Dr Rafał Brzeski: PiS kontra duch Rockefellera
Czaban argumentuje, że w opinii umawiających się mocarstw odpowiednie podsterowanie jesiennymi wyborami to za mało i teraz „trzeba wykorzenić PiS z NBP, mediów, prokuratury, nawet Banku Światowego. PiS musi być tak słaby, żeby nigdy nie mógł wygrać wyborów, bo inaczej trzeba by te wybory sfałszować”. Opcja taka w razie potrzeby bywa stosowana, ale niesie ryzyko potężnej kompromitacji, więc mocarstwa „wolą tego nie robić”.
Czytaj również: Małgorzata Wassermann: Przyczyny porażki trzeba przeanalizować i wyciągnąć wnioski
Niemieckie media: Znany niemiecki koncern karmi Polaków przeterminowaną czekoladą?
Pewne wydarzenie sprzed lat
Rozważania Czabana przypomniały mi wydarzenie sprzed lat, a konkretnie z pierwszego tygodnia października 1981 roku. Przyleciałem właśnie do USA z Polski, gdzie NSZZ „Solidarność” zmagał się z zastygającą w betonie Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, a ewentualne wkroczenie do gry wojska stawało się coraz bardziej realne. W odległym Nowym Jorku Solidarność i wiadomości z Polski były dzień w dzień na pierwszych stronach gazet i otwierały telewizyjne programy informacyjne. Szybko pochłonąłem stertę zebranej na mój przyjazd „alternatywnej prasy”, czyli broszurek, biuletynów, jednodniówek, ulotek, itp. publikacji, których wydawcy i autorzy, od maoistów na lewo po neofaszystów na prawo, szukali w Solidarności czegoś, co będzie pasować do ich idei. Po kilkunastu dniach zostałem zaproszony na zebranie „rady mieszkańców” wieżowca na Manhattanie, gdzie czasowo rezydowałem, która to rada powstała pod wpływem Solidarności, by prowadzić negocjacje z lokalnymi władzami samorządowymi i policją. Solidarnościowy wiatr wiał również w amerykańskim ruchu związkowym.
W takiej atmosferze mój przyjaciel, amerykański dziennikarz, przekazał mi pewnego dnia zaproszenie na lunch i rozmowę. Gospodarzem spotkania był Francois Sauzey, redaktor naczelny kwartalnika „Trialogue”, pisma The Trilateral Commission (Komisji Trójstronnej), międzynarodowej organizacji, którą jedni uważają za pomost między Europą Zachodnią, Ameryką Północną a Japonią, natomiast inni za „głęboki” rząd światowy globalistów. Energiczny Francois Sauzey był sekretarzem biura Trilateral Commission, jej rzecznikiem prasowym oraz motorem wszelakich imprez tej „intelektualnej śmietanki biznesu i sfer rządowych” świata, jak pisała agencja UPI. Uczestnikami spotkania byli jeszcze dwaj panowie, których Sauzey przedstawił mi jako ludzi ze sfer finansowych, doradców politycznych Davida Rockefellera. Nazwisk nie zapamiętałem, a szkoda.
Obaj panowie pytali, a Francois Sauzey podtrzymywał tylko rozmowę, co uratowało wymianę poglądów, gdyż jego koszmarny akcent francuski w amerykańskim angielskim sprawiał, że w najlepszym wypadku rozumiałem co trzecie słowo. Rozmowa była szczera, bez kluczenia, otwartym tekstem o sytuacji w Polsce, o polskim zadłużeniu, planowanej wizycie Lecha Wałęsy w USA, o wpływie Solidarności na amerykański ruch związkowy. W tym kontekście moi rozmówcy podkreślali oddziaływanie Niezależnego, Samorządnego Związku Zawodowego „S” jako potężnej siły o antysowieckim ostrzu, ale…
„Rozmontować” Solidarność
Tu padły słowa, które mrożą mnie do dzisiaj, ale pasują do rozważań Zygfryda Czabana. Moi rozmówcy spokojnie, bez owijania w bawełnę powiedzieli, że mieli koncepcję (mówili o niej w czasie przeszłym) rozmontowania ruchu „S” sowieckimi rękoma, ale Moskwa nie dawała się sprowokować, a więc „trzeba było znaleźć inne rozwiązanie”. To ostatnie stwierdzenie wryło mi się w pamięć i tkwi. Zimna logika interesów. Nie po to w połowie ubiegłego stulecia establishment amerykański rozbił przy pomocy mafii ruch związkowy w demokratycznych Stanach Zjednoczonych, aby kilkadziesiąt lat później odrodził się on pod wpływem organizacji pracowniczej z odległej Polski, gdzie skutecznie podgryzano komunistyczną tyranię. Kilka tygodni po moim spotkaniu w białych rękawiczkach ukręcono inicjatywę Biura Prasowego „S” w Nowym Jorku. Biuro miało dostarczać mediom amerykańskim wiadomości przysyłane dalekopisem przez placówki związkowe i Komisje Zakładowe „S” w Polsce. Niekontrolowany kanał informacji był nie na rękę establishmentom po obu stronach Atlantyku.
Nowojorska rozmowa wróciła echem w lutym 1981 roku podczas tak zwanej weryfikacji dziennikarzy Polskiego Radia. Moi weryfikatorzy użyli argumentu, że Solidarność pełna była szpiegów amerykańskich. Odparłem, że agentów CIA powinni szukać w swoich szeregach, gdyż przykład „S” działał w USA antysystemowo zarówno w ruchu związkowym, jak i poza nim. Popatrzyli na mnie jak na wariata i zakończyli weryfikację. Niebawem dostałem wymówienie z uwagi na „niezakwalifikowanie się do pracy w jednostce zmilitaryzowanej”.
Po rozpadzie bloku sowieckiego opowiadałem kilka razy o moim spotkaniu. Jedni pytali, czy oprócz mnie był obecny jeszcze ktoś z polskiej strony. Kiedy odpowiadałem, że nie, tracono zainteresowanie. Moja relacja odbiegała zanadto od przyjętej narracji o Amerykanach popierających Solidarność. Taktownie uznawano temat za wyczerpany, gdyż nie potrafiłem przedstawić nikogo ani żadnego dokumentu na potwierdzenie moich słów. Teraz nadal nie mam „kwitów” na uwiarygodnienie tego fragmentu historii NSZZ „Solidarność”, chyba że za legitymację uznać zaproszenie Wojciecha Jaruzelskiego przez Davida Rockefellera na lunch 11 września 1985 roku do nowojorskiego Rockefeller Center przy Piątej Alei. Finansista witał generała na chodniku przed wejściem, przez prawie dwie godziny rozmawiali tylko w obecności tłumaczy, gospodarz osobiście pokazał gościowi swą prywatną kolekcję obrazów wielkich mistrzów, po zakończeniu spotkania Rockefeller odwiózł Jaruzelskiego windą do wyjścia i odprowadził go aż do samochodu. Słowem kurtuazja nadzwyczajna. O czym rozmawiano? Czyżby bankier z najwyższej półki amerykańskiego establishmentu dziękował komunistycznemu generałowi za rozwiązanie kłopotu z pracowniczą Solidarnością, która stała się przykładem dla światowego ruchu związkowego? Trudno powiedzieć.
Po stronie polskiej nie sporządzono zapisu rozmowy. Po stronie amerykańskiej, jeśli sporządzono zapis, to nie ujawniono.