Tadeusz Płużański: Generał Kukliński – bohater na pokolenia
Misja pułkownika Kuklińskiego wpisuje się w dalszą wojnę Polaków z Sowietami i ich miejscowymi sługusami. Po stłumieniu ostatniego polskiego powstania: powstania Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych mamy poznański czerwiec 1956 r., rok 1976, wybuch i karnawał Solidarności, przerwany wprowadzeniem stanu wojennego. Nieprzypadkowo płk Kukliński został potem honorowym członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK i "Solidarności".
Niezłomność to postawa
Żołnierze Wyklęci/Niezłomni nie uznawali Armii Czerwonej za wyzwolicieli. Walczyli w latach 1944-1954, a właściwie - żeby być precyzyjnym - w latach 1939-1963. Przecież większość z nich poszła na wojnę w tragicznym wrześniu, a ostatni zginął w walce w 1963 r. Szczególnie pod koniec swojej misji walczyli samotnie. Ryzykowali nie tylko życiem własnym, ale i rodzin. I pułkownikowi w odstępie kilku miesięcy czerwoni zabili obu synów.
Ale nawet ostatni żołnierz II konspiracji niepodległościowej: Józef Franczak "Lalek" nie jest ostatnim. Kukliński zaczął współpracę z Amerykanami niecałe 10 lat później: w 1972 r. Współpracował kolejne 10 lat - z PRL-u uciekł 7 listopada 1981 r., dokładnie w rocznicę bolszewickiej rewolucji.
Ale nawet Kukliński nie jest de facto ostatnim polskim Niezłomnym. Bo przecież był jeszcze Jan Paweł II, ks. Popiełuszko i wielu innych. Ktoś powie: nie walczyli z bronią w ręku. Jednak Wyklęci/Niezłomni to nie tylko ci, którzy prowadzili walkę partyzancką - jak "Łupaszka" czy "Zapora". Witold Pilecki czy Emil Fieldorf nie dowodzili oddziałami. Rotmistrz prowadził działalność polityczną, wywiadowczą. Generał chciał nawet rozpocząć normalne, cywilne życie. Ale tu chodzi o coś innego: nie o formę walki, ale jej o cel. A tym - w każdym wypadku - był antykomunizm i odzyskanie wolności i niepodległości. Niezłomność to postawa.
Represje
To, co łączy Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych i Kuklińskiego to represje, jakie spadły na niego ze strony imperium zła. Ze względu na istotę jego misji, na to, jak bardzo zaszkodził czerwonym i pokrzyżował ich plany, chcieli go zlikwidować, jak zlikwidowali wcześniej Pileckiego czy Fieldorfa.
Ścigany, ostatecznie skazany zaocznie na karę śmierci w 1984 r. Ale też na degradację i konfiskatę mienia - jak inni Wyklęci/Niezłomni.
Ale komuna nie tylko fizycznie ich wyeliminowała. Czerwoni oprawcy dokonali kolejnej zbrodni: zabicia pamięci o nich, czyli właśnie wyklęcia. Jeśli mówiono o nich, to wyłącznie jako o bandytach i zdrajcach. Tak samo jak później o Kuklińskim. I byłby faktycznie zdrajcą, gdyby wiedzy, jaką miał o III wojnie światowej, nie przekazał wolnemu światu.
III Rzeczpospolita
W III RP (PRL-bis) trwało dalsze systemowe dezawuowanie Kuklińskiego. W najlepsze panoszyło się kłamstwo komunistyczno-urbanowe, które przeniosło się głównie na łamy "GW". Dla tego środowiska Jaruzelski i Kiszczak to autorytety, "ludzie honoru", a Kukliński - odwrotnie. Jak konkretnie wygląda to kłamstwo ws. płk. Kuklińskiego? Że do Amerykanów nie zgłosił się sam, ale został zwerbowany. Że jego rola jest przeceniana, bo wcale nie miał dostępu do tajemnic (inaczej mówią o nim sami Sowieci, z marszałkiem Wiktorem Kulikowem, głównodowodzącym Układu Warszawskiego na czele). W końcu, że był podwójnym agentem, i że o planach stanu wojennego nie poinformował opozycji.
A co mówił o tym sam Kukliński: "Ujawnienie przeze mnie planów uderzenia nie mogło ich w żadnym stopniu udaremnić lub choćby opóźnić. Mogło je tylko przyśpieszyć". Kukliński zauważał, że "jeśliby Solidarność uwierzyła w to ostrzeżenie, wówczas niemal na pewno doszłoby do natychmiastowego ogłoszenia strajku generalnego, a w konsekwencji do zorganizowanego oporu w setkach fabryk, zakładów pracy i uczelni. Wiedziałem, że w takiej sytuacji... musiałoby nastąpić uderzenie sił pancernych, przede wszystkim czołgów; że wreszcie przy ewentualnym powszechnym oporze ludności, sił polskich byłoby za mało i na pewno do akcji wkroczyłyby również pozostające w strategicznych rezerwach dywizje radzieckie".
Efekt kłamstw jest taki, że Kukliński budzi kontrowersje do dziś, nawet w szeroko pojętym obozie niepodległościowym. Wciąż więcej Polaków lepiej ocenia Jaruzelskiego niż Kuklińskiego. Ale III RP to też plusy. 25 maja 1995 r. wyrok na Kuklińskiego został uchylony. Rok później niestety ponownie podjęto śledztwo i rozesłano listy gończe. To pochodna okrągłostołowego klimatu i złego prawa. Ostatecznie śledztwo umorzono dopiero w 1997 r.
W maju 1998 r. Ryszard Kukliński pierwszy i ostatni raz odwiedził Polskę. To, jak o wizycie pisały media prawicowe i lewicowe, świadczy o podziale w naszym kraju - podziale na homo sovieticus i niepodległościowców. "Gazeta Polska" relacjonowała: "Przyjechał do Polski człowiek wielki, bohater, jakiego nie było od lat, człowiek, który uratował nie tylko Europę, ale i być może świat przed zagładą nuklearną". A w ówczesnym "Życiu" Jacek Trznadel napisał: "Pokazał, że jako człowiek jest osobowością dużego formatu. Żadnych zbędnych gestów i patetycznych słów, jeśli nie zaliczyć do nich, widocznych dla tłumów, odruchów wzruszenia".
Inaczej Jarosław Kurski i Paweł Smoleński w tekście w "GW" pod znamiennym tytułem "Pielgrzymka czy szopka?": "Gdyby zasady traktować dosłownie, bez oglądania się na meandry polskiej historii, pułkownik Kukliński zdradził".
Tak jak w wypadku innych Wyklętych/Niezłomnych oprawcy - ludzie, którzy tropili Kuklińskiego i skazali go, nie ponieśli żadnej kary. A tym razem byli to też Jaruzelski, Siwicki, Kiszczak. Bo czerwona junta, gdyby tylko mogła, bez wahania wykonałaby wyrok. I to Jaruzelski, a nie Kukliński, złamał przysięgę wojskową. W końcu też wypowiadał słowa: "Przysięgam Narodowi Polskiemu".
Uhonorowany?
III RP nie chciała go nie tylko uniewinnić, ale też uszanować. Bo gdy w krakowskim parku Jordana powstało popiersie pułkownika, zaczęło być oblewane farbą i obsmarowywane przez "GW". Z kolei warszawska Izba Pamięci Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, zagrożona zamknięciem przez prezydent Gronkiewicz-Waltz, została uratowana dzięki sprzeciwowi wielu środowisk patriotycznych. Owszem, powstają ulice, place, ronda jego imienia (najważniejsze są szkoły), ale Ryszard Kukliński zasłużył na pomniki w całej Polsce. I taki pomnik powstał teraz w Morawicy.
Dobrze, że powstał film "Jack Strong". I tu Kukliński ma przewagę - inni Wyklęci/Niezłomni wciąż czekają na filmy o sobie. Dobrze, że Kukliński został pochowany na Powązkach Wojskowych. Stało się to 19 czerwca 2004 r., kiedy - osobistą decyzją prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego - urna z prochami bohatera Polski i Ameryki spoczęła na samym początku Alei Zasłużonych. I tu rzecz charakterystyczna: na pogrzebie nie było nikogo z najwyższych władz III RP. Ale właściwie jak tu się dziwić, skoro prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem Marek Belka.
Ryszard Kukliński miał to szczęście, że nie został zakatowany gdzieś w kazamatach UB, Informacji Wojskowej czy NKWD i wrzucony do bezimiennego dołu śmierci. Wtedy - tak jak inni Żołnierze Wyklęci/Niezłomni - nie miałby swojego grobu.
Wygrywa z Jaruzelskim
Spór o pułkownika jest sporem o 45 lat naszej historii. O to, czy PRL była państwem polskim, czy niesuwerennym bytem, zależnym od ZSRS, którym rządziła z nadania i w interesie Kremla grupa uzurpatorów? I spór będzie wracał dopóty, dopóki nie doczekamy się jednoznacznej oceny PRL jako narzuconej siłą sowieckiej okupacji i nie rozliczymy winnych tamtych zbrodni. A najpierw nie nazwiemy rzeczy po imieniu. Bo w normalnym państwie to nie zdrajca i namiestnik okupanta byłby honorowany, ale człowiek, który z komuną walczył z narażeniem życia. Szczęśliwie szala przechyla się na stronę Kuklińskiego. On wygrywa walkę z Jaruzelskim. Tak jak Żołnierze Wyklęci/Niezłomni wygrywają ze swoimi oprawcami. To dlatego że Polska się budzi, przede wszystkim młodzież nie daje już sobie wciskać kłamstw.