoda nas czeka? IMGW wydał nowy komunikat

Synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Ewa Łapińska poinformowała, że w niedzielę niemal w całej Polsce będzie pochmurnie. Kolejne dni przyniosą stopniową poprawę pogody; będzie coraz więcej przejaśnień i rozpogodzeń, choć niewykluczone są także miejscowe, silne porywy wiatru i gołoledź.

REKLAMA

Od dekarbonizacji do destrukcji. Jak Zielony Ład rujnuje kolejne sektory gospodarki

Nachalny PR w mediach – także społecznościowych – skutecznie sugeruje nam, że OZE już opanowało europejski rynek energii, co zapewni wszystkim szczęście klimatyczne. A przede wszystkim, że Europejski Zielony Ład jest jedyną przyszłością Starego Kontynentu. Wszystko to znaczy, że ekipa rządząca UE nieustępliwie zmusza społeczeństwa europejskie, aby pewnego dnia pogrążyły się w katastrofalnym blackoucie. Czy da się zmienić tę ekipę?
protest rolników Od dekarbonizacji do destrukcji. Jak Zielony Ład rujnuje kolejne sektory gospodarki
protest rolników / Tygodnik Solidarność

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, Unia Europejska ma tylko jeden cel: eliminując emisje wszystkich gazów cieplarnianych, chce uratować klimat globu ziemskiego przed ociepleniem. Wszystko inne jest podporządkowane temu celowi. Cel jest utopijny, ale politykom, którzy opanowali UE, wcale to nie przeszkadza. Zeroemisyjny porządek gospodarczo-społeczny zapewniający zrealizowanie tych założeń nazwano „Zielonym Ładem”. To brzmi bardzo atrakcyjnie nie tylko dla młodocianych nieuków masowo zafascynowanych Gretą Thunberg. 

Kolejne programy składające się na ten Zielony Ład rujnują poszczególne sektory w gospodarce krajów należących do Unii. Destrukcja energetyki i przemysłu nazywana jest „dekarbonizacją”, co prowadzi do dekompozycji milionowych społeczności w europejskich miastach. Nazywa się to „deindustrializacją”, którą Bruksela obiecuje zastąpić bezemisyjną „zieloną industrializacją”. Realnie to znaczy, że wszystkie sektory produkcyjne od hutnictwa do przemysłu półprzewodników przeniosą się do Azji i ewentualnie do USA. 
Obecnie kraje należące do UE są skonfrontowane z pierwszymi, mocno odczuwanymi skutkami wprowadzania Zielonego Ładu w ogromnym sektorze rolnictwa, czyli zwijania rolnictwa produkującego żywność dla europejskich społeczeństw. Tu trzeba przypomnieć, że Zielony Ład zakłada ostatecznie zmianę żywienia ludności Europy, która będzie stosować wyłącznie dietę roślinną o charakterze wegańskim. Warzywa i owoce mają pochodzić z upraw bez nawozów (zdekarbonizowany, bezemisyjny przemysł nie będzie dostarczać nawozów sztucznych, likwidacja hodowli zwierząt gospodarskich i tuczu pozbawi rolnictwo nawozów naturalnych). Politycy unijni rozumieją, że to dość odległa przyszłość. Program na dziś to stopniowa likwidacja europejskiego rolnictwa i zastąpienie jego płodów importem – być może z Ukrainy albo z Ameryki Południowej. Nie ważne, że to żywność wyprodukowana bez przestrzegania obowiązujących standardów, możliwe, że szkodliwa. Chodzi o wyeliminowanie europejskiego rolnictwa, choć nie można doszukać się w Brukseli odpowiedzi, skąd po zrealizowaniu Zielonego Ładu będzie pochodzić obowiązująca żywność wegańska. Tak więc europejscy rolnicy protestują nie tylko w obronie własnego być albo nie być, lecz także w obronie wszystkich obywateli Europy. Polaków oczywiście też. 

Najpierw energia

Zielony Ład to zupełny przewrót gospodarki, poczynając od podstaw, od systemu energetycznego. Energia jest niezbędna, aby istniało społeczeństwo i cywilizacja. Bez energii nie ma bezpieczeństwa. Bardzo niewielu europejskich polityków zachowało odpowiednią zdolność myślenia, aby dostrzec ogromne realne ryzyko, jakie Zielony Ład stwarza dla długoterminowego bezpieczeństwa energetycznego Europy. Nawet w Polsce konserwatywno-prawicowy rząd premiera Mateusza Morawieckiego włączył się do tego utopijnego programu w grudniu 2020 r. Wtedy UE zgodziła się na przyspieszenie pośredniego celu, ograniczenie emisji CO2 o 55% do 2030 r. Prawie żaden polski polityk nie dostrzegł, że to przyspieszone dążenie do zerowej emisji netto oznacza zupełne odejście od stabilnej energii – energii konwencjonalnej, bo tylko ta energia jest stabilna. 
Zamiast tego Europę coraz bardziej ogarnia szaleństwo instalowania coraz liczniejszych farm fotowoltaicznych i turbin wiatrowych. Coraz częściej w Polsce ten, kto chce być akceptowany w swoim środowisku towarzyskim, zawodowym, naukowym itd., musi się pochwalić, że na dachu domu ma tzw. solary, a w ogródku zaplanował miejsce na wiatrak. Nie wiem tylko, co mogą zainstalować właściciele lokali w apartamentowcach i gdzie mają postawić wiatrak właściciele penthouse’ów, nie mówiąc o bardzo licznych mieszkańcach domów wielorodzinnych. Niby wszyscy doskonale wiedzą, że odnawialne źródła energii dostarczają prąd, kiedy świeci słońce i wieje wiatr. Jednak dają się porwać manii kolejnych instalacji wiatrakowych i słonecznych, które mają zaopatrywać nas w obfitość energii elektrycznej. Niezbędnej, jeśli chcemy „zazielenić” ruch samochodowy i kolejowy, rezygnując z paliw kopalnych. Ani politycy, ani zwykli obywatele jednak nie mają wiedzy na temat tego, o ile więcej trzeba będzie użyć energii elektrycznej, gdy do masowego użytku wejdą elektryczne samochody niezbędne przy programie zeroemisyjności. 

Tymczasem opinii społecznej masowo serwuje się entuzjastyczne informacje o niezawodnych rzekomo systemach instalacji, które pomimo niestabilności OZE zapewnią stabilność systemu energetycznego. O magazynach energii, które wcale jej nie przechowują, bo to jest niezgodne z prawami fizyki, tylko zamieniają pobraną na zmiany chemiczne, które pozwalają na reakcję odwrotną, czyli na odzyskanie tej energii, tyle że straty są przy tym bardzo duże, więc tak „przechowana” energia elektryczna jest bardzo droga. 

Rzekome magazyny energii i zielony wodór

Jak dotychczas nie widać możliwości, aby baterie i akumulatory, które są owymi „magazynami”, zmieniły swoje właściwości fizykochemiczne. Kolejnym technologicznym oszukańczym rozwiązaniem, które ma zapewnić stabilność systemu energetycznego zaopatrywanego przez wiatraki i baterie solarne, są różne warianty wodorowe. Najlepszy ma być wodór zielony, to znaczy wyprodukowany dzięki dużym nadwyżkom energii elektrycznej w tych godzinach, gdy „wieje i świeci”. Gdy wiatraki i solary są nieczynne – zielony wodór ma napędzać turbiny produkujące energię elektryczną. Jak wiadomo – musi być spalany, ale spalany wodór nie daje emisji, tylko czystą wodę. To brzmi nieźle, jednak jest kilka nierozwiązanych problemów technicznych: odpowiednio szczelna konstrukcja magazynów wodoru, aby ten gaz się nie ulotnił, i dużo trudniejszy problem – wszystkie technologie wodorowe zderzają się z faktem, że atom wodoru ma tylko jeden elektron. O czym eksperci od zielonej energii nie chcą pamiętać. 

Mniej lub bardziej stopniowe likwidowanie elektrowni konwencjonalnych (choć 10% ich produkcji mają zastąpić elektrownie jądrowe) powoduje coraz częściej pojawianie się braku energii w sieci. I wbrew autorom niektórych publikacji o OZE nie pomoże tu modernizacja i zastosowanie techniki cyfrowej. To nie wytworzy brakującej energii. A ile jej może brakować? Według oficjalnych danych obecnie w Polsce brakuje rocznie zaopatrzenia w energię przez 600 godzin. To prawdziwa katastrofa – przez 25 dni nie mielibyśmy prądu. Załamaniu systemu elektroenergetycznego w Polsce zapobiega import energii. Co nie znaczy, że Polska nie eksportuje energii w dni, kiedy mamy jej nadmiar. Przed rozpoczęciem unijnego programu ochrony klimatu zdarzało się, że w godzinach szczytowego zapotrzebowania na energię (wyjątkowo niskie lub wyjątkowo wysokie temperatury powietrza) trzeba było zastosować interwencyjny kilkuprocentowy import albo wprowadzić pewne ograniczenia zużycia energii elektrycznej w przemyśle, ale nie było deficytu energii elektrycznej przez 600 godzin. 

Przyczyną tych polskich poważnych problemów jest ukryta, ale coraz rozleglejsza likwidacja energetyki węglowej i górnictwa węglowego. To także bardzo ważne zadanie w realizacji Zielonego Ładu. 

Czytaj także: [FELIETON "TS"] Gac: Stronger together

Coraz większe uzależnienie od Chin

Tymczasem mało kto chce dostrzec, że ogromna większość tak niezbędnych dla Zielonego Ładu instalacji i urządzeń jest produkowana w Chinach. Co z kolei sprawia, że Europa politycznie jest coraz mniej bezpieczna, bo wzrasta nasza zależność od Chin.

Dysonans poznawczy, z jakim funkcjonuje Zielony Ład – walka ze zmianami klimatycznymi poprzez poświęcenie bezpieczeństwa – jest oszałamiający. Wygląda na to, że europejscy przywódcy wprawdzie doświadczyli koszmarnych lekcji płynących ze świadomego uzależnienia od gazu z Rosji, ale nie wyciągnęli żadnych wniosków. Brną ponownie w uzależnienie, tym razem od komunistycznych Chin. Choć wcale nie wykluczam, że w ramach powrotu do dywersyfikacji energetycznej znowu będą na wielką skalę sprowadzać rosyjski gaz. Bo tani! Nieoficjalnie w Niemczech i Austrii głosów „za powrotem do rosyjskiego gazu” jest bardzo wiele. 

Przesłanki, na których zbudowano Europejski Zielony Ład, są przepełnione pobożnymi życzeniami. Na początek, nawet jeśli UE zrealizuje swój niemożliwy do osiągnięcia cel, jakim jest neutralność emisyjna netto do 2050 r. (a mam co do tego poważne wątpliwości), spadek ten prawdopodobnie będzie miał jedynie marginalny wpływ na klimat na świecie. Jest to rzeczywistość, do której UE przyznała się dość dawno. Jeden z wiceprzewodniczących UE zauważył: „Aby uporać się ze zmianami klimatycznymi, Europa może zrobić bardzo niewiele, ponieważ Europa generuje jedynie około 9% emisji”. 

Właśnie Chiny są zdecydowanie największym producentem emisji na świecie – w 2021 r. wyprodukowały tyle dwutlenku węgla, co Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Indie i Japonia razem wzięte. To się nie zmieni, ponieważ gdy Stany Zjednoczone i Europa starają się mniej lub bardziej ograniczyć emisje gazów cieplarnianych, te emisje w Chinach i Indiach wręcz eksplodują. Krętactwo polityków i większości mediów europejskich jest przy tym bezgraniczne – serwują obywatelom krajów UE powalającą informację, że to w Chinach jest największa na świecie produkcja energii z wiatru i słońca. Ilościowo to prawdopodobne, ale to tylko uzupełnienie o 12% chińskiego bilansu energetycznego. Chiny nie zwiększą swojej produkcji zielonej energii, bo byłoby to zbyt kosztowne, a w chińskim marszu po opanowanie światowej gospodarki liczy się każdy juan czy dolar. 

Pomijając oczywiste wady Zielonego Ładu podyktowane przez ideologię, istnieją istotne kwestie bezpieczeństwa, których w ramach zielonej transformacji Europy nie uwzględniono. Rzeczywistość jest taka, że Chiny dominują w sektorze produkcji wszystkich urządzeń, maszyn i wyposażenia dla zielonej energetyki. M.in. Chiny w skali światowej produkują ponad 80% paneli słonecznych, a siedmiu z dziesięciu największych producentów turbin wiatrowych to firmy chińskie. Chiny są także kluczowym dostawcą surowców dla sektora OZE i – co ważne – metali ziem rzadkich, które są niezbędne w wielu ekologicznych technologiach, takich jak baterie. A to są produkty, których UE desperacko potrzebuje, aby realizować Zielony Ład. 

Ta zależność od Chin będzie nadal rosnąć wraz ze wzrostem zapotrzebowania na zielone technologie. Na przykład niemieckie Wspólne Centrum Badawcze oszacowało, że roczne zapotrzebowanie UE na surowce krytyczne do turbin wiatrowych wzrośnie do 15 razy w ciągu następnych trzech dekad. Ogólnie rzecz biorąc, Komisja Europejska spodziewa się, że zapotrzebowanie Europy na surowce, produkty i elementy sprowadzane z Chin do 2050 r. będzie dwu-, trzykrotnie większe. 

Czytaj także: Medialna cisza nad śmiercią migranta. Odsłaniamy podwójne standardy lewicowo-liberalnych mediów

Zielony Ład bezemisyjny, ale rujnująco kosztowny

Wszystkie elementy instalacji służących do wytwarzania energii odnawialnej wymagają wyjątkowo dużych wolumenów energii początkowej do ich wyprodukowania, przesłania i zainstalowania. Koszty planów UE są Więc przerażające – firma konsultingowa McKinsey & Company szacuje, że osiągnięcie neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla wyniesie 28 bln euro (30,7 bln dolarów). To pięciokrotność całego budżetu USA na rok budżetowy 2023. Ale jeszcze są inne gazy cieplarniane, tyle że żaden instytut nie chce ujawnić całego kosztu wyeliminowania wszystkich tych emisji. 

Częścią Zielonego Ładu UE jest uzgodniony w marcu 2024 r. plan, zgodnie z którym wszystkie samochody sprzedawane w Unii po 2035 r. będą „neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla”. UE ma nadzieję, że plan ten zostanie zrealizowany dzięki ogromnemu wzrostowi odsetka pojazdów elektrycznych na europejskich drogach. Samochody te będą jednak zasilane akumulatorami, które muszą być produkowane w Chinach, ponieważ w dużym stopniu opierają się na wspomnianych minerałach ziem rzadkich wydobywanych lub przetwarzanych w Chinach. To kolejne zwiększenie zależności energetycznej Europy od Chin. Tymczasem Chiny to energetyka węglowa. W ubiegłym roku Chiny zaplanowały oddawanie dwóch nowych elektrowni węglowych tygodniowo przez następne pięć lat.

'Przemilczany jest zarówno w Polsce, jak i w UE fakt, że niezależnie od planu na rzecz zielonej przyszłości Europa nie będzie mogła polegać wyłącznie na odnawialnych źródłach energii. Zielony Ład nie jest w stanie zaspokoić europejskich potrzeb energetycznych. W dającej się przewidzieć przyszłości UE będzie w dalszym ciągu w dużym stopniu zależna od paliw kopalnych. W 2021 r. 20% energii elektrycznej w UE zostało wytworzone w drodze spalania gazu ziemnego, a 14% z węgla. Największy udział – 25% – miała energia wyprodukowana w blokach jądrowych. Energia wodna i wiatrowa (po 13%) oraz energia słoneczna (6%) pozostały daleko z tyłu. Jednak ekipa rządząca UE nieustępliwie walczy, aby Europa pogrążyła się w trwałym blackoucie Zielonego Ładu, gdy zrealizowany zostanie zakaz stosowania paliw kopalnych.  
 

Tekst ukazał się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach. 

Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe