Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Dzień po - raki

Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      
      Polska ogłosiła, że jednak nie kupimy od Francuzów helikopterów, bo francuska oferta się Polsce nie podoba, Francuzi się obrazili, i z wielu stron nadeszły głosy dwojakiego rodzaju. Przede wszystkim problem jest w tym, że skoro Francuzi są z nas niezadowoleni, stanowi to już ostateczny dowód na to, że rządy Prawa i Sprawiedliwości to dla Polski wstyd i hańba, no a poza tym, że skoro Francja nie zapewni Polakom miejsc pracy, to nam już tylko pozostanie praca na kasach w portugalskiej Biedronce. Oczywiście, czytelnicy tego bloga nie muszą słuchać moich mądrości, by wiedzieć, jak się sprawy mają, niemniej jednak, w związku z owym atakiem typowych antypolskich kompleksów, chciałbym przypomnieć swój stary dość, bo jeszcze z roku 2009, tekst o firmie o nazwie IKEA. Zachęcam.
 
 
      Jak już chyba tu wspominałem, jakiś czas temu dostałem od swojej żony polecenie pomalowania jednego z naszych pokoi. Ponieważ pokój jest bardzo duży i wysoki, a ja… jak by to powiedzieć… do tego typu prac domowych nie mam szczególnych predyspozycji, kontuzję, która mi się w międzyczasie przytrafiła, przyjąłem z pewną ulgą. Jak wszyscy jednak wiemy, wszystko dobre kiedyś się kończy, więc trzeba było się wziąć za tę drabinę i efekt jest taki, że mogę kogo trzeba poinformować, że pokój jest pomalowany. Prawie. W każdym razie byłby pomalowany już wczoraj, gdyby nie Święto Wniebowzięcia, względnie dzisiaj, gdyby nie niedziela. Nieważne. Do czego zmierzam? Otóż w czasie malowania, potłukłem dwa z całej kupy starych, oprawionych w ramki zdjęć, które moja żona zawiesiła na ścianie naszego pokoju, żeby było ładnie. Ponieważ zdjęcia mają wisieć w komplecie, postanowiłem dziś pojechać do sklepu IKEA, z którego oferty niekiedy korzystamy, i zakupić dwie ramki. Ramki z IKEI to wprawdzie tylko ramki z IKEI, ale coś trzeba było zrobić. Choćby prowizorycznie. Więc, jak mówię, pojechałem do IKEI po ramki.
      Jestem pewien, że większość osób, które czyta te teksty, doskonale wie, czym jest IKEA, począwszy od najbardziej generalnej informacji, a skończywszy na tym wszystkim, co się powszechnie określa, jako filozofię owego projektu. Jestem pewien również, że nawet wśród najwierniejszych klientów sklepu IKEA, jest mnóstwo takich, którzy już mieli okazję wielokrotnie wypowiedzieć wszystkie możliwe uwagi na temat tego co w tym czymś jest dobrego, jak i złego i nie jest im potrzebna jeszcze jedna dyskusja. Mimo to, chciałbym choć przez chwilę poopowiadać o tym, co czuję ja, za każdym razem, gdy odwiedzam ten szwedzki kombinat. Chciałbym podzielić się tymi refleksjami, choćby dlatego, że mam głębokie przekonanie, iż pewien aspekt tego całego wydarzenia, pozostaje często jakby zupełnie niezauważony. Mam na myśli patriotyzm. Patriotyzm szwedzki.
       Kiedy słowo ‘ patriotyzm’ pojawia się w naszych rozmowach, najczęściej myślimy o patriotyzmie Amerykanów, Rosjan, może Francuzów, być może Włochów, no i oczywiście przede wszystkim o patriotyzmie naszym, polskim. Odnoszę przy tym wrażenie, że z jakiegoś powodu, o pewnych narodach tradycyjnie nie myślimy w tego typu kategoriach. Kraje takie jak Holandia, czy Dania, czy Norwegia, czy właśnie Szwecja, robią wrażenie zbyt zimnych, czystych, zbyt może emocjonalnie sterylnych, byśmy chcieli oczekiwać od nich jakiejś szczególnej narodowej identyfikacji. I oto, zachodzę do szwedzkiego sklepu IKEAi widzę Szwecję. Od początku do końca, od wejścia do wyjścia, wręcz od samego logo firmy po najdrobniejszy napis w przejściach, widzę Szwecję. Mało tego, wszędzie widzę szwedzki język. Każdy najdrobniejszy mebel, każdy najmniejszy fragment wyposażenia domu, którym handluje IKEA ma szwedzką nazwę. A co najciekawsze, każda z tych nazw, z jednej strony, brzmi dla nas kompletnie obco – Grevbäck, Aspvik, Smådal, Bestå Burs – a z drugiej strony, nikt z nas się ani nie dziwi, ani niecierpliwi; wręcz przeciwnie – uważa, że tak własnie ma być, bo to właśnie jest Szwecja. I trudno przecież, żeby było inaczej.
       I myślę sobie, jak by to było, gdyby u nas, w Polsce pojawił się ktoś tak zdolny, tak zdeterminowany, i – jak przypuszczam – tak kochający ten nasz kraj i tę nasza kulturę, by wypromować coś podobnego na podobną skalę, jak to zrobił Ingvar Kamprad, twórca IKEI, mieszkaniec wioski o nazwie Elmtaryd leżącej gdzieś w Szwecji, w parafii (tak, w parafii!) Agunnaryd. Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      Oczywiście nie jestem aż tak naiwny, żeby nie wiedzieć, co się lęgnie w tym momencie w wielu pochylonych nad moim tekstem głowach. Doskonale znam i te nastroje i te kompleksy i również tę niezwykłą przebiegłość, które niektórym, z całą pewnością, będą kazały na te moje słowa zareagować okrzykiem: „Ależ z czym do świata? Gdzie Polska, gdzie Szwecja? Zapomnijmy! My Polacy? Do sprzątania u bauera, co najwyżej!” I od razu zatem powiem. Nie ma zgody. To w ogóle nie o to chodzi. Nie ma absolutnie jednego dowodu na to, że Szwedom było łatwiej, albo że oni byli mądrzejsi, albo że im bardziej sprzyjał los. A nawet jeśli ktoś mi pokaże takie dowody, to ja i tak zmierzam do czegoś kompletnie jeszcze innego. Ja chcę porozmawiać o Polsce teraz i o tym, co dzisiejsza Polska – skoro już najcięższy czas z pozoru ma już za sobą – może ze sobą zrobić i jaką drogę do przyszłości może wybrać. A przede wszystkim o tym, co w tej sprawie, żeby jakoś tej naszej Polsce pomóc, mają zamiar zrobić ci wszyscy, których uczucia do Polski zawierają się w całości we wzruszeniu ramion i pogardliwie wykrzywionym uśmiechu. Ci wszyscy, którzy zapytani o Polskę i o szanse dla Polski, potrafią jedynie patrzeć z cielęcym uwielbieniem na Europę i pilnować, żeby ani jedna część z ich podatków, nie poszła „na tych, cholera, panie, nierobów!”
      Byłem dziś w tej IKEI, kupić ramki i, przy okazji, zaszedłem – z synem moim i swoim bratem – do tej ich restauracji. Na miejscu był tłok niezwykły, bo to raz, że niedziela, a dwa, że – jak się okazuje – Szwedzi mają dziś święto jedzenia raków. Właśnie tak. Dziś podobno Szwedzi jedzą raki i się bawią. Przyszły więc te tłumy, każdy kto sobie zażyczył, dostał talerz z jednym rakiem, kilkoma krewetkami i jakimś sosem. Rak, choć do jedzenia nie nadawał się w ogóle, wyglądał pięknie, krewetki prawie tak samo pięknie, a na dodatek z boku siedziała grupa poprzebieranych w ludowe stroje muzyków – jak to w charakterystyczny dla siebie sposób, określił mój brat, „szwedzkich moherów” – i grali i śpiewali do tych raków. A ja widziałem współczesną Szwecję, nowoczesną Europę i myślałem (smutny jak cholera) o gołąbkach, o bigosie i o wielkości, od której wielu z nas, w najbardziej idiotyczny sposób, postanowiło się odwrócić, bo paru sprytnych szarlatanów im wmówiło, że to żadna wielkość.
      I teraz, kiedy zaczynam ten nowy akapit, jestem – cholera – już bardzo zdenerwowany. Ledwo wczoraj, mieliśmy potrójne święto. Wielkie sierpniowe święto Wniebowzięcia NMP, wspaniałą rocznicę Cudu nad Wisła, no i – tak akurat się złożyło – urodziny Anny Walentynowicz. I akurat w tym dniu cała publiczna domena otaczająca ten dumny i wielki naród, wypełniona była, od rana do wieczora, koncertem jednej nędznej piosenkarki, której cały sukces widać w pełnym świetle dopiero dziś, kiedy już te smutne 70 tys. ogłupiałych fanów jakoś dotarło do swoich domów i jedyne co im pozostało, to dreptać w kółko i powtarzać sobie, ze owszem, było zawodowo. Szkoda tylko, że tak jakoś bez duszy i bez tego czegoś. No i że ich królowa jakoś nie zauważyła tych tysięcy białych serduszek, które oni tak pełni nadziei cały miniony piątek wycinali. I nagle okazuje się, że jedyni, którzy tak naprawdę mogą się czuć dziś mocno, to ci, którzy jeszcze raz osiągnęli swój czarny cel. Z miłości do czego? Nie wiem. Może do raków. Najgorsze, że nawet nie swoich.
 
Zapraszam wszystkich do księgarni na stronę www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki, w tym ta najnowsza, z listami od ś.p. Zyty Gilowskiej.
 

 

POLECANE
Stanowski odpowiada na nową zaczepkę Wysockiej-Schnepf Wiadomości
Stanowski odpowiada na nową zaczepkę Wysockiej-Schnepf

Spór między Dorotą Wysocką-Schnepf a Krzysztofem Stanowskim wchodzi w kolejną fazę. Dziennikarka TVP w likwidacji zapowiedziała pozwy przeciwko twórcy Kanału Zero, Robertowi Mazurkowi oraz innym osobom. Argumentowała, że jej 14-letni syn stał się celem „piętnowania”. Stanowski szybko odpowiedział, nie raz i to w ostrych słowach.

Gratka dla miłośników astronomii. Czeka nas kosmiczny spektakl Wiadomości
Gratka dla miłośników astronomii. Czeka nas kosmiczny spektakl

12 sierpnia 2026 r. niebo nad Europą rozświetli jedno z najbardziej wyjątkowych zjawisk astronomicznych. Po raz pierwszy od 27 lat mieszkańcy kontynentu będą mogli zobaczyć całkowite zaćmienie Słońca. Już dziś w miejscach, gdzie zjawisko będzie najbardziej efektowne, turyści rezerwują noclegi z rocznym wyprzedzeniem.

Nie żyje biskup Antoni Dydycz z ostatniej chwili
Nie żyje biskup Antoni Dydycz

Informację o śmierci bp Antoniego Dydycza przekazała kuria diecezjalna w Drohiczynie

Tajemnicze beczki na dnie Pacyfiku. Zaskakujące wyniki badań Wiadomości
Tajemnicze beczki na dnie Pacyfiku. Zaskakujące wyniki badań

Na dnie Oceanu Spokojnego, niedaleko Los Angeles, naukowcy natrafili na niepokojące zjawisko. Wokół beczek zatopionych kilkadziesiąt lat temu zaczęły powstawać charakterystyczne białe aureole.

Polacy ocenili rekonstrukcję rządu Tuska. Sondaż nie pozostawia złudzeń Wiadomości
Polacy ocenili rekonstrukcję rządu Tuska. Sondaż nie pozostawia złudzeń

23 lipca premier Donald Tusk ogłosił nowy skład Rady Ministrów. Następnego dnia prezydent Andrzej Duda wręczył nominacje nowym ministrom. Rząd został „odchudzony” - liczba ministrów zmniejszyła się z 26 do 21, a dodatkowo powołano dwa duże „superresorty”: energii oraz finansów i gospodarki. Zmiany objęły także kluczowe stanowiska, w tym resorty zdrowia, sprawiedliwości, rolnictwa, sportu i kultury. Nowym wicepremierem odpowiedzialnym za politykę zagraniczną został szef MSZ Radosław Sikorski.

Niepokojąca fala przemocy w Berlinie. Kolejna ofiara ataku nożem Wiadomości
Niepokojąca fala przemocy w Berlinie. Kolejna ofiara ataku nożem

W centrum Berlina doszło do tragicznego ataku. W piątek wieczorem grupa około 15 osób napadła na trzech młodych mężczyzn w pobliżu Forum Humboldtów. Ofiarą był 20-letni Syryjczyk. Choć próbowano go reanimować i trafił na intensywną terapię, lekarzom nie udało się uratować mu życia. Dwaj jego towarzysze, w wieku 22 i 23 lat, doznali jedynie lekkich obrażeń.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie

Jak informuje IMGW, Europa zachodnia, centralna i północna będzie pod wpływem niżów z ośrodkami w rejonie Wysp Brytyjskich i Szwecji oraz związanymi z nimi frontami atmosferycznymi. Na pozostałym obszarze pogodę kształtować będą wyże znad zachodniego Atlantyku i Rosji. Nad Polskę nasunie się zatoka związana z niżem z ośrodkiem w rejonie Wysp Brytyjskich z układem frontów atmosferycznych. Napływać będzie polarna morska masa powietrza, od zachodu kraju cieplejsza.

Nie żyje były mistrz świata w boksie Wiadomości
Nie żyje były mistrz świata w boksie

Świat sportu pogrążył się w smutku. Nie żyje Ricky Hatton, były mistrz świata federacji IBF i WBA. Zmarł w wieku 46 lat. Jego ciało zostało znalezione w domu w Hyde w hrabstwie Greater Manchester - poinformowała policja. Bokser kilka tygodni temu zapowiadał powrót na ring.

Prezydent podpisał postanowienie ws. zagranicznych wojsk w Polsce z ostatniej chwili
Prezydent podpisał postanowienie ws. zagranicznych wojsk w Polsce

Prezydent Karol Nawrocki podpisał postanowienie o wyrażeniu zgody na pobyt na terytorium RP komponentu wojsk obcych Państw-Stron Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego, jako wzmocnienie RP w ramach operacji „Eastern Sentry” - poinformowało w niedzielę Biuro Bezpieczeństwa Narodowego na platformie X.

Niebezpieczne zdarzenie na krakowskim lotnisku. Loty przekierowane do Katowic z ostatniej chwili
Niebezpieczne zdarzenie na krakowskim lotnisku. Loty przekierowane do Katowic

Samolot Enter Air lecący z Antalyi podczas lądowania na lotnisku Kraków Airport wypadł z pasa. Lotnisko wstrzymało przyloty i odloty. Zdołano już ewakuować wszystkich pasażerów

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Dzień po - raki

Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      
      Polska ogłosiła, że jednak nie kupimy od Francuzów helikopterów, bo francuska oferta się Polsce nie podoba, Francuzi się obrazili, i z wielu stron nadeszły głosy dwojakiego rodzaju. Przede wszystkim problem jest w tym, że skoro Francuzi są z nas niezadowoleni, stanowi to już ostateczny dowód na to, że rządy Prawa i Sprawiedliwości to dla Polski wstyd i hańba, no a poza tym, że skoro Francja nie zapewni Polakom miejsc pracy, to nam już tylko pozostanie praca na kasach w portugalskiej Biedronce. Oczywiście, czytelnicy tego bloga nie muszą słuchać moich mądrości, by wiedzieć, jak się sprawy mają, niemniej jednak, w związku z owym atakiem typowych antypolskich kompleksów, chciałbym przypomnieć swój stary dość, bo jeszcze z roku 2009, tekst o firmie o nazwie IKEA. Zachęcam.
 
 
      Jak już chyba tu wspominałem, jakiś czas temu dostałem od swojej żony polecenie pomalowania jednego z naszych pokoi. Ponieważ pokój jest bardzo duży i wysoki, a ja… jak by to powiedzieć… do tego typu prac domowych nie mam szczególnych predyspozycji, kontuzję, która mi się w międzyczasie przytrafiła, przyjąłem z pewną ulgą. Jak wszyscy jednak wiemy, wszystko dobre kiedyś się kończy, więc trzeba było się wziąć za tę drabinę i efekt jest taki, że mogę kogo trzeba poinformować, że pokój jest pomalowany. Prawie. W każdym razie byłby pomalowany już wczoraj, gdyby nie Święto Wniebowzięcia, względnie dzisiaj, gdyby nie niedziela. Nieważne. Do czego zmierzam? Otóż w czasie malowania, potłukłem dwa z całej kupy starych, oprawionych w ramki zdjęć, które moja żona zawiesiła na ścianie naszego pokoju, żeby było ładnie. Ponieważ zdjęcia mają wisieć w komplecie, postanowiłem dziś pojechać do sklepu IKEA, z którego oferty niekiedy korzystamy, i zakupić dwie ramki. Ramki z IKEI to wprawdzie tylko ramki z IKEI, ale coś trzeba było zrobić. Choćby prowizorycznie. Więc, jak mówię, pojechałem do IKEI po ramki.
      Jestem pewien, że większość osób, które czyta te teksty, doskonale wie, czym jest IKEA, począwszy od najbardziej generalnej informacji, a skończywszy na tym wszystkim, co się powszechnie określa, jako filozofię owego projektu. Jestem pewien również, że nawet wśród najwierniejszych klientów sklepu IKEA, jest mnóstwo takich, którzy już mieli okazję wielokrotnie wypowiedzieć wszystkie możliwe uwagi na temat tego co w tym czymś jest dobrego, jak i złego i nie jest im potrzebna jeszcze jedna dyskusja. Mimo to, chciałbym choć przez chwilę poopowiadać o tym, co czuję ja, za każdym razem, gdy odwiedzam ten szwedzki kombinat. Chciałbym podzielić się tymi refleksjami, choćby dlatego, że mam głębokie przekonanie, iż pewien aspekt tego całego wydarzenia, pozostaje często jakby zupełnie niezauważony. Mam na myśli patriotyzm. Patriotyzm szwedzki.
       Kiedy słowo ‘ patriotyzm’ pojawia się w naszych rozmowach, najczęściej myślimy o patriotyzmie Amerykanów, Rosjan, może Francuzów, być może Włochów, no i oczywiście przede wszystkim o patriotyzmie naszym, polskim. Odnoszę przy tym wrażenie, że z jakiegoś powodu, o pewnych narodach tradycyjnie nie myślimy w tego typu kategoriach. Kraje takie jak Holandia, czy Dania, czy Norwegia, czy właśnie Szwecja, robią wrażenie zbyt zimnych, czystych, zbyt może emocjonalnie sterylnych, byśmy chcieli oczekiwać od nich jakiejś szczególnej narodowej identyfikacji. I oto, zachodzę do szwedzkiego sklepu IKEAi widzę Szwecję. Od początku do końca, od wejścia do wyjścia, wręcz od samego logo firmy po najdrobniejszy napis w przejściach, widzę Szwecję. Mało tego, wszędzie widzę szwedzki język. Każdy najdrobniejszy mebel, każdy najmniejszy fragment wyposażenia domu, którym handluje IKEA ma szwedzką nazwę. A co najciekawsze, każda z tych nazw, z jednej strony, brzmi dla nas kompletnie obco – Grevbäck, Aspvik, Smådal, Bestå Burs – a z drugiej strony, nikt z nas się ani nie dziwi, ani niecierpliwi; wręcz przeciwnie – uważa, że tak własnie ma być, bo to właśnie jest Szwecja. I trudno przecież, żeby było inaczej.
       I myślę sobie, jak by to było, gdyby u nas, w Polsce pojawił się ktoś tak zdolny, tak zdeterminowany, i – jak przypuszczam – tak kochający ten nasz kraj i tę nasza kulturę, by wypromować coś podobnego na podobną skalę, jak to zrobił Ingvar Kamprad, twórca IKEI, mieszkaniec wioski o nazwie Elmtaryd leżącej gdzieś w Szwecji, w parafii (tak, w parafii!) Agunnaryd. Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      Oczywiście nie jestem aż tak naiwny, żeby nie wiedzieć, co się lęgnie w tym momencie w wielu pochylonych nad moim tekstem głowach. Doskonale znam i te nastroje i te kompleksy i również tę niezwykłą przebiegłość, które niektórym, z całą pewnością, będą kazały na te moje słowa zareagować okrzykiem: „Ależ z czym do świata? Gdzie Polska, gdzie Szwecja? Zapomnijmy! My Polacy? Do sprzątania u bauera, co najwyżej!” I od razu zatem powiem. Nie ma zgody. To w ogóle nie o to chodzi. Nie ma absolutnie jednego dowodu na to, że Szwedom było łatwiej, albo że oni byli mądrzejsi, albo że im bardziej sprzyjał los. A nawet jeśli ktoś mi pokaże takie dowody, to ja i tak zmierzam do czegoś kompletnie jeszcze innego. Ja chcę porozmawiać o Polsce teraz i o tym, co dzisiejsza Polska – skoro już najcięższy czas z pozoru ma już za sobą – może ze sobą zrobić i jaką drogę do przyszłości może wybrać. A przede wszystkim o tym, co w tej sprawie, żeby jakoś tej naszej Polsce pomóc, mają zamiar zrobić ci wszyscy, których uczucia do Polski zawierają się w całości we wzruszeniu ramion i pogardliwie wykrzywionym uśmiechu. Ci wszyscy, którzy zapytani o Polskę i o szanse dla Polski, potrafią jedynie patrzeć z cielęcym uwielbieniem na Europę i pilnować, żeby ani jedna część z ich podatków, nie poszła „na tych, cholera, panie, nierobów!”
      Byłem dziś w tej IKEI, kupić ramki i, przy okazji, zaszedłem – z synem moim i swoim bratem – do tej ich restauracji. Na miejscu był tłok niezwykły, bo to raz, że niedziela, a dwa, że – jak się okazuje – Szwedzi mają dziś święto jedzenia raków. Właśnie tak. Dziś podobno Szwedzi jedzą raki i się bawią. Przyszły więc te tłumy, każdy kto sobie zażyczył, dostał talerz z jednym rakiem, kilkoma krewetkami i jakimś sosem. Rak, choć do jedzenia nie nadawał się w ogóle, wyglądał pięknie, krewetki prawie tak samo pięknie, a na dodatek z boku siedziała grupa poprzebieranych w ludowe stroje muzyków – jak to w charakterystyczny dla siebie sposób, określił mój brat, „szwedzkich moherów” – i grali i śpiewali do tych raków. A ja widziałem współczesną Szwecję, nowoczesną Europę i myślałem (smutny jak cholera) o gołąbkach, o bigosie i o wielkości, od której wielu z nas, w najbardziej idiotyczny sposób, postanowiło się odwrócić, bo paru sprytnych szarlatanów im wmówiło, że to żadna wielkość.
      I teraz, kiedy zaczynam ten nowy akapit, jestem – cholera – już bardzo zdenerwowany. Ledwo wczoraj, mieliśmy potrójne święto. Wielkie sierpniowe święto Wniebowzięcia NMP, wspaniałą rocznicę Cudu nad Wisła, no i – tak akurat się złożyło – urodziny Anny Walentynowicz. I akurat w tym dniu cała publiczna domena otaczająca ten dumny i wielki naród, wypełniona była, od rana do wieczora, koncertem jednej nędznej piosenkarki, której cały sukces widać w pełnym świetle dopiero dziś, kiedy już te smutne 70 tys. ogłupiałych fanów jakoś dotarło do swoich domów i jedyne co im pozostało, to dreptać w kółko i powtarzać sobie, ze owszem, było zawodowo. Szkoda tylko, że tak jakoś bez duszy i bez tego czegoś. No i że ich królowa jakoś nie zauważyła tych tysięcy białych serduszek, które oni tak pełni nadziei cały miniony piątek wycinali. I nagle okazuje się, że jedyni, którzy tak naprawdę mogą się czuć dziś mocno, to ci, którzy jeszcze raz osiągnęli swój czarny cel. Z miłości do czego? Nie wiem. Może do raków. Najgorsze, że nawet nie swoich.
 
Zapraszam wszystkich do księgarni na stronę www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki, w tym ta najnowsza, z listami od ś.p. Zyty Gilowskiej.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe